Rozdział 40 - Ratunek dla wioski

Junriri wciąż stała wystraszona, wizja spotkania wadroków przerażała ją coraz bardziej, a głośne wycie z lasu wcale nie pomagało. Lisica nie była jedyną osobą, która się bała, cała wioska była wystraszona, ale Kazaki stał niewzruszony, nieświadom zagrożenia.

-Dowódco, czy to możliwe? (Tank)

-Tak, jest szansa, że wadroki pojawiły się w tym lesie, ale nie mam pojęcia dlaczego, kiedy ani skąd. (Dowódca)

-Junriri skąd wiesz, że to one? (Kazaki)

-W-w-w porównaniu do wilków i fernarów, wadroki wyją głośniej i wszystkie w-w-w tym samym m-momencie. (Junriri)

-Tak zgadza się. (Dowódca)

-Kazaki, musimy zabrać stąd ludzi i uciekać. (Junriri)

-Chcesz ewakuować wszystkich? (Kazaki)

-Nie mamy wyjścia. (Junriri)

-Musimy spróbować je zabić. (Kazaki)

-CZY TY NIE ROZUMIESZ, CO JA MÓWIĘ?! JAK MOŻESZ BYĆ TAKI SPOKOJNY?!?! (Junriri)

Junriri uderzyła Kazakiego w twarz z liścia.

-Uciekajmy stąd! (Junriri) 

~Ała... -Wybacz, ale ja zostaję, trzeba pomóc tym ludziom. (Kazaki)

-Tch... Zarządco, trzeba ewakuować mieszkańców. (Junriri)

-Przykro mi, ale nie możemy tego zrobić. (Tank)

-Dlacze..? (Junriri)

-To nie ma znaczenia. Junriri rozumiem, że się boisz, ale nie zostawiaj mnie samego. (Kazaki)

-Nie chcę tego robić, ale ty naprawdę nic nie rozumiesz, ja nie jestem taka jak ty, nie jestem odważna. Czy wizja śmierci cię nie przeraża? (Junriri)

-... Nie wiem, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, poza tym nie wiem czego mam się spodziewać, jedyne co wiem to, to co mi powiedziałaś. Wiem, że te stworzenia są niebezpieczne, ale wydaje mi się, że właśnie dlatego tu jesteśmy. (Kazaki)

-A-ale czemu? (Junriri)

Z lasu powoli zaczęły wychodzić wadroki, były one wielkością podobne do hien i krinów. Dowódca zaczął rozstawiać swoich żołnierzy na stanowiskach, a mieszkańcom, jak i również zarządcy, kazał schować się do swoich domów.

-Prawdopodobnie tylko mi się to wydaje, ale myślę, że to całe zadanie, które przyjęliśmy w gildii, miało polegać właśnie na zabiciu wadroków, a nie krinów. (Kazaki)

-Przecież to bez sensu, ale... Dlaczego tak myślisz? (Junriri)

-Pamiętasz moje imię na kartce z zadaniem? (Kazaki)

-Tak, ale to przecież o niczym nie świadczy. (Junriri)

-Ja myślę inaczej. (Kazaki)

-To jak dzieciaki? Pomożecie? (Dowódca)

-Junriri? (Kazaki)

Dziewczyna wciąż się bała, pomimo wsparcia przyjaciela, nie ulżyło jej ani trochę, ale została.

-Może i nie wiem czego mam się spodziewać po tych stworach, ale to nie oznacza, że się nie boję. (Kazaki)

-... (Junriri)

-Jeśli bardzo chcesz stąd odejść, uciekaj. (Kazaki)

~Szybciej nie ma czasu, to nie miejsce na takie rzeczy. (Dowódca)

-... Z-z-zostanę... (Junriri)

Kazaki uśmiechnął się.

