Rozdział 33 "Bolesna prawda"

Percy

– Abby, nagięłaś już odpowiednio Mgłę? – spytała Artemida, kiedy jedliśmy ciepły posiłek przy ognisku.

– Tak, pani. – odpowiedziała szatynka.

– ...zwiąż je wreszcie! – usłyszeliśmy głos z namiotu, do którego Łowczynie zaniosły nieprzytomną Lunę, lecz nie pozwoliły nam tam wchodzić. Uznały, że jedzenie z nimi przy jednym ogniu już powinniśmy uznać za zaszczyt.

– Nie ruszaj się, próbuję je odplątać. Au! Przestań ciągnąć!

– Zaraz ci je po prostu utnę.

– A tylko spróbuj. Może nie stoisz koło akwarium, ale i tak potrafię cię pokaleczyć.

– Grozisz mi?

– A jeśli nawet, to co?

– Nigdy nie potrafiłaś postawić się naszej pani, więc...

Rozległ się odgłos, który kojarzył mi się z upadkiem worka ziemniaków na ziemię. Dwie Łowczynie pobiegły do namiotu, rozdzielając szarpiące się Hope i Lunę. Blondynka miała w dłoni duży pukiel czarnych włosów, a z nosa leciała jej krew. Za to siostra miała ją na rękach.

– Co wy robicie? – zapytała zdumiona Artemida, której chyba jeszcze się nie przydarzyło, żeby dwie dziewczyny się pobiły.

– Wyjaśniamy pewne sprawy. – Luna starła z rąk szkarłatną ciecz, po czym rozmasowywała sobie pięści.

– Pamiętasz jak mieliśmy klasowe zwierzątko, które co weekend pilnował ktoś inny? – spytała Hope siostry. – Ja miałam dyżur po tobie i dostałam martwego Parszywka!

– Sam zdechł, ja mu nie pomagałam. – wzruszyła ramionami.

– A pamiętasz rozbite okno, przez które wleciała sowa?

– Nie mogłam go zbić, siedziałam po drugiej stronie sali.

– A przypominasz sobie Andreę, która miała takie włosy jak ty teraz, a ty żułaś gumę tak, że balon pękł jej prosto na włosy? Następnego dnia przyszła do szkoły ścięta na żołnierza.

– Nie zrobiłam tego specjalnie.

– A wybuch łazienki na najwyższym piętrze? Strażacy nie mogli powstrzymać wody przed tydzień, przez co cała szkoła została zalana i zamknięta. Musieliśmy później odrabiać te dni w wakacje! Teraz wiem, dlaczego to wszystko się działo wokoł ciebie! Naprawdę jesteś czarownicą!

– Starczy już. – uznała bogini, gdy widziała, że siostra chce odpyskować.

– Wy chodziłyście do jednej szkoły tylko rok, tak? – upewniłem się. – Tyle zdążyłaś zbroić? – zwróciłem się do Luny, która przewróciła oczami.

Mnie też zdarzały się różne wybryki, ale nie aż takie. Muszę poprosić kiedyś, by mi wszystkie opowiedziała. Podejrzewam, że będzie zabawnie. Hope i Luna usiadły po przeciwległych stronach ogniska. Nadal patrzyły na siebie spode łba. Thalia rzuciła mi rozbawione spojrzenie, kiwając głową, jakby mówiąc "Czy my kiedykolwiek się tak zachowywaliśmy?".

– Lunito, przejdźmy do spraw ważniejszych. – Artemida zwróciła się do siostry, odkładając talerz z resztkami kurczaka. – Wiesz może, jakie dałem ci dary?

– Podejrzewam, że ten łuk. – w jej rękach pojawiła się posrebrzana broń, która była wręcz dziełem sztuki rzemieślniczego kunsztu.

– I...

– Celność?

– I...

– Rozeznanie w terenie?

– I...

– Dobre oceny z geografii?

– To już trochę naciągane. I...

– Nie wiem, poddaję się.

Zmarszczyłem czoło. Może nie znam się na tym zbyt dobrze, ale zwykle bogowie dawali Lunie po jednym darze. Dlaczego Artemida dała jej aż tyle?

– Zdolność tropienia, wspinaczka, wieczne dziewictwo i niemożność zakochania się, dobre widzenie w ciemności...

