Rozdział 34
Problemy prześladowały Ariannę odkąd się urodziła, jakby wszczepiono jej podskórny nadajnik, wysyłający wiadomość tu jestem do wszystkich potworów i innych katastrof życiowych znajdujących się w okolicy. Jeżeli macie zły dzień pełen żenujących sytuacji i osobistych nieszczęść, może pocieszy was myśl, że Arianna na pewno miała gorzej.
Po rocznym pobycie na Olimpie Zeus wspaniałomyślnie, choć z wyraźną niechęcią, pozwolił córce udać się na wakacje do Obozu Herosów. Podczas trwania przymusowego stażu na stanowisku pomocnik Hery została kompletnie odcięta od zewnętrznych informacji, chociaż siedziba bogów stała się centrum zarządzania kryzysowego. Posłowie wchodzili i wychodzili jak modelki na wybiegu, przynosząc różniące się pod pewnymi względami wieści o poczynieniach i położeniu wroga. Bogowie nie ograniczali się do popijania nektaru w ogrodzie i wydawania rozkazów, jak do tego dotychczas przywykli. Odwiedzali starych znajomych dla upewnienia się, że stali po właściwej stronie, sprawdzali wytrzymałość więziennych krat w celach swoich wrogów i rozwieszali kolorowe plakaty na słupach telefonicznych z obietnicą wysokiej nagrody dla każdego, kto przyprowadzi Luke'a przed oblicze olimpijczyków.
Niestety Arianna zajęta rywalizacją z Ganimedesem o miejsce w olimpijskim miesięczniku w rubryce przeznaczonej dla najlepszych pracowników, nieustannymi wycieczkami do Starbucksa po Horchate Almondmilk Crème Frappuccino, które Afrodyta nałogowo piła podczas wieczornych zabiegów upiększających, oraz udaremnianiem zamachów na właśnie życie, nie miała nawet czasu, by zairyfonować do matki, a co dopiero zainteresować się krążącymi plotkami powtarzanymi przez nieśmiertelnych.
Po odsłuchaniu wiadomości głosowej zostawionej przez Zeusa na iryfonie, który nie miał sposobności osobiście pouczyć córkę o surowej karze, jaka ją spotka, jeśli jeszcze raz nadwyręży jego zaufanie, przybiciu przyjacielskiej piątki z napakowanym odźwiernym imieniem Herakles, który swoją drogą był jej kolejnym nieśmiertelnym bratem, opuściła Empire State Building, powracając do świata śmiertelników. Widok zapracowanych ludzi z ich typowymi, widocznymi niedoskonałościami mimowolnie wykrzywił wargi Arianny w błogim uśmiechu. W końcu nie była jedyną, której wyskoczył pryszcz na środku nosa w najmniej odpowiednim momencie, a jej włosy zdawały się żyć według własnych upodobań i kaprysów. Wreszcie otaczały ją osoby piękne dzięki swojej odmienności i różnorodności, niezwykłe przez swoje ludzkie przypadłości.
— Udajesz, że mnie nie widzisz?
Arianna odwróciła się w stronę głosu. Wśród nieznanych jej osób dostrzegła matkę. Nie widziała jej od kilku tygodni, nie licząc tych sporadycznych momentów, gdy rozmawiały przez obłoki pary, dzięki wspaniałemu wynalazkowi, jakim niewątpliwie był iryfon.
— Co tu robisz?
— Też miło cię widzieć, kochanie — rzuciła oschle Bethany, wyraźnie niepocieszona pierwszymi słowami, jakie usłyszała od córki po takiej rozłące. No cóż, Arianna od zawsze była niedoścignionym mistrzem wtop towarzyskich i nietaktownych odpowiedzi. — Również się za tobą stęskniłam i cieszę się, że wreszcie przypomniałaś sobie o świecie poza Olimpem.
— Przepraszam — wymamrotała, a jej policzki pokryły się rumieńcem wstydu. Z zażenowaniem opuściła głowę, z niespotykaną u niej pokorą przyjmując zasłużoną reprymendę. Obecność matki była dla niej zaskakująca jak wieść, że Holly to naprawdę Pelagia, nieśmiertelna, idealna i denerwująca jak wszyscy bogowie. — Po prostu nie spodziewałam się ciebie tu zobaczyć.
— A jak zamierzałaś dotrzeć na Long Island?
— Taksówką.
Arianna pogrzebała w kieszeni szortów i wyciągnęłam ze środka kilka niedopuszczalnie pomiętych dolarów oraz trzy złote drachmy. Przypuszczała, że w plecaku miała ich znacznie więcej, ale wolała przechować je na kryzysowe sytuacje albo przekupienie gościa pilnującego wejścia do Podziemia. Nigdy nie wiadomo, kiedy ponownie będzie musiała się tam udać.
— Pożyczyłam od Hermesa.
— Nierozsądnie jest zaciągać długi u bogów. Oni są... — Bethany zamilkła, szukając słowa celnie opisującego wszystkich bogów. Byli oni jak banda osiedlowych urwisów, których można opisać jako lekkomyślnych i nieodpowiedzialnych, ale takich określeń wolała nie używać w pobliżu ich siedziby. — Dość nieprzewidywalni.