-Dzięki. (Kazaki)

-Czyli mogę na was liczyć? (Dowódca)

-T-tak... (Junriri)

-Niech pan wydaje polecania. Co mamy robić? (Kazaki)

-Junriri, zgadza się? Dołącz do moich łuczników, będziecie nas osłaniać. (Dowódca)

-D-dobrze, ale zanim pójdę, masz to Kazaki. (Junriri)

Junriri wręczyła Kazakiemu zieloną miksturę.

-Co to? (Kazaki)

-Wypij, a sam się dowiesz. (Junriri)

-Dobrze, Kazaki, ty chodź ze mną, z resztą żołnierzy będziemy walczyć w zwarciu. (Dowódca)

Junriri odeszła do łuczników ze łzami w oczach.

~Dlaczego ja się na to zgodziłam? Boję się...

Dowódca zabrał Kazakiego i ustawił go w szyku razem z czterdziestoma innymi wojownikami.

-Jesteś brązowej rangi, co nie młody? (Dowódca)

-Zgadza się... Coś nie tak? (Kazaki)

-Nie, ale wydajesz się bardzo miłym człowiekiem, postaraj się nie umrzeć, dobrze? (Dowódca)

-Nie mam zamiaru, ale dlaczego te wadroki budzą w ludziach taki strach? (Kazaki)

-Zacznijmy od tego, że atakują tylko wieczorem i w nocy, nie dziwi cię chyba to, że skoro jest ciemno, to łatwiej jest się czegoś wystraszyć. (Żołnierz 1)

-Ale to nie wszystko, te gadziny nie dość, że są szybkie, sprytne to jeszcze mogą chować się pod ziemią, jak krety. (Żołnierz 2)

-Jak z niej wyskoczą, to nawet na wysokość pięciu metrów i przy okazji przelecieć jakieś dziesięć. (Żołnierz 3)

-Ich wygląd też do najładniejszych nie należy. (Żołnierz 4)

-A ich największa siła to ich pysk, ścisk szczęk potrafi całkowicie zmiażdżyć kości. Wadroki nie mają za to jakoś bardzo ostrych zębów, ale w połączeniu z kwasem, który również mają w pysku, robią ogromne obrażenia na ciele, które potrafią zabić w mgnieniu oka. (Żołnierz 5)

-Nigdy nie atakują same, poruszają się w grupach. (Żołnierz 6)

Kazaki w końcu zaczął wyglądać na lekko przerażonego.

-Ich przednie kończyny wyglądają, jakby były połamane, ale uwierz mi, nie są. (Żołnierz 7)

-Walka z nimi w pojedynkę rzadko kiedy kończy się dobrze, Mistrzowie i najlepsi wojownicy pewnie daliby radę, ale nikt z nas. (Żołnierz 8)

-Chyba już wiem dlaczego, Junriri nie chciała z nimi walczyć, no nic, chyba się do nas zbliżają. (Kazaki)

Kazaki wypił miksturę, którą dostał od Junriri.

-Halo, Kazaki słyszysz mnie?

-H-halo?

-To ja Junriri.

-Co? Ale jak?

Kazaki zaczął się rozglądać.

-Jak to możliwe, że cię słyszę, skoro jesteś tak daleko?

-To ta mikstura, chciałam być z tobą w stałym kontakcie. ~Nie chcę cię tam stracić.

-Dobrze, będę mówił ci, co się dzieje z bliska.

-Ok, ale obiecaj mi, że jeśli będę kazać ci uciekać, to uciekniesz.

-... Dobrze.

-Efekt zniknie za pół godziny, więc postarajmy się zabić je do tego czasu.

Wszyscy wojownicy byli przygotowani do walki, wiedzieli, że nie będzie to łatwe, ale nikt, poza Junriri, nie spodziewał się, że walka obierze taki przebieg. Był wieczór, więc nie było jeszcze do końca ciemno, jednak do nocy wcale dużo nie brakowało. Wojownicy wciąż mogli dostrzec wroga. Z lasu wychodziło coraz więcej wadroków. 

