Rozdział 25 "Bawimy się w zoologów"
Luna
Po powrocie z biblioteki, usiedliśmy zrezygnowani w salonie. Najstarsza książka w tej filii miała sto lat. Byłam rozczarowana i obawiałam się, że jednak może się myliłam, co do Tego.
– Nie mam pojęcia gdzie powinniśmy teraz poszukać. – wyznałam. – Może w jakieś bibliotece uniwersyteckiej?
– A może zapytamy Luke'a? – zaproponował Percy.
– Nie wiedział dzisiaj rano, więc sądzę, że przez parę godzin sytuacja się nie zmieniła. – stwierdził Nico, ku mojej uldze. Nie miałam ochoty spotykać się z synem Hermesa.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, a zaraz po tym głośne pukanie, a właściwie walenie. Wymieniliśmy spojrzenia, ale postanowiłam jednak otworzyć drzwi. Przekręciłam klucz, a do mieszkania weszła wściekła, pulchna blondynka. Była niższa ode mnie i młodsza o jakieś cztery lata. W rękach trzymała mnóstwo kartek.
– Ta kartka to była od ciebie. – krzyknęła od progu po polsku Ewa. – Wiesz jakie trudności mieliśmy, by ją odkleić?!
– Wybacz. – powiedziałam, gdy rzuciła mi na ręce kupę papieru. – Co to jest?
– Prosiłaś, bym zapisywała sny i dziwne sytuacje. – odpowiedziała.
– Jest tego aż tak dużo? – zdziwiłam się. – W każdym razie, dziękuje, z pewnością się nam...mi przyda. – omiotłam wzrokiem pierwszą stronę. – Ogórek pisze się przez "ó", a nie "u". Tak samo góra.
– Mniejsza z tym. – przewróciła oczami. – Ale to jest najważniejsze. – wydobyła z pośród kartek, jedną, bardziej pomazaną.
– Dlaczego?
– Nie wiem, po prostu śniło mi się to wielokrotnie.
Ewa jest czymś w rodzaju... Naprawdę nie wiem jak to nazwać. Czasami widzi coś z przyszłości, ale nie nazwałabym tego wróżeniem, no i przede wszystkim, nie pluje wtedy zieloną mgłą jak Rachel.
– To jest u matki blondyna. – złapała mnie za rękę i spojrzała głęboko w oczy.
– Jakie to? To To? – zapytałam.
– Jakie "to"? Zresztą nie ważne. Moje książki.
– A tak, czekaj.
Poszłam do pokoju i wśród jednej z kupek znalazłam dwie lektury, które dziewczyna pożyczyła mi tuż przed moim wyjazdem do Obozu Herosów.
– Proszę.
– Kto to? – szepnęła, wskazując salon.
– Moi kuzyni. Spokojnie, nie znają polskiego.
– To cześć. – wyszła jak najszybciej.
Aż tak się przestraszyła chłopców?
Odłożyłam kartki na stół i jeszcze zanim zdążyłam usiąść, ponownie rozległ się dzwonek.
– Kogo tym razem niesie? – westchnęłam.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam kobietę koło pięćdziesiątki, z dużym biustem, nadętym brzuchem, kilogramem pudru na twarzy i natapirowanymi, blond włosami. Miała je lekko ułożone i spięte dużą ozdobą w formie kwiatka na czubku głowy. Ubrana była w obcisłą, różową bluzkę i obcisłe jeansy. Na nogach jak zwykle miała szpilki, a w uszach kolczyki w kształcie róż. Rzęsy kleiły jej się od tuszu. Na buzi miała jak zwykle swój wścibski uśmieszek. Ciotka Z Długim Nosem wcale nie ma aż tak dużego nosa.
– Witaj, skarbie. – cmoknęła mnie w policzek, a ja wytarłam z niego ślinę. – Przefarbowałaś włosy! Byłaś u fryzjera czy domowym sposobem? Ostatnio moja fryzjerka, pani Gosia, zrobiła mi włosy takim specjalnym kremem, który zmyła mi dopiero po pomalowaniu tipsów.
Popatrzyłam na jej długie paznokcie. Jak zwykle, były pomalowane w jakieś fikuśne wzorki.
– Po co przyszłaś, znaczy, czym zawdzięczam twą wizytę?
– Kontrola.
– Przecież dopiero wczoraj z tobą rozmawiałam.
– Ale twoja mamusia chce zdjęć. – wzruszyła ramionami, wyjmując ze swojej torebki od Armaniego najnowszy model IPhone-a. – Zaraz przyjedzie po mnie mój Piotruś – jej mąż – i jedziemy w góry do naszych przyjaciół. Gdy ostatnio u nich byliśmy...
– Tak, tak, wiem. – słyszałam tę historię co najmniej tysiąc razy. – Mijaliście piękną willę i okazało się, że oni w niej mieszkają. A gdy wracałaś szybko z synem, bo chciało wam się siku, on opowiedział jakiś żart i wszyscy, łącznie z przechodniami, zsikaliście się na śnieg, przez co były żółte plamy.