— I tak każdy z nich uważa, że jestem im coś winna. Części z nich wprawdzie zawdzięczam życie, a taki dług ciężko spłacić. Zresztą nie może być już gorzej, no nie?
Ostrzegałam was kiedyś, by nie nadużywać wyrażenia „gorzej być nie może”, prawda? Arianna nigdy nie słucha, nawet dobrych, ratujących życie rad, dlatego błyskawicznie, jakby Mojry chciały dać jej pamiętną nauczkę, przekonała się, jaką moc mają z pozoru nieszkodliwe słowa. Coś ze świstem minęło jej głowę o pół cala, aż poczuła chłód bijący od lecącego przedmiotu na policzku.
Sama nie wiedziała, co właściwie się wydarzyło. Śmiertelnicy obojętnie ją wymijali, nie widząc nic nadzwyczajnego w rozmowie matki z córką. Arianna wciąż spętana w objęciach obezwładniającego szoku obejrzała się za siebie. Na ziemi leżało niepozorne... coś, podłużne i wąskie, wykonane ze szkła lub lodu. Ostrożnie pochyliła się nad znaleziskiem i mimo klarownych ostrzeżeń wysyłanych przez zdrowy rozsądek wzięła przedmiot do ręki. Był lodowaty w dotyku, niczym metal od wieków trzymany w zamrażarce, aż z trudem powstrzymała się od ponownego opuszczenia osobliwej rzeczy. Jednak nim zdążyła dobrze mu się przyjrzeć, poczuła bolesne ukłucie, a po chwili jej dłoń zalała się szkarłatem. Z sykiem próbowała strzepnąć z ręki uciążliwą przyczynę powstałych dolegliwości, ale przedmiot zniknął, jakby rozpuścił się w powietrzu lub po prostu wyparował. PUF! I nie ma!
— To niedorzeczne, gdzie to się podziało?
— Na bogów, co ci się stało?! — krzyknęła oniemiała Bethany, patrząc na ociekającą krwią dłoń córki.
— Nie wiem, mamo, właśnie próbuję do tego dojść — mruknęła Arianna.
Rozejrzała się w poszukiwaniu tego dowcipnisia, który tak żałośnie targnął się na jej życie. Wyznawała zasadę: „jeżeli coś robisz, rób to porządnie lub nie bierz się za to wcale”, dlatego ta daremna próba zabójstwa tak ją rozsierdziła. Poczuła się wręcz śmiertelnie oburzona świadomością, że nasłano na nią nieszkodliwego nieudacznika. Wzburzonym wzrokiem przeczesała przemieszczający się tłum, szukając potencjalnego zamachowca. Początkowo nie zauważyła niczego nadzwyczajnego, dopiero potem jej mozolnie przetwarzający zewnętrzne bodźce mózg zarejestrował niezwykłe zjawisko, z jakim jeszcze się nie spotkała w swoim zakręconym życiu. Naprzeciw niej, wśród niczego nieświadomych śmiertelników, ślepych na odstępstwa od ich zwyczajnej rzeczywistości, stał cień przypominający kształtem człowieka. Wiatr rozmywał jego kontury, ale zmora powracała do swojego kształtu niczym gumowa zabawka, gdy tylko podmuchy ustawały.
— On się ze mnie nabija — prychnęła Arianna.
Duch nie miał twarzy, ale patrząc na jego falujące, niematerialne ciało, niemal widziała jak to coś wyjęte prosto z kinowego horroru szczerzy zęby w szyderczym uśmiechu.
— O czym ty bredzisz? Pokaż tę rękę.
— Nie widzisz go?
Córka Zeusa wyrwała się z uścisku matki, zignorowała ciekawskie spojrzenia gapiów zaniepokojonych jej stanem psychicznym (proszę się nie dziwić, zachowywała się trochę jak uciekinier z ośrodka pełnego gości w białych kitlach) oraz narastający ból w skaleczonej dłoni. Gorączkowo zastanawiała się, jak ma pokonać coś, czego nie może pochwycić.
— Przecież tam stoi, patrz! Musisz się skupić, by przełamać magię Mgły.
— Arianno. — Bethany odwróciła się w kierunku wskazanym przez córkę, ale oprócz standardowych elementów każdej metropolii nie zobaczyła niczego podejrzanego ani niepokojącego. — Tam nikogo nie ma. Chodźmy do auta, mam tam apteczkę.
— Nie zwariowałam — burknęła głucho Arianna. Obejrzała się przez ramię, ale zmora zniknęła, jakby chciała wzbudzić w niej wątpliwości co do jej poczytalności. Córka Zeusa mruknęła do siebie coś niezrozumiałego (przecież dała nam mało powodów, by uznać ją za szaloną) i niechętnie podążyła za matką. — Chejron mi uwierzy. On pewnie widział dziwniejsze rzeczy.
