Rozdział 28

Arianna otwarła oczy, które mimowolnie zamknęła, gdy linka została przecięta, nie czując wiatru we włosach ani okropnego bólu spowodowanego urwaniem ręki, ale wciąż twardy grunt pod nogami. Sosna sprzecznie z prawami fizyki wciąż nachylała się do ziemi. Gumisiowe stworzenia mrugały głupawo wielkimi oczkami, nie rozumiejąc tej anomalii, a Perełka zza jej plecami wyła żałośnie, nie otrzymując przedobiadowej przekąski.

No tak, driady. Leśne duchy nie było zadowolone z takiego traktowania ich ukochanych drzew. Arianna niejednokrotnie nasłuchała się od obozowych driad, jak to ludzie niszczą ich domy. Teraz wyczuły, że ktoś mógł im pomóc, więc postanowiły interweniować.

Córka Zeusa nie powstrzymywała zbierającej się w niej złości. Czuła się zażenowana, ośmieszona, głodna i w ogóle miała beznadziejny tydzień pełen upokorzeń. Chmury zebrały się na niebie jak sępy przy otwieraniu paczki Lays'ów, kumulując się nad głową Arianny stojącej na krańcu klifu. Starzec zaczął odklepywać modlitwy do Posejdona, prosząc o ocalenie. Jednak żaden bóg nie mógł powstrzymać morderczych zapędów córki Zeusa. Błyskawice uderzały jedna za drugą, tworząc dla osoby niebiorącej udziału w tej masakrze, efektywne przedstawienie z mrugającymi światłami w roli głównej. Arianna również pragnęła znaleźć się gdzieś indziej, zapach przypalonego futerka jakoś nigdy nie zdominował branży perfumowej.

W oczekiwaniu aż opadnie dym, córka Zeusa uwolniła się z więzów, podeszła do trójzębu i z łatwością wyciągnęła go ze skały, zupełnie jakby znajdował się w gąbce, a nie w litym kamieniu. Trójząb był wierną kopią oryginału z zachowaniem odpowiednich wymiarów i wagi, nie licząc małego napisu wygrawerowanego na rączce „Made in China”.

— Bardzo śmieszne. Takie na poziomie. — Miała przemożną ochotę złamać ten „trójząb” na kolanie. Ostatecznie stonowała swój gniew, odliczając w głowie do dziesięciu, bądź co bądź, musiała wykonać polecenie Posejdona, choć to wszystko zaliczało się do mało zabawnej satyry. — Bierz to badziewie. Nie ma za co.

Arianna cisnęła tym rupieciem w stronę morza, ale jakaś złośliwa siła wyższa zmieniła jego trajektorię lotu, posyłając „trójząb” na kamienistą plażę u podnóża klifu. Fale lizały skały, ale nie mogły sięgnąć przedmiotu bez małej pomocy pana mórz, który jakoś nie kwapił się do interwencji, chociaż kosztowało go to niewiele sił i ruchu.

— Nie no, naprawdę?

Z politowaniem spojrzała na wiatr, szalejący na czubkach już prostych sosen. Wydawało jej się, że słyszała jego bezczelny śmiech, mówiący: prezent na koszt firmy.

Arianna ponownie zrobiła głęboki wdech, wstrzymując powietrze w płucach, aż wnętrzności zaczęły ją szczypać, domagając się tlenu. Ruszyła wydeptaną ścieżka w dół zbocza, nie spuszczając z zasięgu wzroku Perełki, która wciąż dąsała się o opóźniony lunch. Kraken próbował pochwycić Ariannę, gdy ta jeszcze stała na klifie, lecz jego macki były zbyt krótkie, a ostre skały porozrzucane jak klocki Lego po zabawie uniemożliwiały mu podejście bliżej.

Adrenalina powoli uchodziła z córki Zeusa jak powietrze z dziurawej piłki, przypominając jej, jak bardzo była zmęczona, jak dawno nic nie jadła, a tym bardziej nie spała. Droga mnożyła jej się przed oczami, nogi ciążyły jak dwie ołowiane kule, a widok zielonkawych wód morza przyprawiał ją o ataki nieuzasadnionej agresji.

Zatopiona w złorzeczeniu całemu światu nie zauważyła macki sunącej w jej kierunku niczym podwodny wąż. Dopiero ogromny cień rzucany na ziemię uświadomił dziewczynę o czyhających problemach.

Arianna uskoczyła na bok w momencie, gdy macka opadła w dół, pozostawiając w podłożu dwumetrowe wgłębienie. Próbowała posłużyć się umiejętnościami odziedziczonymi po ojcu, ale niefortunnie potknęła się na kamieniu wielkości ludzkiej pięści, tracąc koncentrację. O mały włos stworzony piorun nie znokautował jej samej. Do tego ścieżka, na której się znajdowała, była problematycznie wąska.

