Rozdział.8. Zdarzenia.
Gdy wreszcie dotarliśmy do bazy po długiej drodze powrotnej z wiecznie marudzącą i narzekającą Księżniczką nad głową postanowiliśmy posłuchać prośby Króla i poddać ją szkoleniu wojskowemu podobnemu do tego który my przeszliśmy na Ziemi. A z resztą i tak miałem zamiar wyszkolić te Elfy od kiedy spotkaliśmy je w drodze do stolicy więc dobrze się złożyło. Gdy oznajmiliśmy księżniczce prośbę skierowaną do nas przez jej Ojca wpadła w dość zabawny szał. Zaczęła nas wyzywać, miotać się po całym moim biurze ale w końcu po namowach i przekonywaniach Olgi i Kasi udało się ją uspokoić i jej zgodę. Następnie gdy Olga zaprowadziła ją do jej kwatery którą miała dzielić z jeszcze jedną nową kadetką. Znów się zdenerwowała ponieważ no nie oszukujmy się pokój był dość mały i prosty innymi słowy taki jak standard w wojsku. Nie podobał jej się mundur jaki miała nosić który był zielony i pokryty brązowymi oraz czarnymi plamkami. Olga wytłumaczyła jej że nie musi się jej podobać tylko spełniać swoje zadanie jako kamuflaż i mundur polowy. Kiedy się przebierała wnioskując z opowiadać Olgi wyglądała jak skazaniec ale w końcu pogodziła się z tym i zaczęła sprawiać mniej kłopotów. Kilka godzin później po obiedzie zapoznał się ze swoją wpół lokatorką. Była szaro włosom Elfką co Księżniczkę bardzo zaniepokoiło lecz dziewczyny szybko się do siebie przekonały. Diana bo tak kazała się nazywać Księżniczka szybko zaprzyjaźniła się z Elfką która jak wynikała z dokumentów miała imię które za żadne skarby nie umieliśmy wymówić więc ci co ją znali zaczęli nazywać ją Lili. Dziewczyny bardzo szybko zaprzyjaźniły się ze sobą jak i z większością ludzi w bazie. Wszystko wydawało się iść ku lepszemu ale od następnego dnia zaczyna się szkolenie kadetów więc zapowiada się ciekawie.
Dokładnie o 6.00 rozległ się w całej bazie dźwięk trąbki sygnalizujący rozpoczęcie dnia. Sam w raz z Piotrkiem i Kubą już od dłuższego czasu byliśmy na nogach by zorganizować pierwszy dzień szkolenia podstawowego dla kadetów. Zajęło to dłużej niż myślałem i wyrobiliśmy się tuż przed pobudką. Poleciłem rozdać wszystkie wytyczne instruktorom a sam udałem się na plac apelowy by oznajmić kadetom początek szkolenia. Gdy ogłosiliśmy rekrutację tuż przed naszym wyjazdem do stolicy na szkolenie zgłosiło się 29 ludzi z miasta nieopodal, 60 młodych elfów i elfek którzy wedle tego co przeczytałem ze spisu ochotników mieli od 60 do 80 lat czyli elfi nastolatkowie oraz oczywiście księżniczka co daje łącznie około 90 kadetów.
Gdy dotarłem do placu apelowego zauważyłem wszystkich kadetów pięknie ustawionych w szeregach po 9 kadetów każdy.
- Witajcie. Bardzo miło mi was wszystkich tu widzieć. Dobrowolnie zgłosiliście się na szkolenie które jak pewnie wiecie, nie będzie lekkie. Oto wasi instruktorzy.
Wskazałem ręką na 6 oficerów stojących obok mnie.
- Podlegacie im a oni podlegają mnie i tylko mnie. Wykonujcie ich rozkazy z należną starannością i udowodnijcie że jesteście warci tego by nosić mundur Republiki. Dziękuje.
Gdy zakończyłem swój wywód, instruktorzy zabrali swoje drużyny na poranne zajęcia a ja miałem już na dzisiaj raczej spokój.
Następne kilka dni minęły w błogim spokoju i bez żadnych niespodzianek. Nawet Księżniczka nie skarżyła się na trudy szkolenia a spodziewałem się czego innego.
- Panie Komandorze !!
Usłyszałem krzyk mojego Adiutanta i zobaczyłem go wpadającego do mojego gabinetu. Wiedziałem że on ma talent do dramatyzowania więc nie specjalnie się przejąłem i zapytałem co się stało.
- Co wpadasz jak poparzony ? Co się stało.
- Panie Komandorze. Skontaktował się z nami Sierżant Piotrowski i Kapral Alek. Informują że w pałacu doszło do zamachu stanu.
Zerwałem się z fotela.
- Dobrze się czujesz ? O czym niby ty gadasz ?
- Dokładnie tak Panie Komandorze. Jest tak jak mówię.
- A co z naszymi chłopakami w pałacu ? Nic im nie jest ?
- Raczej tak. Mówią że na razie im nie przeszkadzają ale zamknęli ich w jednej z komnat i nie wypuszczają.
Wezwałem oficera dyżurnego i nakazałem posłać po Kubę.
- Dobrze a co z Królem ?
- Na razie nie wiemy zbyt wiele ale Sierżant zanim go zamknęli, zauważył jak prowadzili Króla pod strażą Czarnych Rycerzy w stronę lochów. A ci Czarni Rycerze to taka gwardia przyboczna Księcia.
Zamyśliłem się na chwilę.
- Hymm w takim razie wiemy tyle że zamach stanu się udał i że najprawdopodobniej przewodzi mu Syn Króla. Nic więcej. No przy najmniej w mieście gospodarzy nic się nie zmieniło co znaczy że nasza okolica jest bezpieczna.
