Rozdział 15 "Kolejne duchy"

Nico

Gdyby Percy jakoś nie zapanował nad wodą, zostalibyśmy zmieceni z nóg. Teraz ciecz sięgała nam do kostek.

Podbiegłem do Luny. Wbrew niedawnym słowom Posejdona, była sucha, a przecięcie na czole się goiło, gdy tylko dotknęło wody. Dziewczyna była nieprzytomna i blada. Próbowałem ją ocucić, ale to nic nie dawało.

– Co z nią? – spytał Percy, kucając.

– Nie wiem. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Ten cyklon, który zrobiła, był naprawdę ogromny! Nie wiedziałem, że tak umie, że dziecko Posejdona może tak zrobić.

– Narobiliście tutaj dużo bałaganu.

Odwróciłem się w stronę głosu. Zobaczyłem piękną kobietę, o talii osy, misternym makijażu i starannie ułożonych blond włosach. Była bardzo wysoka i chuda, a na jej twarzy malowało się zmartwienie.

– Afrodyta?! – zdziwił się Percy. – Co tu robisz?

– Chciałam potowarzyszyć córce w zakupach, ale przerwał mi niespodziewany huragan.

– Dlaczego nie pomogłaś Lunie? – spytałem.

– Dała sobie rade sama.

– Gorgony prawie ją pokroiły. – wzburzył się chłopak.

– Nie dramatyzuj. Gdyby coś jej się stało, wykąpalibyśmy ją w Lete.

– Jak możesz mówić tak beztrosko?

– Jest już przyzwyczajona do tych kąpieli. – wzruszyła ramionami.

– Nie wierzę, że to było potrzebne.

– Wolisz się o to nie zakładać. – uśmiechnęła się krzywo.

W naszą stronę zaczęli iść ochroniarze. Jak to zwykle bywa, pewnie my zostaniemy o wszystko oskarżeni.

– Ja z nimi wszystko wyjaśnię. – poprawiła włosy. – Że tak powiem, przekonam ich, że był to wypadek. – zamrugała i przywołała na twarz czarujący uśmiech. – Życzę powodzenia w spotkaniu z Zeusem. Jesteście umówieni na 12.00 jutro na Olimpie. – oznajmiła, po czym pstryknęła palcami, a moje nozdrza wypełnił zapach mocnych perfum.

Mrugnąłem, a gdy otworzyłem oczy, siedziałem na kanapie w pokoju Luny. Obok mnie był Percy, ale przyjaciółka nie.

– Okropne są te perfumy. – odkaszlnął syn Posejdona. – Gdzie Luna? – zadał pytanie, gdy spostrzegł, że dziewczyny nie ma obok nas.

– Jest na górze. – wskazałem antresole.

Wiedziałem to dzięki darze "lokalizacji", czy jakkolwiek Hades to nazwał. Zastanawiało mnie to, że za nim dowiedzieliśmy się o tej więzi, nie potrafiłem tak wyczuwać tego i wiele innych rzeczy. Tak, jakby włączyło się to dopiero wczoraj.

Te buty są za małe. – usłyszałem w głowie głos Luny. – Nawet nie wie jaki rozmiar noszę! A co się z nią stało? Może gorgony ją napadły? A nie, moment, Percy i Nico się z nimi rozprawili. – to chyba były jej myśli. – A może przygniótł ją jakiś regał? Albo Steno też ją ugryzła i zaczęła wymiotować? Ciekawe czy paparazzi zrobili jej zdjęcie? Już widzę te nagłówki "Cornelia Jackson zhaftowała się na eleganckie ubranie marki 'wstaw nazwę' w domu towarowym Marshalls". Ale czy nie da mi kary, gdy zobaczy, że dałam nogę? Głowa mnie boli, pójdę chyba po jakąś tabletkę. A co z chłopcami? I jak się tu znalazłam? I co to za dziwne uczucie, jakby ktoś słyszał... Nico, czy ty właśnie podsłuchujesz moje myśli? I w dodatku grzebiesz mi w głowie! A  co umową?

– Natychmiast przestań! – to już wypowiedziała na głos.

– Co mówisz? – zdziwił się syn Posejdona.

Nie do końca wiedziałem, o co chodzi Lunie. Może i faktycznie podsłuchiwałem jej myśli, ale z pewnością nie robiłem tego celowo. Nie starałem się ich usłyszeć. Na dodatek, mnie też zaczęła boleć głowa.