Arianna runęła w dół prosto na sterczące skały o ostrych czubkach. Ostatkami sił uczepiła się wystających kamień, nadwyrężając mięśnie ramion. Wreszcie mogła sobie wyobrazić, jak czuł się Tantal, zawieszony między dwoma powierzchniami, tak blisko celu, a zarazem tak daleko.

Córka Zeusa nie miała więcej czasu na użalanie się nad swoją dolą, a na pewno nie teraz, gdy Perełka szykował się do zadania ostatecznego ciosu. Zawisła na jednej ręce, a drugą sięgnęła do nadgarstka. W dłoniach zmaterializowała jej się pełnowymiarowa kusza, dzięki bogom już naładowana. Odwróciła się przodem do potwora. W głowie dokonała pośpiesznych obliczeń, które dałyby jej tyle czasu, by mogła wyjść poza jego macki. Nie przypuszczała, że pójdzie jej aż tak dobrze. Biorąc pod uwagę zasięg kuszy, prawa fizyki i przyciąganie ziemskie, bełt nie miał prawa powalić krakena, a jednak. Strzała nabrała prędkości jak wystrzelona ze scytyjskiego łuku, przebiła mackę Perełki, ominęła wszystkie skały i trafiła krakena prosto w świńskie oczko, prawie przebijając się na drugą stronę.

Arianna miała jeden problem z głowy, ale pozostała jej ta niemożliwa część — wspiąć się z powrotem na ścieżkę. Zacisnęła zęby, ignorując łzy napływające do oczu oraz rozrywający ból w ramionach. Niespodziewanie przed nią pojawiła się smukła, zielona rączka, którą córka Zeusa chwyciła bez zastanowienia. Zrobiłaby to, gdyby nawet ujrzała owłosioną dłoń z brudem za paznokciami i śmierdzącą jakby leżała tydzień w nocniku.

— Wielkie dzięki — wydyszała Arianna, odgarniając włosy ze spoconego czoła.

Spojrzała na swojego wybawcę, który okazał się drobną dziewczyną w rozmiarze XS o wielkich oczach w kolorze płynnego złota, bursztynowych włosach i elfiej buzi. Ubrana była w zieloną szatę, zlewającą się z kolorem jej skóry, oraz sznurowane sandały.

— Nie zamierzasz tu zostać? — spytała driada głosem brzmiącym jak szum trawy.

Jak na taką wątłą posturę pewnie trzymała Ariannę za ramiona, gotowa z powrotem ją zepchnąć w razie aprobującej odpowiedzi. Driady zwyczajowo są pokojowo nastawione, ale gdy chodzi o drzewa, potrafią być niebezpieczne jak Amazonki.

— A gdzie tam! — Pokornie przytaknęła głową. Zapewne zgodziłaby się nawet wysławiać Aresa i pstryknąć sobie z nim pamiątką fotkę, byle by tylko wszyscy dali jej święty spokój. — Dokończę swoje sprawy i natychmiast się stąd wynoszę.

— Niech bogowie cię błogosławią za twoją pomoc. Bywaj, córko Zeusa.

Driada niczym młoda kozica pobiegła kamienistym brzegiem, już po chwili znikając za najbliższym zakrętem. Arianna zeszła na sam dół, wrzucając „trójząb” do morza. Woda zabulgotała jak żrący kwas i pochłonęła przedmiot z dźwiękiem przypominającym spłuczkę w toalecie.

— A gdzie fanfary i fajerwerki, hm? — Rozejrzała się wkoło, jakby naprawdę oczekiwała zobaczyć Posejdona, występującego z rozstępujących się wód w asyście syren, trytonów i podwodnych kuglarzy. — Nie mogłeś wymyślić, no nie wiem, czegoś wartego zachodu? Nie ma to, jak narażać życie dla tandetnej podróbki wideł! Chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze. I bądź tu dobry dla tych...

— Ariadno!

Głos przepełniony mocą, wydobył się nie z głębi morza, jak córka Zeusa przypuszczała, tylko z zawisłych nad tą przeklętą wyspą chmur, zupełnie jakby władca Olimpu leżał sobie pośrodku obłoków, zajadając się z nektarem.

— Wybacz, ojcze, nieco mnie poniosło.

Pochyliła czoło, jakby naprawdę czuła się winna najgorszych zbrodni.

— Musimy poważnie porozmawiać — zagrzmiał Zeus, a siła jego głosu strąciła kilka kamieni prosto na głowę otępiałej Arianny.

Córka Zeusa jęknęła przez zaciśnięte zęby. Zupełnie zapomniała, że ojciec był świadkiem pewnych wydarzeń na księżniczce Andromedzie.

— Świetny pomysł — przyznała niechętnie, żywo machając głową, jakby jednak było to najlepsze rozwiązanie we wszechświecie. — Przyda się nam zebranie rodzinne z ciasteczkami mamy i ploteczkami.

— Oczekuję cię natychmiast na Olimpie.

— Jasne, żaden problem, a podrzucisz jakiś transport? — spytała, wyczekująco spoglądając w sklepienie z przymilnym uśmieszkiem, mówiącym „Patrz, jak się staram być uprzejma”.

