Rozdział 12
„Jak umarliśie?”.
Dobre pytanie!
Przecież do Podziemia — a przynajmniej tak z założenia powinno być — udawali się jedynie zmarli. Nikt żywy i o zdrowych zmysłach nie chciał się tam dostać za życia. Arianna jednak nie była zwyczajnym śmiertelnikiem i zamierzała zejść na dół i wyjść stamtąd żywa, mimo że niewielu przed nią tego dokonało. Jej matka potrzebowała pomocy, nie mogła zawrócić, a tym bardziej zrezygnować. Nikt nie mógł jej powstrzymać przed tym, co sobie umyśliła. Nikt ani nic, chociażby musiała nauczyć się klaskać uszami lub skopać stojącego na jej drodze strażnika.
Jednak siedzący przy biurku Charon raczej nie przypominał kogoś, komu można spuścić łomot. Miał bardzo jasne, krótko obcięte włosy, czekoladowy odcień skóry, a co gorsza wyglądał, jakby na śniadanie zjadł Hulka Hogana. Był wielki, barczysty i nieśmiertelny — mieszanka cech stanowiąca poważną przeszkodę dla Arianny.
Spojrzała na Nicka, licząc, że zwykle wygadany przyjaciel wyratuje ich z opresji, lecz on był zbyt zajęty podziwianiem swoich tenisówek, by się odezwać. Był blady jak mleko, a nierówny, przyśpieszony oddech zdradzał z trudem skrywany przez chłopaka strach. Syn Apollina nie szczególnie lubił umarłych, a tu był praktycznie przez nich otoczony, choć ci z zainteresowaniem obserwowali sufit, jakby ciekawił ich bardziej niż dwójka nowych przybyszów.
— Mowę ci odjęło, hm? — spytał lakonicznie Charon. — Nie wyglądasz na taką, która wie, kiedy się uciszyć.
Poprawił plakietkę z imieniem na piersi, jakby chciał im uświadomić, z kim mieli do czynienia. I wtedy Arianna poczuła, jak nad jej głową rozpala się żarówka. Jej usta wygięły się w pełnym podziwu uśmiechu, gdy utkwiła błyszczący jak złote drachmy wzrok we włoskim, idealnie skrojonym garniturze strażnika.
— Nie wierzę własnym oczom! — wykrzyknęła z przyjęciem, szeroko rozpościerając ręce, jakby chciała przywołać do siebie wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu, by mogli podziwiać ten ósmy cud świata. — Czy to jest... garnitur?
Nick potrząsnął głową. Nie mógł uwierzyć, że córka Zeusa zachowywała się, jakby odkryła Amerykę, mimo że mówiła o czymś tak trywialnym. Nic jednak nie odrzekł, dostrzegając zmianę w wyrazie twarzy Charona.
— Krawieckie arcydzieło! — Z zachwytu klasnęła w dłonie niczym projekant mody, który po wielu godzinach przymiarek wreszcie znalazł fason wieczoru. — Idealnie skrojony, a ten materiał... na bogów! Leży na panu, jak gdyby się pan w nim urodził. Zeus by się nie powstrzydził takiego stroju.
Charon, słysząc płynące z ust córki Zeusa pochlebstwa, wyraźnie się rozpromienił. Naciągnął rękawy stroju. Strzepnął z ramion zaległy kurz i pył, a na koniec wymamrotał pod nosem coś niezrozumiałego, gdy znalazł małą plamkę po kawie.
— Jestem pierwszym przedstawicielem Podziemia, z jakim spotykają się umarli. — Dumnie się wyprostował. — Można nawet powiedzieć, że jestem... wizytówką Erebu. Muszę prezentować się, jak należy, by właściwie sprzedać nasze usługi.
Na dźwięku głosu Charona dusze poruszyły się niespokojnie. Niespodziewanie wszyscy spojrzeli na swe zegarki, jakby właśnie zorientowali, że ich oczekiwanie się przedłużyło i siedzieli tam jakieś dziesiątki lat lub dłużej.
— Jestem przekonana, że kupno takiego stroju wymaga niemałych środków — ciągnęła Arianna, z uwielbieniem wymalowanym na jej zarumienionym licu wpatrując się w garnitur strażnika. W myślach jednak odprawiała pochwalne pieśni dla Hermesa. To dzięki niemu dowiedziała się o zamiłowaniu Charona do szykownych ubrań, a jej matka wciąż miała szansę przeżyć.
— Ponad połowę mojej marnej pensji, a gdzie inne wydatki?! — Gniewnie rąbnął pięścią w stół, a dusze jak na komendę poderwały się z miejsc i zaczęły niespokojnie krążyć. — Pranie, czyszczenie i poranna kawa z włoskim ciastem! Wiecie, ile to wszystko kosztuje?! Wiecie? Nie wiecie! To wam powiem! Majątek! Gdyby nie moje oszczędności, musiałbym pić wodę ze Styksu na śniadanie.
— Tak się nie da żyć — przyznała rzewnie córka Zeusa. Zawiesiła głowę i pokręciła nią ze smutkiem, jakby miała zapłakać nad niedostatkiem Charona. — Naprawdę, to jawna dyskryminacja osób z pańskimi kompetencjami i wykształceniem.
— Otóż to! — Energicznie potrząsnął głową, znalawszy kogoś, kto wreszcie się z nim zgadzał. — Za taką niewdzięczną robotę już dawno powinienem dostać podwyżkę!