Z zadumy wyrwał mnie Kuba który w tym momencie otworzył drzwi i zapytał ?
- Czemu mnie wzywasz ? Ponoć coś związanego z Królestwem.
- Zgada się.
Opowiedziałem mu o tym co sam wiem i zaczęliśmy się zastanawiać co mamy robić. Gdy nagle przez drzwi wpadła Diana.
- Komandorze !!
Wykrzyknęła zatrzaskując za sobą drzwi.
- Co znowu młoda ?
Zapytałem z lekką pogardą bo miałem już dość roboty na dziś i nie chciało mi się zajmować jej kolejnymi problemami.
- Podsłuchałam rozmowę kilku oficerów i od razu przybiegłam tutaj.
- Spokojnie nic się nie dzieje to tylko plotki.
Udawałem głupiego. Bądź co bądź to Księżniczka i wolałem jej nie zamartwiać.
- Ale tu chodzi o mojego Ojca !
Myślałem że nie wie dokładnie o co chodzi ale myliłem się.
- Uspokój się ni...
- Słuchaj no, mój Brat jest zdolny do wszystkiego ale raczej nie jest zdolny do zamachu stanu. Jest zdolny do czegoś takiego tylko wtedy gdy naprawdę się czegoś boi. Myślę że uznał was za zagrożenie dla korony.
Dałem sobie spokój z karceniem jej ponieważ bardzo dobrze rozumiem jej impulsywne zachowanie.
- No dobrze, uznajmy że to co mówisz jest prawdą. Dla czego twój Brat posunął się tak daleko aż do obalenia Króla ?
Diana uspokoiła się i usiadła na fotelu na przeciwko Kuby opierającego się o ścianę.
- Tak jak już mówiłam, taki pomysł mógł mu podsunąć tylko strach. Albo zaraz....
Zamyśliła się.
- Albo co ?
Zapytałem by ją znów zaczęła mówić.
- Tak więc. Mój Brat jest podatny na sugestię ludzi którym ufa. A nie raz podsłuchałam rozmowy tych jego "przyjaciół" i doszłam do wniosku że nie specjalnie podobają się im polityka mojego Ojca.
Podparłem się łokciami na biurku.
- Tak więc uważasz że Książę padł ofiarą manipulacji ?
- Dokładnie tak.
Przytaknęła Diana.
- A ty co o tym sądzisz Kuba ?
- Cóż, znasz moje zdanie. Powinniśmy od razu rozprawić się z buntownikami nim nie wzrośli w siłę. Ale musimy też uważać na ludność cywilną tak jak zawsze.
- Masz rację.
Wtrąciła się Księżniczka do naszej rozmowy.
- A co z żołnierzami Królestwa ? Oni tylko wykonują rozkazy.
- Wiemy ale nie możemy sobie pozwolić na straty w wyniku starań o ograniczenie strat wśród nich.
Powiedział Kuba z powagą jakiej jeszcze nigdy u niego nie widziałem.
- Powiedz mi Diano. W jakim stylu walczy wasze wojsko ?
Zdziwiła się że zadaje jej to pytanie ale odpowiedziała.
- Jeśli o to chodzi to nasza armia składa się z żołnierzy z poboru, głównie z wieśniaków. A jeśli chodzi o strategię to ustawia się na otwartym polu na przeciw wroga i atakuje go. To wszystko co wiem.
- Spotkania armii rebeliantów nie unikniemy ale możemy w razie czego wygłosić apel przez głośniki zamontowane na Hamerach a może dzięki temu unikniemy niepotrzebnego rozlewu krwi.
- To jest całkiem dobry plan. W takim wypadku wielce prawdopodobnym jest że żołnierze odwrócą się od swoich panów.
Zgodził się ze mną, Księżniczka też. Ale by nikogo nie prowokować do pochopnych działań postanowiliśmy poczekać na to by rebelia wykonała pierwszy ruch.
Ledwie kilka dni później dostaliśmy niepokojącą wiadomość od łączników w pałacu która została potwierdzona przez satelity floty. Armia Rebeliantów wymaszerowała z Londinium w stronę naszej koloni.
Ponownie tym razem przyszedł do mnie Piotrek z tą wiadomością i powiedział mi również że ich armia liczy około 10 tyś. żołnierzy ale później dołączyły do niej oddziały zbuntowanych Baronów w liczbie dalszych 30 tysięcy. Co daje naprawdę pokaźną liczbę wojska.
- Dobra Piotrek przekaż to Ekipie i niech rozpoczną przygotowania. Wprowadzamy w życie nasz plan.
- Nie ma sprawy. A dla moich pilotów też znajdziesz jakieś zadanie ?
Trochę się zdziwiłem ponieważ Piotrek zwykle wykonywał rozkazy bez gadania.
- A no tak. Totalnie o nich zapomniałem. Wyślij kilku pilotów w myśliwcach z bronią ogłuszającą. Niech ich trochę postraszą ale niech unikają używania ostrej amunicji chyba że nie będą mieli wyboru.
- Tak jest !
Piotrek cały rozanielony wyprężył się jak struna i wyszedł. Jak sam wyszedłem by doglądać przygotowań do wymarszu zobaczyłem kilka myśliwców Piotrka startujących z lotniska. Zanim zniknęli wykonali jeszcze pożegnalny przelot nad bazą i szybko zniknęli za horyzontem. Ledwie 2 godziny później 1000 żołnierzy w raz z czołgami, artylerią i zaopatrzeniem wyruszyło by zatrzymać wroga mniej więcej w połowie drogi do koloni, nieopodal wioski Eldo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top