Rozdział 48.2

Ciało przebite strzałą upadło na ziemię. Arianna drgnęła, a niewyobrażalny ból, jakby sama została ugodzona grotem, rozlał się w jej piersi. Szok przeplatający się z gniewem i rozpaczą zaparł jej dech. Wzięła urwany oddech i wypuściła powietrze ustami, próbując zapanować nad drżącymi rękami i galopującym jak uciekający kurczak sercem. Nadal nie dochodziło do niej to, co się wydarzyło. Jej mózg, niczym dźwiękoszczelna ściana, nie chciał dopuścić do siebie kolejnych sygnałów. Zawiesił się na momencie wystrzelonego bełtu z kuszy i w głębokim poważaniu miał docierające do niego na bieżąco informacje.

Szmer za plecami córki Zeusa wyrwał ją z umysłowego paraliżu. Rzeczywistość uderzyła w nią niczym dwudziestometrowa fala tsunami, zachwiała się na nogach i opadła na jedno kolano. W panującej ciszy jej oddech przypominał sapanie miecha, nikt — nawet potwory — nie odważył się ruszyć. Sam Frankie wyglądał na zaskoczonego, jakby w dzisiejszym grafiku wcale nie zaplanował sobie morderstwa z premedytacją. Dłonie tak mu drżały, że nie mógł załadować kuszy, a słusznie przypuszczał, że niedługo będzie musiał ponownie jej użyć.

Arianna zacisnęła powieki i potrząsnęła głową. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. To była jej wina. To jej arogancja, zgubna pewność siebie, zła ocena sytuacji i wreszcie głupota zabiły go.

To przez nią on nie żył!

Gniew podszyty nienawiścią rozgorzał w niej jak pożar w suchym lesie. Rąbnęła pięścią w ziemię i gwałtownie poderwała się do pionu. Nagły podmuch wiatru rozrzucił jej włosy wokół głowy, zakręcił się wkoło niej jak wierny, cieszący się z powrotu właściciela pies, a następnie zamienił się w nieujarzmioną bestię, która z ogłuszającym rykiem rzuciła się na potwory.

Strwożeni poplecznicy Kronosa rzucili się do ucieczki, ale na to było już za późno. Córka Zeusa nie przewidywała wyjątków, wszyscy, co do jednego, mieli zostać wybici i wybrać się do Podziemia, by błagać jej przyjaciela o przebaczenie. Pędzący z prędkością rozpędzonego odrzutowca wiatr wpadł pomiędzy uciekający oddział, wzniósł jego członków w powietrze i z taką siłą cisnął nimi o grunt, że po potworach pozostały jedynie złamane w pół łuki.

Arianna odwróciła się w stronę Frankiego, który nieporadnie szarpał się z bronią. Blada twarz kontrastowała z jego ciemnymi, wypełnionymi przerażeniem oczami. Zrobił krok do tyłu, potknął się o własne nogi i gruchnął na tyłek. Kusza wyśliznęła mu się z dłoni i upadła poza zasięgiem jego rąk. Przełknął ślinę. Od dobrych kilku lat przeklinał i nienawidził bogów, ale uznał, że to dobra chwila, by się z nimi pojednać, więc zaczął bezgłośnie się modlić. Córka Zeusa odetchnęła głęboko. Wyciągnęła miecz, a na jego widok Frankie aż jęknął z przerażenia.

— Poczekaj! N-nie rób tego! — Osłonił głowę rękoma, gdy Arianna uniosła miecz. — Porozmawiajmy. Czekaj, nie, ni...

Jego rozpaczliwy krzyk urwał się w połowie zdania i po tytanicznym ciosie bezwładnie osunął się na ziemię — żywy. Arianna w ostatniej chwili zdołała pogrzebać swoją zawiść, odwróciła oręż w dłoni i przygrzmociła chłopakowi rękojeścią w skroń. Powinna go zabić, zasługiwał za to, co zrobił, ale nie potrafiła tego uczynić. Z pogardą zmierzyła wzrokiem nieprzytomnego Frankiego, szpetnie go zwyzywała pod nosem i pobiegła w stronę przyjaciela.

— Pomóż mu! — wydarła się córka Zeusa.