-Dowódco, co robimy? (Żołnierz 4)

-Czekamy. (Dowódca)

-My albo oni. (Żołnierz 9)

Niektóre potwory zaczęły biec na żołnierzy. Walka była ciężka, za każdym razem, gdy któryś z mężczyzn chciał zaatakować jednego potwora, drugi bronił go, sam atakując. Ani dowódca, ani Kazaki, ani żołnierze, nie zdołali nawet uderzyć stworów. Łucznicy, wraz z Junriri, próbowali pomóc, ale również nie dało to zbyt wiele, wadroki unikały większości strzał i bełtów, a te, których nie uniknęły, zostały roztopione przez kwas, który potwory wypluwały. Bestie wyglądały dokładnie tak, jak opisywali je żołnierze, a ich pyski nigdy się nie zamykały, wyglądały, jakby przez cały czas się uśmiechały, jednak nie był to uśmiech.

-Ta walka robi się coraz trudniejsza. (Żołnierz 2)

-Dowódco! Co robimy? (Żołnierz 10)

-Trzymajcie się razem, nie rozdzielajcie się. (Dowódca)

Kazaki postanowił spytać Junriri o pomoc.

-Junriri, jak my mamy do tego w ogóle podejść?

-Spróbujcie odciąć je od siebie, nie jest to łatwe, ale na chwilę obecną to jedyne rozwiązanie, nie możemy dopuścić, żeby przetrwały do nocy.

-Po ciemku ciężej się walczy, rozumiem.

-To jedno, gorzej, że wtedy zaczynają chować się pod ziemie.

-Zrobimy wszystko, co się da.

Kazaki zwrócił się do dowódcy.

-Dowódco, musimy je rozdzielić.

-Wiem, - wyprowadzając atak - ale ciężko jest rozdzielić takie małe gadziny.

-Możemy spróbować naszych umiejętności. Czy żaden z tych żołnierzy nie ma czegoś takiego jak fala uderzeniowa?

-Niestety nie, wszyscy z nich mają umiejętności wzmacniające siłę broni.

-Szlak by to. W takim razie ja to zrobię.

-Sam!?

-Po prostu mnie osłaniajcie.

-Można spróbować. Słuchać mnie! Osłaniajcie Kazakiego i zaatakujcie wszystkie wadroki, które on unieruchomi! Rozumiemy się?

Wszyscy mężczyźni przytaknęli i czekali, aż Kazaki zacznie działać. Gdy chłopak wyszedł do przodu, większość potworów rzuciła się na niego, w momencie, gdy były już blisko Kazaki uderzył je ze swej fali uderzeniowej, stwory upadły na ziemie, a nim zdążyły się podnieść, wojownicy zdążyli je dobić. Po czasie potwory zauważyły, że muszą zmienić strategię i wycofały się do lasu, dając wojownikom odrobinę odpoczynku.

-Wszyscy są cali? (Kazaki)

-Nie do końca, czworo naszych odniosło rany. (Żołnierz 11)

-To nic takiego. (Żołnierz 12)

-Wycofajcie się, poradzimy sobie. (Dowódca)

-Na pewno? (Żołnierz 13)

-To naprawdę nic takiego. (Żołnierz 14)

-Możemy dalej walczyć. (Żołnierz 15)

-Podziwiam waszą odwagę, ale nie mogę pozwolić sobie na choćby najmniejsze przeszkody. Wycofać się, to rozkaz. (Dowódca)

-Tak jest! (Żołnierz 14)

Kazaki zwrócił się do Junriri.

-Kazaki, zdajesz sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec?

-Domyślam się, ale co teraz.

-Zobaczymy, wiem jedynie, że teraz będzie o wiele ciężej.

-Wciąż się boisz, wiem to.

-Oczywiście, że tak. Jak mam niby być spokojna?