— Nie. Wplątałaś się w kłopoty, to teraz radź sobie sama.

— Ale ja jestem na... środku niczego!

Rozejrzała się wkoło, by zorientować, gdzie się znajdowała, ale ta wyspa faktycznie stała na środku morza, otoczona przez wodę pełną potworów. Córka Zeusa znów miała wrażenie, że szalejący wkoło niej wiatr z niej się nabija.

— Pośpiesz się, Ariadno. Nie mam całej wieczności.

— W gruncie rzeczy to masz — mruknęła pod nosem, słysząc to rozbawienie w głosie ojca. Nie rozumiała, dlaczego tak trudno było mu pstryknąć palcami, by załatwić jej jakiś transport. — Halo, jesteś tam? No tak, rzuć słuchawką. To przecież takie dojrzałe. Macie trzy tysiące lat, a zachowujecie się gorzej niż dzieci. — BUM dziesięciometrowa skała stojąca na wyciągnięcie ręki od Arianny rozleciała się w drobny mak po trafieniu pioruna o mocy miliona kilowatów. — No dobra, już się zamykam. Będę natychmiast... znaczy za jakiś tydzień.

***

Po długiej podróży, która dla Arianny była całą wiecznością, Błyskotka wysadziła córkę Zeusa na Coney Island Beach w samo południe, w wakacje. Plaża była pełna turystów zwiedzających pobliski park wodny oraz inne atrakcje znajdujące się na deptaku. Arianna wyglądała przy nich jak włóczęga z obdartymi ubraniami, potarganymi włosami i posiniaczonymi kolanami. Na jej szczęście nikogo nie zdziwiło jej wyjście z morza w towarzystwie hipokampa świecącego jak kula dyskotekowa. Błyskotka za nic w świecie nie chciała opuścić swojej nowej właścicielki, próbując ukraść jej bransoletkę za każdym razem, gdy znalazła się ona w zasięgu jej pyska. Wreszcie udało się jej przekonać zwierzę do powrotu do morza, obiecując cekinowe podkoszulki i nierdzewną biżuterię przy następnym spotkaniu.

—  Hej, dziewczyno, poczekaj! — Arianna westchnęła z irytacji, odwracając się przodem do dwóch funkcjonariuszu policji, którzy ją zaczepili zaciekawieni powodami jej tragicznego wyglądu. — Skąd wracasz?

— Z morza.

Córka Zeusa nie zastanawiała się, co mówiła. Bethany niejednokrotnie powtarzała, by szanować mundurowych za ich pracę oraz w razie potrzeby mówić prawdę. No to mówiła. Pytanie, kto jej uwierzy?

— Żeglujesz, dziecko? — zapytał wyższy z mężczyzn ogolony na rekruta. Poprawił czapkę na głowie, osuwającą się na czoło, by móc spojrzeć na dziewczynę

— Sporadycznie. Staram się nie nadwyrężać cierpliwości wujka. Nie chcę, by mnie utopił — odparła wesoło Arianna.

Uśmiechała się, jakby to, co mówiła, było normalnością w każdej, amerykańskiej rodzinie. „Hej, dotykasz mojej łodzi? Kto ci pozwolił? Utopię cię za to!” Przecież to taki zwyczajny tekst, nie mówią wujowie tak do Was?

— Jak się nazywasz? — spytał mężczyzna z wąsami, porozumiewając się ze swym partnerem za pomocą gestów.

Arianna miała tylko nadzieję, że policjanci nie ustali właśnie, by odwieść ją do psychiatryka. To odrobinę skomplikowałoby jej sprawy. I tak kazała Zeusowi czekać dłużej, niż powinien władca Olimpu.

— To nic takiego. — Lekceważąco machnęła ręką, by podkreślić swój dobry stan, ale swoją obojętnością oraz tajemniczością wzmogła tylko ciekawość policjantów. — Nie kłopoczcie się, panowie. Trochę się śpieszę, jestem umówiona z ojcem.

— Podwieziemy cię. Wsiadaj do radiowozu. — Wąsacz nie dał jej szansy na protesty.

Arianna mogłaby uciec, zgubienie śmiertelników nie stanowiło dla niej większego kłopotu, ale nie chciała obarczać matki problemami z policją, a poza tym była zbyt zmęczona, by przedzierać się pieszo przez Nowy Jork w godzinach szczytu.

— Do Empire State Building — oświadczyła, usadawiając się na tylnym siedzeniu auta.

Policjanci wymienili się tylko zdezorientowanymi spojrzeniami, o dziwo nie zadając więcej pytań.
Arianna jadąc w radiowozie, czuła się jak przestępca. Ludzie, którzy przyglądali jej się przez okno, tylko utwierdzali ją w takim przekonaniu. Policjanci zadawali zdecydowanie za dużo pytań, wprowadzając córkę Zeusa w coraz większe zażenowanie, odczuwane zazwyczaj w momentach, gdy babcia nie może się nachwalić, jaki ty to jesteś wspaniały. Arianna by uratować jakoś sytuację, sypała kłamstwami jak Mikołaj prezentami na święta, próbując utrzymać historyjkę w wiarygodnej całości.