***
Chejron, żyjący prawie tak długo, jak sami bogowie, był niemniej zaskoczony niż sama Arianna po usłyszeniu jej niezwykłej historii spod Empire State Building. Jedynym dowodem potwierdzającym autentyczność całego, niewiarygodnego zdarzenia była zabandażowana dłoń, która miała styczność z tym dziwacznym przedmiotem. Arianna poczuła się zawiedziona reakcją centaura. Liczyła raczej na lekceważące machnięcie ręką, prychnięcie znużenia albo wyrażenie wielkie mi rzeczy!, a nie na kompletne zdumienie i komentarz ograniczający się do o rany.
— Przykro mi, Arianno, ale nie potrafię ci wyjaśnić, dlaczego zaatakował cię duch.
— Z duchami już się spotkałam — mruknęła ponuro, zmierzając w kierunku wyjścia z Wielkiego Domu. Salon bez narzekającego i przeklinającego dzień, w którym się tu znalazł Pana D., wydawał jej się pusty i dziwnie martwy. Musiało być naprawdę źle, jeśli nawet Dionizos został zwerbowany do pomocy. — Ten był jakiś inny, przepełniony nienawiścią, podczas gdy zwykłe duchy są głupie i niegroźne.
— Duchy, podobnie jak ludzie, dzielą się na dobre i złe. Jedni godzą się ze swoją śmiercią i posłusznie udają się do Podziemia, ale są też tacy, którzy szukają zemsty i mogą być bardziej niebezpieczni niż za życia.
— Czy on mógł działać samodzielnie, czy jednak ktoś musiał go na mnie nasłać?
Arianna oparła się o framugę drzwi i obejrzała się za siebie, ale nie spojrzała na Chejrona, lecz bezwiednie błądziła wzrokiem po pomieszczeniu, jakby w nieistotnych przedmiotach chciała znaleźć odpowiedzi. Czuła się zdezorientowana i zagubiona, a mgliście malująca się przyszłość nie pozwalała jej na opanowanie narastającego w niej strachu.
— Czy próbujesz powiedzieć, że władca...
— Nie — wtrąciła pośpiesznie, nim centaur zdążył oskarżyć przewrażliwionego Hadesa o napaść. Dwa spotkania z panem Podziemia oraz dwukrotne otarcie się o śmierć zupełnie jej wystarczało. — Hades nie posługuje się duchami, a na pewno nie pozwala im swobodnie pałętać się po ziemi. Bardziej miałam na myśli kogoś, kto odzyskuje siły, w miarę jak przybywa mu wyznawców.
— Tak, to możliwe. Pradawne potwory budzą się do życia, złe duchy wymykają się spod kontroli i wszyscy ci dołączają do armii Kronosa.
— I po co złaziłam z Olimpu?
Arianna opuściła Wielki Dom w o wiele gorszym humorze, niż gdy tam wchodziła. Miała nadzieję, że Chejron udzieli jej konkretnych odpowiedzi, a nie doda nowych pytań i dodatkowych zmartwień. Rozejrzała się po mieniącym się odcieniami zieleni Obozie Herosów, szukając dla siebie zajęcia na dzisiejsze popołudnie.
Nie miała ochoty latać na pegazach, które przypominały małe czarne kropeczki na horyzoncie. Zajęcia na wodzie z oczywistych względów od razu odpadały. Te wszystkie podwodne stworzonka podległe jej wujaszkowi jakoś nigdy jej nie lubiły i złośliwie próbowały pokazać jej świat po drugiej stronie tafli. Wyścig rydwanów z braćmi Hood nie był najlepszym pomysłem, o ile nie chciało się stracić kilku kończyn, ewentualnie życia, dlatego Arianna szerokim łukiem ominęła tor wyścigowy i skierowała się w stronę domków.
Jakoś nie miała ochoty przebywać w przytłaczająco pustym pomieszczeniu, sam na sam z monumentalną podobizną ojca, ale perspektywa bezcelowego krążenia po obozie również nie wydawała się zbytnio atrakcyjną ofertą. Będąc już przed drzwiami jedynki, natknęła się na zastęp herosów spod siódemki zmierzający na codzienne zajęcia z łucznictwa. Przynajmniej tak Arianna wnioskowała po ich uzbrojeniu — łukach i kompletnie wyposażonych kołczanach. Raczej nie zamierzali grać w rzutki, zresztą w okolicy nie było tak dużej tarczy.
Lee Fletcher bezskutecznie próbował zapanować nad swoim nieusłuchanym rodzeństwem, ale jego głos w starciu z bandą rozwydrzonych dzieciaków stawał się kolejnym, nic nieznaczącym dźwiękiem w otoczeniu. Arianna prześlizgnęła wzrokiem po znajomych twarzach, szukając tej należącej do jej dawno niewidzianego przyjaciela.
— Nick!
Podskoczyła w miejscu niczym podekscytowany kangur, jakby jeszcze czasem ktoś miał wątpliwości, do kogo należał ten głos. Nick zaskoczony nie wiadomo czy jej komicznym zachowaniem, czy raczej samym jej widokiem, nie zauważył, kiedy idący przed nim Michael Yew się zatrzymał, przez co niefortunnie wpadł na jego plecy, rąbnął głową w jego brak, odbił się jak od ściany i w akompaniamencie śmiechu rodzeństwa runął na ziemię.