-Nie zrozum mnie źle, sorki. Powiedz mi, dlaczego nie bałaś się, gdy walczyliśmy z Kinshim i tym drugim? Yym... Tsuurą?

-Bałam się, ale nie aż tak bardzo, byłam pewna, że damy sobie radę, ale sytuacja była kompletnie inna... Przecież było z nami troje Mistrzów.

-Fakt. Wybacz.

-Nie przepraszaj, to nie twoja wina. Uważaj na tych żołnierzy, jesteś im teraz bardzo potrzebny.

-Trzymaj się.

Nastała noc. Wadroki ponownie wyszły z lasu i ponownie zaczęły biec na wojowników, ale tym razem niektóre z nich zagrzebały się w ziemi i zaczęły poruszać się pod nią. Wszyscy ponownie zaczęli stosować strategię Kazakiego, ale z czasem przestała być ona skuteczna. W pewnym momencie dwóch żołnierzy upadło.

-Aaaa..! (Żołnierz 16)

-Pomocy! (Żołnierz 17)

Powodem tego były cztery wadroki, które wyszły z ziemi dosłownie pod ich nogami i od razu zaczęły ich gryźć. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, potwory zdążyły zmiażdżyć ich nogi, a kwas zaczął rozprowadzać się po ich żyłach, doprowadzając do natychmiastowej śmierci. Gdy ich zwłoki padały na ziemie, Kazaki patrzył im w oczy, tym razem, był przerażony. Dowódca spojrzał na swoich martwych kompanów i zarządził zgrupować się w koło. Mimo że pozycja była dość bezpieczna, noc znacznie ograniczała widoczność, łucznicy nie mogli już więcej osłaniać swoich towarzyszy. 

-Starajcie się dawać znak, gdy zobaczycie jakiegoś stwora. (Dowódca)

~Czy my tu umrzemy? (Kazaki)

-Rozkaz! (Żołnierze)

Najbardziej wysunięci na atak byli żołnierze z tarczami, mimo tego wadroki atakowały od środka, jednak te ataki nie były na tyle skuteczne co wcześniej. Żołnierze powoli opadali z sił. Na tyłach sytuacja również nie wyglądała najlepiej, mimo tego, iż potwory skupiały się na frontowej formacji, kilka z nich zaczęło biec w stronę tylnej formacji. Łuczników było ich dwudziestu, jednak z czasem ta liczba drastycznie zmalała.

-W-wydaje mi się, że do nas biegną. (Junriri)

-Na pewno? Ja nic nie widz... AAAAAAAAAA! (Łucznik)

Jeden z łuczników został trafiony kulą kwasu prosto w twarz, zginął od razu, a z czasem umarło kilku innych. Gdy wadroki były na tyle blisko, aby móc zaatakować łapami, jeden z nich skoczył na Junriri, ta wystrzeliła z kuszy i zabiła jednego stwora, ale przeciwników było za dużo. Gdy kolejny wadrok skoczył na dziewczynę, ta ponowie wystrzeliła z kuszy, jednak tym razem chybiła. Junriri zrobiła ze strachu wielkie oczy, ale przeżyła. Stwór nawet nie zdążył jej zadrapać, zanim umarł, a gdy lisica otworzyła oczy, wszystkie potwory atakujące tylną formację były martwe. Na polu bitwy stała postać, nie dało się dostrzec czy to kobieta, czy mężczyzna, nosiła czarne szaty. Gdy Junriri mrugnęła, postać zniknęła. Pojawiła się teraz przy frontowej formacji, nikt jej nawet nie zauważył.

-Dowódco, to nie idzie po naszej myśli. (Żołnierz 1)

-Trzymajcie się jeszcze trochę. Musimy wytrzymać! (Dowódca)

-Żałosne... - pogardliwym głosem (Postać w szatach)

Nim ktokolwiek zdążył zareagować, wszystkie wadroki padły martwe. Postać w szatach poruszała się jak wiatr jak błyskawica jak światło.

