Rozdział 63 "Secundus i Tertia"

Frank 

Kiedy tylko podnieśliśmy się z ziemi, facet poinformował nas:

— Spróbujecie uciekać, krzyczeć, kopać, robić inne sztuczki, a zakujemy was. Doceńcie, że traktujemy was jak równych sobie, pomimo waszych karygodnych przewinień. 

— Wsadziliście nas do więzienia. — Mark spoglądał z wściekłością na żołnierza. — Nie wiem jak to działa w waszej rzeczywistości, ale u nas, jeśli kogoś więzisz, raczej nie uważasz go za równego sobie. 

— Uważaj, co mówisz, blondasku — warknął. — Idziemy. — Szarpnął go za ramię. 

Drugi mężczyzna tymczasem założył ciasne kajdanki na nadgarstki Abelii. Co mnie zdziwiło, nie obdarzyła go powitalnym uderzeniem, lecz potulnie dała się spętać. Ktoś by mógł uwierzyć w jej słaby charakter i niewinności, gdyby nie pioruny strzelające z oczu.

— Bez sztuczek — powtórzył. 

— Czy dla wszystkich jesteście tacy mili? — Mark znowu odezwał się prowokacyjnie. — My przecież nic nie zrobiliśmy. 

— No właśnie. — Mundurowi wyprowadzili nas z celi i poprowadzili długim i ciemnym korytarzem, który na myśl przywodził mi więzienie w Nowej Macedonii. Zdecydowanie zbyt często trafiałem do kicia. Stoczyłem się. — Przyprowadziliście tutaj tę Greczynkę, ale zamiast oddać ją w nasze ręce, spoufaliliście się z nią. A ty — wskazał mnie — używałeś greckiego sposobu komunikacji. Lecz nie martwcie się. — Nagle się zatrzymał i popatrzył nam w oczy. Jego wystające kości policzkowe i duży nos kogoś mi przypominały. Facet wyglądał jak młodsza wersja Tarkina z "Gwiezdnych wojen". To o nim mówił Mark? — Będziecie mieć szansę się zrehabilitować. 

Sposób, w jaki to powiedział, bardzo mnie niepokoił. Spojrzał kątem oka na Abelię, jakby ona wiele swoich szans już straciła. Zastanawiałem się, co ta dziewczyna zrobiła, że ją tak "na serio" wrzucili do celi. Mogłem sobie dać rękę uciąć, że miało to związek z jej niepohamowaną agresją. 

Weszliśmy schodami na wyższe piętro i znaleźliśmy się na parterze. Wcześniej ten szpital wydawał się pusty i opuszczony, ale okazał się zupełnie inny. Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi w mundurach, mężczyzn, kobiet, nastolatków. Każde z nich miało przy pasie i miecz, i broń palną, która nie za bardzo działała na potwory, za to nadawała się na ludzi. To, że mieli ją w wyposażeniu, napawało mnie jeszcze większym niepokojem. Gdybyśmy nawet uciekli, wystarczyło parę sekund, aby zrobić z nas durszlaki. 

Przeszliśmy przez hol i tymi samymi schodami, których używaliśmy parę godzin temu, weszliśmy na trzecie piętro. Tarkin poprowadził nas do auli, gdzie prawie wszystkie miejsca zostały już zajęte. Mnóstwo młodych ludzi w mundurach Ruchu Rzymian czekało na wykład. Na ścianie przed nimi został wyświetlony obraz rzymskiego złotego orła na czerwonym tle. Przeczuwałem, że pewnie na rzutniku będę przedstawione materiały, by wzbogacić prezentacje. Bałem się, co zobaczymy. 

Posadzono nas na prawie ostatnich wolnych miejscach z samego z przodu, jakby chciano mieć pewność, że nie umknie nam ani słowo. Nie rozkuli Abelii, ale pozostawili nas bez strażnika i po prostu odeszli. W pierwszym odruchu pomyślałem, że to doskonały moment na ucieczkę, ale wtem się odwróciłem i ujrzałem mnóstwo członków Ruchu, obsesyjnie w niego wierzących. Wiedziałem, że i oni nie zawahają się nas zabić w razie jakichkolwiek "sztuczek". 