— Takim sposobem na pewno zrobisz na niej piorunujące wrażenie — rzucił ktoś wesoło z tłum roześmianych dzieci Apollina.
Arianna podbiegła do przeklinającego po starogrecku złośliwość całego świata przyjaciela, starając się zachować zgryźliwy komentarz dla siebie. Z rozbawieniem stwierdziła, że gdyby ktoś nagrał całe zdarzenie i wrzucił filmik na YouTube, Nick dorobiłby się fortuny.
— Nic ci nie jest? — Wyciągnęła rękę w stronę chłopaka, który już otwierał usta, by zapewne wypluć z siebie jakąś sarkastyczną odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle, gdy spojrzał w jej twarz. — Dobrze się czujesz?
— Wow — wymamrotał niewyraźnie. Arianna była tak blisko niego, że mógł dostrzec swoje zdębiałe oblicze odbijającą się w jej błękitnych spokojnych jak wody jeziora tęczówkach. — Wyglądasz jakoś... inaczej.
— Wreszcie się uczesałam. — Wzruszyła ramionami i pomogła chłopakowi wstać. Odwróciła się w stronę oddalających się herosów spod siódemki.
— Chyba... urosłaś!
Arianna podejrzliwie przymrużyła powieki, z ukosa obserwując, jak Nick nadgorliwie strzepuje źdźbła trawy z szortów. Była niemal pewna, że nie do końca było to określenie, jakie chciał użyć, ale cokolwiek zamierzał powiedzieć, nie przeszło mu to przez gardło.
— Tak, faktycznie urosłam o ten cal.
— Miałem rację! — wykrzyknął entuzjastycznie Nick, jakby było to odkrycie warte nagrody Nobla.
— Na pewno nic ci nie jest? Dziwnie się zachowujesz.
Nick gorliwie unikał skrzyżowania ich spojrzeń, ale gdy Arianna odwracała wzrok, przypatrywał jej się z ukrycia, myśląc, że tego nie widziała. Machinalnie odgarniał włosy z twarzy, chociażby wcale ich tam nie było, a palce zaciskał tak mocno na rączce łuku, jakby zamierzał sprawdzić jego wytrzymałość na jej głowie. Córka Zeusa nie rozumiała, skąd w chłopaku tyle niepewności i onieśmielenia. Wprawdzie przez ten rok widzieli się może dwa razy, ale Arianna nie sądziła, by przez ten okres ich znajomość spadła z poziomu „przyjaciół” do „zwykłych znajomych z obozu”. Zbyt wiele razem przeszli, zbyt wiele razy wspólnie otarli się o śmierć, by łącząca ich więź tak szybko osłabła.
— O co chodzi? Mnie możesz powiedzieć o wszystkim. — Arianna uśmiechnęła się przyjaźnie, ale zamiast ugasić rozszalały ogień, dolała do niego benzyny. Nick wydał z siebie dziwny dźwięk, jakby zachłysnął się wodą, a jego twarz zalała się czerwienią, niwecząc wizerunek wygadanego kolesia mającego odpowiedź na wszystko. — Mam cię dość po niecałych dwóch minutach. To twój osobisty rekord. Gratuluję.
— Poczekaj, gdzie idziesz? — Nick ciągnięty jak na niewidzialnym sznurku pobiegł za córką Zeusa aż do skraju lasu. — Nie powinniśmy tam wchodzić. To nie jest... — Urwał w pół zdania, gdy Arianna go wyminęła i wmaszerowała niczym zaprogramowany na poruszanie się w jednym kierunku automaton między gęstniejące drzewa. Nick westchnął z irytacji i niechętnie ją dogonił. — ....dobry pomysł. Kwintus zastrzegał, byśmy tu nie wchodzili, o ile życie nam miłe.
— Poradzę sobie, możesz zawrócić.
— Czemu ty musisz być taka uparta? — burknął zrezygnowany syn Apollina. Nie wyglądał jednak zbytnio na zaskoczonego, chyba zdążył przywyknąć do jej niedorzecznych, często spontanicznie podjętych decyzji, które ściągały na nich tylko większe problemy. — Jak coś wyskoczy nam za drzewa, to powiem, żeby ciebie zeżarł w pierwszej kolejności.
— Jestem ciężko strawna i w trosce o żołądek potwora, oszczędzę mu biegunki i od razu skrócę mu męki w czasie, gdy ty będziesz gadał. Jak zawsze, choć widzę, że nawet to ci nie wychodzi.
— Przy tobie człowiek traci wszystkie zdolności.
Arianna nie wiedziała, czy był to komplement, czy raczej obelga, więc tylko bezwiednie wzruszyła ramionami. Jedyne, czego nauczyła się po pracach społecznych na Olimpie, że trzymanie języka za zębami oszczędzi jej zbytecznych problemów. Ta zasada się sprawdzała, zwłaszcza gdy naprzeciw stała rozsierdzona żona Zeusa.