Przerażający krzyk dziewczyny wyrwał Nicka z marazmu. Otrząsnął się z szoku i nieobecnym wzrokiem zlustrował okolicę. Nieopodal leżał nieprzytomny Frankie z paskudnym guzem na czole. Po armii Kronosa nie pozostał ślad, nie licząc połamanych jak zapałki łuków.

Syn Apollina położył dłoń na swoim torsie — nie powinien już żyć!

Ta strzała nie miała prawa chybić, a mimo to nadal żył.

Oddychał!

Bogowie, bełt nawet go nie zadrasnął!

Rozdzierający szloch córki Zeusa uświadomił mu, co się wydarzyło. Żałość ścisnęła go za gardło i wstrząsnęła jego ciałem. Pochylił się, jakby oberwał pięścią w brzuch, i oparł dłonie na kolanach. Ten głupek, śmiertelnik, którym gardził... uratował mu życie. Dylan, ten, z którego Nick nieustannie się nabijał, szydził z niego i wytykał mu wszystkie ułomności, osłonił go własną piersią. Przyjął strzałę, która była przeznaczona dla syna Apollina i zapłacił za to życiem.

— Pomóż mu! — powtórzyła Arianna. Trzymała Dylana za rękę, jakby chciała przekazać mu trochę swojej energii. Łzy nieprzerwanym strumieniem spływały po jej policzkach. — Proszę.

— Potrafię uzdrawiać, a nie wskrzeszać. — Zamknął pusto wpatrujące się w przestrzeń oczy chłopaka. To pozbawione życia spojrzenie miało go prześladować do końca jego dni. — Przykro mi, on nie ży...

— Nie! — Przepełnione rozpaczą tęczówki dziewczyny prześlizgnęły się po twarzy Nicka. Było w nich tyle bolesnych emocji, że aż syna Apollina żal ścisnął za serce. — Nie, on nie może... nie...

Zduszony przez łzy głos jej się załamał, zawiesiła głowę i zaczęła cicho łkać. Nick zacisnął palce na trzonie strzały i silnym szarpnięciem wyrwał ją z ciała Dylana. Drugą dłoń przyłożył do powstałej rany, szeptając pod nosem wyuczone na pamięć zaklęcia. Krew przestała się sączyć, a dziura momentalnie się zrosła.

Przymknął powieki. W jego środku tlił się mały promyk nadziei, że jeszcze nie było za późno. Wykorzystując umiejętności odziedziczone po ojcu, próbował znaleźć w Dylanie iskierkę życia, którą mógłby na nowo wzniecić, by go uzdrowić, lecz jego przebite strzałą serce już nie pracowało.

Syn Apollina westchnął ze zrezygnowania i podniósł się z klęczek. Ostatni raz spojrzał na leżącego chłopaka. Wyglądał, jakby spał... snem wiecznym. Już nigdy nie miał uraczyć ich swoją mądrością, kolejnym głupkowatym uśmieszkiem ani zarazić swoim optymizmem.

Nick zacisnął szczękę. Uniósł wzrok, odganiając napływające mu do oczu łzy bezsilności i rozdrażnienia. Myśl, że żył, dzięki poświęceniu śmiertelnika, uwierała go niczym za małe buty. Czuł się beznadziejnie. Uratowała go osoba, której nigdy nie szanował, a on nie mógł już nic zrobić, żeby naprawić ich relację i odwdzięczyć się za to. I z tym brzemieniem musiała już zmagać się do końca życia.

— Arianna. — Ostrożnie zbliżył się do dziewczyny i położył jej dłoń na ramieniu. — Powinniśmy iść.

— Nie dotykaj mnie! — warknęła przez zaciśnięte zęby. Nick zmusił się do ustania w miejscu, chociaż bazyliszkowe spojrzenie Arianny sprawiało, że miał ochotę uciec. — Nigdzie nie pójdę. Nie zostawię go tu.

— Wrócimy po niego, gdy będzie po wszystkim. — Córka Zeusa gorączkowo ścisnęła dłoń Dylana, jakby chciała zmusić go do wstania. — Obiecuję ci, że po niego wrócimy.

— N-nie mogę.