– Dopiero co coś obiecywałeś! – jej głowa wychyliłam się z nad barierki.

– O co ci chodzi, ja nic nie robię? – zaczęły mnie irytować oskarżenia dziewczyny.

– Umawialiśmy się, że nie czytamy sobie w myślach i ich nie podsłuchujemy...

– O podsłuchiwaniu nie było mowy. – poprawiłem ją.

– Ach, czyli postanowiłeś wykorzystać tę lukę, tak? – zeszłą po schodach i stanęła przede mną, patrząc mi wściekle w oczy.

Staroświecki kłamca, wredny dupek i nie dotrzymuje słowa. Zapamiętam to sobie. – znowu zalały mnie jej myśli. – To też podsłuchujesz? No to teraz przynajmniej wiesz, co o tobie sądzę.

– Odczep się ode mnie. – zażądałem.

– Ja? To ty zacząłeś. Ja nie chodzę na spacerki do twojego mózgu.

– Czekajcie, o co tu chodzi? – spytał zdezorientowany Percy.

– Ja też tego nie robię!

– Nie, no jasne, twój umysł "przypadkowo" zagląda do mojego, by wyciągnąć wszystkie żałosne sceny z mojego życia, by móc mnie później szantażować!

– Słyszysz siebie?! Paplasz jakieś głupoty! – teraz byłem już mocno wytrącony z równowagi, tak samo jak dziewczyna.

– Teraz jeszcze posądź mnie o kłamstwo! Była umowa, a ty się jej nie trzymasz! Nienawidzę takich ludzi! Zniżasz się do poziomu mojej matki!

To była akurat poważna obraza. Porównuje mnie do kobiety, przez którą zginął dwuletni chłopczyk? Do kobiety, która nie dosyć, że jest głupsza od dywanu, to jeszcze jej hobby to knucie przeciwko Olimpowi i bogom? Brałem udział w dwóch wojnach i zawsze stawałem po stronie bogów, więc te oskarżenia są mocno hańbiące.

– Znasz takie powiedzenie "Jaki chleb, taka skórka. Jaka matka, taka córka"? Rośnie z ciebie godna następczyni tej wiedźmy!

– Ej, co to ma być?! – rozdzielił nas chłopak. – Ogarnijcie tyłki! Skaczecie sobie do oczu, nawet nie mam pojęcia o co!

– Czyli to najwyraźniej nie twoja sprawa! Brawo, tyle o nas wiesz! – powiedziała z ironią. – A jeszcze chciałeś zostać dowódcą! Ja sobie lepiej daję radę niż ty. To żałosne! Masz osiemnaście lat, a zachowujesz się gorzej niż pięciolatek. Dorośnij wreszcie i stań się odpowiedzialny!

– Jestem odpowiedzialny! – wzburzył się, nieco zawstydzony, jakby właśnie zostały wyciągnięte na światło dzienne jakieś brudy.

– Odpowiedzialny? Chciałeś się nami "opiekować", a chyba nie muszę ci przypominać, że prawie zostaliśmy upieczeni u Hadesa, a teraz prawie zostałam rozszarpana przez dwie psychopatki! – kpiła sobie z niego. – A co do Hadesa – zwróciła się do mnie. – jesteście siebie warci. Obaj macie nie równo pod sufitem!

– Odwołaj to! – przygwoździłem ją do ściany.

Nie chciałem aż tak ostro postąpić, ale Luna zaszła mi już mocno za skórę. Czułem jak temperatura w pokoju nieco się obniżyła, a duchy zaczęły się zlatywać do tego miejsca. Nie trzymałem dziewczyny jakoś bardzo mocno, bo Bianca zawsze mnie strofowała, że z kobietami należy postępować delikatnie, jednak obawiałem się, że jeszcze jedno słowo tej zołzy doprowadzi mnie do nieopanowanej furii.

– Nie zamierzam, przecież nie wolno kłamać, a w szczególności okłamywać przyjaciół. – uśmiechnęła się złośliwie.

– Luna, nie wiem co dzisiaj w ciebie wstąpiło, ale ty zachowujesz się niedojrzale! – syn Posejdona odepchnął mnie od dziewczyny. – Lepiej zamknij już buzie i nie pogarszaj swojej sytuacji.