– Czekaj, co?! Możesz powtórzyć? – poprosiła, szeroko otwierając oczy.

– Dobre widzenie w ciemności...

– Nie to, poprzednie.

– Wspinaczka? – bogini zdawała się zgrywać Greka, przełykając nerwowo ślinę.

– To pośrodku. – Luna świdrowała kobietę spojrzeniem, aż, pomimo że siedziałem obok siostry, ciarki mnie przeszły.

– Wieczne dziewictwo i niemożność zakochania się? A to tylko szkopuł. – zaczęła poprawiać opaskę na głowie z księżycem.

– Szkopuł? Czekaj, ja chyba czegoś tutaj nie rozumiem.

– To proste. – odparła. – Nigdy się nie zakochasz, tak samo nikt w tobie. Nie mówię o miłości platonicznej, lecz takiej... no wiesz... zabronionej Łowczynią.

– Dlaczego to zrobiłaś? – Luna, w typowy dla siebie sposób, nie krzyczała, lecz mówiła zimnym i ostrym głosem, nie podnosząc go ani o ton.

– To bardzo ci ułatwi rolę Łowczyni.

– Rolę Łowczyni? Moment, chyba znowu się pogubiłam.

– Nie rozumiesz? Te wszystkie dary, twoje ogólne istnienie... Jesteś stworzona by być Łowczynią.

– A co jeśli nie chcę? Zdejmiesz tę klątwę?

– Nie, Lunito, to nie klątwa, to dar. – zaakcentowała ostatnie słowa. – Pomyśl, jeśli nigdy się nie zakochasz, możesz mieć pewność, że nigdy mnie nie zdradzisz.

– Pytam ponownie, bo mam wrażenie, że mówię do ciebie po chińsku. – cedziła przez zęby zaciśnięte w złości. – A co jeśli nie chcę zostać Łowczynią? Nie mam ochoty latać non stop po lesie z łukiem, gadać ze zwierzyną, żyć wiecznie... Nie żebym miała coś do waszej "organizacji"... Co wtedy? Cofniesz ten dar  i pozwolisz mi żyć normalnie?

– Lunito, gdy dajesz komuś prezent, nie możesz go odebrać.

– A co jeśli zgłaszam reklamację?! – zerwała się z ziemi, zaciskając pięści i tym razem już podnosząc głos.

– Lunita, dlaczego ty zawsze stajesz okoniem?! – bogini również się zezłościła.

– Nie wiem! Bo lubię! To moje hobby! Dlaczego zniszczyłaś mi życie? Dlaczego założyłaś, że będę chciała wstąpić do twojej "działalności"?

– Cała nasz dwunastka uznała to za najlepszy wybór. Taka sama sytuacja była u Thalii Grace.

– Ja przynajmniej miałam wybór. – odezwała się córka Zeusa.

– Lunita też teoretycznie go ma. – stwierdziła Artemida.

Słuchałem całej rozmowy z niedowierzaniem. Jak można zrobić coś takiego? Przyzwyczaiłem się, że bogowie ingerują w nasze życie bez jednoznacznego pozwolenia, ale to?! Nie wyobrażałem sobie życia bez Annabeth. Właśnie dzięki niej miałem zawsze siłę walczyć, a świat bez miłości byłby po prostu pusty i smutny.

Próbowałem się postawić w sytuacji Luny. Nigdy nie miała chłopaka, chociaż raz się całowała. Zawsze była samotna, a z opowiadań Hope dowiedziałem się, że w szkole nie miała zbyt dużo przyjaciół. Prawdziwą ironią wydaję się tu jej babcia, bogini miłości.

– A więc, czy przyłączysz się, Lunito Jackson, do moich Łowów? – zadała pytanie niewzruszona bogini.

– Do jasnej, ciasnej, NIE!!! – wrzasnęła na cały las.

Ziemia zaczęła się trząść, a liście, igły i szyszki lecieć nam na głowy. Gdy wszystko ustało, Luna pobladła i zaczęła poruszać ustami jak ryba. Miała szeroko otwarte, wystraszone oczy. Zacząłem podejrzewać Artemidę o rzucenie jakiegoś zaklęcia, więc sprawdziłem czy mam mój długopis w kieszeni. Jedne spojrzenie na kobietę dowiodło, że moja hipoteza jest raczej błędna. Też wydawała się przerażona, jakby została przyłapana na jedzeniu surowego ciasta lub maczaniu palców w cukrze.