Uniosła udręczony wzrok na syna Apollina. Miała opuchnięte oczy i zaczerwione policzki od płaczu, a minę tak żałosną, że Nick zaczynał tracić opanowanie. Balansował na cienkiej linie, niczym akrobata nad przepaścią, a najmniejszy błąd groził upadkiem. Jeżeli obydwoje pogrążą się w rozpaczy i smutku, Kronos zwycięży, a poświęcenie Dylana pójdzie na marne, a do tego Nick nie mógł dopuścić.

— To przeze mnie on nie żyje. Przeze mnie! — Potężna błyskawica przecięła ciemny firmament, a towarzyszący jej grzmot przyćmił nawet odgłosy toczącej się bitwy w Central Parku. — Zapłacił najwyższą cenę za mój błąd. Nie wybaczę sobie tego.

— Nie możesz się obwiniać — powiedział łagodnie Nick. Uklęknął przed dziewczyną i ujął jej wolną dłoń w swoją. — Zrobiłaś, co mogłaś. Od lat ty nas chroniłaś, chociaż raz ktoś cię w tym wyręczył. Dylan uratował mnie... — Zawiesił głos, przytłoczony nagłym napływem emocji. Wziął głęboki oddech na uspokojenie nerwów. — Nie umniejszaj jego zasług i nie rób z niego męczennika, bo Dylan jest bohaterem.

Arianna niemrawo przytaknęła głową, pociągnęła nosem i rękawem otarła mokre policzki. Wymamrotała pod nosem coś, czego Nick nie zrozumiał i niechętnie puściła dłoń Dylana. Przez chwilę w milczeniu wpatrywała się w jego spokojną twarz, niewyraźnie coś do siebie szeptając, jakby składała jakąś przysięgę, a następnie gwałtownie zerwała się do biegu.

Syn Apollina nierozumnie zamrugał. W niemym pytaniu uniósł brew i odwrócił się w stronę dziewczyny, a widok, jaki zobaczył, zmroził mu skórę na karku. Arianna pochylała się nad nieprzytomnym Frankim, a w jej uniesionej dłoni złowrogo połyskiwał sztylet, którym zamierzała wypatroszyć chłopaka.

— Nie rób tego! — Objął córkę Zeusa w pasie i siłą odciągnął ją od Frankiego. Nabicie guza na głowie było najłagodniejszym wyrokiem za jego zbrodnie, ale nie mógł pozwolić Ariannie go zamordować. — To nie wskrzesi Dylana.

— Ale zasłużył sobie na to! — Szarpnęła się, ale Nick trzymał ją w ramionach niczym w imadle i nie zamierzał jej puścić, nawet gdy huknęła go tyłem głowy w podbródek. — Puść mnie do cholery! Odpłacę mu tym samym. Zabiję go za to, co zrobił. Puść mnie!

— Owszem, zasłużył sobie na to, ale nie poczujesz się po tym lepiej, a za kilka dni jedynie byś tego pożałowała. I ja ci na nie pozwolę.

Arianna dla zasady szarpnęła się jeszcze kilkukrotnie, ale bez przekonania. Obydwoje dobrze wiedzieli, że gdyby córce Zeusa zależało na wybebeszeniu Frankiego, nic ani nikt by jej przed tym nie powstrzymał. Wreszcie oklapła w ramionach Nicka i ze zrezygnowaniem oparła na nim swój ciężar ciała. Pozwoliła odprowadzić na bok, gdzie syn Apollina usadził ją na ławeczce, a sam usiadł obok niej.

Chciał coś powiedzieć... Wypadało coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedział, jak zachować się w takim momencie. Zerknął z ukosa na zmizerniałą dziewczynę, ale wzrok miała tak odległy, jakby była tu tylko ciałem, ale nie duszą, że postanowił się nie odzywać.

Nick nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bliski był prawdy. Arianna straciła kontakt z rzeczywistością. Dosłownie. Niespodziewanie poczuła się lekka i zamiast opaść na ławkę, jak nakazywały prawa fizyki, ona miała wrażenie, jakby przez nią przeniknęła.

Zapadała się coraz niżej i niżej. Świat się rozmazał, stracił kształty i kolory, stając się pozbawioną wyrazistości plamą, aż wreszcie...

Zniknął?

Nie!

