Rozdział 29

Ostatni raz, gdy Arianna czuła się tak zażenowana, że miała ochotę zapaść się pod ziemię, była w podstawówce, występując w szkolnym spektaklu z okazji dnia ojca. Nie uważacie, że to trochę okrutne, zmuszać dziecko do brania udziału w uroczystości dedykowanej tatom, jeżeli jako tako nie ma się taty? No cóż, dyrektorka nie widziała w tym problemu. To tak jak zgłosić kalekę do zawodów sportowych, ale co ja tam wiem?

Zestresowana wtedy siedmioletnia Arianna wygłaszał skomplikowany wierszyk pełen niezrozumiałych dla niej słów, gdy w połowie występu jej śliczna sukienka zakupiona specjalnie na tą okazję, zmieniła się w strój świnki dokładnie taki sam, jak córka Zeusa widziała w Halloween na wystawie sklepowej. Wtedy żartowała, jak ktokolwiek może to włożyć, a potem nie było jej już tak do śmiechu. W przeciwieństwie do publiki zauroczonej magią Mgły. Arianna uciekła ze sceny, do dzisiaj pamiętając ten okrutny śmiech rodziców oraz rady pedagogicznej. Bethany musiała obiecać córce wizytę w parku rozrywki oraz podwójną porcję lodów czekoladowych, by zgodziła się wreszcie wrócić do szkoły. Teraz Arianna się czuła, jakby ponownie stała na tej przeklętej scenie w przebraniu prosiaczka, tylko publika stała się bardziej wymagająca.

Zeus zajmował swój tron, w zamyśleniu gładząc swoją dobrze utrzymaną brodę przetykaną nitkami srebra. Był ubrany w prosty, biały chiton, związany w pasie rzemieniem. Wyglądał trochę, jakby właśnie wyrwano go ze SPA, zmuszając go do odpuszczenia odprężającego masażu gorącymi kamieniami oraz odmładzającej maseczki. Każdy byłby nie w humorze, gdyby musiał zrezygnować z takich przyjemności na rzecz wysłuchiwania narzekań podirytowanej żony.

Tak, Hera również tu była.

Miała na sobie piękną suknię z materiału, o jakim śmiertelnicy mogli tylko pomarzyć. Tkanina mieniła się niczym rozgwieżdżone niebo i przelewała się przez palce jak woda. Była tak wygodna, że nawet mężczyźni nie mieliby nic przeciwko, gdyby zmuszono ich do jej włożenia. Królewskie rysy twarzy bogini zdawały się emanować niedostępnym majestatem, włosy splecione w warkocz przerzucony przez ramię lśniły jak jedwab, a oczy w ciepłym brązowym kolorze z nienawiścią przewiercały Ariannę na wylot, aż poczuła się, jakby ktoś nieudolnie próbował zrobić jej punkcję lędźwiową.

— Co w niej jest takiego specjalnego, że tak się o nią troszczysz? — spytała łagodnie Hera, chociaż jej spojrzenie, spokojnie mogło konkurować z tym na co dzień prezentowanym przez Aresa. Bogini fuknęła pod nosem z oburzenia, ponownie zbyta przez męża milczeniem. — Nie jest ani tak silna jak Herakles, ani odważna jak Perseusz, ani nawet opiekuńcza jak Thalia! Zeusie!

— Uspokój się, kochanie — odezwał się w końcu zmęczonym głosem w
Władca Olimpu, jakby nie po raz pierwszy odbywali między sobą tę rozmowę. — Złość piękności szkodzi, jak mawia Afrodyta.

— Nie potrzebuję jej!

Hera odrzuciła długi warkocz na plecy jako znak buntu najcięższego kalibru. Jeżeli jakaś kobieta tak zrobi, wiedzcie, że macie przechlapane. Na zewnątrz coś strzeliło jak pękający łańcuch od jakiegoś wielkiego brytana, lubiącego podgryzać wszystkich sąsiadów, ale również to Zeus najzwyczajniej zignorował.

— Owszem, potrzebujesz.

Zeus uśmiechnął się ironicznie do skwaszonej żony. Arianna wcale nie czuła się zaszczycona, będąc świadkiem kłótni bogów. W takich momentach istniało duże prawdopodobieństwo, że któreś z nich straci kontrolę nad gniewem i przypadkowo przemieni się do swojej boskiej postaci, co dla śmiertelników w stu procentach bywa śmiertelne.

— Tylko w tym tygodniu posyłałaś Ganimedesa ze swoimi sprawami pięćset czterdzieści siedem razy! Jeżeli tak dalej pójdzie, zażąda podwyżki i dłuższego urlopu. Wiesz, jak to nadwyręży nasz budżet?

— To były ważne sprawy. Niecierpiące zwłoki! — broniła się bogini, zerkając na swoją nieskończenie długą listę obowiązków niecierpiących zwłoki, typu podenerwować Zeusa, odpocząć po obiedzie, przekląć herosa.