Byłem zszokowany, bo przez nasz spacer z celi do auli, spotkaliśmy co najmniej setkę ludzi. Przeraziło mnie to. Nie sądziłem, że bogowie mieli tyle dzieci, a szczególnie że aż tyle postanowiło odejść z Obozu Jupiter po wojnie z Gają. Większość z nich pewnie wspierała Oktawiana, a część może nigdy nawet nie była w obozie. Jednak fakt, że sprawa tylu zaginionych herosów przeszła bez echa, nie był dobrym znakiem. 

Rozglądałem się po auli, rozmyślając nad ucieczką. Zapamiętałem drogę stąd do głównego wyjścia, jednak dużym utrudnieniem były ich pistolety. Poza tym, my nie mieliśmy żadnej broni, nawet naszej starożytnej. Kolejnym aspektem było uwolnienie Luny, a nawet nie wiedzieliśmy gdzie się znajduje. Wszystko malowało się w czarnych barwach. 

Zauważyłem, że wielu członków Ruchu za nami wytyka Abelię palcami i coś między sobą szepcze. Ona zdawała się na to nie reagować, choć na pewno to zauważyła. Postanowiłem jeszcze raz zacząć maraton pytań, póki była skuta i nie mogła mi przywalić. 

— Czy istnieje szansa na rozmowę z nimi, na której będzie można negocjować? — zapytałem ją. 

Spojrzała na mnie wściekle i zacisnęła pięści. Chyba tylko kajdanki powstrzymywały ją od uderzenia. 

— Chcesz negocjować z tymi bestiami? — wypluła z siebie te słowa z odrazą. — Wszyscy jesteście tacy sami — prychnęła. 

— Jacy wszyscy? 

— Pretorzy, konsulowie, czy na jaką nazwę jeszcze zmienicie. Wolicie dogadać się z kryminalistami, bo boicie się walczyć. Wybieracie wycofanie się i darowanie życia zbrodniarzom, zamiast wyplenić zło. Jesteście cholernymi tchórzami. Brzydzę się wami. 

Westchnąłem ciężko. 

— Abelio, zrozum mnie. Siłą nie wywalczymy sobie wyjścia. Jest nas za mało w porównaniu do nich. Nie mamy wyboru. 

— Może od razu przyjmijcie ich filozofię — burknęła. — Jeśli zamierasz z nimi iść na jakiekolwiek układy, staniesz się dla mnie takim śmieciem jak oni. I kiedy dojdzie co do czego, nie zawaham się ciebie zabić. 

— Zamierzasz wszystkich zabić? Nie będziesz lepsza od nich. 

Zaśmiała się ironicznie i pokręciła głową. 

— Nie masz racji. Oni zabijają za pochodzenie, a ja za wybory i zachowanie. Pochodzenia sobie nie wybierasz, a decyzje chyba podejmujesz sam, no nie? — Spojrzała mi w oczy. 

Coś było w tym, co mówiła. 

Rozmyślania przerwał mi szum. Nagle wszyscy w auli zamilkli i podnieśli się z krzeseł. Do pomieszczenia właśnie weszło dwoje młodych ludzi razem ze sporą obstawą. Dziewczyna mogła mieć z dwadzieścia lat. Czarne włosy upięła w długi warkocz. Ubrana była w pełną rzymską zbroję, a pod pachą trzymała metalowy hełm z czerwonym pióropuszem. Obrzucała salę pewnym siebie spojrzeniem i uśmiechała się dumnie. Niepokojąco przypominała mi Reynę. 

