Rozdział 40 "Atak"
Luna
– Luna... – odezwał się Percy. – Nico nie żyje...
Docierało to do mnie. Wiedziałam, że to się stanie, ale sądziłam, że odbędzie się wolniej, że będziemy mieć więcej czasu na pożegnanie. A to się stało tak szybko...
Popatrzyłam na brata. Łzy również jemu spływały po policzkach.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy. Czas dla mnie się zatrzymał. Trzymałam dłoń Nica, ale czułam jak robi się zimna, a jego usta sine. Powoli do mnie docierało, że już nigdy go nie przytulę, nie usłyszę jego głosu i wszystko się skończyło...
Zemsta. Jedyne co mnie teraz obchodziło. Odnajdę Machaona i go zabiję. Nie wiem jak, ale zapłaci za to, że odebrał mi Nica. Może wstrzyknę mu truciznę albo będę torturować. Zrzucę go do Tartaru, niech walczy o życie. Zamorduję jego rodzinę. To że jest bogiem nie stanowi dla mnie problemu. On nie ma prawa żyć.
Tak jak ja bez Nica. Znam go krótko, ale stał się dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Dlaczego bogowie są tacy wyrodni? Nawet jego ojciec mu nie pomógł. Chociaż Hades pewnie by tylko zaszkodził.
A może to moja wina? Każdy kto bliżej mnie pozna, cierpi. Luke, Tori, Nico... Może to ja jestem niebezpieczna? Ja sprowadzam na wszystkich nieszczęście?
Percy złapał mnie za ramiona i próbował odciągnąć od przyjaciela. Wyrywałam mu się, nie chcąc puścić dłoni syna Hadesa.
Nagle poczułam dziwne ciepło na szyi. Łańcuszek, na którym wisiały perły od Posejdona palił, jakby ktoś trzymał go przy ogniu. Chciałam zerwać naszyjnik, kiedy dostałam olśnienia. "Będziesz wiedziała kiedy ich użyć."
Próbowałam odpiąć naszyjnik trzęsącymi się rękoma, ale po kilku nie udanych próbach zerwałam go z szyi. Zdjęłam z łańcuszka jedną z pereł, a dalej moje dłonie działały same, a ja nie wiedziałam co robię. Położyłam sobie głowę Nica na kolanach i otworzyłam jego usta. Nad nimi zmiażdżyłam perłę, z której wylał się białawy płyn. Zgniecioną skorupkę również włożyłam mu do buzi i zamknęłam usta.
Nie miałam pojęcia co wyprawiam, a z perspektywy Percy'ego musiało to wyglądać absurdalnie. Położyłam jedną dłoń na czole przyjaciela i zaczęłam się modlić do bogów, między innymi do ojca: "Mam nadzieję, że o to ci chodziło" - mówiłam. Cała się trzęsłam i nadal płakałam, szczególnie widząc, że mój rytuał nic nie dał. Głaskałam Nica po głowie, rozpaczając nad jego śmiercią.
– Luna, on oddycha! – wykrzyknął brat.
Spojrzałam na pierś syna Hadesa. Unosiła się i równo opadała. Nie mogłam w to uwierzyć. Czy Nico... żyje? Zmierzyłam mu puls w nadgarstku i go wyczułam. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, chyba ze szczęścia.
Nie miałam pojęcia co zrobić. Zostałam sparaliżowana i nie potrafiłam się ruszyć. Przyjaciel zaczął coś mruczeć i poruszać się. Percy zdjął z ramion plecak i wyciągnął ze środka butelkę z nektarem. Nalał mu trochę płynu do ust i jego skóra zaczęła dostawać kolorów.
– Nico, bogowie, żyjesz! – przytuliłam go, gdy usiadł.
To było takie niesamowite! Potrafiłam ożywiać zmarłych jak Jezus! Nadal się cała trzęsłam i płakałam, wtulając się w ramię chłopaka.
– Nico, jak się czujesz? – zapytał Percy.
– Dziwnie. – odparł. – Co się stało? Umarłem?
– Skąd wiesz?
– Byłem już na przystani u Charona. Ten akurat odpływał z pełną łodzią dusz, gdy nagle zawróciłem i zacząłem iść do światła. Ale jak...?
– Luna robiła jakieś czary-mary z perłami. – odpowiedział.
– Nico, byłam taka zrozpaczona. – szlochałam, zaciskając dłoń na jego czarnym T-shircie. – Przepraszam, że ci nie powiedziałam.
– Nie powiedziałaś o czym?
– Że umrzesz. Myślałam, że tak będzie lepiej...
– To ty wiedziałaś? – zdziwił się. – Mnie powiedział Hades.
– Kiedy?
– Śnił mi się.
Zapadła cisza, ale wcale mi nie przeszkadzała. Słyszałam bicie serca Nica, co dzisiaj mnie bardzo uspakajało. Dopiero planowałam zemstę na Machaonie i nie mogłam się pogodzić z utratą przyjaciela, a teraz tu był i, co najważniejsze, żył. Nadal się trzęsłam i nie potrafiłam się uspokoić.