— Ale ja nie żartowałem. Kwintus przygotował dla nas specjalną niespodziankę na jutrzejsze zajęcia i nie sądzę, by nasza obecność wyszła komuś na dobre.
— Kim, na piorun Zeusa, jest ten Kwintus?
Herosi dotarli do Pięści Zeusa (cóż za trafny dobór słów, no nie?), ogromnej sterty głazów w samym środku zachodniego lasu. Arianna zmierzyła nasyp czujnym wzrokiem, jakby chciała znaleźć podobieństwo miedzą tą kupą kamieni a jej nazwą, i podeszła bliżej, wiedziona jakąś wewnętrzną potrzebą przeanalizowania rozłożenia głazów po raz tysięczny. Była tutaj tyle razy podczas ostatnich lat, a mimo to odnosiła osobliwe wrażenie, że coś się zmieniło.
— To heros i uwaga, trzymaj się mocno, bo to, co teraz powiem, może być dla ciebie wstrząsające. — Nick zrobił dramatyczną przerwę, podczas której widzowie przed telewizorami wstrzymują oddech, a w tle zaczyna lecieć upiorny podkład muzyczny podnoszący ciśnienie. — Jest dorosły.
— Mówisz, że jest szansa na dożycie pełnoletności? — zaśmiała się Arianna, ostrożnie przechodząc wzdłuż stosu kamieni.
Szukała... sama nie wiedziała czego, ale obsesyjnie nie przestawała tego wypatrywać jak rozbitek statku na horyzoncie. Wewnętrzny głosik zwany intuicją podpowiadał jej, że właśnie tutaj znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania. Szkoda, że nie określił dokładniej, czego powinna szukać. Jej eksploracja przypominała poszukiwanie ziarenka cukru w solniczce.
— W moim przypadku, owszem, ale z twoją przypadłością wpadania w tarapaty to raczej mizerna.
Nick uśmiechnął się szelmowsko, a jego tęczówki błyszczały niczym nagrzana maska słonecznego rydwanu. Po jego problemach ze złożeniem logicznie brzmiącego zdania nie było już śladu, a Arianna miała możliwość porozmawiania z prawdziwym Nickiem, uśmiechniętym, pogodnym i irytująco pewnym.
— Jest źle, prawda? — spytała córka Zeusa.
Nickowi zrzedła mina. Miał ochotę jej pogratulować wyczucia czasu i wręczyć medal za skuteczne zepsucie mu humoru. Westchnął ze zrezygnowania i niemrawo przytaknął głową, potwierdzając wszelkie przypuszczenia wysnute przez dziewczynę, żyjącą przez ostatnie miesiące jak na bezludnej wyspie bez dostępu do internetu i codziennej prasy.
— Luke zamierza zaatakować obóz. Olimpijczycy tracą sprzymierzeńców, a Kronos staje się silniejszy z dnia na dzień. Z Tartaru wypełzają najgorsze paskudztwa, o jakich nawet nie słyszeliśmy, a reszta potworów swobodnie szwenda się po granicy obozu. Mam wymieniać dalej?
— Spójrz tutaj.
Kompletnie ignorując słowa przyjaciela, jakby opowiadał o wczorajszej pogodzie, a nie o realnych problemach nękających całą zachodnią cywilizację, Arianna wskazała na szczelinę pomiędzy dwoma największymi głazami, które z pewnością mijali milion razy, ale co tam! Przecież to jest ciekawsze niż koniec świata.
— Dziura — wybełkotał apatycznie Nick. — Co w niej takiego niezwykłego?
— Szukam nowego lokum, bliżej natury — prychnęła Arianna. — Myślisz, że się nada?
— Trochę wąsko, ale myślę, że jak wciśniesz się pod samą ścianę, to dasz radę uchronić się przed deszczem.
— Zadziwiające, Nick, nie poznaję cię, zacząłeś myśleć!
Arianna przysunęła się bliżej otworu, by zbadać odkryte znalezisko, lecz ziemia niefortunnie osunęła jej się spod nóg. Straciła równowagę. Starając się ratować przed upadkiem, spróbowała pochwycić się Nicka. Niestety chłopak runął prosto na nią i jedynie wepchnął ją głębiej do szczeliny. Arianna widziała oddalające się błękitne niebo i drzewa, po czym dziura niespodziewanie się zamknęła, pogrążając herosów w całkowitej ciemności.
Wybredne starogreckie przekleństwo echem odbiło się od kamiennych ścian, nim zniknęło w nieprzeniknionej ciemności. Arianna aż zachłysnęła się powietrzem. Serce podskoczyło jej do przełyku, boleśnie tłukąc się jej w piersi oraz krzycząc „Na bogów, wypuście mnie stąd!”. Córka Zeusa niezgrabnie podniosła się z ziemi. Ostrożnie postawiła stopy na nierównym, jakby wykonanym z cegieł podłożu. W tej ciemności nie mogła być pewna, czy w pobliżu nie kryło się więcej takich zdradzieckich szczelin, a jakoś nie uśmiechało jej się spaść na niższy poziom tej pieczary.
