Rozdział 18 "Trzy razy tak"
Luna
Czułam się jak wyrwana ze snu. Jakby przed chwilą coś mi się śniło, ale zdążyło już umknąć w zakamarkach pamięci. Miałam problem z powiedzeniem jak się nazywam, który mamy rok i gdzie jestem.
Z rozmazanej plamy przed oczami zaczęły wyłaniać się postacie. Słyszałam jakieś głosy, ale odbijały się jak echo, jakbym była w wielkim, pustym pomieszczeniu. Rozległo się szczeknięcie, a moją głowę przeszył ból, jakbym uderzyła o kowadło. Po momencie déjà vu, rozpoznałam jedną z postaci.
– Nico? Co ty tutaj robisz? – spytałam, a mój głos zabrzmiał dziwnie.
– Ty go pamiętasz? Skąd? O co chodzi? – ktoś krzyczał, przyprawiając mnie o dodatkowy ból. – Czy ja jestem taki tępy, że nic nie rozumiem, czy sytuacja tak porypana?!
Nie byłam pewna o czym mówią. Próbowałam przypomnieć sobie ostatnie chwile. Co właściwie się wydarzyło? Dlaczego leżę na ziemi? Czemu wszystko mnie boli? Co tu robi Nico? Tyle pytań, tak mało logicznych odpowiedzi.
Za Nico znajdował się blondyn z miną łączącą przerażenie i gniew. Zajęło mi chwilę, aby przypomnieć sobie jego imię. Mark, ten podrywacz od Pytona. Muszę mu dać w końcu ten numer do Angeliny.
– Mark, to nie jest Lena Johnson... – zaczęła jakaś dziewczyna, z patelnią w ręce.
– ...ale Luna Jackson – dokończył za dziewczynę Nico. – Córka Posejdona.
Popatrzyłam na przyjaciela. Po co mnie przedstawia? Dlaczego zawsze musi mówić za mnie! Nie jest moim adwokatem.
– To niemożliwe – stwierdził Mark, kichając. – Nawet w szkole wszyscy mówili na nią Lena. I czekaj, skoro jest córką Posejdona... jest Grekan... Grecza... Gre...
Spróbowałam usiąść, ale zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o szafkę i spojrzałam na trójkę nastolatków.
– Wilczy Dom ma taką wielką kuchnię? – zapytałam.
– Wilczy Dom? – syn Apolla otworzył szeroko oczy. – Nie. Nie. Nie. Nie. Nie...
– Przecież to nie jest Wilczy Dom... – Nico przyglądał mi się coraz bardziej zdziwiony.
– Lena, skup się – Mark złapał mnie za ramię, a w jego oczach widać było coś w rodzaju szaleństwa. – Co robiliśmy dzisiaj rano?
Zmarszczyłam czoło. O co mu chodzi?
– Walczyliśmy z Pytonem. Już zapomniałeś?
Momentalnie zbladł.
– To było ponad trzy tygodni temu...
Głowa bolała mnie coraz bardziej.
– Co tu się dzieje? Kim jesteś? – wskazałam dziewczynę. – Gdzie jesteśmy? O co wam chodzi?
– Ty nic nie pamiętasz z ostatnich trzech tygodni? – spytała dziewczyna.
– Jakich trzech tygodni?!
– Najpierw straciłaś pamięć, a kiedy ją odzyskałaś, znowu ją straciłaś... – mruczał Mark pod nosem.
– Co?
– Dlatego nie mogłem się z tobą skontaktować... – powiedział do siebie Nico.
Patrzyła na wszystkich zdziwiona. Mówili jakieś kompletnie bezsensowne rzeczy, które nie trzymały się kupy.
– Czy może mi ktoś wreszcie...
– Spokojnie, Le... znaczy Luna – poprawiła się dziewczyna, nie puszczając z zaciśniętych dłoni brudnej patelni. – Jestem Hazel, a aktualnie znajdujemy się w Obozie Jupiter.
– To niemożliwe – pokręciłam głową. Spojrzałam na Nica, szukając w nim wsparcia. – Dopiero zbliżaliśmy się do Wilczego Domu.
– Pamiętasz naszą walkę z Diskordem? – zapytał Mark.
Wysiliłam mózg, lecz zauważyłam, że mam problem z przypomnieniem sobie ostatnich zdarzeń. Jakby została w pamięci wyryta dziura i teraz wspomnienia nią uciekały.
– Pamiętam. Chyba w coś uderzyłam – dotknęłam głowy, którą zalała nowa fala bólu.