Arianna dopiero po chwili uświadomiła sobie, że miała zamknięte oczy. Prychnęła z pożałowania dla swojej marnej egzystencji i uchyliła powieki. Nie znajdowała się już w City Hall Parku, lecz w odrażająco znajomym miejscu, które ostatnimi czasy była zmuszona odwiedzać częściej, niż by tego chciała.

Pośród roślin, porażających intensywnością barw, siedziały dwie znudzone boginie. Demeter trzymała na kolanach worek pełen nasion. Wyciągała ze środka ziarenka, oglądała je ze zdumiewającym zainteresowaniem i opowiadała ich biografię, podczas gdy Persefona odległym spojrzeniem wpatrywała się w przestrzeń, od niechcenia zmieniając kolor płatków kwiatów.

Arianna oderwała wzrok od tej godnej pożałowania sceny i odwróciła się w przeciwnym kierunku. Po drugiej stronie ogrodu stał Hades i jego syn. Obydwaj mieli takie miny, jakby ktoś umarł. Nico — ku zdumieniu Arianny — rzucił ojcu gniewne, oskarżycielskie spojrzenie, pod wpływem, którego stary zrzęda wyraźnie się zmieszał, i niepewnym krokiem podszedł do kuzynki. Zatrzymał się w bezpiecznej odległości, jakby nie był pewien, czy sprowadzona do Podziemia jedynie w połowie dziewczyna — była tam tylko duszą — nadal mogła go skrzywdzić. Odchrząknął nerwowo, lecz wciąż uparcie milczał, więc Arianna sama postanowiła się odezwać.

— Kto mnie ściągnął?

Nico zuchwale zerknął na trzymającego się na uboczu ojca, zmielił w ustach przekleństwo i ostatecznie wzruszył ramionami. Dla Arianny była to wystarczająco klarowana odpowiedź.

— Mam dla ciebie wiadomość.

Te słowa brutalnie przypomniały jej o tym, co wydarzyło się na górze. Poczuła, jak łzy ponownie zbierają się pod jej powiekami, a ciężar poczucia winy znów ściąga ją ku ziemi. Wyprostowała nogi w kolanach, by nie upaść i potarła dłonią twarz. Zdawała sobie sprawę, że całej scenie przysłuchuje się Hades i zapewne wkrótce wyśmieje jej godną pożałowania słabość, ale obecnie śmierć Dylana zaprzątała jej myśli i nie mogła skupić się na sprawach wybiegających poza teraźniejszość. Odetchnęła głęboko, starając się odgonić osiadłe na jej umyśle okrutne wspomnienia, które niczym mgła przysłaniały jej widok na bieżącą sytuację. Spojrzała na Nico. Współczucie i niepewność przeplatały się na jego twarzy, a dłonie bezwiednie bawiły się skrawkiem podkoszulka, jakby nie był przekonany, czy to, co uczynił, było słuszne.

— W-widziałeś go? — zapytała Arianna, wsadzając całą siłę, jaka jest pozostała, w kontrolę emocji. Nico kiwnięciem głowy odpowiedział na jej pytanie. — C-co mów...

Nie dała rady skończyć zdania. Głos jej się załamał, a szloch wstrząsnął jej ciałem. Usiadła na ziemi, skrywając twarz w dłoniach. Gorące łzy nieznużenie wypływały z jej oczu, ale płacz nie sprawiał, że poczuła się lepiej. Miała wrażenie, że jedynie utopienie się we własnych łzach, mogło pomóc jej pozbyć się ciężaru zalegającego na jej barkach.

— Dylan trafił do Elizjum. — Arianna podniosła wzrok, gdy poczuła dłoń kuzyna na przedramieniu. — Prosił, by ci przekazać, byś się nie obwiniała za jego śmierć. To była jego decyzja. Tak należało postąpić, ty byś zrobiła dla niego to samo i w porównaniu do Ricka... — Nico zmarszczył brwi, jakby nie miał pojęcia, o kim mowa — ...on już jest szczęśliwy. Znowu spotkał swojego ojca, nie musi przejmować się grochówkową z sierocińca ani zadaniami domowymi z matematyki. Prosił, żebyś się nie załamywała i wrzuciła dziadka z powrotem do trumny. Wierzy, że ci się to uda, bo jeśli ktoś może tego dokonać, to właśnie ty. Mówi do zobaczenia, ale ma nadzieję, że szybko ponownie się nie spotkacie.