Ciocia zacisnęła wargi. Nie lubi, gdy wypomina się jej, że już opowiadała daną historię.
– A może umówimy się tak, że ja wyślę twojej mamusi te zdjęcia ze zeszłego roku, bo prawdę mówić, nieco mi się śpieszy? A wiesz co, ostatnim razem, gdy byłam u tych co mieszkają tam za rogiem, dowiedziałam się, że Monika Kwiatkowska, no wiesz, ta co mieszka na Janowie i ma dwójkę dzieci, a jej córka Sara jest tak męcząca, że podobno ma same uwagi w szkole... Na czym ja byłam? A no tak! Podobno Monika normalnie po domu chodzi całkiem nago! Przy Sarze to jeszcze rozumiem, to dziewczynka, ale Tymon! I w dodatku go przytula! Gdy jest całkiem goła!
– To jest puenta tej historii? – odparłam ze znużeniem.
– Masz gości? Mogę ich poznać? To jakieś dziewczyny? Chłopak? Jeśli twoja matka się dowie...
– ...to nadal będzie miała to gdzieś.
– A wiesz, że u Wilczyków był znowu komornik? Podobno nakleił taką naklejkę na telewizor. W ogóle u nich coraz gorzej. Grzesiek leczy się u psychiatry, naszego kolegi, Maćka Dudka. Piotruś chodził z nim na szkolenie w policji. Ale u Macieja też nie jest doskonale. Jego dziecko, Marysia, urodziło się dwa tygodnie temu i ma jakąś wadę serduszka. Ale Sylwia nie zgadza się na przeszczep. Podobno namówiła ją do tego Anka, żona Konrada, który...
– Tak, to z pewnością bardzo interesujące, ale podobno śpieszysz się w góry.
Ludzie, o których opowiadała nawet nie znam. Ciocia właśnie taka jest. Plotkuję na prawo i lewo. Zastanawiam się tylko, skąd się dowiedziała, że ta Małgosia, czy jak jej tam, chodzi po domu nago...
– Właśnie, wyjeżdżam, a ty masz wyprowadzać Sisi i Rozi i ogólnie zająć się wszystkimi zwierzętami. Pamiętaj by klatkę Wiki przykrywać płachtą, gdy wychodzisz, psy zamykać w łazience, a Pati w bibliotece. – wyjęła z torebki klucz. – Wracam w niedzielę rano. I idź teraz wyprowadzić psy, dobrze?
– Tak, ciociu.
– Grzeczna Lunita. – zmierzwiła mi włosy.
Pocałowała mnie na do widzenia w policzek i wreszcie sobie poszła.
– Ludzie się tu pchają drzwiami i oknami. – stwierdził Percy.
– Ta, szczególnie jeśli chcą byś wychodził z ich psami. "A Pati zamknij w bibliotece". – drwiłam z głosu kobiety. – I jeszcze Ewa z tymi swoimi zagadkami... Blondyn! – wykrzyknęłam. – No tak, to oczywiste!
– Co jest oczywiste? – zapytał Nico.
– Ruszcie tyłki i idziemy wyprowadzić psy. – uśmiechnęła się na samą myśl o tym, że będę mogła poszperać w mieszkaniu bardzo nielubianej ciotki.
– Na pewno nie ma tu alarmu? – zadał pytanie syn Posejdona.
– Jest, ale nie działa. – wskazałam na małą skrzyneczkę, która teraz została przykryta kremowym opakowaniem, przyklejonym taśmą klejącą do ściany.
– Czy na pewno powinniśmy tu grzebać? – zapytał przyjaciel.
Zamknęłam drzwi i wypuściłam psy z łazienki. Sisi i Rozi od razu pobiegły do chłopaków i zaczęły lizać im nogi. To dwa małe, kremowo-rudawe szpice.
– Nico, skoro To to ewenement na skale światową, a ciotka to ma, odpowiedź jest oczywista.
– A skąd wiesz, że ma coś takiego?
– Lubi kupować różne, niepotrzebne rzeczy i po tym jak mama oznajmiła jej, że jest półbogiem, zaczęła się fascynować się mitologią, a jej mąż zawsze był fanatykiem staroci. Kiedyś się chwaliła, jak to tanio kupiła jedną z najstarszych książek w kraju.
– A czemu wrzeszczałaś "blondyn"? – pytał dalej, gdy oba psy podeszły do niego. Jeszcze w obozie odkryłam, że Nico ma rękę do psów.
– Ewa nazywała tak syna ciotki.
Poprowadziłam do biblioteki, z której błyskawicznie wyskoczyła Pati, głupia, ciemna kocica, która nienawidzi całego świata. Weszliśmy do pomieszczenia wielkości mojego pokoju, wzdłuż którego ścian ciągnęły się półki z mnóstwem książek.
– Szukajcie jakieś bardzo starej książki, ale dobrze zabezpieczonej, w końcu zapłaciła za nią jak za sól.
Ja, z racji tego, że jestem najniższa, przeszukiwałam najniższe półki, a najwyższe Percy, więc najwygodniej miał Nico. Psy biegały nam między nogami, a papuga skrzeczała z drugiego pokoju. Akurat jej nie lubię najbardziej z całej czwórki.