— Dlatego Ariadna z przyjemnością ci pomoże.

Zeus ponaglająco spojrzał na swoją córkę, wymagając od niej natychmiastowego wsparcia, chociaż miałoby to być oczywiste kłamstwo. Arianna gorliwie przytaknęła głową. Nie odważyła się jednak spojrzeć na Herę z obawy o własne życie.

— Za co mnie tak karzesz? — zapytała bogini zrozpaczonym głosem, chcąc zrobić z siebie ofiarę chytrych knowań męża.

— Ty już dobrze wiesz! — zagrzmiał Zeus, ale Hera miała taką minę, jakby jednak nie wiedziała, czym zawiniła. — Arianna również ma swoją karę do odbycia, więc znakomicie się składa!

— A cóż znowu zrobiła? — Z niechęcią spojrzała na dziewczynę z takim wyrazem twarzy, jak gdyby pogodziła się z faktem, że Mojry skazały ją na towarzystwo Arianny do końca wakacji. — Tyle razy ci powtarzałam, że czai się w niej zło. Nienawiść, której należy pozbyć się jak najwcześniej.

— To już sprawa między mną a moją córką.

Arianna głupawo zamrugała powiekami. Nie była pewna, czy ojciec właśnie głośno zadeklarował, że była jego córką? I to w pobliżu Hery, bez żadnego przymusu czy groźby! Córka Zeusa nie mogła powstrzymać uśmiechu szczęścia, który łokciami taranował sobie miejsce na twarzy.

— Arianna będzie ci towarzyszyć do końca wakacji, spełniając twoje życzenia. Może odrobinę zmądrzeje, przebywając wśród wybitnych mieszkańców Olimpu. Nie wolno ci nastawać na jej życie ani osobiście, ani przez pośredników. Odpowiadasz przede mną za bezpieczeństwo Arianny. Jeżeli coś jej się stanie, odpowiesz za to swoją nieśmiertelnością. — Dla podkreślenia dramatyzmu tej sceny, w tle powinniśmy usłyszeć dołujące „da, da, da, damm”, ale operator był tak zaskoczony, że zapomniał o efektach specjalnych. — Rozumiesz, kochanie?

— Tak — burknęła posępnie Hera, zdając sobie sprawę, że pozbycie się upierdliwego balastu nie będzie tak proste, jaka myślała, ale nie niemożliwe.

— Powiadomię o wszystkim Bethany, by się nie zamartwiała.

Zeus pstryknął palcami i zamienił białą szatę na swój najlepszy garnitur. Uśmiechnął się łobuzersko i niespokojnie pokręcił się na swoim tronie jak młodzik przed swoją pierwszą randką.

— Co zrobisz? — wrzasnęła Hera.

Zdawała się emanować taką potęgą i mocą, aż Ariannie zamroczyło się przed oczami. Miała nadzieję, że ten błysk światła, który ujrzała, odbijał się od nagrzanej blachy w słonecznym rydwanie Apollina, a nie lustrzanych okularów Charona.

— Znaczy, wyślę kogoś, by jej przekazał moją decyzję odnośnie do Arianny — poprawił się pośpiesznie Zeus, odchrząkując znacząco, ale uśmiech nie spełzł z jego twarzy. Sama dziewczyna nie wiedziała, co miała o tym wszystkim myśleć, a co dopiero Hera, która zachowała się jak typowa kobieta, zadarła poły sukni i wyszła. — Idź za nią, Arianno. Nie zawiedź mnie.

Zeus nie czekał, jak jego córka wyjdzie, rozpłynął się w powietrzu, nim ta zdążyła dojść do drzwi, za którymi zniknęła Hera.

Arianna znalazła się na najwspanialszym korytarzu, jaki w życiu widziała, a że nigdy żadnego nie wiedziała, ten wydawał jej się najpiękniejszy na świecie. Białe filary, wtapiające się w ścianę podtrzymywały zdobiony sufit, z którego zwisały brylantowe żyrandole. Wypolerowana posadzka błyszczała jak tafla jeziora o wschodzie słońca. W ramach wisiały obrazy przedstawiające podniosłe wydarzenia z dziejów bogów. Gdzie się nie odwróciłeś, widziałeś wizerunek Zeusa. Gdyby otworzono Olimp dla turystów, wycieczka wyglądałaby mniej więcej tak:

Tu mamy Zeusa pokonującego Kampe w Tartarze, a tutaj Zeusa zasiadającego na tronie po zwycięstwie nad Tytanami, ooo a tutaj Zeusa kibicującego swojej ulubionej drużynie piłkarskiej, a tam na końcu, gdzieś znajdziecie całą resztę. Zapraszam dalej, teraz pora na wystawę poświęconą, a tu się zdziwicie... Zeusowi!

