Rozdział 7 - Saran

-Zastanawiam się tylko, ile czasu spędzę w tym świecie. Wyrocznia mówiła, że muszę zrobić kilka rzeczy, ale nie mam zielonego pojęcia, o co jej chodziło, a co ważniejsze, nie powiedziała mi nic o tych zadaniach. Dlaczego zakładam, że będę wykonywał polecenia jakiegoś boga? Wracając do tematu, chciałbym, aby po skończeniu tego, co tam mam dla niej zrobić, dałaby mi możliwość powrotu do domu, ale wątpię, że będzie to możliwe. Przecież w moim świecie już, no nie żyję, ehh... Może będzie mogła mnie wskrzesić. O to pomartwię się potem, na razie muszę pomyśleć nad tym, co powiem ludziom, których poznam, skoro lepiej nie mówić kim jestem. Wydaje mi się, że pochodzenie z innego państwa nie przejdzie, nawet nie wiem, czy te tu istnieją. Amnezja wydaje się najsensowniejszą opcją.

Kazaki zauważył w oddali walczących ludzi. 

-Oni walczą czy trenują?

Było ich troje, dwoje najmłodszych walczyło z jakimiś małymi stworami, trzeci z nich był zdecydowanie starszy, jednak stał i tylko się przyglądał. Bohater postanowił do nich podejść i porozmawiać. Po drodze jednak nie zauważył, że biegnie za nim jedna właśnie z takich istot.

-Hej młody! Uważaj! (???)

-Hmm..? (Kazaki)

Chłopak odwrócił się, przestraszył i natychmiast zaczął biec, a nieznajomy rzucił kamieniem w potwora. Trafił go prosto w głowę, stworzenie upadło na ziemię, a gdy się podniosło, zaczęło uciekać. Mężczyzna podbiegł do Kazakiego, aby sprawdzić, czy nic mu nie jest. 

-Żyjesz? - spokojnie (???)

-Tak, dzięki. (Kazaki)

-WOW! Jest pan niesamowity! (Chłopak 1)

-Ja nic wielkiego nie zrobiłem. Wracaj do treningu. (???)

-Tak jest! (Chłopak 1)

-Więc jednak oczy mnie nie myliły, tak myślałem, że trenujecie. (Kazaki)

-Ano. Jednak ja ich tylko pilnuję, nic wielkiego, byłbym zapomniał. Nie przedstawiłem się, jestem Saran. Jeden z jedenastu... Ymm... Nie, z dziesięciu. (Saran)

Saran ma piwne oczy, krótkie brązowe włosy, 29 lat i 185 centymetrów wzrostu. Nosi lekką zbroję, składającą się głównie ze skórzanych elementów. Na zewnętrznej części rąk posiada metalowe części.

-Jeden z dziesięciu Saranów? (Kazaki)

-Hehe, nie, jeden z dziesięciu Mistrzów Broni. (Saran)

-Nie rozumiem. (Kazaki)

-Nie znasz Mistrzów?! - z załopotaniem (Saran)

-No nie specjalnie, rozumie pan, doznałem amnezji, nie pamiętam nawet, jak się nazywam. (Kazaki)

-W takim razie to zrozumiałe... (Saran)

Obaj uczniowie Mistrza Sarana wrócili do pozostałej dwójki.

~Jak dobrze, że o nic nie pyta. (Kazaki)

-...jeśli chcesz, mogę ci o nich opowiedzieć, może to odświeży odrobinę twoją pamięć. (Saran)

-Może potem, wie pan, śpieszę się. (Kazaki)

-A gdzie? Jeśli mogę spytać. (Saran)

-Do Miasta Orła. (Kazaki)

-W takim razie, możesz zabrać się z nami. (Chłopak 2)

-Też tam idziecie? (Kazaki)

-Oczywiście. Mieszkamy tam. (Chłopak 2)

~Mieszkają? To może ten cały Saran byłby w stanie mnie trenować. To o niego jej chodziło? (Kazaki)