– Po tym zdarzeniu straciłaś pamięć. Nie wiedziałaś nawet jak masz na imię.
Wpatrywałam się w chłopaka, nie mogąc w to uwierzyć. Sądziłam, że takie rzeczy mogą dziać się tylko w filmach. Ale najwyraźniej życie herosa to też niezła komedia połączona z thrillerem.
– Lupa uczyła nas trzy tygodnie, po czym wysłała nas do Obozu Jupiter. Parę godzin temu zostaliśmy do niego oficjalnie przyjęci – wskazał swoje przedramię, na którym wypalono czarny tatuaż z lirą i łukiem, napisem oraz jedną poziomą kreską.
Kiedy spojrzałam na swoje ramię, wydała z siebie nieokreślony pisk.
– Czy złożyłam ślubu?
– Tak – Hazel pokiwała głową. – Jako Greczynka przysięgłaś wierność rzymskiemu legionowi.
– To bardzo źle – podkreślił Nico.
– I chcecie powiedzieć, że teraz, kiedy pamiętam swoją przeszłość, zapomniałam ostatnich trzech tygodni? – upewniłam się, a cała trójka przytaknęła.
– Ja jeszcze jednego nie rozumiem. – odezwał się syn Hadesa. – Po to prowadzimy między obozami wymianę danych, aby podobne sytuację się nie zdarzały. – spojrzał na Hazel.
– Rozważali czy to nie Lunita, ale ona miała mieć dłuższe włosy, dwie różne tęczówki i przede wszystkim, miała się nazywać Lunita Jackson, a nie Lena Johnson.
– Przecież włosy można zawsze ściąć – popatrzył na mnie z miną "Dlaczego ścięłaś te cholerne włosy!?". – a oczy... zerknął na mnie skonsternowany – ...zmieniły ci kolor.
– Co?! – wyrwałam z rąk Hazel patelnię i przejrzałam się w jej brudnej powierzchni.
Obraz mi się rozmazywał, ale mimo to zobaczyłam dwa okręgi, które wręcz "świeciły" się na turkusowo. Wzięłam dwa głębokie wdechy i oblizałam wargi. Spokój. Spokój to podstawa.
– To ostatnie to może po części moja wina – przyznałam się. – To długa historia, ale to moje szkolne "przezwisko". Nigdy nie sądziłam, że może przynieść takie skutki... Co do fryzury, to oddzielna, wstydliwa historia, o której wolałabym nie wspominać. – Cały czas miałam w głowie obrazek pani Jones obcinającej mi włosy. – A oczy... dobra, na to nie mam wyjaśnienia. Może to też robota Charyt? – wzruszyłam ramionami.
To wszystko nie mieściło mi się w głowie. Byłam przerażona. Co jeśli zrobiłam coś głupiego w czasie, kiedy "byłam" Leną? Może powiedziałam coś nie tak? Kogoś obraziłam? Trzy tygodnie... Ludzie budzą się ze śpiączek po latach, ale przynajmniej mają pewność, że nic w tym czasie nie robili.
Może mogłabym wypytać Marka, co przez ten czas się działo? A co jeśli on będzie kłamać? Nie miał zbyt dobrej opinii, a poszedł ze mną do Wilczego Domu tylko w zamian za ten cholerny numer.
Co z tatuażem? Może da się jakoś unieważnić przysięgę? Jeśli Rzymianie się dowiedzą, że jestem Greczynką... Już mogę sobie przygotowywać stos na spalenie. Herosi z Obozu Herosów też nie przyjmą mnie z otwartymi ramionami, znając ich niechęć do mnie. Najlepiej by było, gdybym nigdzie się już nie pojawiła.
– Musimy powiedzieć Frankowi – stwierdziła Hazel. – On raczej zareaguje łagodniej niż Reyna.
– Zamierzasz ukryć to przed Reyną? – spytał Nico. – To nie jest dobry pomysł. Ojciec powiedział, że dostał od niej wiadomość, bym pilnie zgłosił się do obozu. Zapewne chodziło o ciebie – spojrzał na mnie oskarżycielsko, jakby to była moja wina. – Więc skoro się tu zjawiłem, będzie chciała, abym rozpoznał Lunę, Lenę, wszystko jedno. A co mam jej wtedy powiedzieć?
– Może tego unikniesz – oznajmiła. – Reyna ma złamaną nogę i na razie przebywa w Nowym Rzymie.
– Jak się czuje? – zapytał przejęty, a ja poczułam się zazdrosna.
– Chyba nieźle. Zaprowadzę Lenę... Lunę do Franka, że niby w ogóle się nie spotkaliście. On na pewno coś zdecyduje.