Poła sukni Hery znikająca za pobliskim zakrętem przypomniała Ariannię, dlaczego się tam znalazła, więc przyspieszyła kroku, by nie zgubić bogini z oczu. Komnata Hery okazała się wielka jak dwa mieszkania córki Zeusa na Lake Avenue. W powietrzu unosił się przyjemny zapach kwiatów, w oddali szemrał gdzieś strumyk wymieszany z ćwierkaniem jakiegoś ptaszka. Po pomieszczeniu eleganckim chodem kroczył paw o majestatycznym ogonie oraz z wysoko zadartym dziobie jakby wiedział, jaki był piękny. Całość dopełniały ręcznie robione meble z ciemnego drewna oraz ogromne łoże z baldachimem z logiem sklepu Prota Kruczka — widocznie ten to miał chody nawet na Olimpie.

— Jak on mógł mnie tak poniżyć? — krzyknęła Hera, ciskając o ziemię pierwszym przedmiotem, który nawinął jej się pod ręce. Pech chciał, by był to piękny dzbanek pełny dziwnego, srebrzystego proszku o konsystencji popiołu, który rozpłynął się w powietrzu zaraz po tym, jak pękło szkło. — Ja mu jeszcze pokażę. Tak uprzykrzę ci życie, że sama zeskoczysz z Olimpu.

— I ona jest patronką macierzyństwa — mruknęła pod nosem Arianna, unikając kolejnego przedmiotu lecącego w jej stronę z szybkością pocisku.

Córka Zeusa miała tylko nadzieję, że to nie jej przyjdzie sprzątanie tego bałaganu, jakoś nigdy nie była wielką fanką szmatki i wiaderka.

— Co tam jeszcze mamroczesz!?

— Mięta! — Hera podejrzliwie spojrzała na Ariannę, doszukując się jakiegoś podstępu, który miał ją jeszcze bardziej upokorzyć. Wreszcie machnęła ręką, pozwalając jej kontynuować. — Pytałam, czy przygotować ci naparu z mięty? Śmiertelnicy często używają jej, by złagodzić napięcie nerwowe.

— Tak. Biegnij do kuchni i przygotuj mi to... o czym mówiłaś! — rozkazała, odwracając się do Arianny tyłem na znak zgody na odejście, ale równie dobrze mogła nie chcieć dłużej oglądać bękarta męża.

Córka Zeusa pośpiesznie wykonała polecenie, zastanawiając się: „A gdzie na bogów jest ta kuchnia?”.

***

Każdy z nas miał kiedyś jeden taki dzień w swoim życiu, gdy nic nie szło po naszej myśli. Rano poparzyliśmy się herbatą, uciekł nam autobus, a na dodatek nie wzięliśmy drugiego śniadania. Dostaliśmy dwóję z wypracowania, a na sportowych zajęciach piłka do kosza nabiła nam guza, a na koniec dnia przypominaliśmy sobie, że mieliśmy kupić prezent dla mamy na urodziny. Brzmi znajomo? Jeżeli tak, pomnóż to przez dziesięć, to uświadomisz sobie, jak beznadziejnie czuła się Arianna. Mojry przeszły sama siebie, stawiając przed nią dwa makabryczne miesiące. Córka Zeusa spokojnie mogła napisać poradnik „Najgorsze dni mojego życia, czyli jak uniknąć katastrofy”, przestrzegając innych herosów przed błędami na podstawie własnych doświadczeń.

Co prawda Arianna dla własnego użytku dostała królewski apartament z widokiem na ogród, wanną z hydromasażem i lodówką pełną przekąsek za darmo.

Nic tylko żyć i nie umierać — popularne motto powtarzane wśród nieśmiertelnych na co dzień otaczających Ariannę. Córka Zeusa chciała zobaczyć, choć jedną szkaradę z krzywymi zębami, za dużym nosem albo chociażby z wypryskiem na czole!

Jak wy byście się czuli, gdyby przez cały dzień otaczały was nieskazitelnie piękne osoby o nienagannych manierach i wybitnych umiejętnościach, o których ty marzyłeś przez całe życie?!

Nic dziwnego, że herosi, wracając z Olimpu, wpadali w kompleksy, swe niedoskonałości próbując zamaskować heroicznymi czynami, które najczęściej przyczyniały się do ich śmierci. O ironio, cóż za paranoja! Dążenie do celu, który cię zabiję.

Arianna odliczała dni do końca tej tortury, chociaż ostatecznie uznała, że będzie tęsknić za tą dawką adrenaliny towarzyszącą jej na każdym kroku. Będzie jej brakować żmij czających się w koszu na ubrania, skorpionów w dzbankach po herbacie, a najbardziej widoku wściekłej Hery, niemogącej się pogodzić, że Arianna wciąż żyła.

Córka Zeusa westchnęła z irytacji, przygotowując się na kolejny, ciężki dzień wśród Nieskazitelnych. Arianna nie wypełniała tylko zachcianek Hery, lecz wszystkich tych, którzy o to poprosili. Bóstwa nie lubiły się przemęczać, o wiele bardziej wolały obserwować, jak robią to inni, więc gdy nadarzyła się okazja, korzystali z promocji.