-To idziesz czy nie? (Chłopak 1)

-Tak, tak. (Kazaki)

-Pójdziemy tamtą drogą. (Saran)

Kazaki zabrał się z nowo poznanymi towarzyszami. Miał do nich wiele pytań, od kiedy okazało się, skąd są. Jednak na chwilę obecną interesowało go jedno, a mianowicie:

-No ja nie wierzę! (Kazaki)

-Co jest? (Chłopak 1)

-Wcześniej tego nie zauważyłem, ale czy ty masz ogonek?! (Kazaki)

-No, a co w tym dziwnego? (Chłopak 1)

Bohater patrzył na niego, jakby nic innego na świecie się nie liczyło.

-Typie, ocknij się. Jesteś jakimś wariatem czy coś? (Chłopak 1)

-Ogona u półludzi nie widziałeś? (Chłopak 2)

-Mówiłem amnezja. (Kazaki)

~Miałeś tyle opcji, a wymyśliłeś sobie amnezję? (Saran)

Kazaki zauroczony wiadomością, że są tu istoty ze zwierzęcym wyglądem, uradował się. Nie był on jednak jedyną osobą, która miała pytania.

-Tak więc skoro mamy teraz kupę czasu, pamiętasz może cokolwiek o sobie, sprzed amnezji? (Saran)

-Nie specjalnie, poza tym, że szedłem do Miasta Orła, nic sobie nie przypominam. (Kazaki)

-Tak przy okazji, jeśli mogę spytać oczywiście. Po co tam idziesz? (Saran)

~Cholera, wjebałem się. -Ymm... Tak jakoś, tego też nie pamiętam. (Kazaki)

-Rozumiem, w takim wypadku nie będę cię męczył. Odpocznijmy trochę. Wy jeszcze potrenujcie, a ja porozmawiam z naszym nowo poznanym towarzyszem. (Saran)

-Tak jest panie Saranie! (Chłopacy)

Uczniowie Mistrza Sarana poszli potrenować, natomiast on zamienił kilka zdań z Kazakim.

-Więc może teraz chciałbyś, abym opowiedział ci coś o tym świecie? (Saran)

-Na przykład? (Kazaki)

-Nie wiem, ciebie pytam. (Saran)

-Biorąc pod uwagę, że chciałbym dostać się do tego miasta jak najszybciej, mam tylko jedno. (Kazaki)

-W porządku, tylko nie mów mi pan. Dla ciebie, jestem Saran. (Saran)

-Dobrze. Więc tak, poza tym, że muszę dotrzeć do Miasta Orła, muszę również znaleźć tam nauczyciela, który nauczy mnie walczyć. Moje pytanie brzmi, czy może mógłbyś jako Mistrz, mnie trenować? (Kazaki)

-Teoretycznie mógłbym, ale jak na razie mogę jedynie przetestować twoje umiejętności, muszę zobaczyć, czy będę w stanie ci pomóc. (Saran)

-W porządku. (Kazaki)

-Dobrze więc, dobądź broni i pokaż, co potrafisz. (Saran)

-Broni? (Kazaki)

Kazaki zaczął rozglądać się na boki, sprawdził też, czy nie ma żadnej schowanej za płaszczem. Przerywając swój trening, uczniowie Sarana podeszli do nich.

-Mamy, mały problem. (Kazaki)

-Jak można wyjść gdzieś bez żadnej broni? Chłopie, zginąłbyś szybciej, niż myślisz. (Chłopak 1)

-No, no, cisza. Trzymaj, weź mój miecz. (Chłopak 2)

-Dzięki. (Kazaki)

-Czy wy nie mieliście trenować? Ludzie, nie po to tu jesteśmy. (Saran)

-Przepraszamy. (Chłopaki)

-Nieważne. Dobrze, teraz skoro jeden z moich uczniów podarował ci broń, pokaż, co potrafisz. Na początek, spróbuj zabić tamtego grandlaka, który stoi przy drzewie, jest to coś na kształt goblina, tylko że jest nieporadny i bardzo słaby. Zabij go. (Saran)