– Coś cię boli? Czy czujesz działanie trucizny? – zadałam pytanie.
– Nie, nic mnie wreszcie nie boli. No może trochę głowa. Sądzę, że substancja znika, gdy osiągnie punkt krytyczny, żeby wrogowie nie mogli jej wybadać z trupów.
– Nie mów tak, nie chcę nic słyszeć o śmierci.
– Jestem synem Pana Śmierci, więc się przyzwyczai.
– Rozłóżmy może już namiot. – zdecydował Percy. – Jutro spotkamy się z dugą grupa i Harry stwierdzi na pewno czy trucizna nie zostawiła śladów. – poklepał Nica po ramieniu, na co ten nieco się wzdrygnął.
– Puścisz mnie? – spytał mnie przyjaciel.
– Nie. Teraz nie. Za dużego napędziłeś mi stracha. Nadal się trzęsę.
Westchnął ciężko. Podałam bratu namiot z torebki, sama nie ruszając się z miejsca. Trzymałam syna Hadesa, jakby miał mi zaraz uciec.
Przed oczami pojawił mi się nagle nóż i chłopak go dzierżący. Miał zrozpaczoną minę i szeptał "Przepraszam, Luna". Poczułam okropny rozrywający ból i czułam jak rozcina mi ramię.
Sceneria się zmieniła i widziałam pędzący samochód, a w nim dwóje bardzo podobnych do siebie dzieci, kilkuletniego chłopca i dziewczynkę, a prowadził starszy mężczyzna. Maluchy o coś się kłóciły, a dziadek wyprzedzał jadący przed nimi samochód. Nagle zza zakrętu wyjechało niespodziewanie auto i uderzyło w osobówkę. Ta została zepchnięta do rowu i zobaczyłam nieprzytomne dzieci i ich dziadka.
Oślepiający błysk i potężna siła odrzuciła mnie do tyłu. Przez siatkę ujrzałam ogromne płomienie. Czułam przerażający smutek i niedowierzanie.
Stałam przed dwoma wielkimi postaciami, które przybiły sobie piątkę. "Nie będzie bolało, Lunitko" powiedziała jedna z nich. Kolejna fala światła i poczułam jak upadam w czyjeś ramiona.
"Musisz nauczyć się jak robić dwie rzeczy naraz" strofowała mnie mama przed konkursem piękności. "Uśmiechać się i być ładną. No chyba, że dla ciebie to za dużo" skrzywiła się.
Ni z gruszki, ni z pietruszki, książka od Hekate dryfowała mi przed nosem, a wiatr pochodzący znikąd, przewracał stronice.
– Luna, nic ci nie jest? – Nico potrząsał mną, a ja zdałam sobie sprawę, że na chwilę odleciałam z tej rzeczywistości.
– Wszystko dobrze. – mrugnęłam kilka razy, by przegonić ostatnie strzępki wizji.
– Co tym razem widziałaś? – zapytał prosto z mostu.
– Coś dziwnego. Mniej trzymającego się kupy niż zwykle.
– Zastanawiam się, skąd masz te wizje. Co innego, gdybyś była dzieckiem Apolla, to widzenie fragmentów przyszłości jest uzasadnione.
– Jestem wypierdkiem natury, wiec nic nie powinno mnie dziwić. Zresztą, gdybym próbowała wszystko zrozumieć, dawno bym zwariowała.
Dzisiaj ja miałam wartę druga. Malowałam paznokcie, które były już takie brudne i zaniedbane, że nie wierzyłam, że mogłam do czegoś takiego dopuścić. Każdy ma jakiegoś bzika, a ja mam na punkcie dłoni. Włosy zwykle spinam w kitkę, noszę jeansy, a latem krótkie spodenki i nie pamiętam kiedy miałam ostatni raz na sobie spódnicę. Mogę być nawet chora, leżeć w szpitalu, ale zawsze mam manicure. Może to dziwne, ale gdybym miała umrzeć, to przynajmniej z porządnymi paznokciami.
Temat umierania, szczególnie dzisiaj, był mi wyjątkowo blisko. I nie tylko z powodu Nica, ale niepokoiło mnie coś jeszcze. "Najwięcej twoich wielkich decyzji czeka cię właśnie w pełnie" przypominał mi głos hipiski. Tak się składało, że jutro jest pełnia. Następnego dnia mamy się spotkać z drużyną Annabeth. Mam wrażenie, że stanie się coś złego.
W dodatku jedna z tych wizji dała mi do myślenia. Już wcześniej o tym myślałam, ale nie sądziłam, że to może się udać. A co jeśli znaleźć jakieś zaklęcia w książce od Hekate i użyć ich na Eris, ale kilka naraz? Jest boginią, a ja nie mogę wymówić ich dosłownie na raz, ale gdyby wyszeptać je bardzo szybko... Ale musiałabym to zrobić bardzo wyraźnie.