Hera mówi byś, zrobiła to i jeszcze tamto, a potem przyjdź do mnie wynieść śmieci, no wiesz, Hera tak chciała”.

Arianna tyle razy słyszała takie frazesy, że wkrótce nauczyła się, co powinna zrobić, nim ci zdążyli otworzyć usta.

Wiążąc włosy przed lustrem, zauważyła siedzącą na balustradzie kukłkę. Małe oczka ptaka zdawały się otwarcie szydzić z jej niedoli. Hera nie rozmawiała z nią, jeżeli nie musiała. Używała do tego pośredników, którzy od czasu do czasu próbowali pozbyć się Arianny.

„Proszę pokwitować, a tu mały prezencik na koszt firmy, pudełko pełne jadowitych pająków. Miłego dnia”.

Pamiętajcie, by nigdy nie ufać kurierom, kto wie, co trzymają w torbie?

Córka Zeusa podejrzliwe odebrała zalakowaną kopertę, ale wyjątkowo, listonosz nie zamienił się w żadnego milusiego potwora o trzech głowach, skrzydłach i paskudnym pysku.

— „Udaj się do biura Hermesa". Tylko tyle? — spytała samej siebie Arianna, uważnie przyglądając się kartce z wiadomością.

Herze zdarzyło się już używać pióra z niewidzialnym atramentem albo takim widocznym tylko w określonej pozycji, by potem mogła żalić się do męża na niekompetencje jego córki.

Arianna skorzystała z innowacyjnego urządzenia Hermesa, ukazującego zaszyfrowane wyrazy i niewidzialne litery. Nie znajdując żadnych dodatkowych poleceń, udała się we wskazane miejsce.

W sporze między córką Zeusa a Herą bogowie podzielili się jak chrześcijanie opłatkiem na wigilii. Część pozostała neutralna, inni nosili koszulki z napisem #teamHera, reszta udzielała sekretnej pomocy Ariannie. Córka Zeusa nie rozumiała, czym takim zasłużyła sobie na sympatię Hermesa, ale gdyby nie on już dawno wąchałaby kwiatki od spodu.

Biuro boskiego posłańca było najdziwniejszym miejsce na całym Olimpię. Trzy ściany zajmowały wysokie regały z teczkami, kartonami i klaserami na półkach, czwartą zaś stanowiło ogromne okno, przez które wpadały i wypadały koperty oraz pudełka, krążąc na głową jak sępy nad ofiarą i oczekując na odbiór. Pośrodku stało biurko również zawalone papierami, na którym leżał kaduceusz — długi kijek z wężami wijącymi się po jego trzonie.

— Halo! Jest tu kto?

— Arianna, dobrze, że jesteś! — Hermes wyskoczył spod biurka jak laleczka z pudełka na sprężynie, wyrzucając w górę setki papierów. — Mam totalne urwanie głowy! Wszyscy chcą kupić spray na potwory!

— Działa to?

Sceptycznie spojrzała na aerozol schowany w pudełku trzymanym przez boga. Na etykietce znajdowało się półprzeźroczyste dziecko otoczone przez potwory wyciągnięte prosto z najgłębszych zakątków Tartaru, które najzwyczajniej nie widziały herosa spryskanego tym preparatem.

— Gwarancja dziesięciu godzin ochrony albo zwrot pieniędzy — powiedział Hermes, przekonującym głosem prezentera telewizyjnego.

Arianna wymownie spojrzała na boskiego posłańca, lecz on tylko wzruszył ramionami, wypuścił pudełko, które podczas tych trzech sekund lotu zakleiło się taśmą i zniknęło.

— A gdzie Pelagia?

Zerknęła pod biurko, by sprawdzić, czy również tam nie chowała się wspomniana osoba.

— Niespodziewanie otrzymała wolne w nagrodę za ciężką pracę. — Wymownie spojrzał na córkę Zeusa, a jego wzrok zdawał się mówić oczywiście, Hera maczała w tym palce.Zresztą, jaką ciężką pracę? Pelgia wciąż się obija!

— Świetnie się składa, akurat mam wolny dzień — odparła Arianna, meldując swą gotowość do pracy, chociaż patrząc na to zamieszanie, wolała już wieszać pranie nad jeziorem pełnym krokodyli.

— Zacznijmy od przesyłek — powiedział Hermes po błyskawicznej analizie listy obowiązków oraz minimalnego czasu na ich wykonanie. Arianna ponuro spojrzała na piętrzącą się górę kartonowych pudełek, z takiej ilości spokojnie można było zbudować pełnowymiarowy dom, z wyposażeniem! — Nie rób takiej miny, jakbym kazał ci je roznosić. Wystarczy, jak wrzucisz produkt do środka, na wierzchu przykleisz firmową etykietę i zakleisz. Łatwizna!

— Jak dla kogoś z tysiącletnim stażem.