– Chyba coś mam. – brat zdjął z wysokiej półki, brązową, PRL-owską walizkę.
Zdmuchnął kurz prosto nam w twarz, przez co obdarzyliśmy go ostrym spojrzeniem.
– Tu są malutkie zamki. – powiedział syn Posejdona. – Potrzebną są chyba kluczyki. Ale takie strasznie miniaturowe.
– I co teraz? – zapytał przyjaciel. – Gdzie twoja ciocia mogła je ukryć? Ma jakiś sejf albo coś takiego?
– Ma pamiętnik. – stwierdziłam. – Może tam napisała, gdzie je schowała.
Na szczęście dziennik znaleźliśmy szybko. Był w szafce nocnej w sypialni.
– Matko, jaki drobny druczek. – zmarszczyłam czoło, próbując cokolwiek odczytać.
– To nie jest angielski. – powiedział Percy.
– Okulary zostawiłam w domu, więc musimy to wziąć ze sobą. – westchnęłam.
– Walizkę też?
– To by mogło wzbudzić zbyt duże podejrzenia. Ciocia wraca dopiero za trzy dni, więc powinniśmy zdążyć. Jeszcze trzeba wyjść z psami. – Sisi wskoczyła mi na kolana. – I nakarmić tę przeklętą papugę.
– Ja pójdę z psami, a wy zróbcie resztę. – rzekł Nico, zakładając zwierzętom smycz.
Gdy syn Hadesa wyszedł, wzięliśmy się za pozostałe zwierzęta. Włożyliśmy do misek pokarm dla psów i kota (jak to strasznie śmierdzi!). Weszliśmy do pralni, gdzie stała klatka Wiki, a gdy tylko podnieśliśmy wielki, zielony materiał, ptak zaczął strasznie głośno skrzeczeć. Prawie nam uciekł, gdy nasypywałam mu słonecznika.
Za to z Pati był większy kłopot. Najpierw uciekła pod łóżko i musieliśmy ją miotłą wygarniać, a później uganialiśmy się za nią po całym mieszkaniu. W końcu uciekła za narożnikową kanapę. Percy obstawił jedno wyjście, a ja próbowałam pogonić kotkę szczotką, gdy wrócił Nico i przyglądał nam się z dziwną miną i niemałym rozbawieniem.
– Powalcz chwilę z tym głupim kotem, to wtedy porozmawiamy. – warknęłam na niego.
Pati kolejny raz nam umknęła, a gdy w końcu ją wepchnęliśmy z powrotem do biblioteki, mieliśmy całe podrapane ręce.
– Jeśli kiedyś przyjdzie mi do głowy zostanie zoologiem, przypomnijcie mi to głupie zwierzę. – zwróciłam się do chłopców, chowając w torebce pamiętnik cioci.
Od razu jak wróciliśmy do domu wzięłam się za czytanie pochyłego pisma kobiety. Percy i Nico cierpliwie czekali, gdy ja przewracałam strony. Głównie pisała o różnych plotkach i kilka razy napotkałam na takie same historię, aż wreszcie znalazłam coś, co mnie zainteresowało.
– "Pierwszy kluczyk jest w... – zaczęłam tłumaczyć na angielski. – ...pod zlewem w łazience w strefie kamienia." – zmarszczyłam czoło.
– Jaka strefa kamienia? – zapytał brat.
– Nie mam zielonego pojęcia. "Drugi kluczyk jest u piernikowej... znaczy rudej piękności z sklepu z moimi ulubionymi bluzkami."
– O kim mówi? – spytał.
– A skąd mam wiedzieć?! Nie wiem gdzie kupuje swoje ulubione bluzki.
– Można to sprawdzić na metkach jej ubrań. – zaproponował Nico.
– To niezły pomysł. – przyznałam. – "Trzeci kluczyk jest u przemiłego pana z działu przechowywanie."
– Nic nie rozumiem. – rzekł syn Posejdona. – Jakie działy, jakie sklepy, jakie łazienki? I dlaczego tam właśnie ukryła te kluczyki? I co to w ogóle za miejsce?
– Nie mam zielonego pojęcia. – oparłam głowę o rękę. – Dlaczego to nie może być na tyle łatwe, żeby pójść do biblioteki, wysłać bogom pierwszą książkę z brzegu i mieć spokój?
– Na tym polegają misję. – stwierdził przyjaciel.
– Może Luke będzie wiedział? – zaproponował brat.
Dlaczego on tak bardzo chce się z nim spotkać?
– Tak, to nie jest zły pomysł. – przyznał drugi chłopak.
Przygryzłam wargę, by nie było widać opanowującej mnie złości. Nie chciałam się spotykać z synem Hermesa. Za każdym razem jak na niego patrzę, wiedzę swojego małego Luke'a. Najgorsze jest to, że dobrze wiem, że to nie on.
– Niech wam będzie. – powiedziałam.
Napisałam do niego SMS-a z prośbą o podanie adresu. Szybko odpisał, a my wyszliśmy z mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top