— Gdzie jest ten twój tata? — zapytał funkcjonariusz lekko prześmiewczym tonem, wychodząc za Arianną z samochodu.

Z opowiadania dziewczyny można było stworzyć obraz jej ojca na podobieństwo Supermana z komiksów. Tak doskonały aż nierealny, a jak inaczej miała opisać Zeusa? Nie był to tata chodzący na wywiadówki do szkoły, szkolne mecze koszykówki czy kupujący czekoladowe lody na poprawę humoru.

— Jest w pobliżu, nigdy zbytnio się stąd nie oddala.

Zpraszającym gestem wskazała drzwi do budynku. Nie mogła wejść do windy, prosząc o transport na sześćsetne piętro w asyście policjantów. Musiała się ich pozbyć, choć jeszcze nie wiedziała jak.

Cała trójka zaczęła się wspinać po schodach w kierunku budynku — policjanci przodem. Arianna trzymała się za ich plecami, gdy nagle coś porwało ją za ramiona, ciągnąc ją w górę z prędkością odrzutowca. Ludzi zaczęli się kurczyć, budynki maleć, a powietrze przerzedzać, utrudniając oddychanie. Unosiła się coraz wyżej i wyżej, aż cały krajobraz zaczął się zmieniać, zastępowany przez starożytną architekturę Grecji. Olimp ukazał się w całej swej okazałości, wolny od zmartwień, z czystym powietrzem oraz emanujący energią od mieszkających tu bogów.

ŁUP!

Niespodziewanie coś strzeliło, przypominając pęknięcie balonu od nadmiaru tlenu, a Arianna zamiast się wznosić, zaczęła spadać prosto do ogrodu oliwnego. Wpadła na gęsty krzaczek, który zamortyzował upadek, a gdy wygramoliła się na zewnątrz z gałązkami i listkami we włosach, stanęła przed samym Zeusem. Władca Olimpu emanował siłą i potęgą. Szare spojrzenie burzowych tęczówek wprawiało w zakłopotanie, a dumny wyraz twarzy przypominał o mierności ludzkich istnień.

— Zrozumiałam przekaz — powiedziała Arianna, nawiązując do lotu i niezbyt przyjemnego lądowania. Upadła na jedno kolano, okazując ojcu należyty szacunek, a zarazem zabezpieczając się przed unicestwieniem.

— Co robiłaś na tej wyspie?

Zeus srogo spojrzał na swą wciąż klęczącą córkę. Arianna nie otrzymała pozwolenia, by wstać, dlatego musiała się zadowolić tą niewygodną pozycją, oczekując na zlitowanie.

— Mordowałam gumisie i pozbyłam się Perełki

Zerknęła ukradkowo na ojca, zastanawiając się, co on o tym wszystkim myślał. Każda inna osoba wzięłaby jej słowa za dobry żart, jednak Zeus musiał, co nieco wiedzieć o gumisiach i o ich uwielbieniu latania, gdyż nie wyglądał na zaskoczonego, a tym bardziej na rozbawionego.

— Wybrałaś się tam z nudów?

Władczo machnął dłonią, pozwalając jej podnieść się do pozycji stojącej, co kosztowało ją niebywale dużo siły, a zważywszy, że nie miała jej za wiele, już po chwili ponownie znalazła się na ziemi.

— Twój brat, a mój wuj, Posejdon, zlecił mi odszukanie trójzębu. Zrobiłam, co polecił, tyle że to nie był trójząb, tylko rolnicze widły.

Arianna prychnęła. Wciąż nie mogła przeboleć tego upokorzenia. Zeus w milczeniu trawił otrzymane wiadomości, spacerując pośród oliwnych drzew. Nawet one zdawały się bić przed nim pokłony.

— Typowe, próbował wystawić cię na próbę, której ostatecznie podołałaś, chociaż twoja bezczelność pozostawia wiele do życzenia i gdybyś nie była moją córką, już dawno zniknęłabyś z tego świata.

Zeus spojrzał na Ariannę z dobrze znanym jej niepokojem wypisanym na kamiennej twarzy. Czuła jego potęgującą się energię, wszystko, co znajdowało się w promieniu dwudziestu metrów, zaczynało dymić. Ale jak na razie Arianna odczuwała tylko nieprzyjemne mrowienie na plecach.

— Takich sytuacji będzie więcej. Radzę ci powściągnąć język i wykrzesać z siebie więcej szacunku, bo nie wszyscy są tacy tolerancyjni jak Posejdon. Reszta będzie szukać pretekstu, by się ciebie pozbyć. Nie wszyscy bogowie są przekonani co do twojej wierności, a po ostatnich wydarzeniach również ja nabieram wątpliwości.

— To nie moja wina!

