Rozdział 1.Przygotowania.


Rozdział .1. Przygotowania.

Zadzwonił budzik, jak zwykle o 6.00 rano, ale został bardzo szybko wyłączony przez Pułkownika Kardela.

- Jasna cholera, znowu zapomniałem wyłączyć budzika... - Powiedział ledwo żywy Pułkownik i postanowił powlec się do toalety w swoim mieszkaniu.

Drzwi automatycznie otworzyły mu się przed nosem i podszedł do umywalki by przemyć twarz, by choć trochę lepiej kontaktować.

Kardel był osobą o bardzo poczciwej twarzy i poczuciem humoru który sięgał dna żenady jak nie jeszcze gorzej, a jego postura z kolei przypominała kogoś co całe życie targał cegły na budowie.

Przemył się, przebrał w najnormalniejsze dresy i koszule, po czym poszedł zjeść śniadanie przed telewizorem, jak to zawsze miał w zwyczaju w dniach wolnych od służby.

Dobra ,co by tu zjeść ? Miał do wyboru całkiem pokaźny zapas lodówki, ale z powodu, że był leniwym chujem i w dodatku nie miał żony, to postanowił wziąć kromkę chleba. Wysmarował masłem i dżemem, wziął szklankę kawy do drugiej ręki i usiadł przed telewizorem, który włączył się automatycznie na jego ulubionym kanale telewizyjnym, gdzie jak się spodziewał leciał jego ulubiony serial. - Cholera... nie ma co robić, a tak czekałem na urlop... - Powiedział do siebie i poszedł do lodówki po zacną butelkę piwa.

Kiedy już próbował otworzyć butelkę ze złotym płynem, zadzwonił domofon. Była godzina 7.12 i nie spodziewał się gości. "Kogo tu niesie o tak wczesnej porze?" Mruknął pod nosem gospodarz. Oczywiście jak sam wpadał do znajomych z rana to nie było to nic takiego ale kiedy do niego ktoś przychodził tak wcześnie to nie był z reguły zadowolony. Pułkownik otworzył drzwi spodziewawszy się prędzej kuriera z niezaadresowaną i podejrzaną paczką, w której jest bomba. Zamiast tego w drzwiach zastał mężczyznę większej ode mnie postury, ubranego w mundur Gwiezdnej floty z pagonami oznaczającymi Komandora oraz przeciwsłonecznymi okularami na nosie i skórzaną, czarną teczką w ręce.

- Witaj Kuba, widzę, że nadal nienawidzisz rano wstawać co? - Powiedział z sarkazmem gość.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę stary ośle, dawno się niewidzeliśmy nie? No co tak stoisz, wchodź Kacprze i mów co tam u ciebie!

Komandor odwiesił swój uniform na wieszaku, następnie usiadł przy stole, a na nim położył swoją tajemniczą teczkę.

Kuba wyciągnął z lodówki jeszcze jedno piwo, otworzył je i postawił na stole przed Kacprem potem spokojnie usadł po przeciwnej stronie starego dębowego stołu.

- Opowiadaj, co tam u ciebie we flocie, bo widzę, że już nie służysz w armii tak jak przed laty? - Zapytał z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.

- Skoro jesteś tak bardzo ciekawy, to ci powiem, że jest straszne urwanie głowy z powodu tej wyprawy badawczej poza układ. A ja mam dowodzić kilkoma okrętami bojowymi, które mają chronić naukowców i osadników przed każdym zagrożeniem.

- Zgaduję, że nie przyszedłeś tu tylko powspominać dawne czasy i wnioskując z twojego wywodu masz jakiś interes do mnie...

Kacper uśmiechnął się i otworzył teczkę.

- Nic a nic się nie zmieniłeś Kuba... i tak, mam do ciebie interes i ofertę nie do odrzucenia, bo wnioskując z twoich zatargów z przełożonymi, masz już serdecznie dosyć tej roboty.

- Pewnie znów coś głupiego, w czym będe musiał nadstawiać swój tyłek... - Pułkownik zrobił sztuczny grymas.

- Nie... nic z tych rzeczy, choć z nadstawianiem tyłka się zgodzę. - Powiedział po czym przesunął plik dokumentów po stole do rąk Kuby i następnie pociągnął łyk ze świeżo otwartej butelki.

Kuba zasępił się, ponieważ nie lubił takich niespodziewanych akcji, ale stwierdził, że przeczyta te dokumenty. Po kilkunastu minutach uważnej lektury zaczął się dziwnie zachowywać.

- Ty chyba nie mówisz poważnie? - Zapytał chwiejnym głosem.

- Jak najbardziej. Wszystko, co jest zawarte w tych dokumentach to prawda.