Córka Zeusa parsknęła śmiechem przez łzy. To było takie podobne do Dylana, nawet śmierć nie była dla niego powodem do smutku! Arianna uśmiechnęła się blado, przytakując głową, jakby próbowała zmusić się do pogodzenia się z ostatnią wolą Dylana. Musiała mu zaufać. Musiała mu uwierzyć...

— Wiara, to jest to — szepnęła do siebie Arianna, oświecona nagłym przebłyskiem zrozumienia.

Tego właśnie dotyczyły ostatnie słowa Pan D.

„Pamiętaj, że twoją największą siłą jest to, czego nie możesz dostrzec ani dotknąć, ale tylko dzięki temu możesz zwyciężyć”.

Chodziło o wiarę, wiarę w siebie, której dotąd Arianna miała pod dostatkiem jak piasku na plaży. Nigdy nie zwątpiła w swoje umiejętności. Nie potrzebowała motywacyjnych przemów ani zachęt do działania. Zawsze wierzyła, że jej się uda i to ją zgubiło, to jej pewność zabiła Dylana. Ale nie mogła się poddać, przecież obiecała Dionizosowi, że tego nie zrobi. Jedynie w ten sposób mogła spłacić swój dług wobec niego — nie poddając się. Nie chciała się zastanawiać, czy Pan D. wiedział, co się wydarzy. To nie pomogłoby jej zebrać się do kupy i wypełnić złożoną obietnicę. Arianna przyjęła wyciągniętą w jej stronę dłoń kuzyna i stanęła na nogach. Otarła twarz z łez, podziękowała Nico skinięciem głowy — żeby przekazać jej wiadomość Dylana, zapewne naraził się na gniew własnego ojca — i odwróciła się w stronę Hadesa.

— Nie musisz mówić, że jestem żałosna, wiem o tym — mruknęła córka Zeusa. Podeszła do wujaszka, zadzierając głowę do góry, by na niego spojrzeć. — Nie musisz mnie lubić, możesz mną gardzić, ale ja mimo wszystko cię szanuję.

— Nie zmieniłem zdania i nie pomogę pozostałym bogom.

Hades zerwał się gwałtownie z miejsca i przeszedł na drugi koniec ogrodu, a jego szata potępieńców zafalowała za nim jak pranie na wietrze.

— Pomożesz! — Pan Podziemia w rozbawieniu uniósł brwi. On był bogiem. Jemu się nie rozkazywało. — Chcesz, żebym błagała cię na kolanach? Proszę bardzo! — Zgodnie ze swoimi słowami upadła na kolana. — Jak mam się jeszcze poniżyć? Mów! Zrobię, co zechcesz. To już nie jest dla mnie ważne. Przez tę cholerną dumę zapomniałam, co jest najważniejsze i Dylan przez to stracił życie. Teraz przejrzałam na oczy i nie pozwolę, by jego śmierć poszła na marne.

— To niczego nie zmienia — nie ustępował Hades, ale pod wpływem rozdrażnionego spojrzenia Arianny, Nico, a nawet Persefony, jego głos nie zabrzmiał tak pewnie, jakby tego chciał. — Nie obchodzi mnie Olimp i wszyscy jego mieszkańcy.

— Obchodzi, ale nigdy tego nie przyznasz. — Córka Zeusa podniosła się z klęczek, otrzepując kolana z brudu. Sama była zdumiona, że z taką łatwością przyszło jej korzenie się przed wujem. — Skąd to wiem? Bo jesteśmy do siebie podobni. Już kiedyś ci o tym wspominałam. I do dzisiaj też nie zrobiłabym wielu rzeczy, ale tu już przeszłość. Ile będziesz się jeszcze obrażał? Pogódź się z faktem, że jesteś olimpijczykiem i pomóż mi obronić wasz dom.

— To nie jest mój dom, już nie! Wyrzucili mnie z niego! Wyraźnie dali mi do zrozumienia, że mnie tam nie chcą i... i teraz ja mam im pomóc?

— Jesteśmy rodziną, czy to ci się podoba, czy nie, więc zbierz ponure cztery litery i przestań zachowywać się jak dziecko!