Optymizm Hermesa był zaraźliwy, dlatego mimo obiekcji zabrała się do wykonania polecenia. Nie wyglądało to na trudne, przynajmniej gdy patrzyła, jak wykonuje to Hermes.

— Mamy chwilę spokoju, możesz bezkarnie złorzeczyć Herze — szepnął z cwaniackim błyskiem w oku, jakby chętnie posłuchał kilku niepochlebnych komentarzu na temat macochy.

— Jest cudownie! — odparła nienaturalnie wysokim i przesłodzonym głosem, nie zaprzestając pakowania sprayu. Faktycznie nie było to jakoś wymagające. Gotowa paczka po prostu znikała, pojawiając się w zupełnie innym miejscu i oczekując na transport do odbiorcy. — Uwielbiam czuć oddech śmierci na karku. Zaskakuje mnie jej pomysłowość. Dziwię się, że jeszcze nie dodała mi snu stygijskiego do pasty do zębów.

— Nie kuś losu, ale świetny pomysł, wykorzystam go.

Hermes złowieszczo zatarał ręce, podczas gdy paczka sama się skleiła bez jego interwencji. Arianna nie rozumiała, na czym miała polegać jej pomoc, jeżeli bóg podróżników mógł wykonać kilka czynności jednocześnie, nie nadwyrężając przy tym ani jednego mięśnia.

— Ojciec jest z ciebie zadowolony.

—  Mówisz serio? Nie wyskoczysz mi za chwilę z tekstem: „Żartowałem, nie ruszaj się, masz taką minę, że musimy sobie pstryknąć pamiątkową fotkę na Instagrama?” — spytała, naśladując głos Hermesa, chociaż ten dźwięk przypominał odgłos hipopotama, cierpiącego na chore zatoki.

— Jest pod wrażeniem. — Przysiadł na krawędzi blatu i wziął telefon do ręki, ilość nieodebranych połączeń znów była porażająca. Liczona w tysiącach! — Udało ci się wkurzyć Herę więcej razy niż jemu przez te wszystkie lata i nadal żyjesz! To imponujące.

— Co to za wyczyn? Ją irytuje sama moja obecność. — Początkowo Arianna oczekiwała pochlebnych komentarzy wysławiających jej inteligencję, umiejętność dostosowania się do warunków lub przebiegłość, a nie fakt samego istnienia. — Jakie wieści z dołu? Odcięto mnie od świata na całe dwa miesiące.

— O nie, tego ze mnie nie wyciągniesz. — Podszedł do ściany, za którą kryło się pomieszczenie pełne różnego rodzaju obuwia z charakterystycznymi skrzydełkami. Hermes wyciągnął jedną parę, praktycznie identyczną z tymi, co miał na stopach, odrywając metkę z numerem 1023. — Ojciec zabronił o czymkolwiek cię informować.

— Tylko mi nie mów, że Nick znów jest w tarapatach? — jęknęła Arianna. Nie chciała nawet myśleć, jak wymknie się niezauważona z Olimpu w razie twierdzącej odpowiedzi.

— Ten chłopak, dla którego ryzykujesz życie, a mimo to on wciąż się do ciebie nie odzywa? — Arianna przytaknęła głową, czując, jak czerwienią jej się policzki. Nie chciała się ośmieszyć w oczach bogów, ale słowa Hermesa w połączeniu z tym wieloznacznym uśmieszkiem zabrzmiały trochę opryskliwie. — Nic mu nie jest. Nie martw się, jeszcze nie jest tak irytujący jak jego tatuś.

— Dziękuję.

Arianna wiedziała, że Hermes uważany był za najwierniejszego syna Zeusa, wytrwale wypełniającego jego kaprysy, chociażby te najgłupsze, dlatego doceniała jego staranie.

— Mogę ci tylko powiedzieć, że na planszy pojawił się kolejny pionek.

— Co to ma znaczyć? — zapytała Arianna, odbierając jego słowa jako przestrogę, ostrzeżenie przed nadchodzącą przyszłością. Czuła, że ma to coś wspólnego z obozem. W końcu nic innego nie mogło jej zagrozić.

— Zostawię was same. Pogadacie sobie.

Córka Zeusa nierozumnie spojrzała na Hermesa, zastanawiając się, czy przypadkiem karton potwornych sprayów nie spadł mu na głowę, okradając go z kilku punktów ilorazu inteligencji, ale on tylko uśmiechnął się szeroko, wylatując przez wielkie okno, by po chwili zamienić się w spójną wiązkę światła. Arianna westchnęła z irytacji. Nie znosiła tych złowróżbnych rebusów z tragicznym zakończeniem jak historia Faetona. Już miała wrócić do dalszego pakowania, gdy czyjaś obecność stała się aż zanadto wyczuwalna.

— Holly — szepnęła Arianna, przecierając oczy ze zdumienia. Pech akurat chciał, że trzymała w dłoniach spray, który okazał się szkodliwy nie tylko dla potworów.