— Umrzemy tu.
Paniczny głos syna Apollina przypomniał jej, że nie była tam sama. Odwróciła się w jego stronę, a przynajmniej miała nadzieję, że tam stał — przez całun ciemności go nie widziała. Czuła się, jakby ktoś zawiązał jej przepaskę na oczach, a ona starała się go namierzyć po głosie, co wcale nie było takie łatwe, gdy traciło się orientację.
— Nie ruszaj się.
Arianna starała się mówić spokojnym i opanowanym głosem, aby nie podsycać przerażenia nieznoszącego ciemności i zamknięcia przyjaciela. Wybuch jego paniki zdawał się nieunikniony jak zderzenie Titanica z górą lodową, a wszyscy dobrze wiemy, jak ta stłuczka się skończyła. Bul, bul, bul i nie ma brytyjskiej chluby narodu!
— Muszę stąd wyjść — wymamrotał roztrzęsiony Nick i mimo ostrzeżeń przyjaciółki zaczął błądzić w ciemności w poszukiwaniu upragnionego wyjścia. — Natychmiast!
— Uspokój się — syknęła przez zaciśnięte zęby, ale jej wzrastający gniew był niczym w porównaniu do tego, co bezmyślnie wyrabiał Nick. Zachowywał się jak mucha uwięziona w pajęczej sieci. Za wszelką cenę chciał się uwolnić, choć nie było to możliwe.
— P-pomocy!
— Jeżeli coś tu mieszka, zaraz po nas przyjdzie. Brawo.
Nick momentalnie zamilkł. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że w tych egipskich ciemnościach mógł ktoś mieszkać. No w końcu ta wilgotna pieczara raczej nie zajmowała wysokiej pozycji w rankingu w katalogu z nieruchomościami na sprzedaż. Jednak zaciemnione groty idealnie nadawały się na przytulne gniazdko dla jakiegoś paskudnego potwora o równie odrażającej gębie i śmierdzącym oddechu.
— Zaczną nas szukać, ktoś zauważy nasze zniknięcie.
Arianna potarła kciukiem przywieszkę w kształcie chmury i wyciągnęła ze środka latarkę. W jej świetle twarz Nicka wydawała się biała jak kartka papieru, a jego oczy przypomniały dwa szafiry. Prześlizgnęła wiązką światła po pomieszczeniu. To nie była jaskinia, tylko kamienny tunel niknący w wiecznej, niezachęcającej ciemności.
— Otwór się zamknął.
Oświetliła miejsce, z którego, jak sądziła, spadli, ale lity sufit, bez żadnych szczelin czy uskoków, wisiał niecały metr nad głową, zdając się szyderczo śmiać z jej bezradności. Faktycznie, to mógł być większy problem. Jak mieli ich znaleźć, jeśli właz był z pozoru niewidoczny dla przeciętnego oka? Może przy użyciu noktowizora mieliby szansę, ale tak? Jednak nie mogła powiedzieć tego Nickowi, gdy patrzył na nią z taką nadzieją, jakby była jego ostatnią deską ratunku.
— Jeżeli jest wejście, to gdzieś musi być też wyjście. — Uśmiechnęła się szeroko, zadowolona ze swojego niepodważalnego geniuszu. Powiedziała to z taką pewnością i przekonaniem, że udało jej się stłamsić paniczny głosik, uparcie twierdzący, że to już koniec jej spektakularnego w kłopoty życia. — Chodźmy się rozejrzeć.
— Nie lepiej tu poczekać?
Patrząc na ciemność pożerającą koniec korytarza, Nick nie miał wcale ochoty tam wchodzić. O wiele bardziej wolał pozostać w pozornie bezpiecznym miejscu, gdzie prawdopodobnie znajdowało się niewidoczne dla niego wyjście i pomodlić się do wszystkich znanych mu bóstw o litość, niż kluczyć po plątaninie nieznanych korytarzy.
— To może trochę potrwać nim nas znajdą, a może do tego czasu uda nam się znaleźć inne wyjście?
Nick ze zrezygnowaniem przytaknął głową. Pewnie zgodziłby się oddać miesięczne kieszonkowe i podpisać cyrograf z diabłem, gdyby tylko go o to poproszono. Przerażony i zagubiony nie myślał logicznie, a wszystko, co mówiła Arianna, wydawało mu się niesłychanie przekonujące i niepodważalnie wiarygodne. Zdążył też trochę poznać upór córki Zeusa, a wszelkie próby przemówienia jej do rozsądku były porównywalne do przesunięcia ściany siłą woli. Stracimy tylko czas, a końcowy rezultat i tak będzie niezmienny. Jeżeli już coś sobie umyśliła, nie było odwrotu, a jedyne co mogłeś zrobić, to pogodzić się z jej decyzją i przygotować się mentalnie na problemy, w które niewątpliwie wpadniecie.
— Skąd będziemy wiedzieli, że nie chodzimy w kółko?