— Nie! Wiesz czemu? Bo mogę! — odburknął Hades. Jego dłonie otoczył czarny ogień. — Bo jestem nieśmiertelny i wszechpotężny, ot co! I mogę robić, co chcę!

— Wiem, jak się czujesz. Mnie bogowie traktują tak samo, jak ciebie, a wśród swoich jestem wyrzutkiem. Brzmi znajomo, prawda? — Hades wymamrotał coś w odpowiedzi, co Arianna uznała za potwierdzenie. — Jesteśmy zbyt różni, żeby mogli nas zaakceptować, ale łączy nad jedno — nienawiść do Kronosa. Z tego powodu się nie poddam... no i dlatego, że dałam słowo Dionizosowi.

— Na szczęście ja niczego mu nie obiecywałem — mruknął ponuro Hades, machając ręką.

Arianna wiedziała, że ten gest nie mógł oznaczać niczego dobrego. W jednej w chwili stała w majestatycznym ogródku w Podziemiu, a w następnej sekundzie z impetem wpadła w swoje ciało. Uderzyła plecami w oparcie drewnianej ławeczki i gwałtownie zaczerpnęła tchu, jakby zbyt długo przebywała pod wodą. Ponownie znalazła się w City Hall Parku, a bliskość otaczającej ich śmierci była tu jeszcze bardziej odczuwalna niż na dole. Nick zerkał na nią podejrzliwie, gotów powstrzymać córkę Zeusa przed morderstwem Frankiego, gdy znowu jej odbije. Nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć, że w ciągu tych kilku chwil Arianna zdążyła odwiedzić Podziemie, przeżyć kolejne załamanie, ośmieszyć się przed wujaszkiem i odbyć z nim niewygodną dla ich obu rozmowę, a następnie tu wrócić niezauważenie.

— Musimy iść — oświadczyła niespodziewanie.

Zerwała się z ławki, sprężystym krokiem podeszła do Dylana i okryła jego ciało białym płótnem, wyciągniętym z jej przenośnego, osobistego sklepu internetowego — bransoletki. Smutek wyraźnie rysował się na jej twarzy, lecz nie pozwoliła łzom spłynąć po policzkach. Jeszcze będzie miała czas, by go opłakać. W milczeniu odmówiła zwięzłą modlitwę dziękczynną dla Hadesa za jego łaskę dla duszy Dylana i ponownie odwróciła się przodem do zdębiałego syna Apollina.

— Dobrze się czujesz? — zapytał Nick, nieco zdezorientowany całą sytuacją. Podświadomie czuł, że coś mu umknęło, choć odkąd usiedli na ławce, nie minęło nawet pięć sekund.

— Nie...

— Właśnie widzę. — Wstał z miejsca. — Nie musisz przy mnie udawać silnej, wiem, że Dylan był dla ciebie jak brat.

— Niczego nie udaję, jestem silna... Muszę w to wierzyć. — Zagryzła wargi, jakby nie chciała powiedzieć coś, co zaprzeczyłoby jej słowom. — Pan D. miał rację, tylko tak zwyciężę. Nie mogę się poddać, obiecałam i to jest ostatnia wola Dylana.

— Pan D. miał rację — powtórzył tępo syn Apollina. To było tak bzdurne i nierealne stwierdzenie, że zaczynał wątpić w sprawność umysłową Arianny. — Co ty bredzisz?

Córka Zeusa podeszła do fontanny i wyciągnęła z wody broń Nicka. Otrzepała łuk z cieczy i poddała go chłopakowi. Syn Apollina niemalże widział, jak Arianna ubiera na twarz maskę, chowając pod nią ból i rozpacz. Ukryła wszystkie wadzące emocje, które mogłyby utrudnić jej dalsze funkcjonowanie. Cierpienie pogrzebała na dnie swojego serca, a na widoku pozostał jedynie przejmujący, przerażający chłód.

— Nie zrozumiesz, nie było cię tam. — Nick nierozumnie zmarszczył brwi. Tam, czyli gdzie?! Nie miał jednak okazji, by o to zapytać, gdyż Arianna dodała: — Ale nie walczę już dla bogów, tylko dla siebie. To będzie zemsta. Wprowadzę do słownika Kronosa nową definicję bólu. Niech poczuje się tak jak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top