— Myślę, że możemy coś na to poradzić. — Charon przestał biadolić i podejrzliwie spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę. Jej oblicze odbijało się w jego lustrzanych okularach. — Jeżeli szybko dostaniemy się do Podziemia, obiecuję, że porozmawiam na pański temat z odpowiednimi osobami.
Charon pogładził podbródek w zamyśleniu. Nachylił się w stronę Arianny, aż binokle zjechały mu na czubek nosa, ukazując lodowate oczy, na widok których córce Zeusa przeszły dreszcze po plecach.
— Macie monety? — zapytał.
Arianna szturchnęła Nicka łokciem.
— Mamy monety! — zawołał przesadnie wysokim i nienaturalnym głosem syn Apollina.
Drżącą z przerażenia dłoń wsadził do plecaka. Przez krótką chwilę mocował się z upchniętymi w środku rzeczami, aż wreszcie wyciągnął bordową sakiewkę obwiązaną rzemykiem. Dźwięk grzechoczących moment wywołał zimny, słodki uśmiech na twarzy Charona.
— Hm, chcecie się dostać do Podziemia? — Wyciągnął rękę po woreczek z pieniędzmi, lecz Nick zwinnie odskoczył do tyłu. — Nie będzie to trudne. Oczywiście... za odpowiednią zapłatą. — Arianna skinęła głową do chłopaka, który położył na ladzie dokładnie dwie monety. Po jednym za każdego. Taka zasada z kodeksu Hadesa. — Śmiertelnicy nie dostaną się do Podziemia za dwie monety — mruknął Charon z udawanym żalem. Zgarnął monety z biurka, nim ktokolwiek zdążył je zabrać.
— Ależ mamy ich więcej! — Arianna uśmiechnęła się niewinnie jak pięciolatek, który nie rozumiem, dlaczego mama krzyczy, gdy zjada garść cukierków przed obiadem. — A że ciążam nam w plecaku, chętnie się nimi podzielimy! — Nick, gdy córka Zeusa mówiła, dokładał kolejne pieniążki na ladę. — Dodam jeszcze dziesięć, jeśli powiesz nam, jak dostać się do pałacu Hadesa.
— To po drugiej stronie Styksu. Nie moje tereny, nie zapuszczam się tam za często. — Jedną ręką zgarnął swoją działkę, a drugą wystawił po następną. — Mogę wam tylko powiedzieć, abyście użyli Przejścia Bezpośredniego. Chyba nie chcecie przedwcześnie trafić pod sąd? — Znacząco uniósł brwi. — Za swoje kłamstewka i tak odpokutujecie po śmierci. — Zabrał ostatnie dziesięć monet i wstał za biurka, o wiele bogatszy niż przed tym jak siadał. — W drogę, heroski.
— Nie mogłaś mnie uprzedzić, że masz plan? — syknął Nick przez zaciśnięte zęby, gdy Charon groził duszom i zastrzegał, czego mają nie robić podczas jego nieobecności. Lista zakazów była długa jak IX Symfonia Beethovena. — Skąd wiedziałaś o tym garniturze?
— Miałam, hm, przeczucie.
Arianna uśmiechnęła się tajemniczo i odwróciła się w stronę otwierającej się windy, w której stały upchane jak serdelki w puszce dusze. Inne siłą chciały wedrzeć się do środka, lecz Charon kopniakiem odsyłał jej na drugi koniec pomieszczenia.
— Powiedzcie, heroski, dlaczego tak bardzo chcecie umrzeć w męczarniach?
Winda ruszyła z szarpnięciem, a z każdym przejechanym metrem — w dół czy też poziomo — Nick robił się coraz bledszy, aż w końcu stał się biały jak kartka papieru. Arianna miała tylko nadzieję, że nie zwymiotuje prosta na nią.
— A kto tu mówił o jakimś umieraniu? — prychnęła córka Zeusa. Starała się robić dobrą minę do złej gry. — Zamierzam wyjść stamtąd cała. Żywa.
Zamilkła, gdy niespodziewanie zaczęło całą windą niemiłosiernie kołysać, a ostatni posiłek w żołądku podskoczył jej niemal do gardła. Dusze porzuciły swe ludzkie stroje na rzecz szarych szat z kapturem. Charon nie mógł być gorszy i także zmienił wdzianko. Stanął przed nimi w czarnej szacie oraz z pustymi, ciemnymi oczodołami, pełnymi śmierci i rozpaczy. Arianna zamknęła powieki. Zwariowała, przecież to wszystko musiało jej się tylko przewidzieć. To pewnie mgliste powietrze źle wpływało na jej umysł. Gdy ponownie otwarła oczy, znajdowali się już na drewnianej barce, płynąc przez cuchnącą wodę z unoszącą się nad jej powierzchnią mgiełką. Wokół panował przytłaczający mrok. Z trudem można było dostrzec pokryty stalaktytami sufit oraz przeciwległe brzegi.
— Niedobrze mi — jęknął Nick, błądząc wzrokiem po otoczeniu.
Zewsząd otaczał ich śmierdzący Styks, pełen śmieci i odpadków. Charon stał nieruchomo na dziobie, długim kijem odpychając się od dna, by pokierować łodzią w odpowiednim kierunku.
Arianna ujęła dłoń Nicka — chciała upewnić się w przekonaniu, że nie była tam jedyną żywą osobą — i nie puściła jej aż do przybicia do świecącego z daleka zielonkawą poświatą brzegu. W głąb lądu ciągnęły się poszarpane skały i czarny piasek. Dalej było widać tylko wysoki, kamienny mur.