Na to pytanie z rodzaju „podważę genialność twojego planu” Arianna również miała przygotowaną przekonującą odpowiedź. Z nieograniczonej mocy swojego ojca zapieczętowanej w niepozornej przywieszce wyciągnęła białą kredę i narysowała na ścianie ogromny iks, a zaraz obok dobrze widoczną strzałkę. Kontury narysowanych znaków emanowały delikatną poświatą niczym tabliczki ewakuacyjne w budynkach.
— Dzięki temu będziemy wiedzieć, gdzie już byliśmy, a w razie potrzeby wrócimy tą samą drogą.
Tym razem Nick nie wyglądał na przekonanego. Niby wszystko było w porządku w tym nieporządku, ale jednak coś mu nie pasowało. Podświadomie czuł, że w odmętach tych tuneli nie znajdą nic dobrego, co najwyżej nieuniknioną śmierć. Tu znajdowało się wyjście i tu powinni zostać. Z kolei Arianna była dziwnie zdeterminowana, by zwiedzić to upiorne miejsce, a jakikolwiek sprzeciw był bezsensowny. Ostatecznie wzruszył tylko ramionami. Miał do wyboru dwie opcje: ulec albo... ulec, a jego wewnętrzne rozterki były wyłącznie wadzącym rozproszeniem, jak widok pucharka lodów na diecie.
Herosi bez zbędnych przedłużań ruszyli wzdłuż prawej ściany. Arianna zaopatrzona w zbawienne i jedyne źródło światła szła przodem, badając grunt i wyszukując potencjalnych zagrożeń. Nie oglądała się za siebie. To zadanie zostało powierzone Nickowi, który dosłownie deptał jej po piętach, ale wcale nie zamierzał za to przepraszać. Co kilka kroków rysowała strzałki, grotem skierowane w kierunku, w którym zmierzali.
Korytarz niespodziewanie się skończył i zamienił w owalne pomieszczenie z ośmioma drzwiami, metalowymi, drewnianymi, a nawet szklanymi. Jednak nie to było w tym wszystkim najdziwniejsze, lecz strzałki, identyczne z tymi, które Arianna malowała. Było ich setki, jak nie tysiące i były dosłownie wszędzie! Na ścianach, suficie, drzwiach, klamkach, a nawet na każdej cegle z osobna.
— Twój pomysł był dobry na dwa korytarze i trzy zakręty — mruknął ironicznie Nick, zerkając z ukosa na twarz przyjaciółki wyrażającą kompletne zdumienie.
— To niemożliwe. — Zgasiła latarkę. Widok namalowanych strzałek był dla niej upokarzający, zdający się wręcz szydzić z jej ptasiego móżdżka wartego tyle, co kupa złomu, i użytecznego jak złamany ząb. — Zupełnie jakby sam myślał.
— Masz jeszcze jakieś genialne pomysły?
— Myślisz, że kompas Hermesa pomoże?
Córka Zeusa zacisnęła palce na wspomnianym przedmiocie ukrytym w kieszeni spodenek. Cenny podarek od boga złodziei mógł być ich ostatnią deską ratunku na otwartym morzu problemów, ale Arianna na tyle długo funkcjonowała w świecie olimpijczyków, by nie rozniecać w sobie płomiennych nadziei na powodzenie.
— Nie pomogą ci żadne świecidełka ani zabawki Hermesa.
Arianna gniewnie zmarszczyła brwi, gdy dostrzegła piękną i wysoką kobietę wspartą plecami o ścianę. Długie włosy w kolorze płynnej czekolady miała związane w misterny warkocz przeplatany wstążkami. Mimo nietypowego jak na nią stroju — szerokiego podkoszulka z logiem znanej młodzieżowej firmy oraz modnie poprzecieranych jeansów — emanowała nieosiągalną dla śmiertelników przytłaczającą władzą, potęgą i mocą. Dzięki niej w pomieszczeniu zrobiło się jaśniej, wilgoć zniknęła ze ścian, a w powietrzu dało się wyczuć rozkoszny zapach kakao oraz świeżo pieczonych ciastek.
— Labirynt Dedala jest sprytniejszy, niż ci się wydaje, a znalezienie wyjścia nie będzie tak łatwe, jak wejścia, wręcz niemożliwe dla kogoś takiego jak ty.
— Labirynt Dedala?
Hera ze satysfakcją przytaknęła głową. Arianna od miesięcy nie widziała jej takiej szczęśliwej. Czasem zaczynam się zastanawiać, jakim sposobem Hera została patronką rodziny i małżeństwa z takim podejściem do herosów. Może powinna się przebranżowić? No nie wiem, może na boginię uporu, wytrwałości albo nienawiści do innych dzieci Zeusa? Sami zdecydujcie!
— I tu mam znaleźć odpowiedzi na moje pytania? — zapytała Arianna samą siebie. Nic z tego nie rozumiała.
— Tu znajdziesz tylko śmierć za każdym zakrętem.
— To nic nowego, dzięki tobie jestem przygotowana.
Lekki i prześmiewczy ton córki Zeusa nie rozsierdził Hery, jak to miał w zwyczaju. Błogi, pełen samozadowolenia uśmiech przyklejony do jej ust, jakby własnoręcznie i z przyjemnością osobiście wepchnęła Ariannę do Labiryntu, sugerował, że tym razem bogini była przekonana o swoim nieuchronnym zwycięstwie.