Za nią szedł chłopak nieco starszy i wyższy od niej. Miał ten sam oliwkowy odcień skóry i ciemne włosy, chociaż jego rysy były zdecydowanie wyraźniejsze. Na rzymską zbroję miał zarzucony płaszcz z obszernym kapturem. Patrzył na wszystkich z góry, co na pewno nie miało tylko związku z prawie dwoma metrami wysokości. 

— Ave Roma! — wykrzyknęli, a tłum odpowiedział tymi samymi słowami. 

— Witamy was na codziennym szkoleniu — powiedziała dziewczyna znudzonym głosem, jakby powtarzała tę formułkę już setki razy. — Ponieważ mamy dzisiaj nowych gości, zaczniemy znowu od przedstawienia i opowiedzenia nieco o Ruchu. — Wyglądała na tak radosną, jakby ktoś jej kazał wyczyścić stopy Skironowi. 

— Ja jestem Secundus — oznajmił chłopak trochę radośniejszym tonem — a to moja siostra Tertia. Jesteśmy przywódcami Ruchu Rzymian, w którego siedzibie obecnie się znajdujecie. 

Spojrzał na Marka, przeniósł wzrok na mnie, a następnie skierował ciemne, groźne oczy na Abelię. Z jego twarzy zniknął nawet ten nikły, wymuszony uśmiech, jakby miał złe wspomnienia z tą dziewczyną. 

— Teraz pokażemy wam krótki filmik instruktażowy, z którego dowiecie się co nieco o naszym kochanym Ruchu Rzymian — oznajmiła Tertia. Również skierowała spojrzenie na mnie i Marka. — Zobaczycie, ile możecie zyskać dołączając do nas. Przejrzycie na oczy, jacy Grecy są naprawdę. 

Nagle z tyłu sali coś cicho wybuchło, a obraz orła na ścianie zniknął. Tertia i Secundus popatrzyli na tył widowni. Cała reszta członków Ruchu również odwróciła głowy. 

— Problemy techniczne! — Ktoś z tyłu krzyknął. 

— Ja wam dam problemy techniczne — mruknęła pod nosem Tertia. Dzięki temu, że siedzieliśmy tak blisko wykładowców, usłyszeliśmy coś jeszcze. — Nie mam zamiaru opowiadać tym tłumokom tego wszystkiego po raz tysięczny. 

Powstał gwar. Ona i jej brat przeciskali się do tyłu. Nie należało to do najłatwiejszych, bo aula była tak zatłoczona, że słuchacze siedzieli nawet na schodach. Pomimo że wstali, by ułatwić przywództwu dostanie się na tyły, nadal tamowali ruch, niczym cholesterol w żyłach. 

Aura szpitala zbyt na mnie działała. 

— Nazywają ją "Agelatus" – nigdy się nie uśmiechająca — oznajmiła Abelia, jakby ta wiedza miałaby mi się przydać w tej chwili. — Secundus za to zyskał przydomek "Karakalla". 

— Od tamtego cesarza? 

Przewróciła oczami. 

— A od czego miał przydomek tamten cesarz? Od galickiego płaszcza z kapturem — powiedziała to takim tonem, jakby było to oczywiste. — Secundus ma ich mnóstwo, w najróżniejszych kolorach i wzorach. 

— Abelio, posłuchaj — zignorowałem jej jakże użyteczną uwagę. Kontynuowałem ściszonym głosem, aby Rzymianie z sąsiednich rzędów nas nie podsłuchali. Niby panowało ogólne zamieszanie, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Albo bogowie. — Nasza przyjaciółka, z którą tu przyszliśmy, jest Greczynką i przez to może zginąć. Tylko dlatego. To jak z Żydami podczas drugiej wojny. Musimy ją uratować. Wydostać się stąd. Wtedy, kiedy będziemy już na zewnątrz, pomyślimy, co zrobić z Ruchem. 

— Ty chyba nadal nie rozumiesz, o co mi chodzi...

— Niestety projektor się popsuł — oznajmiła Tertia, przepychając się z bratem z powrotem na środek auli — więc jesteśmy zmuszeni do opowiedzenia wam osobiście o Ruchu. 