Nie było płaczu, krzyku ani przekleństw. Arianna była zbyt zszokowana, by przejmować się takimi drobnostkami jak ślepota. Nie widziała albo raczej widziała jak przez zaparowane okulary, które za nic w świecie nie chcą się wyczyścić.

— Na Atenę, co ty robisz, tłumoku? — Córka Zeusa czuła się, jakby bawiła się w chowanego, z zamkniętymi oczami próbując namierzyć przeciwnika na podstawie głosu i kroków, co nie było trudne z uwagi, głośnego zachowania Pelagii. — Masz, przetrzyj oczy.

Arianna zrobiła, co jej kazano, używając do tego wacika nasączonego nektarem. Nagle wszystko stało się oślepiająco wyraźne, jakby ktoś podmienił jej wzrok na oczy jastrzębia, a kolory nabrały intensywnej barwy jak gdyby poprawione pisakami fluorescencyjnymi. Zobaczyła przed sobą smukłą dziewczynę o jasnych włosach okalających twarz o nieskazitelnie jasnej cerze. Nie przypominała już dziecka, lecz w przypadku nieśmiertelnych ich wygląd bywa mylący. Mogą mieć dwadzieścia lat, a również dobrze dwa tysiące. Na jej ustach wciąż igrał ten sam cwaniaczki uśmieszek, mówiący „Chodźmy coś zwinąć z kantorka woźnej”. Na sobie miała pudrowy chiton związany cienkim paskiem z klamrą w kształcie sowy. Na pewno nadal się nie domyślacie, który olimpijczyk był jej ulubionym? Na nogach miała solidnie wykonane sandały — podstawowy element każdego, szanującego się greka — z wiązaniami sięgającymi kolan. Przez ramię miała przerzuconą płócienną torbę z naszywkami, zupełnie niepasującą do jej wyglądu. Przypominała trochę zbuntowaną księżniczkę, chcącą żyć według własnych zasadach, ale z drugiej strony obawiającą się reakcji rodziców.

— Nie jestem żadna Holly. To śmieszne imię dobre dla śmiertelników. Nazywam się Pelagia — przedstawiła się, nie przypuszczając, że stojąca przed nią dziewczyna wiedziała na jej temat więcej niż powinien statystyczny nieznajomy.

— Wybacz, kogoś mi przypominasz — mruknęła pozbawiona ostatniej nadziei Arianna.

Gdzieś w głębi duszy, w mrocznym zakamarku swojego umysłu, wierzyła, że Pelagia ją rozpozna, gdy ją ujrzy, w końcu ile razy widziano takie bajkowe zakończenie w filmach!

— Ja cię znam! — krzyknęła podekscytowana Pelagia, nieporadnie grzebiąc w swojej buntowniczej torbie. Serce Arianny zabiło szybciej z ekscytacji na samą myśl rozpoznania przez starą przyjaciółkę. — Ty jesteś tą córką Zeusa, co odbywa karę u Hery. Od miesiąca przyjmuję zakłady!

— Jakie znowu zakłady?

Arianna niepewnie wzięła do rąk zeszyt pełen wysypujących się notatek. W środku znajdowało się mnóstwo wykresów, tabelek opatrzonych datami i kwotami oraz imionami bóstw. Niektóre brzmiały dla córki Zeusa całkiem obco. Wyglądały trochę, jakby ktoś sklecił ze sobą kilka różnych literek alfabetu, tworząc najbardziej niewymawialne imiona na świecie jak Mnemosyne czy Hymenajos. Część z nich była aż zanadto znana dziewczynie, niektóre nawet należały do bliskich członków jej rodziny.

— Nawet nie wiesz, jaką sensację wzbudza obecność śmiertelnika na Olimpie — mówiła z przejęciem Pelagia, odbierając swoją własność. Jej obsesja na punkcie zakładów pochodziła trochę pod niezdrowe uzależnienie. — Oglądanie tych samych twarzy przez wieki bywa nużące. Normalnie spadłaś nam w najlepszym momencie. Dawno moja branża tak się nie kręciła.

— To, czego jesteś patronką, hazardzistów?

— Och nie, to tylko takie moje małe hobby — odparła Pelagia, lekceważąco machając ręką. Arianna wciąż widziała w niej Holly, choć wiele jej cech uległo zatarciu bądź wyparciu. — Zakłady są bardzo popularne wśród bogów. Nieźle można na tym zarobić.

— To, co robisz? — zapytała córka Zeusa, beznamiętnie zabierając się do swojego obowiązków. Nie chciała, by podczas niezapowiedzianej inspekcji Hera przyłapała ją na pogaduszkach.

— Ustalam progi. Już tłumaczę — dodała, widząc pytające spojrzenia nowej koleżanki. Pelagia rozsiadła się za biurkiem Hermesa, kładąc na blacie nogi, chociaż obok stała wielka tabliczka, czytelna nawet dla dyslektyków: Zabieraj te nogi. — Weź na przykład ciebie. Heros z przeżyciami, podatny na problemy. Prawdopodobieństwo, że zginiesz, jest duże jak ego Zeusa, więc ustalam stawkę 10 do 1. To tylko taki przykład, nie odzwierciedla rzeczywistości. Inaczej mówiąc, zarobisz więcej, stawiając na twoje przeżycie.