– Odezwał się wybraniec! Myślisz, że będę słuchała twoich poleceń, bo co?! Bo inni to robią? Może nie zauważyłeś, ale ja jestem inna niż inni.

– Odezwała się skromna osoba. – skomentowałem.

– Nie dolewaj oliwy o ognia! – zgromiła mnie spojrzeniem.

– Ty to robisz! Już wolałem cię, gdy skrywałaś emocje!

– W takim razie, po co wtedy zagadałeś? Ja cię do tego nie zmuszałam. Trzeba było posłuchać Mike'a i nie zadawać się z typem z pod ciemnej gwiazdy. – powiedziała do siebie. –  Nie wiem po co się z tobą rozmawiałam.

– Znowu łżesz! Widziałem przecież, jak ci na tym zależało! Ale teraz zgrywasz niewiniątko! Muszę przyznać, że całkiem nieźle kłamiesz! Może tą ckliwą historyjkę z małym Lukiem też wymyśliłaś?

Zapłonęła nienawiścią. Wiedziałem, że trafiłem w jej piętę Achillesa. Uśmiechnąłem się do siebie złośliwie.

– Nie dziwię się, że twoja matka i Bianca wybrały śmierć. Też bym nie mogła z tobą wytrzymać. – popatrzyła na mnie z odrazą.

To przelało czarę goryczy. A oto mój słaby punkt. Nigdy nie lubiłem mówić o śmierci dwóch najbliższych mi kobiet. Codziennie za nimi tęskniłem, mimo że mamy praktycznie nie pamiętałem. Z rodziny został mi jedynie Hades, któremu daleko do wzorowego rodzica.

– Również żałuję, że cię poznałem. – powiedziałem do BYŁEJ przyjaciółki.

Odwróciłem się w stronę drzwi. Chciałem znaleźć się jak najdalej od niej, tej wrednej... Miliony brzydkich słów pasowało jako zakończenie zdania.

– Luna, zachowujesz się... – zaczął Percy.

– Wygłosisz mi jakiś wykład? Nie zamierzam go słuchać od takiego... – w tym miejscu wystąpiła masa bardzo obelżywych określeń, których lepiej nie powtarzać. Chłopak odpowiedział podobnymi wyrazami, również nienadającymi się do umieszczenia w słowniku.

Byłem już krok od drzwi, gdy poczułem mocne uderzenie w czubek głowy. Upadałem na kolana, podpierając się rękami. Dostałem jeszcze raz czymś twardym po głowie. Nie mogłem nabrać powietrza. Miałem wrażenie, że coś próbuje się ze mnie wydostać. Zacząłem mocno kaszleć, obawiałem się, że zaraz zobaczę na podłodze moje płuca, jednak "to coś" w końcu opuściło moje ciało. Tuż koło ucha usłyszałem głośny brzdęk stali. Huczało mi w głowie, gdy ktoś pociągnął mnie za drzwi, na korytarz.

– Halo, słyszysz mnie? – doszedł mnie znajomy głos. – Matko, ja cię zabiłam?

Mrugnąłem kilka razy, aż pozbyłem się plamek z przed oczu. Zobaczyłem przed sobą przerażoną Hedwig, trzymającą w ręce patelnie. Czułem nadal tępy ból w górnej części czaszki.

– To ty mnie uderzyłaś? – zapytałem, nie mogąc uwierzyć, że taka spokojna kobieta zrobiła coś takiego.

– Usłyszałam z kuchni waszą kłótnie, a gdy przyszłam, wasze oczy świeciły się na żółto i wokół was latały tego samego koloru dymki. Pracuję tu od prawie dwudziestu lat i już nie takie rzeczy widziałam. Dla ścisłości Neikea atakują już chyba czwarty raz...

– Nei-co? – skrzywiłem się, bo nadal huczało mi w głowie.

– Demony kłótni. Zazwyczaj pojawiają się, gdy Lunita rozmawia z panią Cornelią. Już nie raz musiałam jakoś temu zaradzić, bo one nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że są opętane. Gdy się poradziłam pani Jones, rzuciła zaklęcia na te garnki, a mi podpowiedziała odpowiednią taktykę. By z kogoś wyrzucić demona, należy zadać mu dosyć spory ból, a później zamknąć w garnku, który jest zaczarowany tak, by złe duchy nie uciekały. Rozumiesz?

– Chyba tak. A te Nei-coś tam, to nie są przypadkiem potomkowie Eris?