Tryskała taką wesołością, że zacząłem rozumieć jej przydomek. 

— Powinniście czuć się zaszczyceni — dodał Secundus, poprawiając swój płaszcz. — Pozwolisz, siostro, że zacznę. — Tertia skinęła głową. — Po wojnie z Gają, rządzącym Obozem Jupiter, Reyna Ramirez Arellano oraz Frank Zhang postawili na politykę opierającą się na ścisłej współpracy z Obozem Herosów. Pozwolili przybywać Grekom do obozu na wymiany, a niektórym dali nawet zgodę na osiedlenie się i studiowanie w Nowym Rzymie. Umożliwili Grekom korzystanie z ich dóbr, podczas gdy Obóz Herosów nie miał im nic do zaoferowania. Czy nie uważacie tego za wykorzystywanie? 

Miałem inne zdanie, ale zdawałem sobie sprawę, że lepiej się nie odzywać. Chociaż ja wiedziałem, że to kłamstwo, martwiłem się o Marka. On był w tym świecie krócej i nie znał szczegółów ostatniej wojny z gigantami czy omów pomiędzy obozami. Obawiałem się, że może w to wszystko uwierzyć. Szczególnie że sala odpowiedziała gromkimi brawami, jakby zgadzała się z każdym słowem co do joty. 

— Na dodatek — kontynuował Secundus — trybunem ludowym został Grek, który zaczął pomiatać Senatem. Wymagał zmienienia starych, rzymskich praw. A to już ingerencja w autonomię! Ówcześni rzymscy pretorzy zdecydowali się na zmiany w administracji. Po co? Aby pokazać Grekom, że tańczą, jak im się zagra. 

W tych słowach Secundus miał akurat nieco racji. Kiedy Annabeth została trybunem ludowym (który w starożytności w czasie uchwalania nowych praw w Senacie bronił praw plebejuszy, a u nas Greków), do wszystkiego zaczęła się wtrącać. Zazwyczaj były to tylko drobne poprawki, ale wkrótce zaczęła się rozpędzać. A co do zmian organizacyjnych... Z perspektywy czasu widziałem, że przyniosły tylko chaos, zamieszanie i nieporozumienia. Zaczęło się od tego, że chcieliśmy usunąć stanowisko augura, ale wszystko posypało się jak domino. Skończyło się na tym, że zmieniło się praktycznie wszystko inne, a ta posada została. 

— Coraz bardziej Obóz Jupiter uzależniał się od Obozu Herosów — zabrała głos Tertia. — Wtedy my, dwoje szarych legionistów, postanowiliśmy odejść. Dołączyło do nas kilkunastu naszych przyjaciół, którzy również nie zgadzali się z polityką obecnych władz. Wyruszyliśmy w podróż, szukając odpowiedniego miejsca na osiedlenie się. Pamiętacie Oktawiana, augura? — Samo jego wspomnienie wywołało u mnie gniew. Mimo że umarł przez własną nieostrożność, nie było mi go jakoś bardzo szkoda. — Jego rodzina, po stracie syna (notabene zabitego przez podstępnego Greka), zaczęli wspierać nas finansowo, aby zemścić się na Obozie Herosów i jego sojusznikach, czyli między innymi na Obozie Jupiter — powiedziała to z udawaną boleścią. 

Szczerze mówiąc to, że rodzina Oktawiana wspierała Ruch, to mnie nie zaskoczyło. Zawsze była bardzo tradycjonalistyczna i może to ją skłoniło, by wesprzeć akcję, która chce powrócić do sytuacji między Grekami i Rzymianami sprzed tysięcy lat. Poza tym byli nadziani, więc to mógł być ich sposób na pomszczenie syna. 