„Jakby ktoś dobrowolnie chciał wedrzeć się do Podziemia”.
Ta myśl przestała być taka zabawna, gdy Arianna uświadomiła sobie, że ona właśnie to planowała.
Wysiedli z barki wraz ze zmarłymi, ignorując warkot Charona, który miał być jego śmiechem. Córka Zeusa wymruczała pod nosem kilka przekleństwa, na złość Charonowi zamierzała opuścić Podziemie żywa, i pociągnęła Nicka za rękę, prowadząc go wydeptaną ścieżką. Nie chciała myśleć, że i kiedyś jej przyjdzie przebyć tę samą drogę po swojej śmierci — która mogła nadejść wcześniej, niż by tego pragnęła. Z trudem przełknęła stojącą jej w gardle gulę strachu. Idący obok niej Nick musiał mieć podobne myśli, gdyż rozglądał się po okolicy, jakby nie chciał zapomnieć drogi na przyszłość.
— Nie jest tak źle — odezwała się Arianna, gdy stanęli przed bramą prowadzącą do Podziemia, na której widniał napis „Witajcie w Erebie”.
— A czego się spodziewałaś?
Nick roześmiał się nerwowo i z politowaniem spojrzał na córkę Zeusa. Starał się nie okazywać, jak źle wpływało na niego to miejsce. Miał ochotę wrócić na brzeg Styksu i błagać Charona, by zabrał go z powrotem na górę. Do światła, słońca i żywych ludzi.
— Napisu: „Przyjemnego, wiecznego cierpienia” albo „Uśmiechnij się, będzie tylko gorzej”?
— Nie. — Uśmiechnęła się promiennie, jakby chciała przelać odrobinę swojego optymizmu w przyjaciela. — Raczej strzałki z napisem: „Droga do pałacu władcy Podziemia”. Wiesz, ile bym na to ułatwiło.
Nick wzruszył ramionami.
— O ile Charon nas nie okłamał, powinniśmy iść... O tędy. — Wskazał na jedną z trzech ścieżek oznaczoną nazwą „Zejście Bezpośrednie” z kolejką poruszającą się w żwawym tempie. — Chodźmy.
Nick wypełniony dziwnym przypływem energii ruszył do przodu, ale równie szybko się zatrzymał. Momentalnie cały skamieniał ze strachu.
— O co chodzi?
Arianna spojrzała w tym samym kierunku co syn Apollina i wtedy zrozumiała. Na rozwidleniu dróg coś się poruszyło. Coś wynurzyło się z zielonkowatej mgły, a ten widok ani trochę nie spodobał się herosom.
Zejście Bezpośrednie prowadziło dokładnie między nogami ogromnego, na wpół niewidzialnego rottweilera z trzema głowami i pełnym zestawem kłów, przeznaczonym specjalnie do szatkowania pasażerów na gapę.
„Chyba jednak Hades przewidywał, że Charon da się przekupić za kilka monet”.
Arianna z trudem przełknęła ślinę. Mimo że dłonie jej drżały ze strachu, a serce spadło na samo dno żołądka, musiała przyznać, że Cerber robił wrażenie. Może, a nawet na pewno, wyglądał przerażająco i prawdopodobnie był ostatnią rzeczą, jaką Arianna miała oglądać za swego żywota, no ale ludzie, kto z Was kiedykolwiek widział trzygłowego psa?! Raczej niewielu mogło się pochwalić takim niezwykłym osiągnięciem! Zmarli przechodzili obok niego bez lęku. Zbytnio nie zawracali sobie nim głowy, jakby był miłym, domowym pudelkiem.
— No tak, zapomniałam o nim.
Arianna wymownie uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Uśmiechnęła się przepraszająco do Nicka, jakby trzygłowy piesek nie był żadną przeszkodą na ich drodze. Wszystkie sześć ślepi Cerbera zwróciło się w stronę herosów, a warkot, jaki wydobył się z jego gardeł, nie był najprzyjemniejszym dźwiękiem, jaki chcieli usłyszeć tuż przed śmiercią.
— To właśnie próbowałem ci powiedzieć — warknął chłopak przez zaciśnięte zęby.
— Niby kiedy?!
Nick spojrzał na córkę Zeusa, jakby również jej wyrosły dwie dodatkowe głowy. Czy ona naprawdę chciała kłócić się o takie głupoty właśnie tutaj, tuż przed śmierdzącymi paszczami Cerbera? Chwycił Ariannę za nadgarstek i tak mocno wbił palce w jej skórę, aż uzyskał jej pełną uwagę.
— To nie jest czas ani miejsce na takie dyskusję. — Puścił rękę córki Zeusa, upewniwszy się, że dotarły do niej jego słowa. — Potrzebujemy planu.
Arianna prychnęła.
— Dlaczego to wszystko zawsze musi spoczywać na mojej głowie?
— Bo to był twój pomysł, żeby tu przyjść! — zagrzmiał syn Apollina.
Kilka dusz z zainteresowaniem zwróciło się w jego kierunku, lecz cokolwiek zobaczyli, okazało się to na tyle nieciekawe, że powrócili do wpatrywania się w swoje przeźroczyste stopy.