— Był taki jeden co, co chwilę tak mówił. Z tego, co pamiętam, strąciłem go z Olimpu.

— No dobra, może jednak coś tam zawiniłam — mruknęła Arianna, mając w pamięci nieszczęsnego Bellerofonta, który upadł na ziemię z wysokości sześćsetnego piętra, próbując się dostać na Olimp na grzbiecie Pegaza.

— Co robiłaś na tym statku, pełnym naszych przeciwników?

— Odkąd, z niewiadomych przyczyn,  postanowiliście się mnie pozbyć, Kro... znaczy władca tytanów — poprawiła się pośpieszenie Arianna, widząc piorunujący wzrok Zeusa, wpadający w gniew na wspomnienie swojego ojca. No ostatecznie jego dzieciństwo nie należało do najszczęśliwszych. Jakbyście wspominali ojca, który pożera własne dzieci? — Zaczął do mnie przemawiać, nakłaniając mnie, bym pomogła was wyeliminować. To on powiedział mi, kto przetrzymuje twój piorun piorunów, oraz jak okiełznać energię, by mnie nie zniszczyła, tylko ze mną współpracowała. Byłam zła, więc pozwoliłam mu gadać, ale potem jak kazałam mu się wypchać, ubzdurał sobie, że jestem mu winna życie i porywając mojego przyjaciela, chciał mnie zmusić do współpracy. Na księżniczce Andromedzie szukałam Nicka, sprawa trochę się skomplikowała i skończyłam z gumisiami.

Gdy Arianna skończyła mówić, miała wrażenie, że Zeus stał się o wiele wyższy albo było to złudzenie optyczne wywołane załamaniem światła, ale zdecydowanie silniej odczuwała wzrost jego gniewu, objawiający się w dymiącej skórze śmierdzącej ozonem.

— Czasem mam wrażenie, że podmieniono cię w powijakach. — Arianna nisko zawiesiła głowę, odbierając zasłużoną, słowną reprymendę. Wiedziała, że wykazała się skrajną głupotą oraz lekkomyślnością i niewiernością, o jaką oskarżali ją bogowie. — Ale gdy na ciebie patrzę, widzę w tobie mnóstwo swoich cech. Za to nie mogę cię obwiniać, ale kara cię nie ominie. Za błędy się płaci, zwłaszcza za te głupie. Jak na razie wrócisz do obozu, gdzie poczekasz na moją decyzję.

— Oczywiście, panie.

— Możesz odejść, Ariadno.

Córka Zeusa podniosła się z ziemi, jeszcze raz wykonując coś na kształt skłonu, i pośpiesznie odeszła, zastanawiając się, jaką karę dostanie za nieposłuszeństwo. Nawet nie zgadujcie, Zeus planował upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

***

Nikt tak naprawdę nie wiedział, dlaczego Arianna zniknęła z obozu. Krążyło wiele plotek, większość wychodziła od braci Hood, opowiadających historię, jak to córka Zeusa została porwana przez drakona etiopskiego, wielkiego jak ciężarówka, dlatego jej powrót wywołał niemałe poruszenie.

Obóz powoli dochodził do siebie po ostatnich ciężkich dwóch tygodniach. Sosna Thalii, na której powieszono Złote Runo, wyglądała znacznie lepiej i zdrowiej. Cały obóz zdawał się nabrać nowych sił, w powietrzu unosił się przyjemny zapach dojrzałych truskawek, fale przyjemnie szumiały, obijając się o plaże, świetliki jaśniej świeciły w lesie, a herosi znów zaczęli rozmawiać i żartować. Co prawda wiele osób wyglądało na zmęczonych i pokiereszowanych, a Wielki Dom był pełen rannych, ale atmosfera zdawała się oczyścić.

— Chejronie, wróciłeś! — zawołała radośnie Arianna, zauważając centaura w swojej ulubionej pozycji na werandzie. Siedział w swoim wózku, z zachwytem spoglądając na półbogów w trakcie wykonywania swoich zajęć.

— Ty również. Co się z tobą działo? — spytał Chejron, pochmurnie marszcząc brwi, jakby do jego uszu doszły niepokojące wieści, którym nie chciał dać wiary. — Lee powiedział mi, że wyruszyłaś ratować swojego przyjaciela. Jednak Nick wrócił przed kilkoma dniami i nie był za bardzo rozmowny.

— Wypadło mi nieplanowane, rodzinne spotkanie. — Z przyjemnością zatopiła się w wygodnym fotelu. Była tak zmęczona, że składnie poprawnie gramatycznych zdań sprawiało jej niebywale duży problemów. — Czas zlał się mi w jedną całość. Nie miałam pojęcia, że upłynęło tak dużo dni.

— Idź, odpocznij, drogie dziecko — zaproponował, widząc jak dziewczynie ciążą powieki. Domyślał się, że ostatnio ciężkie chwile nie przeżył tylko Percy.