— Legion XII Fulminata był dwa razy liczniejszy niż wojsko Greków — kontynuowała. — Dlaczego ich wtedy nie zniszczyliśmy? Dlaczego nie poszliśmy za radą Oktawiana? Dzięki temu bogowie rzymscy staliby się potężniejsi. Ale nie, nasze przywództwo postanowiło sprzymierzyć się z Grekami przeciwko Gai. "Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem". Ale czy to było dobre, stawiać się na równi z Grekami? W starożytności podbiliśmy Helladę, ich krainę. Wtedy okazaliśmy im tyle dobroduszności i nie zabiliśmy ich. A po dwóch tysiącach lat się mszczą i mają czelność nas atakować. Pamiętacie "przypadkowe" strzelanie z Argo II w obóz? Czy to w porządku? Czy tak powinno być? Czy to mogliby zrobić ludzie z mocnym kręgosłupem moralnym? Czy nie powinno być tak, że oni nadal będą pod naszym butem, tak jak to było w antyku? 

Mark spojrzał na mnie. Z jego miny odczytałem niepewność. 

— Czy to, co mówią, jest prawdą? — zapytał cicho. 

— Nie słuchaj ich. To manipulacja. 

— Ale to o czym mówią... 

— To kłamstwo ukryte pod wieloma warstwami faktów — stwierdziła Abelia. — Dlatego brzmi tak prawdziwie. 

— Coś takiego powiedział Sherlock — oznajmił. 

Spotkał się z naszymi pytającymi spojrzeniami. Tymczasem Secundus mówił dalej. 

— My, Rzymianie, utrzymaliśmy swój kraj dłużej, w większej dyscyplinie i więcej osiągnęliśmy. To nasze legiony dotarły nawet do Wysp Brytyjskich. To nasze prowincje znajdowały się w Europie, Azji i Afryce. To wszystko my! 

— Czy nie powinniśmy wreszcie pokazać tym Grekom gdzie jest ich miejsce? Musimy odnowić potęgę Imperium! Na nowo świat usłyszy o Rzymianach i będzie drżeć na ich myśl. A Grecy? Pójdą w zapomnienie. Kiedy oni znikną, znikną również ich bogowie, dzięki czemu nasi staną się silniejsi! Wtedy Jupiter, Junona czy Mars będą jeszcze potężniejsi i pomogą nam w podbijaniu świata! Plan Oktawiana wreszcie dojdzie do skutku, przez co zostanie odpowiednio pomszczony. Czy nie zasługuje na to? 

— Czy nie tego pragniecie? Czy nie chcecie, aby śmiertelne dzieci uczyły się w szkołach tylko o Imperium, które nigdy nie umarło? Usuńmy więc tych Greków, którzy próbują przejąć nad nami władzę! Zabijmy ich co do jednego, zniszczmy ich obóz, zniszczmy Atenę Partenos! Kiedy już pozbędziemy się tych śmieci ze świata, ruszymy na Obóz Jupiter. Będą musieli się do nas przyłączyć albo się poddać. Ewentualnie podzielą los Greków. 

— Lecz to się stanie w ostateczności. — Tertia położyła dłoń na ramieniu brata, który ilustrował wybijanie herosów poprzez machanie na środku auli swoim złotym mieczem. — Szkoda przelewać rzymską krew. Dlatego was — ciemne oczy utkwiła w Abelii — jeszcze nie zabiliśmy, pomimo waszych przewinień. Cały czas widzimy w was potencjał. Jednak to nie będzie trwało wiecznie. 

— Naszych nowych rekrutów czeka dzisiaj próba lojalności. — Secundus oparł dłonie o biodra, jakby pozował do pomnika. — Dlatego miło będzie was wszystkich zobaczyć na głównym placu o północy. Spokojnie, raczej nie zmarzniecie. — Wszyscy członkowie ruchu oprócz Tertii zaśmiali się. — Obecność oczywiście obowiązkowa. 