— Nie mój! — Odwróciła się bokiem do denerwującego przyjaciela. Jak mógł sądzić, że przybyła tu dla własnej przyjemności? — Nie denerwuj mnie, bo inaczej dołączysz do żałobnego korowodu umarlaków!
Arianna sięgnęła do bransoletki. Potrzebowała wsparcia lub przebłysku geniuszu, a o ile na to drugie nie mogła liczyć, musiała zdać się na własnego ojca. Tego dnia zaoferował jej dwa automatony i patyk grubości pnia młodego drzewa.
— Mamy pobawić się z nim w aportowanie?
Nick roześmiał się żałośnie. Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że przed śmiercią będzie bawił się z Cerberem. Arianna wzruszyła tylko ramionami w odpowiedzi. Już nawet nie chciało jej się powtarzać, że Zeus miał ją w głębokim poważaniu i świetnie się bawił, widząc, jak cierpi. Przewiesiła patyk przez plecy, który był na tyle długi, że wystawał jej ponad głowę. Maszyny postawiła na ziemi, które natychmiast urosły do ludzkich rozmiarów, łudząco przypominając herosów.
— O nie, nie, nie. — Nick z odrazą spojrzał na swoją podobiznę. — To mam być ja? Przecież ja tak nie wyglądam!
— Masz rację, ten automaton jest niepomiernie od ciebie przystojniejszy.
Syn Apollina zaniemówił z oburzenia. Jak ona śmiała tak powiedzieć? Przecież to były zwykłe bluzgi! Matka niejednokrotnie powtarzała mu, że był podobny do ojca, a on był bogiem, więc z łatwością przyjmował każdą formę! Nie mógł być brzydki! Nick zerknął na ukształtowanego na jego podobiznę robota. Skrzywił się z niesmakiem. Chyba wolał umrzeć, niż przyznać, że ten automaton miał go imitować.
— Jak uprzejmie z twojej strony, że milczysz. — Arianna uśmiechnęła się złośliwie. — Gdy Cerber zajmie się robotami, my przemkniemy na drugą stronę.
Nick westchnął z rezygnacją. Nie miał ochoty protestować.
— A ta belka to po co?
— Czy ty zadajesz tylko głupie lub trudne pytania? — Córka Zeusa oparła dłonie na biodrach, jak zwykła robić to jej matka, gdy była nią rozczarowana. — Jak dają, to biorę, a nie pytam, skąd się wzięło.
Arianna uznała, że jeśli w prezencie otrzymała patyk, to z patyka będzie się cieszyć i zachowa go do końca, a przynajmniej do czasu aż przejdą obok Cerbera.
Automatony zostały tak zaprogramowane, by odzwierciedlały ruchy herosów, więc córka Zeusa nie musiała się przejmować utratą kontroli nad nimi, podobnie jak było w przypadku tego nieszczęsnego lwa, którego łeb wisiał teraz nad łóżkiem Beckendorfa.
Arianna spojrzała na swego przyjaciela, czekając na znak o gotowości. Nick nie wyglądał na przekonanego tym wariackim pomysłem. Był przekonany, że przez niego umrą. Ale z powodu braku innych możliwości skoncentrował się na dróżce biegnącej między przednimi łapami i brzuchem Cerbera i skinął krótko głową. Jeśli się nie ruszą, również zginą, z dwojga złego wolał polec w walce niźli pozwolić się schwytać strażnikom.
Cerber z lekko przekrzywionymi głowami przyglądał się robotom. Nie wyglądał na złego, lecz bardziej na zaintrygowanego, jakby nie rozumiał, jak z dwóch herosów nagle zrobiła się czwórka. Arianna, zebrawszy całą odwagę, którą — jak jej się wydawało — chyba pozostawiła na barce Charona, zmusiła się do zrobienia jednego kroku. Omal krzyknęła z rozpierającej ją radości, gdy Arianna-robot uczynił dokładnie to samo. Serce w piersi tłukło się jej jak oszalałe, jedynie pobudzając ją do działania. Czuła, że żyła i nie mogła tego zmarnować.
Przyśpieszyła, akurat w momencie, gdy Cerber stracił zainteresowanie i rzucił się na poruszające się postacie. Dwie paszcze pochwyciły automatony. Szczęki potwora przeżyły robota niczym chipsa, rozbierając je na części pierwsze i sypiąc wkoło trybikami i kołatkiami z wnętrzności robotów.
Trzeci łeb pochylił się w stronę Nicka.
I wtedy Arianna zrozumiała.
To był ten moment, w którym musiała wejść w buty bohatera, oblec się czerwoną peleryną i przyjąć odpowiednią pozę.
Działa szybciej, niż myślała.
Gwałtownie odepchnęła syna Apollina, a sama nisko pochyliła głowę, aby uniknąć śmierdzącej siarką paszczy. Arianna uniosła się w powietrzu, ale nie został natychmiast pożarta. Drewniana belka na plecach dziewczyny zablokowała szczęki Cerbera i uratowała jej życie. Córka Zeusa nie marnowała czasu na docenienie swojego szczęścia, odcięła rzemyki łączące ją z belką i spadła z wysokości dwóch metrów, z gracją akrobaty lądując na ziemi. Pomogła Nickowi pozbierać się z podłoża i razem przemknęli pod brzuchem ujadającego potwora. Jednak gdy tylko przeszli przez wykrywacze metali, zaczęły one jazgotać i błyskać czerwonymi światłami. Teraz już nikt nie powinien mieć wątpliwości, że w Podziemiu mieli intruzów.