— Luke coś planuje, znaczy Kronos — powiedziała Arianna, zniżając głos do szeptu, jakby nie chciała wywołać władcy tytanów z Tartaru. Centaur zbliżył się do niej, w największym skupieniu słuchając jej słów. — Gdy byłam na księżniczce Andromedzie, wspominał coś o Złotym Runie, jakimś sekretnym planie w planie i podstępie.

— Sugerujesz coś, Arianno? — spytał. Dla niego słowa córki Zeusa zabrzmiały jak ostrzeżenie, zapowiedź katastrofy. Czasem warto zawierzyć przeczuciu herosów, mają oni niezwykły dar do przewidywania problemów.

— Sama nie wiem, ale z tego, co mi wiadomo Luke jakoś nie zawadzał Clarisse w zdobyciu Runa, trzymał się na uboczu. Może on chciał, byśmy je zdobyli?

— Plany Kronosa zostały chwilowo opóźnione. Na wpół żywa na pewno nie stawisz im czoła.

Arianna powstała z miejsca, mętnym wzrokiem spoglądając przed siebie. Coś jej nie pasowało. Chejron czegoś jej nie mówił albo nie wiedział, jak to powiedzieć. W obu przypadkach jej przyszłość znów malowała się w ponurych barwach.

— On rośnie w siłę, nawet w kawałkach jest potężny, a co dopiero w całości. Jeżeli powstanie, a Luke na pewno znajdzie na to sposób, nie wytrzymam jego nacisku.

Po tych pokrzepiających słowach, dających temat do przemyśleń na nieprzespane nocy, Arianna zostawiła Chejrona samego. Schodząc ze wzgórza w kierunku upragnionego domku, oazy spokoju na tym morzu okropności, rozległ się dobrze znany obozowiczom dźwięk konchy wzywający na posiłek. Herosi gwarnie wytoczyli się ze swoich domków w wybitnych humorach, zmierzając na kolację.

Arianna nie planowała do nich dołączyć, potrzebowała spokoju, samotności oraz silnych tabletek nasennych, ale tłum pociągnął ją ze sobą do pawilonu jadalnego. Półbogowie spod siódemki poklepywali ją po plecach, szeptali wyrazy podziękowania i gratulowali sukcesu, lecz wśród nich nie znalazł się Nick.

Córka Zeusa usiadła przy swoim opustoszały stole, wzrokiem wyszukując swojego irytującego (nie) przyjaciela. Nick spóźnił się na obiad. Był ubrany w ciemnozielony podkoszulek, spodnie khaki i ciężkie buciory ubrudzone błotem. Jego policzki były zaczerwione, kosmyki blond włosów przyklejone do spoconego czoła, a na plecach miał przewieszony łuk. U jego boku dreptała Annabeth, tryskając energią i radością, jak gdyby nawdychała się gazu rozweselającego. Dwójka herosów była tak pogrążona w rozmowie, że nawet nie zauważyła córki Zeusa. Ariannę zalała fala złości połączona z drażniącym uczuciem, kłującym w serce. Spoglądając na Percy'ego, miała wrażenie, że czuł się podobnie jak ona.

— Patrzcie, któż to wrócił!

Córka Zeusa zamrugała powiekami, rozpraszając gniew zamraczający jej tęczówki. Głowy obozowiczów automatycznie odwracały się w jej stronę, choć Pan D. jeszcze nie wypowiedział jej nazwiska.

— Nie wierzę, że to mówię, ale dobrze, że jesteś. Okropnie się nudziłem. Nie miałem kogo gnębić. Teraz ta męczarnia stanie się odrobinie przyjemniejsza.

— Już jestem — mruknęła Arianna.

Wymusiła na sobie przebiegły uśmieszek godny braci Hood, którzy właśnie domagali się uregulowania długu. Córka Zeusa kątem oka widziała zdębiałego Nicka, wpatrującego się w nią jak w trzygłowego Minotaura. Jego bracia musieli pomóc mu usiąść, w tak wielkim był szoku, aż Arianna nabrała podejrzeń, że chłopak był pewien nigdy więcej jej nie zobaczyć.

— Do pełnej pana dyspozycji.

— Cudownie, a teraz jedzmy.

Dionizos z niespotykanym u siebie wigorem zaklaskał energicznie w dłonie, poganiając usługujących mu satyrów. Arianna uśmiechnęła się przyjaźnie do Jacksona, wyglądającego na równie zaskoczonego jej widokiem co Nick.
Połowę swojego posiłku Arianna wrzuciła do ognia z dedykacją i pozdrowieniami dla władcy Olimpu, licząc na minimalne złagodzenie wyroku. Jednak gdy płomienie ogarnęły jedzenie, nad paleniskiem uniósł się czarny dym śmierdzący ozonem. Arianna wolała sobie wmawiać, że Zeus po prostu nie przepadał za schabowym, niż przesyłał córce jasne sygnały o nadchodzącej karze.