Nico zgodził się skinieniem głowy.
– A co ze mną? – zadał pytanie Mark.
– Ty musisz dotrzymać tajemnicy. – Syn Hadesa rzucił mu jedno ze straszniejszych spojrzeń, a Mark jakby się zmniejszył.
Wstałam z ziemi i odgarnęłam za uszy brązowe kosmyki. Zdziwiłam się, jak Lena mogła chodzić w rozpuszczonych włosach. Ja tego nienawidzę.
Hazel i ja już chciałyśmy ruszyć w stronę drzwi, kiedy one się otworzyły, a do środka weszła Azjatka z uśmiechem na twarzy. Coś mi podpowiadało, że nasz plan właśnie legł w gruzach.
– Lena, Mark, Frank prosi was do...yyy... – zawahała się, jakby szukając dobrego słowa – powiedzmy, pretoria.
– Co teraz? – zapytałam Nica, zerkając na niego.
– Udawaj, że jesteś Leną.
Wzięłam głęboki oddech, aby uspokoić nerwy.
– Słyszałeś, Mark – złapałam chłopaka za rękę i pociągnęłam w stronę dziewczyny – pretor nas wzywa.
– Konsul – poprawił mnie.
– Konsul? Tak, tak, wszystko jedno. Prowadź... yyy... – Uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia jak ma na imię ta dziewczyna.
– Hisako – znowu mi podpowiedział, a Azjatka zmierzyła nas dziwnym spojrzeniem.
– Świetnie ci idzie – sarknął Nico.
– Porozmawiamy, kiedy ty będziesz w tak idiotycznej sytuacji.
Hisako wyprowadziła nas z miasteczka. Po drodze jednak musieliśmy jeszcze odebrać naszą broń od małej dziewczynki, a gadające popiersie komentowało nierówno ścięte włosy Marka. Następnie kierowaliśmy się na wzgórze, na którym ustawiono kilka blaszanych baraków, a herosi budowali nowe.
– To jest serce obozu Jupiter? – spytałam Marka po cichu, a ten przytaknął. – Dlaczego jest w takim stanie?
– To przez tor... – urwał. – Nie jestem pewien, czy powinnaś to wiedzieć.
Kiedy wchodziliśmy na górkę, Hisako odciągnęła mnie na pewną odległość i konspiracyjnym szeptem spytała:
– Rozmawiałaś z nim? Pytałaś się? – uśmiechała się jak psychopatka.
– Yyy... – Taa, "udawaj Lenę", super rada, Nico. – Taaak... – powiedziałam, nie mając pojęcia o co pyta.
– I co? – zapytała z przejęciem.
– Yyy... Taaak...
– Wiedziałam! Mówiłam! – skakała radośnie, jakby wygrała w totka. – Jesteś szczęśliwa?
– Yyy... Taaak...
Trzy razy "tak" dla nie wiem czego.
Hisako rzuciła mi się na ramiona, mocno przytulając. Czułam się strasznie zawstydzona, zakłopotana i zdezorientowana. Bałam się, co właśnie zrobiłam.
Dziewczyna zaprowadziła nas do osiedla baraków. Musiałam przeskakiwać nad różnymi narzędziami i blachami. Zastanawiałam się, dlaczego Rzymianie budują te brzydkie, mało trwałe budynki. Percy wspominał, że w całym Obozie Jupiter aż roi się od marmurowych budowli. Ja tu nic takiego nie widziałam, wręcz przypominało zrównane z ziemią.
Rzymianie, których mijaliśmy, klepali nas po plecach i gratulowali. Nie dziwiła ich nawet moja zaskoczona mina, kiedy dziękowałam za coś kompletnie nieznajomym osobom.
– To tutaj – Hisako zatrzymała się przed jednym z baraków. – Powodzenia – uśmiechnęła się i zostawiła nas przed drzwiami.
– Wiesz może, po co nas tu przysłał? – zapytał Mark.
– Jeśli dobrze słyszałam od centurionów – zatrzymała się, wbijając wzrok w ziemię. Właśnie przyznała się do podsłuchiwania – chodzi o jakąś misję wyznaczoną przez Senat.
– O nie – Markowi rozszerzyły się oczy, jakby usłyszał coś strasznego. – Dlaczego my?
Hisako rzuciła mu pytające spojrzenie, ale odeszła w stronę innych baraków.
– O co chodzi? – zadałam pytanie synowi Apolla.
– Musisz się z tego wyplątać – powiedział, spoglądając mi w oczy. – Nie możesz tam jechać.