— Czyli jeżeli postawię jedną drachmę na to, że przeżyję, dostanę za to dziesięć drachm?

— Jeżeli faktycznie przeżyjesz! — odparła radośnie, klaszcząc wesoło w dłonie jak mała dziewczynka nagrodzona lizakiem. — To świetna zabawa! Życie herosów jest przewrotne, nigdy nie wiadomo kiedy zginiecie.

— Jak dalej tak pójdzie, to zbankrutujecie — prychnęła ponuro Arianna, niepocieszona myślą, że bogowie traktowali życie herosów jako jedną z wielu form rozrywki.

— Nie obstawia się tylko pieniędzy. Grać można wszystkim, rzeczami, duszami, latami służby, a nawet jedzeniem. Mogę ci powiedzieć, jak stoi twój kurs...

— Nie chcę wiedzieć. Ostatnio dowiedziałam się, że moje życie było warte jedną drachmę. Nie czułam się z tym najlepiej. — Spod groźnie zmarszczonych brwi spojrzała na starą przyjaciółkę. Wcześniej Holly była przesadnie idealna, teraz gdy na nowo stała się Pelagią, jej doskonałość była irytująca, aż Ariannę ogarniał gniew. — Po co tu przyszłaś? Podobno dostałaś wolne.

— Słyszałam, że macie tu urwanie głowy, ale widzę, że dobrze sobie radzisz.

Córka Zeusa prychnęła z niedowierzaniem pod nosem, nie rozumiejąc, jak ktoś może nazwać „dobrym radzeniem” sytuację, w której listy i przesyłki kumulują się nad głową jak osy wkoło plastra miodu. To tak jak spokojem nazwać trzęsienie ziemi.

— Znakomicie, aż Hermes rozważał, czy cię nie zastąpić mną. — Pelagia roześmiała się czysto, zbierając swoje zakłady bukmacherskie ze stołu. Najwyraźniej nie zrozumiała sarkazmu, gdyż najzwyczajniej wyszła, machając tylko Ariannie ręką na pożegnanie. — Nie wierzę, co się z nią stało? Tak denerwująca była tylko Milena.

Arianna ciężko pracowała aż do zmroku. Do czasu aż szkolny zegar na ścianie w biurze Hermesa ogłosił koniec pracy. Córka Zeusa nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek ucieszy się na ten dźwięk — zmorę wszystkich uczniów. Skierowała się do swojego pokoju, zmęczona jak gdyby przez pół dnia wyręczała Atlasa w dźwiganiu sklepienia, a nie zajmowała się papierkową robotą, przyklejaniem etykietek, czyszczeniem małych figurek Hermesa, podobnych do tej, co prawie jej nie zabiła. Po drodze spotkała kilka podejrzanie wyglądających harcerek, próbujących jej wcisnąć ambrozjowe ciastka, energetyczne batoniki i popisowy specjał ich zastępu, arszenikowe eklerki „Gwarancja śmierci na miejscu”. Arianna uprzejmie im podziękowała, zbyt zmęczona, by coś zjeść, i szczelnie zamknęła za sobą drzwi, odgradzając się od wszystkich nieproszonych gości.

Jednak taka błahostka jak drzwi nie stanowią przeszkody dla władcy Olimpu! Zeus po prostu pojawił się w komnacie córki, zapominając, że nastolatki bardzo nie lubią, gdy rodzice wchodzą, nie pukając. No, ale skąd niby Zeus miał to wiedzieć? Nigdy nie był jakoś przesadnie troskliwy, zaangażowany czy odpowiedzialny. Był i to Arianna miała doceniać.

— Ciężki dzień? — zapytał, patrząc na mizernie wyglądającą córkę. Skrawki papieru we włosach, zaczerwienione policzki i poprzecinane palce od ostrych krawędzi kartek, sugerowały, że dziewczyna stoczyła ciężki bój z potworem imieniem biurokracja.

— Nie, przez cały dzień zajmowałam się luksusowym towarem — mruknęła. Nie zamierzała dawać satysfakcji Herze, chociażby kazała jej wykonać dwanaście głupich prac Heraklesa. — Chcesz, bym skoczyła dla ciebie po koktajl z dodatkiem pitaji albo wyczyściła twój tron, by błyszczał jak uśmiech Apollo? Co to dla mnie? Jeszcze trochę, a zastąpię Ganimedesa!

— Twoja kara dobiegła końca — powiedział Zeus z nieodgadnionym uśmieszkiem, błąkającym się na ustach. Tak jakby za wszelką cenę nie chciał się uśmiechnąć, by nie dawać pewnym osobom pretekstu do wszczęcia kłótni. — Jutro o świcie możesz wrócić do domu.

