Rozdział 31 "To było niedaleko Rzymu, w 1941..."

Luna

Im korytarz robił się węższy, robiło mi się coraz bardziej słabo oraz duszno. Nienawidzę małych pomieszczeń, a jedyne czego jeszcze brakowało, to żebyśmy znajdowali się głęboko pod ziemią. Karmelka biegła tuż obok mnie, więc starałam się skupić się na jej złotych piórach, by przegnać mdłości.

Rdza i Kremówka prowadziły prawdopodobnie do wyjścia (przynajmniej taką miałam nadzieję). Powoli dostawałam ataku paniki, więc modliłam się o szybkie wyjście.

Rozdwój się. – powiedział mały gryf.

Znowu wzdrygnęłam się na głos zwierzaka. Zanim jeszcze Nico i Percy dotarli do głównego gniazda, poszukałam w książce od Hekate zaklęcia, dzięki któremu rozumiałam przez jakiś czas co mówią.

– Nie mogę, nie dam rady. – odpowiedziałam na głos, przez co chłopcy spojrzeli na mnie pytająco.

– Z kim ty mó... O fuj! – Brat przerwał, po czym spojrzał na coś przed nami.

Wyszliśmy z korytarza i znaleźliśmy się w małej izbie, którą całą zajmowały kokony mojej wielkości. Unosił się od nich okropny odór, który potęgowało ciepłe powietrze. Kokony zaczęły się ruszać, przez co wyglądały jak ogromne, obrzydliwe larwy.

– Co to jest? – spytał syn Hadesa.

– Wolę chyba nie wiedzieć. – odparł Percy, zatykając nos.

Mimo ogromnego obrzydzenia, podeszłam krok w stronę kokonów. Przez białą pokrywę, który wyglądała jak tkanina uszyta z pajęczej nici, prześwitywał kształt, który wyglądał jak ogromny, owadzi odwłok. Nagle pod materiałem pojawiły się wielkie, czerwone żarówki, które najwyraźniej były oczami bestii. Szybko cofnęłam się.

Obudziłaś ją. To znaczy, że Wielka Matka wróciła. – rzekła przerażona.

– Kto to Wielka Matka? – zapytałam.

Nasza przywódczyni. Módlcie się, żebyście jej nie spotkali. Szczególnie w czasie godów.

– Chodźmy stąd. – przełknęłam nerwowo ślinę.

Karmelka prowadziła nas dalej. Weszliśmy do, na szczęście, nieco większego przedsionka, z którego było już wyjście na zewnątrz. Nareszcie poczułam świeże powietrze, a słońce które kryło się gdzieś za brzegami doliny, rzucało światło na nasze twarze.

Rozległ się tak strasznie wysoki dźwięk, jakby ktoś torturował źle nastrojone pianino albo skrzypce. Zakryłam uszy dłońmi, mimo to słyszałam ten okropny pisk, który już na chyba zawsze pozbawił mnie dobrego słuchu. Przez hałas dałam jeszcze radę usłyszeć spanikowany głos gryfa.

Uciekajcie!

Karmelka, Kremówka i Rdza wzbiły się w powietrze, a po dolinie rozległ się inny, już gryfów, ryk, do złudzenia przypominający samice. Dlaczego one aż tak się wściekają? Nie zrobiliśmy nic AŻ TAK złego. Tylko porwaliśmy ich trojkę dzieci...

Nico złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wzgórza. Z "budynku" już wybiegały wściekłe bestie i szukały nas paciorkowatymi oczami. Jedna spojrzała prosto na mnie i właśnie w tym, najbardziej nieodpowiedni momencie, świat zaczął wirować, a wszelkie głosy się urwały.

Marcella spacerowała przy w pełni księżyca. Jej biała suknia z pajęczych nici, cienkich jak babie lato, zahaczała o krzaki i gałęzie niskich drzew.

Ale drobna dziewczyna się tym nie przejmowała. Noc, jej żywioł, była piękna. Światło odbijane przez księżyc padało na jej podłużną twarzyczkę. Delikatne rysy teraz kompletnie zmyły się w całość. Blada cera w mroku wydawała się srebrzysta, a ciemne długie włosy plątały się w gałęzie. Drzewa jakby chciały ją zatrzymać. Zdawały się mówić "Zatrzymaj się i podziwiaj nasze naturalne piękno!". Czasami lubiły tak zaczepiać niektórych, co większość ludzi denerwowało.