– Jak mogłaś... – Luna wydusiła z siebie ledwo słyszalnie, a po policzku popłynęła jej łza. – Jak mogłaś?! – tym razem krzyknęła, tupiąc nogą o ziemię i wywołując kolejne trzęsienie. – Co on ci zrobił!? Jak mogłam być taka ślepa!? – chciała rzucić się na boginię, ale Nico złapał ją za rękę.

– O czym ty mówisz, Lunita? – Artemida starała się zachować spokój, co niezbyt jej wychodziło.

– Przyszłaś do domu i to ty podsunęłaś ten pomysł! Przecież ona nigdy by na to nie wpadła! Chcieliśmy uciekać, ale on za bardzo się grzebał i nas złapałyście! – całe policzki miała mokre od łez i zaczęła powoli chrypnąć. – Gdy już się go pozbyłyście, uległaś matce i chciałyście dokończyć robotę ze mną, ale pojawiła się Hera! Tak na ciebie nawrzeszczała, że wyglądałaś jak zbity pies! Hermes zawiózł mnie do Podziemia i wykąpał w Lete, bym o wszystkim zapomniała! Ale dlaczego zapamiętałam Luke'a kompletnie inaczej?! Odpowiedz!!!

– Nadal nie rozumiem. – bogini stwierdziła z pokerową miną.

– Przecież masz jego krew na rękach! Nawet ja mam ją! – spojrzała z przerażeniem na swoje dłonie. – Co on ci zrobił?! Miał tylko dwa lata! – syn Hadesa musiał ją złapać jeszcze mocniej, bo tak bardzo chciała ruszyć na kobietę, że nawet wysokie płomienie nie stanowiły dla niej problemu.

– Nie wiem dlaczego sobie o tym przypomniałaś, ale lepiej żebyś jak najszybciej zapomniała.

– Czyli się przyznajesz?! Jak mogłaś!? – Nico ją przytulił, a jej łzy wsiąkały w jego T-shirt.

Przenosiłem spojrzenie z Luny na Artemidę, tak jak reszta. Nadal trawiłem słowa siostry, który zaczęły nabierać sensu. Bogini zabiła Luke'a? Ale dlaczego? Czemu pamiętała to inaczej, że to był wypadek? I czemu wspomniała coś o innym wyglądzie chłopczyka?

Przypomniało mi się jak Annabeth wspominała, że kobieta jest znana ze swoich krwawych metod, ale gdy ją poznałem, uznałem to za starożytne plotki.

Z nieba zleciał mężczyzna, przed czterdziestką, w obcisłym stroju do biegania (radzę sobie tego nie wyobrażać) i trampkach ze skrzydłami w neonowym kolorze. Miał czarne włosy i niebieskie oczy. Pomimo widocznego zmęczenia na jego twarzy, nadal się uśmiechał, lecz smutno, jakby dobrze wiedział po co został tu wezwany.

– Witajcie Artemido i Łowczynie. Widzę, że macie gości. – Hermes popatrzył z żałością na Lunę.

– Widzisz do czego doszło przez twoje roztrzepanie?! – Artemida zgromiła go spojrzeniem. – Teraz załatw to tak, by nareszcie było dobrze.

– Nie mogę zmienić wszystkiego, bo całe życie by się posypało.

– To wymarz chociaż ostatnie minuty, od momentu gdy zaczęło się trzęsienie ziemi.

– Chcesz to wymazać, żeby nie pamiętała tego, a ty byłabyś znowu niewinna? – wzburzyłem się.

Bogini spojrzała na mnie przerażającymi oczami, a we mnie wyrósł dziwny niepokój.

– Jesteś potworem! – siostra wyrwała się z uścisku syna Hadesa. – Powiedz tylko, dlaczego to zrobiłaś? Był dowodem twojej zdrady czy co?

Hermes i Artemida ledwie zauważalnie drgnęli. Czy trafiła w dziesiątkę? Bóg złapał Lunę za rękę i zniknęli w chmurze kurzu, który miał zapach tektury.

– Oby nie postradała zmysłów. – mruknęła pod nosem.

– Co? – Nico popatrzył na nią tak, jak dziecko na złodzieja lizaka.