Przypomniało mi się, jak znalazłam w swojej bibliotece kupkę książek, które zostawił mi dziadek Eddie z dopiskiem "Przeczytaj w wolnej chwili". W jednej z nich było napisane, że tak jak z innymi mocami, wykorzystanie zbyt wielu zaklęć na raz może spowodować zmęczenie, a najgorszym przypadku spalenie lub wyparowanie. Za to nie wyraźna wymowa jest przyczyną odbicia się czaru, złego zadziałania albo tego, że kompletnie nic się nie stanie. Ale gdybym wykuła wszystkie słowa na pamięć i poćwiczyła ich wymowę z Nico, może by się udało. Może.
– Nie mogę się przyzwyczaić do twojej twarzy w okularach. – stwierdził Percy, wychodząc z namiotu.
– Wyglądam tak źle? – zapytałam, zakręcając buteleczkę z lakierem.
– Nie, po prostu inaczej. Jak Jason. Ale da się przyzwyczaić.
– Jak Jason? Nigdy nie widziałam go w okularach.
– Bo strasznie nie lubi ich nosić. Zakłada je tylko na misje.
Zdjęłam praski zegarek z szyi, na którym nadal było zaklęcie pobudzający i założyłam bratu na szyję. Od razu jego zaspane ciało dostało kopniaka i już tak nie słaniał się na nogach.
– Włosy znowu zmieniły kolor. – wskazał na moją głowę. – Takie chyba miałaś, gdy się poznaliśmy.
Wzięłam kitkę w rękę i zobaczyłam brązowe kłaki, które nieco się skręcały przez to, że dawno ich nie czesałam. Zawsze miałam mnóstwo luźnych, małych włosków, które i tym razem sterczały na boki mojej głowy.
– Stęskniłam się za nimi. – odparłam. – Nigdy mi się nie podobały, jednak wolę je niż burzę rudych loków czy trzy czarne włosy na krzyż. – wspominałam fryzury, przez które musiałam przejść w ostatnich tygodniach.
Weszłam do namiotu i położyłam torebkę na stole. Byłam zmęczona, bo środkowa warta jest najgorsza: ani nie można wyspać się przed nią, ani po niej. Ostatnio bardzo lubiłam spać, jakby nadrabiała czas bezsenności, spowodowanej przez Fobetora.
Gdy już chciałam się rzucić na łóżko, poczułam, że cierpną mi ręce. Dla normalnego człowieka nic dziwnego, ale ja, jak ostatnio zaczęłam się przekonywać, wcale taka normalna nie jestem. Usiadłam ciężko na krześle, a oddech zaczął mi przyśpieszać. W jednej chwili robiło mi się strasznie gorąco, ale za moment trzęsłam się z zimna. Wszystkie mięśnie się napięły, a każdy ruch, nawet najmniejszy, jak na przykład oddychanie, przyprawiał o okropny, promieniujący ból. Drżałam, przez co okropne uczucie się nasilało. Słyszałam pisk, drapanie paznokciami po tablicy, pocieranie styropianu o styropian, źle nastrojone oraz używane przez nieuzdolnionego muzyka pianino i całą gamę innych okropnych dźwięków, jakie da się tylko wyobrazić. Chciałam krzyczeć, ale przez zaciśnięte szczęki nic nie mogłam z siebie wydusić.
Poczułam jak ktoś okrywa mnie czymś ciepłym i łapie za rękę. Uścisk był mocny, co w niewytłumaczalny sposób nieco zmniejszył ból. Nico uklęknął przede mną, wpatrzony we mnie z przerażeniem.
Atak nie trwał długo, jedynie jakiś kwadrans, jednak jak zwykle po nim byłam tak skonana, że ledwo mogłam usiedzieć. Kiedy mięśnie się rozluźniły, okryłam się cieplej kołdrą, a gdy wnerwiające dźwięki ucichły, doszedł mnie wreszcie głos przyjaciela.
– Luna, co się dzieje, odpowiedz.
Przełknęłam ślinę i zachrypniętym głosem, ledwo słyszalnie, odpowiedziałam:
– Pani Jones informuje mnie, że za miesiąc mam Zaliczenia.
– To są te ataki, o których wspominałaś? – zapytał. Przytaknęłam słabo głową, prawie spadając z krzesła. – Skąd wiesz, że...
– Nico, nie mam siły. – przerwałam mu. – Porozmawiamy o tym rano.
Z pomocą syna Hadesa wstałam i doczłapałam się do łóżka. Nico okrył mnie kołdrą, a ja szybko zasnęłam, naprawdę wykończona.
--------------------------------------------------------------
Tak jak obiecałam, powtarzamy...
PYTANIA DO BOHATERÓW (plus do mnie)
Zadawajcie je pod tym rozdziałem.
Czas nieograniczony.
Liczę na was! : )
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top