– Wiem – przytaknęłam i zapukałam do drzwi.
Weszliśmy do środka. Ujrzałam wysokiego i dobrze zbudowanego chłopaka, trochę starszego ode mnie, który wpychał jakieś papiery do plecaka. Jego ruchy były strasznie chaotyczne, brał wszystko co popadnie, kierując się chyba zasadą "A może się przyda".
– Cześć, usiądźcie. Albo lepiej nie, musimy się śpieszyć. Gdzie to jest? – zaczął znowu przeszukiwać plecak.
– Pretorze... znaczy konsulu Frank, muszę ci coś powiedzieć... – zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
– Lena, będziemy mieć jeszcze dużo czasu do rozmowy. Nie przedłużając, wiecie jaka jest sytuacja obozu.
– Ale Frank...
– Od dłuższego czasu staraliśmy się znaleźć coś, co byłoby odpowiednikiem Ateny Partenos. Niedawno znaleźliśmy w starych księgach informacje o Wilku.
– Jakim Wilku? – spytał Mark.
– Jak wiecie, wilk jest jednym z symboli Rzymu. Stulecia temu, Fidiasz, ateński rzeźbiarz, wyrzeźbił statuę wilka. Wtedy Rzym był republiką i niewątpliwie Fidiasz zafascynował się jego potęgą. Przypuszczamy, że kiedy stworzył Wilka, przestraszył się, że może zostać wygnany z Aten przez ostracyzm za zdradę. Jeszcze nie wziąłem tej mapy... – sięgnął po pergamin, leżący na drugim końcu stołu. – Sądzimy, że postanowił rozdzielić Wilka na części, tak zwane Elementy i poukrywać w całej Grecji. Pewnie nie tylko tam.
– Mamy jechać do Grecji? – zapytał Mark.
– Nie, zdecydowanie nie chcę tam wracać – odpowiedział, znowu wyjmując papiery z plecaka. – Tak jak Olimp, zakładamy, że Elementy też przesunęły się na zachód. Dzięki Grekom oraz pewnemu... hmm... informatorowi, wiemy, że pierwszy Element jest gdzieś w Vancouver. Według innych źródeł, przedstawiciele Rzymu zostaną w jakiś sposób tam doprowadzeni.
– Dlaczego jest tyle "zakładamy", "sądzimy", "zapewne"? – zapytałam, bo nie brzmiało to dobrze.
– Nie jesteśmy pewni, ale to nasza raczej ostatnia deska ratunku – westchnął ciężko.
– Rozumiem, że jest wam... nam potrzebna ochrona, ale nie lepiej trochę poczekać, aż będziemy mieć więcej informacji?
– Nie możemy czekać. Ani chwili – powiedział, kiwając zdecydowanie głową.
– Dlaczego? Przecież ta misja to szaleństwo!
Mark rzucił mi spojrzenie, abym się przymknęła. O czym nie wiedziałam? Jaką gafę popełniłam?
– Lena, rozumiem, że jesteś tu niedługo, ale powinnaś już pojąć grozę sytuacji.
– Przepraszam, Frank, ale...
– Porozmawiamy później. Teraz musicie się pakować – składał papierową mapę, co nie szło mu najlepiej. – Wypożyczalnia aut jest otwarta tylko do dwudziestej drugiej. – Na samą myśl o samochodach zrobiło mi się niedobrze.
– Wtedy ani nie musielibyśmy się przenosić, ani zdradzać ventusom współrzędnych – rzekł do siebie Mark, a Frank spojrzał na niego badawczo. – Dlaczego my? – zadał pytanie.
– Ty jesteś synem Apolla, więc bardzo prawdopodobne jest, że będziesz mieć jakieś sny prorocze co do Wilka. Ja jestem konsulem obozu, a Lena potężną córką Neptuna, co może nam pomóc w wielu sytuacjach. Wszyscy będziemy godnie reprezentować Rzym, jako pełnoprawni legioniści.
– A co do tego...
– Porozmawiamy później, Lena – nie pozwolił mi dokończyć, zapinając plecak.
– Jesteś pewny?
– Tak. Zapomniałem ubrań. I nektaru. Cholera... Macie dziesięć minut, aby się spakować. Pośpieszcie się.
Znalazłam Nica na Wzgórzu Świątynnym, kiedy składał ofiarę Hadesowi w jego świątyni.
– Widziałeś się z Reyną? – spytałam.
– Nie. Postanowiłem odwiedzić ją dopiero rano. Rozmawiałaś z Frankiem?