- Człowieku, ja nigdy nie byłem choćby na orbicie naszej planety, a ty proponujesz mi udział w wyprawie ponad 12 tysięcy lat świetlnych od domu! - Skrzywił się i wychylił pół butelki piwa za jednym razem.

- Cóż, to już nie moja sprawa drogi przyjacielu. - Uśmiechnął się końcikiem ust i spojrzał na zegarek. - No na mnie już pora, obowiązki wzywają. Jeśli będziesz jednak zainteresowany, odwiedż mnie w Akademii. - Spakował swoje dokumenty i wyszedł.

Następnego dnia do gabinetu Komandora wszedł jego adiutant. Rozciągając się jak struna powiedział: Panie Komandorze, przyszła Pani Kapitan Marszał.

- Proszę wprowadzić. - Odparł Komandor wyciągając się na fotelu przy biurku.

Adiutant wyszedł, a za niego do gabinetu weszła blond włosa dziewczyna w pikselowym niebieskim mundurze floty.

Dziewczyna staneła na baczność.

- Panie Komandorze, przyniosłam raport odnośnie przygotowań ambultoriów na okrętach przypisanych do ekspedycji.

Położyła raport na biurku.

- Dobrze wiesz, że nie lubię, kiedy zwracasz się do mnie oficjalnie Kasiu. - Otworzył raaport i zaczął go przeglądać.

- Skoro tak bardzo tego nie lubisz, to nie ma sprawy... A tak nawiasem mówiąc, widziałam dzisiaj na okręcie flagowym Piotrka i Olgę. Oni też z nami lecą?

- Zgadza się. Piotrek obejmie dowództwo nad myśliwcami typu Jastrząb i bombowcami typu Karaś, na wypadek, gdyby spotkały nas nieprzewidziane problemy. Olga natomist obejmie dowództwo nad naukowcami którzy będą prowadzić badania już na miejscu. - Oddał teczkę Pani Kapitan.

Katarzyna wypręrzyła się na baczność ponownie i już miała wychodzić z gabinetu gdy ponownie wszedł adiutant i zameldował przybycie oficera wojsk lądowych.

Komandor uśmiechnął się i kazał wprowadzić gościa. Do pokoju wkroczył mężczyzna w zielonym mundurze piechoty i z okularami na nosie.

- Pułkownik Kardel meludje swoje przybycie... - Następnie zdjął okulary.

- Kuba!!! - Krzyknęła i niemal nie wyskoczyła z butów z zachwytu.

- Też się cieszę, że cię widzę... - Odparł równie zdziwiony Pułkownik na widok dawnej znajomej, której tak samo, jak Komandora nie widział od kilku dobrych lat.

- Widzę, że pamiętasz Kasię. Jest ona naczelnym doktorem naszej wyprawy, czyli będzie ci ratować tyłek jeśli się w coś wpakujesz. - Zaśmiał się pod nosem.

- Zapomnieć o własnej siostrze? Za kogo ty mnie masz? - Nie oczekując odpowiedzi otrzymał ją.

- Za idiotę. - Stwierdził żartobliwie Komandor.

- No dzięki, ciole... - Odparł z wyrzutem.

- Nie ma za co. A z innej beczki, Kuba będzie szefował jednostką desantową.

- To wspaniale! - Stwierdziła z zadowoleniem Kasia.

- Dobra, pora na mnie, obowiązki wzywają. - Pożegnała się i wyszła.

Westchnął Komandor i przekazał Pułkownikowi wszystkie papiery dotyczące jego jednostki.

- Zgaduję, że mam się z nią zaznajomić?

- Dokładnie. Na okręt flagowy dotrzesz promem numer 12. Odprawa odbędzie się na pokładzie okrętu ORP.Orzeł w sali odpraw dla oficerów o 7.30 rano. To chyba wszystko. Możesz już iść, ja tu jeszcze mam trochę papierkowej roboty.

Kuba stanął na baczność, odwrócił się i wyszedł.

Godzina 22.28 tego samego dnia. Komandor był już padnięty z powodu nadzoru nad przygotowaniami wyprawy. Właśnie skończył czytać ostatni raport i postanowił się już zbierać do domu. W końcu to jego ostatnia noc w domu i nie miał pojęcia, kiedy wróci. Powkładał wszystkie dokumenty i inne ważne papierki do teczki i wyszedł z gabinetu gasząc za sobą światło.

Zszedł do holu całkiem sporego oszklanego budunku jakim była Akademia floty, w której wykładał taktykę zanim został wybrany przez przełożonych do przewodzenia ekspedycji. Przechodząc pożegnał się ze strażnikami strzegącymy głównego wejścia i ruszył do domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top