-Kto to..? (Żołnierz 8)

-Nie mam pojęcia... (Żołnierz 5)

Postać zniknęła, nie pozostawiając żadnych odpowiedzi.

-Dowódco? (Żołnierz 3)

-Co to za siła..? (Dowódca)

-Dowódco! (Kazaki)

-Hmm..? Tak wybacz. Sprawdźcie, czy to wszystkie. (Dowódca)

-Tak jest! (Żołnierz 2 i 7)

Wojownicy po kolei zaczęli sprawdzać wszystkie zwłoki, a było ich ponad siedemdziesiąt. Żołnierze zabili szesnaście, cała reszta została zabita przez tajemniczą postać.

-Dowódco, wszystkie nie żyją. (Żołnierz 7)

-To dobrze, a co z naszymi? (Dowódca)

-... Niestety... Też. (Żołnierz 2)

-... Pochowajcie ich i przyjdźcie zdać mi raport, ilu straciliśmy. Muszę przekazać te wieści królowi. (Dowódca)

-Zrozumiano. (Żołnierz 2)

-Kazaki, chodź ze mną. (Dowódca)

-Ymm... Dobrze. (Kazaki)

Dowódca zabrał Kazakiego z powrotem do wioski, gdy tylko zobaczyła ich Junriri, od razu podbiegła do przyjaciela i przytuliła go z całych sił. Tank widząc, że już po wszystkim, wyszedł do nich.

-Gratuluję, jak i również dziękuję. (Tank)

-To nic takiego, naprawdę chcieliśmy pomóc. (Kazaki)

-Tak... Kazaki chciałabym z tobą porozmawiać. (Junriri)

-Ja też. (Kazaki)

-Proponuję, żebyście zostali tu na noc. (Tank)

-Jestem za, w końcu nam pomogliście. (Dowódca)

-To miłe, skorzystamy. (Kazaki)

-Zaprowadzę was do miejsca odpowiedniego do noclegu. Chodźcie ze mn... (Tank)

Ponownie z lasu wydobył się dźwięk, tym razem był to głośny, pojedynczy ryk.

-JA PIERDOLE! CO JESZCZE?! (Kazaki)

-N-nie wiem. (Junriri)

-To już przesada! (Dowódca)

-Mam tego dość. (Kazaki)

Kazaki złapał swój miecz i zaczął szarżować w stronę lasu.

-Co on robi?! (Dowódca)

-KAZAKI!!! - przerażona (Junriri)

Chłopak był zdenerwowany na to, że kolejne stworzenia próbują zaatakować wioskę. Z lasu zaczął wychodzić smok, jednak nie był to zwykły smok, był to raczej jego szkielet. Chodzące kości z każdym krokiem niszczyły las coraz bardziej. Gdy smok wyszedł już zza drzew, broń Kazakiego przybrała czerwonego koloru, takiego samego, jak wcześniej przy walce z Kinshim, ale był bardziej nasycony, oczy chłopaka również zmieniły się na kolor czerwony. Mimo tego, że smok był tylko kośćmi, wciąż ział ogniem, tak więc zionął w pierwszą rzecz, którą zobaczył, czyli Kazakiego...

-K-K-KAZAKIIIIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!! (Junriri)

... ale nawet go nie zranił. Gdy bohater dotarł do bestii, wystarczyło jedynie jedno uderzenie, aby uśmiercić potwora. Wszystkie kości rozpadły się, a miecz Kazakiego, jak i jego oczy wróciły do normalności, on sam jednak zemdlał. Żołnierze, którzy widzieli całe zajście podbiegli do niego.

-Co z nim? (Żołnierz 2)

-Żyje. (Żołnierz 1)

-A to coś? (Żołnierz 7)

-Wątpię, żeby wstało, nie wiem, co on zrobił, ale jestem pod wrażeniem. (Żołnierz 3)

-Zabierzmy go do wioski. (Żołnierz 5)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top