— Kpij sobie, ile chcesz, Ariadno. Nie długo nie będzie ci tak do śmiechu. — Hera westchnęła, odbiła się od ściany i podeszła bliżej herosów, górując nad nimi niczym dwudziestometrowa fala tuż przed zatopieniem plaży. — Cóż za ironia losu. Tyle razy szczęśliwie unikałaś śmierci, a teraz dobrowolnie podpisałaś się pod własnym wyrokiem. Czyż to nie wspaniałe?
— Nienawidzisz mnie, to zrozumiałe. Chcesz się mnie pozbyć, i to też rozumiem. Cieszy cię to i choć jest to trochę niepokojące, to również to rozumiem, ale jak możesz skazywać na śmierć kogoś niewinnego?
Hera spojrzała na bladego z przerażenia Nicka, jakby dopiero teraz z oczu zsunęły jej się klapki nienawiści ograniczające widoczność do denerwującej córki Zeusa. Pamiętała tego chłopca, zalanego łzami w kącie swojego pokoju i maniakalnie powtarzającego imię utraconego brata. Pamiętała jego ból i rozpacz, a także dołujące poczucie winy przygniatające go swoim ciężarem niczym prasa hydrauliczna od tego feralnego zdarzenia aż po dzień dzisiejszy. Patrząc na nastoletniego syna Apollina, wzbudzało się w niej współczucie dla dzieci dotkliwie pokrzywdzonych przez nieprzewidziane wyroki Mojr oraz przechodziła w tryb dobrotliwej opiekunki, a w takim stanie skazanie dwóch herosów na pewną śmierć było niemożliwe... ale jednego już owszem.
— Zabiorę go na górę.
Nick zastygł w bezruchu jak po skrzyżowaniu spojrzeń z Meduzą. Podejrzliwie spojrzał na rękę bogini wyciągniętą w jego stronę, obietnicę upragnionego bezpieczeństwa, doszukując się podstępu w tym niespodziewanym geście bezinteresownej pomocy herosowi w potrzebie. Oferta była kusząca oraz możliwa do urzeczywistnienia jak wygranie dziesięciu milionów w totolotku, lecz coś, a raczej ktoś, utrudniał mu powzięcie decyzji.
— Jeśli tylko wyrazi takie życzenie. Ten chłopiec zbyt wiele przeszedł w swoim życiu, by teraz zakończyć je pod ziemią. Wprawdzie mój małżonek zabrania nam ingerować w losy herosów, ale takiego minimalnego nagięcia zasad nawet nie zauważy. — W odpowiedzi na słowa Hery zadrżały ściany Labiryntu, wstrząśnięte przez potężną siłę zdolną zwalić najwyższy wieżowiec w mieście w pięć sekund. Hera uśmiechnęła się pobłażliwie z nutą mściwej satysfakcji, ale uszczypliwy komentarz zachowała dla siebie. — Albo i zauważy. No cóż, będzie musiał z tym żyć.
— Nie — wyrwało się niekontrolowanie Nickowi. Z jego słowami wizja ucieczki zaczęła nieuchronnie wymykać mu się z rąk, jak woda zbierana do dziurawego wiaderka, a akcje na giełdzie jego życia drastycznie tracić na wartości. — Zostanę z Arianną.
— Idź z nią. Nie pozwolę, byś dla mnie się poświęcał. Za własną głupotę zapłacę osobiście.
— Za twoją głupotę płacę, odkąd cię poznałem — prychnął Nick, pewniej stając u boku swojej opornej przyjaciółki. Powinna mu dziękować, a nie próbować zmusić go do zmiany zdania! Zero wdzięczności! — Zresztą ojciec by mi tego nie wybaczył, gdybym cię tu zostawił samą.
— Doceniam twoją odwagę, Nicholasie, obyś tylko nie pożałował swojej decyzji.
Hera zniknęła w obłokach szarego dymu, co po tylu latach nie robiło na nikim większego wrażenia. W Labiryncie ponownie zrobiło się ciemno, chłodno i ponuro, a przyjemny ciasteczkowy zapach wyparował wraz z boginią.
— Może jednak nie jest taka bezduszna, jak sądziłam — mruknęła niechętnie Arianna, wskazując na plecak wypełniony żywnością oraz wodą w butelkach, pozostawiony w miejscu, w którym nie tak dawno Hera przytłaczała herosów swoją obecnością. Ten szczodry podarek minimalnie złagodził jej niechęć do małżonki Zeusa.
— To tylko dzięki mnie. Dla ciebie na wpuszczała potworów do Labiryntu.
— W takim razie nie dajmy im na mnie czekać.
Arianna uśmiechnęła się z wdzięcznością i pociągnęła go za nadgarstek w stronę pierwszych drzwi po lewej. Zamierzała wyjść z Labiryntu Dedala, choćby po to, by zrobić Herze na złość. Nie mogła dać się zabić ku jej uciesze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top