Kalkulowałem dane. Chociaż mnie świerzbiło, żeby wstać i przywalić temu gadającemu głupoty jak Oktawian półtora roku temu rodzeństwu, nie mogłem tego zrobić. Wtedy stracilibyśmy kompletnie wszystkie szanse na dogadanie się z nimi. Przetrzymywali Lunę, więc to oni rozdawali karty. Prawdopodobnie chcieli, abyśmy to my tej nocy podpalili jej stóg. To był ostatni moment na ucieczkę, ale w jaki sposób? 

— Hitlerowcy. — Abelia mruknęła pod nosem, kiedy Tertia i Secundus zbierali owacje na stojąco za swoje przemówienie. 

Pomimo hałasu oklasków i okrzyków, Tertia jakoś to usłyszała. 

— Co powiedziałaś? — Stanęła sztywno przed dziewczyną, a na jej twarzy malowała się wściekłość. Secundus do niej dołączył. 

— Hitlerowcy. — Abelia powtórzyła głośniej, aby usłyszała ją cała aula. Siedziała dumnie, z nogą na nogę, jakby nie zdawała sobie sprawy, na jakie niebezpieczeństwo się naraża. 

— Dlaczego tak uważasz? — zapytał Secundus. 

— Bo jesteście wariatami jak on. Uroiliście sobie, że jesteście najlepszą rasą, a innych traktujecie jak trędowatych. 

Abelia była szybka i silna. Uniosła ręce do góry i mocno szarpnęła w dół, rozrywając cienki łańcuch kajdanek. Skoczyła z krzesła na Tertię, wymierzając pięść w jej brodę. Kobieta zatoczyła się do tyłu. Secundus zamachnął się, ale Abelia podcięła go, niczym karateka z filmu akcji. 

Tertia wróciła do gry. Rzuciła się na Abelię i obie zaczęły się okładać. Używały najróżniejszych technik, ale w oczach Abelii kryła się taka wściekłość, a w rękach taka siła, że szala wygranej przesuwała się na jej stronę. 

Nikt nie podbiegł, aby je rozdzielić. Członkowie Ruchu przyglądali się walce w milczeniu, niektórzy nawet przewracali oczami, jakby widzieli to już wiele razy. Jedynie Secundus wyjął szybkim ruchem spathę z pochwy i spróbował ją wbić w Abelię. Ale w tym samym czasie ktoś wyłamał się z tłumu. Chłopak może w moim wieku zaatakował przywódcę od tyłu. Zadał mu potężny cios w głowę i wytrącił miecz z ręki. 

— Teraz to ruszyłeś tyłek! — krzyknęła do niego Abelia, przyduszając Tertię. — Nie chcę twojej pomocy!

Chłopak patrzył zszokowany na dziewczynę. Ten moment zdezorientowania wystarczył Secundusowi na podniesienie się i przyciśnięcie pugio do jego szyi. 

— Za tę niesubordynację dołączysz do naszej kochanej Abelii — powiedział, sapiąc. 

Tarkin, mężczyzna, który nas tu przyprowadził, zakuł chłopaka w chyba nieco lepsze kajdanki. Secundus rzucił się na pomoc siostrze. Zanim oderwał Abelię od Tertii, oberwał kilka razy. Dziewczyna dawała sobie radę nawet z dwójką przeciwników. Ją również zakuto, ale dla pewności jeszcze związano sznurem, aby nie było powtórki z zabawy. Strzelała piorunami z oczu do każdego z sali, między innymi do mnie i Marka. 

Tertia podniosła się zakrwawiona z ziemi. Chwiała się na nogach, ale, podtrzymując się brata, wydała rozkaz. 

— Zabrać mi ich sprzed oczu. Wszystkich. — Wskazała nas palcem. 

Paru mężczyzn, których chyba należało do ich osobistej gwardii, złapało nas za ramiona i wyprowadziło z auli. 

-------------------------------------------

Przepraszam za tak długą przerwę, ale upał mnie zabił. Jednak zmartwychwstałam z nową energią, kiedy wczoraj zobaczyłam 191 powiadomień. Więc wracam. A do TEJ sceny zostały tylko trzy rozdziały...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top