Patrząc z daleko na przemykającą szybko młodą nimfę, można byłoby uznać, że to tylko mgła lub złudzenie optyczne. Ale gdy zatrzymała się na moment, dało się zauważyć jej malinowe usta i brązowe oczy.

Myśli Marcelli znajdowały się daleko stąd. Zastanawiała się, co Zarząd Nimf z nią zrobi. Właściwie to mają trzy opcje: nadal będą uważać ją za dziecko (chociaż niedługo kończy dwadzieścia jeden lat); uznają ją za kobietę i będzie mogła przenieść się do Miasta albo odprawią ją do Rzymu.

By była uznana za dorosłą, musi spełnić jeden warunek: zdać egzamin. Dla dziewczyn w jej wieku, to wręcz banalne, ponieważ wymagają od nich użyciu jedynie dwóch zaklęć na raz z rodzaju magii, którą się zajmują.

Jednak jeszcze żadne moce się jej nie ukazały. Ani nie rozmawia z kamieniami, czyli nie może być oreadą, nie lubi wilgoci, więc nie jest lejmoniadą, nie rozmawia z drzewami, oznacza to, że nie urodziła się driadą.

Odprawienie jej do Rzymu też nie jest dobrą opcją, ponieważ to by oznaczało, że nic już z nie wyrośnie. Może nie jest nimfą? Została znaleziona pod drzwiami Dobrego Zakątka. Chociaż pani Cynthia uparcie twierdzi, że Marcella jest wróżką leśną.

Ale dziewczyna nie była przekonana. Jakie ma talenty? Zwierzęta ją lubią i to tyle. No i jeszcze wygląd. Tylko dlatego nie została jeszcze odesłana do stolicy Włoch. Czy i w tym roku tak zadecydują?

Królik albinos wybiegł zza drzew i podbiegł do Marceli, która uklękła i pogłaskała zwierzę. Jego pazurki haczyły delikatnie jej sukienkę.

Co się stało? zapytała melodyjnym głosem.

Ssak zwrócił łepek w stronę polanki. Dziewczyna bardzo lubiła spędzać tam gorące popołudnia. Jest tam parę starych pni, między którymi idealnie mieści się koc z nici tkanych przez starsze nimfy.

Nagle srebrzysty księżyc przysłoniły ciemne chmury i powiał zimny, mocny wiatr. Zrobiło się ponuro, można by rzec złowrogo.

Marcellę przeszył dreszcz. Pomyślała "Ten królik chcę mi coś chyba powiedzieć. Czyżby ktoś wtargnął na nasz teren?"

Ruszyła za zwierzęciem na polanę. Z początku nic nie ujrzała, ale gdy zbliżyła się o kolejne parę kroków, jej brązowym oczom ukazał się człowiek, a dokładniej mężczyzna.

Miał ostre rysy twarzy i kruczoczarne włosy. Był w wojskowym mundurze. U jego boku leżało długa broń palna.

Marcella podeszła jeszcze bliżej. Słyszała o wojnie, która teraz włada światem. To musi być jakiś partyzant albo agent aliantów. Jego ubrania w okolicach brzucha były przesiąknięte krwią. Rana postrzałowa.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Skoro został postrzelony, to może oznaczać, że są w pobliżu jego przyjaciele albo wrogowie. Ale słysząc, co państwa osi teraz wyrabiają, a jest na terenie Włoch, to raczej wrogowie.

W jej głowie toczyła się zażarta walka, niemal tak bardzo jak I wojna światowa. Czy zostawić tego mężczyzna i skazać go na pewną śmierć? Czy wziąć go do wioski i wyleczyć? Ale to jest zakazane. Mężczyźni nie mają tam wstępu. A jeśli Zarząd Nimf się dowie? Zostanie wygnana.

Żołnierz jęknął. Marcella podjęła ostateczną decyzję...

Upadłam na miękką ziemię. Nico wylądował obok mnie, a wielki gryf przeleciał nad naszą głową. Podniosłam się i wystrzeliłam strzałę w stronę potwora. Znajdowaliśmy się dalej od gniazda gryfów i nie miałam pojęcia jak się tu znalazłam. Miałam wrażenie, że oglądam film od środka.