— Stójcie! — krzyknął ktoś nieprzyjemnie ochrypłym głosem, ale Arianna nie sprawdzała, komu przydałaby się wizyta u lekarza i porządny syrop na gardło.
Herosi biegli przed siebie, szukając jakiejś dogodnej kryjówki. Przyczaili się w wysuszonych ostępach o czarnych, pomarszczonych liściach i drapiących łodygach. W napiętym milczeniu obserwowali, jak minął ich zastęp szkieletowych strażników. Ochroniarze przekrzykiwali się rozkazami, których żaden z nich nie zamierzał wypełniać.
Nick jak pierwszy wychynął z kryjówki. Uważnym wzrokiem zlustrował otoczenie, a gdy nie dostrzegł w pobliżu zagrożenia, skinął dłonią na Ariannę.
— Chyba nie sądziłaś, że uda nam się niezauważenie dotrzeć do pałacu? — mruknął smętnie. — Im będziemy bliżej, tym będzie gorzej.
— Doprawdy? — Otrzepała się z kurzu, by dać sobie jakieś zajęcie i odciągnąć się od myślenia. — A sądziłam, że wujaszek powita nas otwartymi drzwiami i pojednawczym tortem!
— Chodźmy.
Nick westchnął, otrzepał ubranie z mikroskopijnego brudu i wskazał na grupę nowo przybyłych duchów. Arianna niemrawo przytaknęła głową i dołączyli do tłumu, by nie rzucać się w oczy.
— Jak znajdziemy moją mamę? Obawiam się, że na drzwiach wejściowych nie ma narysowanego planu.
Syn Apollina nie odpowiedział. Bo cóż mógł rzec? Nie miał pojęcia, co się stanie, gdy dotrą do pałacu, o ile w ogóle uda im się tego dokonać. Na razie starał się nie kłopocić tak odległymi sprawami. Później będzie się tym martwił, teraz musiał skupić się na dotarciu cało do celu.
Podróż przez Łąki Asfodelowe była bardzo przytłaczająca. Zmarli zaczepiali przechodniów, lecz ich głos brzmiał jak szum wiatru, a twarze nie przybierały jednego kształtu — ciągle były zamazane. Bez powodu kręcili się wkoło, szepcząc coś niezrozumiałego i bezskutecznie próbując sobie przypomnieć coś z poprzedniego życia.
Łąki pokryte były czarną, wydeptaną trawą, a gdzieniegdzie rosły topole w małych zagajnikach. Z wysokiego sklepienia sterczały paskudnie ostre stalaktyty, które czasem mogły spaść komuś na głowę, lecz zmarli nie przejmowali się takimi drobiazgami. Przecież byli martwi, już nic nie mogło im zaszkodzić! Ciepła, wilgotna bryza śmierdziała bagnem.
Nie było to miejsce, do którego Arianna chciałaby trafić. Jakoś nie uśmiechało jej się tu sterczeć przez całą wieczność. Jednak Łąki Asfodelowe przy błyskającej i dymiącej w oddali Równinie Kar wydawały się pięciogwiazdkowym hotelem. Wielka, spękana pustynia poprzecinana rzekami lawy, polami minowymi i drucianymi płotami nie była wymarzoną lokalizacją na spędzenie życia pośmiertnego. Nieustannie dochodziły stamtąd jęki i płacze torturowanych dusz.
Arianna wzdrygnęła się. Ona na pewno miała już tam zarezerwowane jedno miejsce! Starała się nie patrzeć w tamtą stronę — nie chciała wiedzieć, co ją tam czekało — lecz różnorodność oraz pomysłowość kar była aż... zaskakująca i normalnie przyciągała wzrok. Komu przyszłoby do głowy, by poganiać kogoś nago przez pole kaktusów? Łamanie kołem, obdzieranie ze skóry, odrywanie paznokci stało się przereklamowane i nudne. Kaci — za pozwoleniem Hadesa — mogli puścić wodze fantazji i przetestować najnowsze metody tortur na przybywających gościach.
Nick przez całą drogę posępnie milczał. Szedł ze spuszczoną głową i w ogóle wyglądał, jakby nieustannie się modlił. Co kilka kroków obrzucał swoją towarzyszkę niedoli bazyliszkowymi spojrzeniami, jakby chciał jej powiedzieć „to wszystko twoja wina”, by następnie ponownie pogrążyć się w chaotycznym wirze swoich myśli. Arianna nie miała mu tego za złe, przecież ich położenie było skutkiem wyłącznie jej decyzji. Rozumiała gniew syna Apollina i nawet nie próbowała zagaić z nim rozmowy. Wędrówka przez Podziemia, gdzie na każdym zakręcie ktoś mógł ich zabić, pochłaniała całą jej uwagę.
Nagle okolica wydała się Ariannie dziwnie znajoma. Już tu kiedyś była — w swoim przeklętym śnie. Zatrzymała się i z przerażeniem spojrzała na ciemną czeluść, z której tyle razy wydobył się ten przerażający głos. Sparaliżowana strachem nie mogła się ruszać, a lodowaty dreszcz przebiegający po jej ciele zupełnie pozbawił ją resztek świadomości.
— Co się stało?
Głos Nicka dotarł do niej jak z oddali. Przeniosła na niego nieobecny wzrok, lecz chwilę jej zajęło, nim wreszcie zmusiła język do współpracy.