– Tak, pochodzą z wielkiej duchowej rodziny, która karmi się emocjami, relacjami i tym podobnymi. Można je "pokonywać" na dwa sposoby: mój, albo odciąć im pokarm, ale to nie takie proste.

Pomyślałem o tych wszystkich słowach, które wypowiedziałem. Też byłem opętany? Tak naprawdę, nie chciałem wypowiedzieć tych wszystkich rzeczy, tak samo pewnie Luna i Percy.

– Ale co teraz? – zadałem pytanie.

– Sama sobie nie poradzę. Masz to – podała mi patelnie i garnek. – i postaraj się wygonić z ich ciał te wstrętne duchy. – uśmiechnęła się.

Na pewno miałem dziwną minę. Dzierżyłem w ręku przybory kuchenne i zamierzałem walczyć z rodzajem potworów, z którymi bardzo trudny wygrać, bo można je raczej na jakiś czas ''wygnać", ale zwykle i tak, wcześniej czy później, wrócą.

– Ale mój miecz może wchłaniać dusze. Może lepiej jego użyje? – zaproponowałem.

– Zróbmy to po mojemu, po nie przepadam za wymachiwaniem bronią. – zadecydowała kucharka, a ja nie chętnie się zgodziłem. – Ty zajmij się Lunitą, bo ja nie mam serca jej bić.

Uchyliłem drzwi. Zobaczyłem jak Luna celuję z łuku w Percy'ego, a ten trzyma miecz gotowy do ataku. Trzeba zadziałać szybko, zanim się pozabijają.

Wyskoczyłem w stronę dziewczyny, która nie zdążyła zareagować. Zamachnąłem się patelnią, a córka Posejdona osunęła się na podłogę. Podobne kroki poczyniła Hedwig, ale Percy nie zemdlał, tylko zaczął "wykrztuszać" demony, które kobieta zamknęła w garnku. Popatrzyłem na Lunę. Nie ruszała się, ani nie kaszlała. A co jeśli za mocno ją uderzyłem? Owszem, byłem na nią wściekły, ale nie aż tak, by ją zabić.

– Hedwig! – zawołałem blady ze strachu.

Dziewczyna otworzyła oczy, a ja odetchnąłem z ulgą. Jednak gałki świeciły się jej na żółto, tak ja opisywała to kobieta. Na jej twarz wkroczył złośliwy uśmieszek.

– Przyszedł ostatni Murzynek. "Jedno małe Murzyniątko poszło teraz w cichy kątek, gdzie się z żalu powiesiło - ot, i koniec Murzyniątek." – zacytowała ostatnią zwrotkę wierszyka, który znałem jeszcze z dzieciństwa.

– Luna, otrząśnij się. – potrząsałem nią.

Wiedziałem, że to nic nie da, ale nie chciałem jej z powrotem przykładać patelnią.

– Zostaw mnie, nie chcę by taka szumowina mnie dotykała.

Nie wytrzymałem i ją spoliczkowałem. Tak jak nigdy nie podniosłem ręki na dziewczynę (nie liczę treningów w obozie), Luna była tą pierwszą. Wydawała się zszokowana. Jej oczy się zaszkliły, a po policzkach popłynęły łzy.

– To bolało. – powiedziała, dotykając policzka.

Zaczęła kaszleć, aż żółty dymek opuścił jej ciało. Zanim uciekł, zamknąłem go w garnku.

– I po wszystkim. – odetchnęła Hedwig. Wzięła trzy przyrządy kuchenne i wyszła z pokoju.

– O bogowie, to się stało naprawdę? – Percy ukrył twarz w dłoniach. – Połowa tych słów nie powinna nigdy zostać wypowiedziana.

Czułem się podobnie. Było mi nieco wstyd za wszystko, co powiedziałem. Jednak nie poczuwałem się do winy, bo nie dosyć, że byłem opętany, to jeszcze zostałem sprowokowany.

– Nigdy nikomu nie mówmy co tutaj zaszło. – postanowił syn Posejdona. – Najlepiej też, żebyśmy nigdy o tym nie wspominaliśmy.

– Przepraszam. – odezwała się Luna, podciągając kolana pod brodę i chowając głowę między nogami.

----------------------------------------------------

Prototyp tego rozdziału wyglądał zupełnie inaczej, ale ta wersja jest chyba lepsza.  : )

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top