Stwór zniknął wśród zboża, a rozejrzałam się dookoła. Chciałam nałożyć kolejny pocisk na cięciwę, ale Percy złapał mnie za rękę i pociągnął przez pole. Coś do mnie krzyczał, lecz w uszach nadal mi szumiało. Nie rozumiałam co się działo, a moje przerażanie się potęgowało.

Przebiegliśmy już chyba jakieś pół kilometra, tak naprawdę nie wiedziałam po co. Nikt nas nie gonił, a taki nadprogramowy wysiłek nie jest mile widziany. Płuca mnie paliły, a pot spływał po twarzy. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tyle przebiegłam bez odpoczynku.

Mimo tempa nadawanego przez brata, zatrzymałam się, by złapać choć trochę oddechu. Zaczęłam kaszleć, przez co oczy mi łzawiły.

– Co... się... dzieje... – wychrypiałam, między wielkimi wdechami.

Chłopcy też mieli lekką zadyszkę, ale miałam wrażenie, że mogli biec jeszcze kilkakrotnie dłuższy dystans, by być w takim stanie jak ja. Nie sądziłam, że mam tak słabą formę.

– Chyba już jesteśmy bezpieczni. – odparł syn Posejdona. – Ale powinniśmy iść dalej.

– Nie... dam... rady... – otarłam pot z czoła. – Co mnie pominęło?

– O co ci chodzi? – spytał przyjaciel.

– Byliśmy przed "gniazdem", gdy nagle zaczęłam widzieć scenę z jakiegoś filmu, z puszczonym w tle audiobookiem z jakieś książki. To była historia jakieś nimfy, która coś tam gadała o egzaminie i wojnie, tymczasem spotkała rannego żołnierza i na moje oko, zapowiadało się na romansidło, ale wszystko było tak bezsensu...

– Ale ty byłaś cały czas przytomna. – zdziwił się brat.

Nico zwrócił głowę w stronę, z której przyszliśmy i zmarszczył czoło.

– Odpoczęłaś już? – zadał pytanie, nadal wpatrując się w horyzont. Nie czekając na moją odpowiedź, powiedział: – Lepiej już chodźmy. Czekaj, czy ta nimfa miała czarne włosy i taką białą sukienkę?

– Tak. Skąd wiesz? – zapytałam, gdy szliśmy dalej.

– Chyba wiedziałem podobną wizję, ale narrator mówił coś o krukach i ich symbolice. Ale to dziewczyna też spotkała jakiegoś nieprzytomnego mężczyznę.

Ściągnęłam brwi.

– Dlaczego wcześniej o tym nie wspomniałeś.

– Śniło mi się to dawno temu. Chyba zimą.

– To nie ma sensu. – odezwał się Percy. – Śnił wam się dziwny sen, jakiś narrator mówił co innego i to miało miejsce w dużej odległości czasowej, gdy jeszcze nie mieliście pojęcia o swoim istnieniu. – zastanowił się.

– Jak miała na imię żona dziadka Eddie'go? – spytał ni z gruszki, ni z pietruszki syn Hadesa.

– Dziadek miał w ogóle żonę? – zdziwiłam się.

– Przecież miał dzieci. – zauważył.

– Racja. Ale tak naprawdę jedno nie wyklucza drugiego.

– Pamiętaj, że urodził się na początku dwudziestego wieku.

– Marcella. – przerwał brat. – Tak miała na imię.

– Czyli tym konającym gościem mógł być dziadek Eddie. – zwróciłam się do Nica.

– Po co nam wiedzieć jak się poznali? – zadał ważne pytanie.

Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich coś dziwnego. Nie potrafiłam tego ani w żaden sposób określić, ani opisać, ale w tych brązowych tęczówkach coś się kryło. Z jednej strony było to dziwne, może nieco przerażające, lecz nie gniewne. Gapiłam się chyba trochę za długo, ponieważ speszony odwrócił wzrok.

Resztę drogi szliśmy już w milczeniu, ale to spojrzenie mnie niepokoiło. Zamierzałam się o to zapytać później syna Hadesa, ale wolałam nie robić tego przy Percy'm. Może to coś osobistego?

Pod koniec dnia, na polu z innym zbożem, rozłożyliśmy namiot, a Nico tak się wywinął, że w końcu z nim nie porozmawiałam. Siedziałam na warcie, próbując posklejać wszystkie dzisiejsze wydarzenia w jakąś sensowną całość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top