— To było tutaj — szepnęła Arianna. Zatkała uszy, gdy ze szczeliny wydobył się cichy dźwięk, przypominający ochrypły śmiech. Syn Apollina szarpnął ją za nadgarstek, lecz ona nie zwróciła na niego uwagi.
— Co było tutaj? O czym ty mówisz?
Nick był wystarczająco przerażony samym wędrowaniem po Podziemiu, by jeszcze mierzyć się z wariactwem córki Zeusa. Próbował ją odciągnąć od przerażającej czeluści, lecz ona stała jak zahipnotyzowana z zaciśniętymi powiekami.
— Widziałam to miejsce w moim śnie.
Arianna otrząsnęła się z marazmu i już miała odsunąć się od krawędzi, gdy nagle grunt osunął jej się spod nóg. Machnęła rękami, jak spłoszony ptak, szykujący się do odlotu, lecz ona, zamiast się wznieść, straciła równowagę i runęła do przodu. Zbocze było strome, więc natychmiast zaczęła się zsuwać prosto do otchłani. Rozpaczliwie próbowała się czegoś złapać, by odwlec nieuniknione. Kamyki wyślizgiwały się i kaleczyły jej dłonie, jednak pomimo tego nie puszczała. Wolała stracić ręce, niż spaść do tej dziury! Jej plecak zrobił się niewyobrażalnie ciężki, jakby pojawiła się tam ogromna magnetyczna kula ściągająca ją w dół.
— Trzymaj się! — krzyknął Nick, gorączkowo szukając czegoś w swoim plecaku. — I nie puszczaj!
— Dzięki, Nick, za tą nieocenioną poradę — warknęła dziewczyna przez zaciśnięte z wysiłku zęby. Przyciąganie było potężne, znacznie przekraczające siłę jej ramion. — Sama nigdy bym na to nie wpadła!
— Wiem, zdążyłem zauważyć, że nie grzeszysz inteligencją.
Nick uśmiechnął się szelmowsko znad krawędzi i rzucił Ariannie linę, obwiązując jej jeden koniec wokół dłoni. Zaparł się z całej siły, gdy córka Zeusa złapała powróz, lecz przezwyciężenie potęgi kryjącej się w czeluści przekraczało jego możliwości.
— Wyrzuć plecak!
Ręce Nicka pobielały, a na twarzy zrobił się praktycznie bordowy, ale przez głowę nawet nie przemknęła mu myśl, żeby mógłby się poddać. Od niego zależało życie Arianny.
— Nie mogę! Tam jest... mój podwieczorek!
Syn Apollina prychnął z niedowierzania. Kropelki potu szczypały go w oczy, ale nie miał ręki, by obetrzeć twarz.
— Chcesz umrzeć za podwieczorek?! Wywal ten cholerny plecak!
— Tam jest kompas, geniuszu, nie mogę!
Arianna czuła, że unikatowy podarek miał jeszcze jakąś ważną rolę do odegrania. Nie mogła się go pozbyć, nawet za cenę własnego życia. Bez niego nigdy nie odnajdzie matki, więc równie dobrze obydwoje mogli tu zginąć.
Na domiar złego szczelina zaczęła zasysać powietrze. Piasek i kamienie z prędkością meteorytu spadały w dół, raniąc Ariannę w twarz. Czuła, jak ostre krawędzie rozcinają jej skórę, pozostawiając po sobie krwawe ślady. Córka Zeusa zagryzła dolną wargę. Musiała coś zrobić. Nick nie mógł jej tak długo utrzymać, a lina w każdej chwili mogła pęknąć. Jedną ręką sięgnęła do plecaka. Nieporadnie spróbowała odpiąć zamek. Trochę to potrwało, ale wreszcie jej się to udało.
Ze środka wypadła mała figurka Hermesa, którą Arianna zabrała ze swojego domku w Long Island. Wcześniej jej nie wadziła — była mała i poręczna — lecz teraz musiała ważyć chyba z dwie tony. Posążek zakołysał się na krawędzi przepaści. Przez chwilę córka Zeusa dokładnie widziała wyrzeźbioną, uśmiechniętą twarz Hermesa, nim runął w dół, ze świstem przecinając powietrze. Cokolwiek siedziało w tej czeluści, wydało z siebie ryk niezadowolenia z takiego obrotu spraw.
Nick wciągnął dziewczynę na górę i odciągnął ją z dala od krawędzi przepaści. Arianna padła na ziemię. Jej całe ciało dygotało ze strachu. Nigdy nie była tak przerażona. Z wdzięcznością ucałowałaby twardy grunt, gdyby tylko miała na to siłę.
— Co to na bogów było? Skąd miałaś tę figurkę?
Syn Apollina wyciągnął z plecaka termos z nektarem i podał go Ariannie. Kilka łyk powinno skutecznie zlikwidować wszystkie jej obrażenia.
— Znalazłam ją w moim domku. Myślałam, że Hermes tam ją zostawił przy meblowaniu. No wiesz, bogowie bardzo lubią, gdy śmiertelnicy trzymają w domu ich podobizny. Wzięłam to na szczęście.
— Na szczęście? — prychnął Nick. — Na pewno nie na twoje!
Arianna z wysiłkiem dźwignęła się na nogi. Wciąż czuła się słaba, zmęczona i potwornie upokorzona, lecz musiała się stąd jak najszybciej oddalić, nim czeluść ponownie przebudzi się do życia. Skinęła ręką na syna Apollina i ruszyła w kierunku pałacu.