W słabym świetle prawie nie widziałam jego twarzy. Wydawał się zamyślony i poważny, czyli jak zwykle. Kiedy podeszłam bliżej, zauważyłam, że nieco przytył od lata, przez co nie wydawał się już taki kościsty. Urósł też nieco, przez co wyglądał doroślej, więc czułam się przy nim jeszcze bardziej dziecinnie.
– Nie chciał mnie słuchać i ciągle powtarzał, że porozmawiamy, kiedy już wyruszymy z obozu.
– Nie możesz jechać – spojrzał na mnie srogo, a mnie przeszedł dreszcz. – To misja dla Rzymian. Ty jesteś Greczynką od paru pokoleń.
– To co mam zrobić?
– Nie jechać – spuściłam wzrok. – Sally i Paul się o ciebie martwią.
– Bogowie, zapomniałam o nich... Dosłownie. Możesz przekazać im, że nic mi nie jest?
Odwrócił się w moją stronę.
– Czemu nie powiedziałaś jej, że jedziesz do Wilczego Domu?
– To wynikło bardzo spontanicznie i...
Do świątyni wbiegła Miętuska, wesoło merdając ogonkiem. Przerwała naszą rozmowę, ale czułam, że Nico szybciej czy później wróci do tematu moich trudnych relacji z rodzicami zastępczymi.
– Jak w Podziemiu? – zapytałam.
Od pewnego czasu w królestwie Hadesa działo się coraz gorzej. Cały łańcuch ruszyło porwanie Tanatosa i problem z Wrotami Śmierci. Później rzeka Lete zfiksowała, a dusze na Łąkach Asfodelowych zaczęły zyskiwać świadomość. Na jej czele stanęło dwóch buntowników, którzy sądzili, że powinni trafić do Elizjum, a nie na Łąki: Marek Antoniusz, rzymski polityk, który zdradził Cezara oraz generał Kukliński, polski szpieg, który donosił Amerykanom.
Na początku zażądali od Hadesa ponownego osądu ich dusz, ale ten ich olał. Był skupiony Gają, a w tym czasie Antoniusz i Kukliński zyskali armię. Kiedy boga zaczęło to przerastać, zwalił wszystko na Nico, dając mu wojsko, liczące góra tysiąc zombie i kilkunastu zmartwychwstałych herosów z Elizjum, przeciw przeogromnej armii bezmózgich dusz.
Tuż przed spotkaniem Marka, Nico poprosił mnie o pomoc. Naszym celem było rozwalenie kilku magazynów na Bronxie, skąd Antoniusz i Kukliński sprowadzali broń. Wtedy okazało się, że współpracują nie tylko z herosami, ale i niczego świadomymi śmiertelnikami. Finalnie, hale wyleciały w powietrze, lecz zupełnie inaczej niż przewidywał plan. Krótko mówiąc, wszystko popsułam, ale na szczęście Nico nigdy mnie o to nie obwiniał.
– Coś planują – powiedział. – Jeszcze nie wiem co, ale zwiadowcy podejrzewają, że zamierzają zaatakować armią dusz.
– One się ich posłuchają?
– Pamiętaj, że i Antoniusz, i Kukliński są demagogami. Duchy można pokonać tylko stygijskim żelazem, podczas gdy nas, herosów, można zranić wszystkim. – pokiwał głową.
– A zombie?
– Być może niebiański spiż na nich nie działa, lecz nie sprawdzałem.
Pokiwałam głową. Sytuacja nie zapowiadała się kolorowo.
– Jeśli będę mogła pomóc w jakikolwiek sposób...
– Wiem, Luna. Mam jednak wyrzuty sumienia. Nie powinienem cię w to wciągać. Patrząc, co ostatnio ci się stało...
– Sama byłam temu winna. Teraz wplątuję się w kolejną beznadziejną sytuację.
– Tak, to twoja specjalność.
Przytuliłam się do Nica. Bałam się, że długo go nie zobaczę. Albo w ogóle. Wyruszałam właśnie na misję z prawie obcymi mi ludźmi. To nie wróżyło nic dobrego.
– Wróć żywa. – powiedział.
– Postaram się. – uśmiechnęłam się.
Wyszłam ze świątyni. Miętuska dotrzymywała mi kroku, a nawet mnie wyprzedziła.
Będzie dobrze. Musi być. Nie ma innego wyjścia.
Zbiegłam ze wzgórza w stronę tunelu Caldecott. Serce biło mi mocno, a w głębi duszy przygotowywałam się na najgorsze. Jak przed każdą misją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top