Córka Zeusa zjadła więcej, niż jej żołądek mógł pomieścić, i to w tak krótkim czasie, że prawdopodobnie był to rekord w konkursie na szybkie jedzenie, a następnie opuściła pawilon jadalny, nie zostając na co wieczorne śpiewy przy ognisku. Po niespełna kilku krokach usłyszała czyjeś pośpieszne dreptanie za plecami, odznaczające się na tle wesołych rozmów.

— Nie zachodź mnie od tyłu, o ile życie ci miłe — mruknęła Arianna, odwracając się przodem do goniącej ją osoby. Zaskoczony Percy, nagłym zwrotem akcji jak w sensacyjnych książkach, o mało nie wpadł na córkę Zeusa. — Znów ci się powiodło.

— Złote Runo to zasługa Clarisse — wymamrotał, czerwieniąc się na policzkach, jakby te słowa powodowały u niego zwarcie w przewodach.

Arianna rozumiała go jak mało kto. Oddanie zasług córce Aresa było niezwykłym osiągnięciem jak wynalezienie internetu przez Hermesa.

— Nie o to mi chodziło. — Z rozbawieniem uniosła jedną brew. Przemożna ochota, by opowiedzieć chłopakowi o wizycie w pałacu Posejdona zniknęła jak kanapki z Nutellą na podwieczorek. — Uratowałeś Grovera z łap Polifema. Zyskałeś brata i kilka nowych pamiątek po ostatniej podróży — dodała Arianna, wskazując na kilka widocznych zadrapań na skórze Percy'ego, prawdopodobnie pozostawionych po ostrzu miecza.

— A ty co? Może odpoczywałaś na bezludnej wyspie — Arianna uśmiechnęła się głupawo. Te słowa wielce nie różniły się od rzeczywistości. Ostatecznie wzruszyła tylko ramionami, odrobina tajemniczości od zawsze była nieodłącznym elementem życia córki Zeusa. — Przecież również uratowałaś swojego przyjaciela.

— I co mi po tym było? — mruknęła posępnie Arianna.

Uśmiechnęła się kwaśno. To zwycięstwo miało gorzki smak. To tak jakbyś stał u podnóża góry, spoglądając na jego szczyt ginący w chmurach, na którym bardzo chciałbyś się już znaleźć, ale po dotarciu tam, zdałbyś sobie sprawę, że widok jest do bani, gdyż spowija go gęsta mgła. Niby osiągnąłeś cel, ale nie cieszy on tak, jak powinien. Arianna miała podobne odczucia.

— Ten głupek wciąż się do mnie nie odzywa, znów narobiłam sobie problemów u ojca, a Luke już szuka innego sposobu, by zmusić mnie do uległości.

— Byłaś na księżniczce Andromedzie.

To było bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale Arianna i tak przytaknęła głową na znak zgody. Percy podejrzliwie zmrużył oczy, jakby Castellan naopowiadał mu niestworzonych historii, a teraz syn Posejdona starała się sprawdzić, co z tego wszystkiego było prawdą.

— Nie jest to epizod, który będę wspominać z przyjemnością. Wnioskując po twojej minie, ty również zakosztowałeś uprzejmości Luke'a. — Herosi spokojnie mogli wspólnie pikietować przed liniowcem, protestując przeciwko gościnności syna Hermesa. — Słuchaj, domyślam się, co powiedział ci Luke, i przypuszczam, co powie ci Kronos we śnie. Nie zaprzeczę, że to wszystko kłamstwa. Popełniłam kilka kardynalnych błędów, za które będę musiała odpokutować. Wiem również, że słyszałeś różne rzeczy na mój temat, a moje poczynienia czasem mogą wydawać ci się podejrzane, ale zapewniam cię, nie jest w mojej intencji zniszczenie świata ani bogów.

— Tak, to podejrzane — odezwał się Percy po chwili zamyślenia. Arianna słyszała, jak trybiki w jego głowie przetwarzają uzyskane informacje, analizując, w ilu procentach były one wiarygodne. — Luke mówił całkiem podobnie, a żeby było ciekawiej, wspominał, że spróbujesz wszystkiego się wyprzeć.

— Na Zeusa, przebiegła żmija! — prychnęła, wbrew sytuacji uśmiechając się cwaniacko, jakby właśnie wymyśliła genialny plan, jak przechytrzyć Luke'a. — Nie zamierzam cię przekonywać ani błagać na kolanach, byś mi uwierzył, przypominam tylko, że w obecnych czasach powinniśmy trzymać się razem. Luke na Andromedzie zbiera armię i to nie tylko złożoną z potworów. Ich dyplomacja jest na wysokim poziomie, wiem coś o tym.

— Zawsze kończysz rozmowy takim dramatycznym akcentem? — spytał pochmurnie syn Posejdona, widząc, jak Arianna szykowała się do odejścia.

Był nieufny w stosunku do niej, ktoś z takim burzliwym życiorysem nie budził zaufania, zwłaszcza jak wciąż podkopywał swoją reputację, jednak zważając na potencjał dziewczyny, chyba warto było zaryzykować?