Nick nie protestował, chociaż w jednym zgadzał się z córką Zeusa — natychmiast powinni iść dalej. Przez resztę drogi niespokojnie zerkał na Ariannę. Nie wyglądała najlepiej. Ciągle odwracała się za siebie i mruczała coś niezrozumiałego pod nosem, jakby była niespełna rozumu. Na każde pytanie: „Czy wszystko jest w porządku?”, machała tylko lekceważąco ręką i nadal spoglądała za siebie, jakby obawiała się, że to coś siedzące w czeluści stamtąd wylezie i ją dołapie.
Arianna starała się połączyć posiadane informacje ze swoimi snami, lecz zupełnie nie mogła się skoncentrować po przeżytych wydarzeniach. Dłonie wciąż jej drżały i chyba dostała zawału, bo kłuło ją w klatce. Każdy oddech był dla niej wyzwaniem, jedynym sprawdzianem, którego nie mogła oblać. W głowie jej się kręciło. Próbowała odpędzić od siebie wszystkie myśli, krążące po jej umyśle niczym Erynie, które zauważyła nad blankami Pałacu Hadesa. Budowlę otaczał lśniący czernią mur z wysoką, spiżową bramą ozdobioną płaskorzeźbami związanymi ze śmiercią.
Dotarli do celu.
— Dlaczego jest otwarta?
Nick uważnie rozejrzał się po okolicy, lecz strażników również nigdzie nie dostrzegł. Jego dłoń bezwiednie powędrowała w stronę rączki łuk. Mając przy sobie małą cząstkę ojca, poczuł się odrobinie pewniej, chociaż tutaj nie miał władzy żaden bóg prócz Hadesa.
— Nie wiem, przeszkadza ci to? Nie będę narzekać — odparła Arianna.
Śmiało wkroczyła na teren pałacu. Poczuła w sobie przypływ odwagi. Jej matka gdzieś tu była, a ona właśnie po to tu przybyła, by ją uratować, i tego zamierzała dokonać, chociażby musiała się zmierzyć z całym zastępem potworów.
— Ale nie wydaje ci się to... podejrzane?
Herosi znaleźli się w dziwacznym ogrodzie pełnym kolorowych grzybów, trujących krzewów i kwiatów wykonanych z kolorowych, szlachetnych kamieni. Pośrodku stał zagajnik pełen granatów, lśniących niczym neony.
— Ogród Persefony, wynośmy się stąd — dodał i przyśpieszył kroku.
Arianna się nie sprzeciwiała. Każdy słyszał, co się stanie z tym, co spróbuje owoców z tego drzewa. Nigdy więcej stąd nie wyjdzie, a zwykłym śmiertelnikom podatnym na pokusy trudno było się oprzeć soczyście wyglądającym owocom.
— Tak, Nick, to wszystko jest niepokojąco podejrzane i zapewne wejdziemy prosto w pułapkę, ale co możemy zrobić?
— No nie wiem? Może zawrócić! — Wziął łuk do ręki. Wolał być przygotowany na wypadek, jakby jakiś trzygłowy pupilek wyskoczył za zakrętu. — A co jak natkniemy się na samego H-Hadesa?
— Może wyskoczy za rogu z okrzykiem: „buu, mam was”?
Nick prychnął.
— To nie jest śmieszne. I nie rozumiem, dlaczego żartujesz w takim momencie?!
— A dlaczego nie? — Wzruszyła ramionami. — On i tak wie, że tu jesteśmy. — Wyszczerzyła zęby w głupawym uśmiechu. Tego była niemal pewna i myśl, że Nick samodzielnie się tego nie domyślił, niezmiernie ją rozbawiła. — Weszliśmy do jego domu, do jego królestwa! Jakim byłby władcą, gdyby nie wiedział o intruzach, wkradających się na jego teren?
— Gościnnym? — podsunął Nick.
— Beznadziejnym! A przecież Hades takim nie jest, prawda?
— Lepiej już się nie odzywaj — burknął syn Apollina, słysząc ironiczny głos dziewczyny. Nie chciał obrażać gospodarza pod dachem jego własnego domu.
Syn Apollina wspiął po pałacowych schodach między czarnymi kolumnami. Nieśmiało zerknął do środka na ogromny hol wejściowy z wypolerowaną posadzką, która zdawała się błyszczeć w odbijającym się świetle pochodni.
— Znów nikogo nie ma.
— Może mają po południową drzemkę — zaproponowała wesoło Arianna.
Gdy weszła do pomieszczenia, naszła ją trudna do zignorowania ochota, by krzyknąć „Gdzie jesteś wielki panie Hadesie?”, lecz ostatecznie udało jej się stłamsić tę irracjonalną potrzebę. Zapewne byłaby to ostatnia rzecz, jaką zrobiłaby w życiu, a nie mogła umrzeć, gdy była już tak blisko.
Z podziwem rozejrzała się po ogromnej sali. Pałac był wspaniały i zachwycający. Biła od niego potężna aura, która sprawiała, że Arianna poczuła się jak marny proch. Córka Zeusa nigdy nie widziała Olimpu — nie miała jeszcze okazji, by złożyć niezapowiedzianą wizytę ojcu — ale miała wrażenie, że Hades zbudował swój pałac na jego podobieństwo. Tam nie był mile widziany, dlatego stworzył sobie własne królestwo, gdzie on był panem, i wszyscy się go bali.