— Dzięki bogom, nie zniosłabym kolejnego dnia na Olimpie. — Arianna odetchnęła z nieopisaną ulgą. Poczuła się trochę jak bohaterzy z reklamy Red Bulla, jakby miały wyrosnąć jej skrzydła i mogłaby odlecieć. — Nie zrozum mnie źle, ojcze. Tu jest super i w ogóle, gdy tylko nikt nie próbuje mnie zabić, ale wasza kuchnia nie równa się z tą mojej mamy.

— A niech cię, Ariadno! Musiałaś przypominać?

Z wyrzutem spojrzał na córkę, jakby właśnie obiecała zburzyć jego ulubioną świątynię pełną kadzidełek, świeczek i posterów z jego podobizną.

— Zapraszam do nas? — mruknęła Arianna, niewinnie się uśmiechając. Wciąż zapomniała, że kuchnia jej mamy była bolesnym wspomnieniem w historii Zeusa.

— Świetny pomysł. Hera nie będzie mogła się doczepić, nie przystoi ignorować zaproszeń. — Złowieszczo zatarł ręce, jakby znalazł małą lukę prawną w obietnicy złożonej żonie, której i tak nigdy nie dotrzymywał. — Czy wyciągnęłaś odpowiednie wnioski po dwumiesięcznym pobycie na Olimpie?

Arianna zmarszczyła brwi. Wszyscy zarzucali jej ciągłe pakowanie się w problemy, a jak miała tego nie robić, jeżeli jej ojciec był odzwierciedleniem kłopotów? Bez nich życie byłoby nudne! O patrzcie święte zwierzę Artemidy! Chodźmy na nie zapolować! Jak widzicie to wcale nie takie trudne. Nigdy nie wiesz, czy ten kwiatuszek, który bezczelnie zdeptałeś miesiąc temu, nie był tym ulubionym Demeter albo ten wyrośnięty robaczek, którego zmiażdżyłeś gazetą, nie był najlepszym szpiegiem Apolla! Problemy wręcz kochały herosów!

— Jasne, sprawdzać łóżko przed snem czy nie ma tam żmij i klnąc w myślach, a nie na głos... no dobra, żartowałam — powiedziała pośpiesznie Arianna, czując na sobie burzowe spojrzenia ojca, niebezpieczne jak stanie z metalową rurkę w ręce w środku burzy. — Wyciągnęłam wnioski, ale mogę ci obiecać, że on ze mną jeszcze nie skończył.

— Domyślam się. On nie zwykł tak szybko rezygnować, zwłaszcza gdy może ugrać tak wiele. Nie oznacza to wcale, że nie możesz obrócić sytuacji na swoją korzyść. Po powrocie do domu będzie czekać na ciebie pewna wiadomość. Szokująca, że tak powiem, ale jestem pewien, że sobie poradzisz. Cokolwiek się stanie, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Bądź silna, Arianno.

***

— Gdzie to jest?

Arianna wpadła do mieszkania z samego rana, zaskakując matkę w szlafroku i śmiesznych bamboszach, które kiedyś dostała od Dave'a na urodziny. Rozejrzała się w poszukiwaniu owej szokujące wiadomości, o której wspominała jej ojciec, jednak napotkała tylko naburmuszone spojrzenie matki. Nie były to pierwsze słowa, jakie chciała usłyszeć po długiej nieobecności córki.

— Może jakieś dzień dobry albo przynajmniej dobrze cię widzieć? — zapytała Bethany, nie wyglądając zbytnio groźnie w misiowych kapciach. Nawet Erynie wydawałyby się przyjemniejsze w takim wydaniu.

— Przepraszam, dobrze cię widzieć, mamo. — Podeszła do matki, pozwalając się przytulić i pocałować w policzek. — Nie było tu Hermesa? Albo gościa z uśmieszkiem mówiącym, że wygada wszystkie twoje sekrety?

— Nie, ale był Willey.

— Willey? A cóż on tu robił? — spytała Arianna, próbując jakoś poskładać nawał sprzecznych informacji. Jej myśli krążyły jak szalone, lecz łączyło je tylko gromadzenie się wokół czerwonej, ostrzegawczej lampki przestrzegającej przed problemami. — Powiesz mi, czy będę musiała czekać, aż matematyczka spróbuje mnie zabić, byś wyjawiła mi prawdę?

— Przysłał go Chejron. — Bethany westchnęła z rezygnacji. Czasem zapomniała, że Arianna odziedziczyła po ojcu więc cech, niż by tego chciała. — Uznał, że będzie lepiej jak dowiesz się wcześniej. Złote Runo spisało się lepiej niż zakładaliście, ożywiło Thalie.

— To znaczy... że będę mieć lokatora — jęknęła niezadowolona Arianna, myśląc tylko o przestrzeni, którą teraz będzie musiała podzielić z siostrą. Dopiero potem zrozumiała co to oznacza dla przyszłości. Katastrofę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top