— Poważne rozmowy należy kończyć podniośle. — Uśmiechnęła się szeroko do Percy'ego na jego niemą oznakę zaufania. Jak na teraz musiało im to wystarczyć. — Wybacz mi, ale nie spałam od kilku dni, idę się położyć. Lepiej nie śpiewajcie za głośno, chyba że chcecie zobaczyć Ariannę jaką jeszcze nie znacie.

— Nie przejmuj się, pogodzicie się jeszcze.

— Co? — zapytała, nierozumnie spoglądając na Jacksona. Nie obwiniajcie jej za wolne przetwarzanie informacji, była okropnie zmęczona, a jedyne, o czym marzyła, to jak Percy zamyka buzię i pozwala jej odejść.

— Z Nickiem.

Percy uśmiechnął się przyjaźnie jak dobry, stary wujaszek obiecujący, że wkrótce wszystko się ułoży. Bardzo wątpliwe, zwłaszcza w życiu herosów, u nich może być tylko gorzej, ale Arianna naprawdę chciała wierzyć w jego słowa.

— Trzymaj się, kuzynku. Pogratuluj ode mnie Clarisse sukcesu.

— Życie mi miłe! — mruknął ironicznie, odwracając się w przeciwnym kierunku co Arianna.

Córka Zeusa wróciła do swojego domku, nie przypuszczając nawet, że była to jej ostatnia noc w tym roku na Obozie Herosów.

***

Dręcząca niepewność nie pozwalała Ariannie w nocy zasnąć. Przewracała się z boku na bok, za każdym razem widząc surowe oblicze Zeusa wyryte w kamieniu. Dlatego zaraz po brzasku opuściła swój domek, chcąc odsapnąć przed pracowitym dniem. Teraz jak nigdy potrzebowała intensywnego treningu, gdyż gdy nadejdzie czas, musi władać mieczem niczym Ares, bądź co bądź, bóg wojny powinien być najlepszym szermierzem. W Ariannie zbierały się złości na własny, nieszczęśliwy żywot pełen upokorzeń, a im dłużej wspominała przeszłe sytuacje, tym większą miała ochotę coś rozwalić.

— Poznałem ostatnią świetną technikę łagodzenia gniewu, polegającą na rozmasowywaniu poszczególnych części ciała.

— A niech cię, Hermesie! — wrzasnęła Arianna, kładąc rękę na piersi, by unormować oddech. Z wyrzutem spojrzała na boskiego posłańca, znudzona powtarzaniem za każdym razem tego samego scenariusza, co gorsza pisanego przez reżysera Mody na Sukces. — Kiedy masz urodziny? Dam ci w prezencie buty, wygrywające pod naciskiem stóp „I Believe I Can Fly”!

— Nawet nie pamiętam, ale dary przyjmuje całodobowo — odparł Hermes, szczerząc zęby w cwaniackim uśmiechu.

Wystarczyło mu dodać widły i rogi, i wyglądałby jak diabeł z kreskówek. Bóg złodziei sięgnął do kieszeni, wyciągając teczkę z kaduceuszem na okładce, a gdy ją otworzył, ze środka wysypało się więcej teczek podpisanych alfabetycznie. Sięgnął po tę opisaną literką M i zaczął grzebać w środku w poszukiwaniu tej właściwej.

— Madonna, Malkovich... i jest i Mason! — zawołał radośnie Hermes, podając dziewczynie białą kopertę zdobioną złotem. — Otwórz.

— Dlaczego? — spytała podejrzliwie Arianna, nie rozumiejąc, dlaczego musiała zrobić to akurat teraz, a nie potem, na przykład siedząc wieczorkiem w łóżku i polerując zbroję.

— Bo zostałem zobligowany, by odstawić cię na miejsce.

Hermes ukradkowo wskazał na winowajcę, ostrzegając przy tym dziewczynę przed palnięciem jakiegoś głupstwa.

— Mam pomagać Herze? — krzyknęła, z trudem rozszyfrowując zdobione litery pisane pochyłą czcionką. Dla herosa z dysleksją nie ma nic gorszego niż kaligrafia. Im najwygodniej czytać drukowane litery, a najlepiej, gdybyś ktoś im przeliterował tekst. — Jeżeli ojciec chce się mnie pozbyć, czemu od razu nie trzaśnie mnie piorunem? PUF! I po problemie!

— Jesteś gotowa?

— A moje rzeczy? — zapytała Arianna. Zwykle nie martwiła się o takie drobiazgi, lecz zważywszy, że nie miała już tu wrócić, przydałoby się zadbać o swoją higienę. — Muszę powiadomić Chejrona.

— Spakowałem cię, a Chejron już o wszystkim wie, więc jak, gotowa?

— Pan D. będzie zdruzgotany — mruknęła córka Zeusa, aprobująco kiwając głową. Hermes pstryknął palcami i obydwaj zniknęli w błysku światła, choć i tak nikt tego nie widział.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top