— To gdzie teraz? — zapytał szeptem Nick, by echo nie rozniosło jego głosu po całym pałacu. Trzymał się blisko ścian i cienia, jakby był przekonany, że lada moment wmaszeruje tu armia szkieletowych strażników. Co wcale nie było takim niemożliwym scenariuszem.
— Na pewno nie tam — odparła, wskazując w kierunku wielkich drzwi na drugim końcu korytarza. Prawdopodobieństwo, że właśnie tam znajdowała się sala tronowa, było tak wielkie, jak sufit w holu głównym, a on znajdował się naprawdę wysooooko.
— Wiesz co? Mam wrażenie, że tu umrzemy — burknął pod nosem Nick.
— Serio? W końcu się w czymś zgadzamy! To znaczy, że koniec jest bliski.
Arianna otwarła wąskie drzwi w ścianie, za którymi kryła się nieprzenikniona ciemność, z której powiało chłodem i śmiercią. Każdy normalny powinien już być w połowie drogi powrotnej, lecz córka Zeusa jedynie wyciągnęła małą lampkę oliwną i dokładniej oświetliła kręte schody w dół.
— Niech mnie zabiją, ja tam nie idę.
Arianna nierozumnie spojrzała na chłopaka. Był tak śmiertelnie blady, że faktycznie mógł zaraz wyzionąć ducha.
— Dlaczego?
— N-nie d-dam rady.
Z przerażeniem wymalowanym na twarzy spojrzał na ciemność, która zdawała się pożerać światło.
— Dasz radę, Nick, uda ci się — odezwała się Arianna łagodnym głosem przywodzącym na myśl ognisko domowe oraz bezpieczny kąt. Nawet jej błękitne oczy zmieniły barwę na ciepłą i przyjemną niczym bezchmurne niebo w środku lata. — Wszedłeś do Podziemia, mierzyłeś się z piekielnymi ogarami, Echidną i spiżowym bykiem. Przeżyłeś spotkanie z Cerberem i uratowałeś mnie nad czeluścią! Zapewniam cię, że na dole nie czeka na nas nic gorszego, niż to z czym dotychczas się spotkałeś.
— Tylko armia szkieletów i pan Podziemia.
Uśmiechnął się nerwowo i zaczerpnął tchu, by dodać sobie odwagi. Wreszcie pokiwał głową na znak zgody i ujął wyciągniętą rękę Arianny, by poprowadziła go w dół. Co też zrobiła, mocno ściskała jego dłoń i gadała o nieistotnych rzeczach z przeszłości, by odciągnąć jego myśli od schodów. Krok po kroku i udało im się dotrzeć na dół.
W lochach było o wiele jaśniej niż na górze. Pod sufitem wisiały lampy w kloszach zrobionych z ludzkich kości. Wąski korytarz biegł pomiędzy gładkimi ścianami z czarnego kamienia, bez żadnych wnęk ani szczelin przepuszczających światło. I nigdzie było widać śladu Bethany!
— Równie dobrze ten korytarz może ciągnąć pod całym Podziemiem i bez problemu możemy się tu plątać przez wieczność.
— Mam pomysł — mruknęła Arianna. — Spodoba ci się.
Herosi wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Uratować mogła ich tylko jedna rzecz i wiara, że podarek Hermesa zadziała również w Podziemiu. Arianna wygrzebała z plecaka złoty kompas, który rozbłysnął białym światłem, przyćmiewając nawet blask lampki oliwnej. Zacisnęła palce na krawędziach busoli, czując pracujące w środku trybiki, kręcącą się wskazówkę oraz zmieniające się współrzędne.
„Proszę, wskaż mi drogę do mamy”.
Otwarła oczy i z ulgą zauważyła, że wskazówka się zatrzymała i pokazywała ich kierunek. Arianna biegiem puściła się korytarzem, ignorując hałas, jaki robiła, oraz zdrowy rozsądek, podpowiadający, że wpadnie w pułapkę. Po dziesięciu minutach biegu znalazła się w identycznie wyglądającym miejscu, lecz kompas uparcie tu ją prowadził.
— M-mamo! Jesteś tam?
Przyjechała drżącą dłonią po wilgotnej ścianie w poszukiwaniu jakiegoś ukrytego zamku. Przyłożyła ucho do ściany. Przez kilka sekund w środku panowała głucha cisza, podczas której córka Zeusa straciła całą nadzieję, lecz niespodziewanie coś tam się poruszyło.
— Arianna?
Głos Bethany był cichy i przytłumiony. Arianna próbowała wmówić sobie, że to z powodu grubych ścian, a nie długotrwałego przebywania w ciemnym lochu.
— Zaraz cię wyciągniemy!
Podekscytowana osiągniętym sukcesem z zapałem uderzyła ręką w ścianę, gotowa rozwalić ją nawet głową, jeśli zajdzie taka potrzeba, lecz nie powstało na niej nawet zadrapanie.
— Mówiłam, byś tu nie przychodziła. To wszystko pułapka!
— Czemu mamy zawsze mają we wszystkim rację?
Arianna zmarszczyła brwi w konsternacji i nierozumnie spojrzała na Nicka, który od dobrych kilku sekund ciągnął ją za łokieć. Obejrzała się za siebie i dopiero wtedy zauważyła, że zostali otoczeni przez zastęp szkieletowych strażników, mierzących do nich z włóczni, muszkietów i broni maszynowej.
— No cześć — mruknęła Arianna. — Czyżbyśmy byli nie w porę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top