– Różnie reaguje na kąpiele w Lete. Raz była nieprzytomna przez miesiąc.

Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Tu już nie chodziło o powodzenie misji. Bałem się o siostrę, że już nie będzie taka sama. Nie będzie mnie pamiętać albo w ogóle straci całą pamięć. Stanie się jak małe dziecko, które nie ma jeszcze wyrobionego zdania i nie wie co jest dobre, a co złe. Kto jest dobry, a kto zły. Przez to Eris łatwiej może ją zwerbować. Te wszystkie myśli wręcz mnie paraliżowały.

– Łowczynie, rano macie wyruszać w dalszą drogę. – Artemida wstała.

– I to tyle? Teraz zamierzasz dać nogę? – powiedziałem.

– Nie rozumiem o co ci chodzi.

W jednym momencie pojawił się dym oraz tekturowy zapach i zniknął srebrny rydwan z boginią włącznie. Gdy mgła opadła, Hermes podtrzymywał trzęsącą się Lunę. Miała rumieńce na twarzy i mruczała coś pod nosem. Jej oczy wydawały się puste, szklane. Nico ją przytulił i zaczął mówić do niej coś szeptać, ale ona chyba w ogóle go nie słyszała.

– Hermesie, możemy chwilę porozmawiać? – spytałem boga, a gdy ten przytaknął, oddaliliśmy się kawałek od ogniska. – Dlaczego jej to robicie? Kąpiecie w Lete?

Westchnął.

– Czy nie ma w twoim życiu rzeczy, o których chciałbyś zapomnieć? – zastanowiłem się, a on kontynuował. – Ja mam. Postanowiliśmy wymazywać jej niektóre wspomnienia, by zachowała choć trochę niewinnego dzieciństwa. Lecz chyba trochę tego nadużyliśmy, bo zaczęła sobie niektóre rzeczy przypominać. Między innymi przez Fobetora. – ponownie westchnął.

– Dlaczego twierdziła, że Luke wyglądał inaczej?

– Gdy kąpałem ją w rzece tuż po zdarzeniu, za dużo myślałem o Luke'u. Miał dopiero czternaście lat, akurat konstruował bombę, moje myśli uciekały w jego stronę i musiało jakoś tak wyjść, że to wpłynęło na jej wspomnienia. Zawsze starałem się, by się nigdy nie spotkali, co było trudne, ale jako bóg podróżnych jakoś dawałem radę. Ale nawet nie wiedziałem, że Luke się odrodził, ponieważ tak dobrze się ukrywał.

– Dlatego tak ją "lubiłeś"? Miałeś wyrzuty sumienia?

Spuścił wzrok.

– Nie wspominajcie przy niej o tym, bo jeszcze mogłaby sobie przypomnieć. Rozumiesz? – pokiwałem twierdzącą głową.

Skrzydełka przy trampkach mężczyzny zaczęły trzepotać, a bóg zaczął się unosić, po chwili znikając na tle nocnego nieba. Oczywiście bogowie zawsze robią to samo. Znikają, zostawiając nas z problem samych.

Wróciłem do obozu. Łowczynie mówiły do siebie szeptem, a Nico i Luna siedzieli kawałek dalej, a chłopak nadal obejmował siostrę, która opierała głowę o jego pierś i chyba spała. Thalia podeszła do mnie.

– O co chodziło? O co Lunita oskarżała panią Artemidę?

– O śmierć swojego brata. Miał dwa lata.

Córka Zeusa spuściła wzrok, zapewne wczuwając się w sytuację Luny. Pewnie przypominała sobie jak straciła Jasona.

– Abby, Maddie, wy dzisiaj będziecie stać na warcie jako pierwsze. – zwróciła się do dwóch dziewczyn. – Wyruszacie jutro rano? – spojrzała na mnie.

– Jeśli z Luną będzie wszystko dobrze. Ale raczej tak, ponieważ jutro musimy być już u Hery.

– Nie zazdroszczę. – uśmiechnęła się lekko.

Jeden z namiotów Łowczynie przeznaczyły dla mnie i Nica. Gdy tylko wszedłem do środka, zdjąłem buty i wcisnąłem się do śpiwora. Na początku znowu dręczyły mnie wątpliwości, ale zasnąłem szybciej niż przypuszczałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top