-Ymm... Dobra... Tylko że ja nigdy nie walczyłem. (Kazaki)

~Wiem. -Nie ma czegoś takiego, jak nie walczyłem, masz na sobie zbroję, to chyba jasny sygnał, że jesteś albo żołnierzem, albo poszukiwaczem przygód. (Saran)

Kazaki powolnym krokiem podszedł do grandlaka, wziął zamach i przeciął potwora w pół. Krzyknął radośnie.

-Ha udało mi się!

Odwrócił się w kierunku Sarana.

-Widzi Mistrz? Dałem radę! 

Dwójka uczniów śmiała się za plecami Sarana, a ten tylko parsknął i rzekł:

-To będzie ciekawe.

Za Kazakim, ten sam potwór zregenerował się, z dwóch kawałków powstały dwa potwory. Zaczęły jęczeć, a Kazaki przestraszony odsunął się kawałek.

-Co jest do cholery?!

-Młody! Celuj w serce! - prześmiewczo (Saran)

-O-ok! 

Nastolatek tym razem nie brał zamachu, tylko pchnął bronią. Wpierw w jednego potwora potem w drugiego. Tym razem udało mu się je zabić. Westchnął z ulgą i wrócił do towarzyszy.

-Co to miało być swoją drogą? (Kazaki)

-To mój drogi były grandlaki. (Saran)

-Dzięki za wyjaśnienie. - ironicznie (Kazaki)

-Tu nie ma co wyjaśniać, bardzo łatwe stwory do zabicia, same nie atakują nikogo. Przeważnie umierają z głodu. (Chłopak 2)

-Najważniejsze jest to, że udało ci się je pokonać. Ta dwójka, zanim je zabiła, to stworzyła ich blisko pięćdziesiąt. (Saran)

-Nie musiał tego widzieć. - zawstydzony (Chłopak 2)

-HA! (Kazaki)

-Teraz wiem, na czym stoimy. A co do twojego szkolenia, porozmawiamy na miejscu. (Saran)

-Czyli że pan... Przepraszam, czyli że zgadzasz się? (Kazaki)

-Tego jeszcze nie powiedziałem. (Saran)

-Ooh... (Kazaki)

-Czemu ty mówisz do Mistrza na ty?! Trochę szacunku. (Chłopak 1)

-Powiedział, żebym tak się do niego zwracał. (Kazaki)

-Ale wy się dopiero poznaliście, a nieważne. - zazdrosny (Chłopak 1)

-Dobra chłopaki, koniec gadania, musimy dotrzeć do miasta przed zmierzchem. Także brać dupę w troki i idziemy, waszemu nowemu koledze się śpieszy. (Saran)

-To nie fair! (Chłopak 1)

-W sensie? (Saran)

-No, my trenowaliśmy, a Mistrz z tym nowym odpoczywali, teraz nasza kolej. (Chłopak 1)

-Wcale nie trenowaliście, tylko cały czas się mu przyglądaliście. (Saran)

-... (Chłopak 1)

-Jednak jeśli tak bardzo potrzebujecie odpoczynku, to wy sobie usiądźcie, a ja urządzę sobie mały sparing z naszym nowopoznanym towarzyszem. (Saran)

-Ok, dla mnie spoko. (Chłopak 1)

-Zniszczycie mój miecz. (Chłopak 2)

-Kupię ci nowy, nie bój się. Dobra idziemy. (Saran)

Saran zabrał Kazakiego ze sobą kawałek dalej od swoich uczniów, żeby nie zrobić im krzywdy. Następnie rozpoczęli walkę. 

-Jak myślisz, kto wygra? (Chłopak 2)

Obaj uczniowie spojrzeli na siebie i zaczęli się strasznie śmiać, wiedzieli, że ten pojedynek będzie jednostronny.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top