Rozdział 35 - W końcu spokojny dzień

Jest godzina około jedenastej. Kazaki śpi sobie wygodnie w łóżku. Do jego pokoju wchodzi Zerken z uśmiechem na ustach, a w dłoniach trzyma grube futro. Podszedł po cichu do przyjaciela i zaczął łaskotać go futrem pod nosem. Kazaki co chwilę odtrącał przedmiot, jednak z czasem złapał go i zaczął ściskać, a gdy ścisnął go wystarczająco mocno, coś w środku wybuchło, oblewając chłopaka lodowatą wodą, jednocześnie budząc go. Kazaki od razu podniósł się, a gdy tylko zauważył śmiejącego się Zerkena, zaczął na niego wrzeszczeć.

-Powaliło cię do reszty?!

-Hahaha... Nie dramatyzuj.

-Ja ci dam, nie dramatyzuj!

Kazaki trząsł się z zimna, toteż cały przykrył się kołdrą.

-Co chcesz?

-Wszyscy wstali, tylko ty jeszcze śpisz, przyszedłem cię obudzić.

-Po co?

-Jak to, po co? Przydałoby się wrócić do domu, no i ktoś musi iść po Junriri.

-Zaraz pójdę.

-Będę na dole.

Zerken wychodząc, wciąż lekko się śmiał. Kazaki wyłonił głowę spod kołdry i położył ją z powrotem na poduszkę.

-Ehh... Spało się tak fajnie, a tu nagle przychodzi twój najlepszy kumpel i leje ci zimną wodę na ryj, ale czy ja powinienem być wściekły? Cieszę się, że Zerken się zmienił.

Kazaki wstał, pościelił łóżko i zszedł po schodach na parter, na dole czekało na niego trzech Mistrzów, Hisashi popijając herbatę przy kominku, oraz Dwarg i Zerken przy stole.

-Wyspany? (Dwarg)

-Powiedzmy. Może wyspałbym się lepiej, gdybym nie dostał w twarz zimną wodą. (Kazaki)

-Zimna pobudka jeszcze nikogo nie zabiła. (Zerken)

-Zemszczę się. (Kazaki)

-Taaaak? (Zerken)

Zerken wstał, odsuwając przy tym krzesło.

-To dawaj. (Zerken)

Przygotowania do bójki przerwał Hisashi.

-Ej, ej, nie rozpędzajcie mi się tu, jak chcecie się bić to poza obrębem mojego domu. Wypad! (Hisashi)

-Żartujemy sobie przecież. (Zerken)

-Mało mnie to interesuje, ale widzę, że już wypoczęliście. Świetnie. Możecie się wynosić. (Hisashi)

-Już nas wyrzucasz? (Kazaki)

-Nie tyle, co wyrzuca, co po prostu obaj mamy kilka spraw do załatwienia. (Zerken)

-I najlepiej załatwić to od razu. Także wracajcie do siebie i do roboty. (Hisashi)

-Tak wiem, im szybciej, tym lepiej. (Zerken)

-Tak. (Hisashi)

-A co dokładnie? (Kazaki)

-Opowiem wam po drodze. Póki co Kazaki, biegnij po Junriri. (Zerken)

-A jeśli dalej będzie się źle czuć? (Kazaki)

-O tym nie pomyślałem. (Zerken)

-To zostawcie ją tutaj, zajmę się nią, póki nie wydobrzeje. (Hisashi)

~To miłe z jego strony, ale czy Hisashi nie wydaje się trochę inny? (Kazaki)

-Kazaki, idź już. (Zerken)

-Idę, idę. (Kazaki)

Kazaki opuścił dom Hisashiego i udał się do miejsca, gdzie znajdowała się Junriri, czyli do szpitala w drugim dystrykcie. Gdy dotarł już na miejsce, zapukał do drzwi gabinetu, w którym miała znajdować się dziewczyna. Drzwi otworzył medyk, ten sam, którego Kazaki spotkał wczoraj.

-Dzień dobry chłopcze, co cię do mnie sprowadza?

-Dzień dobry, pamięta mnie pan?

-Niech pomyślę... Ahh tak, to ty jesteś tym chłopcem, który był tu wczoraj z Mistrzem Młota.

~Chłopcem? Czy ja mam dziesięć lat? Ugh... -Tak to ja, przyszedłem sprawdzić co u mojej koleżanki.

-Do tej lisiczki, tak? W takim razie proszę za mną.

Mężczyzna zaprowadził Kazakiego po schodach do pokoju Junriri, siedziała i rozmawiała tam ona z małą dziewczynką, która bawiła się jej ogonem.

-Dzień dobry dziewczęta. (Medyk)

-Dzień dobry dokto... (Junriri)

Junriri zauważyła w drzwiach Kazakiego, zaczerwieniła się i uśmiechnęła.

-Jak się czujecie? (Medyk)

-Już lepiej, dziękuję. (Junriri)

Dziewczynka bardzo radośnie i z uśmiechem na ustach zaczęła chichotać, medyk podszedł do dziewczynki i pogłaskał ją.

-Ten młody człowiek przyszedł panią odwiedzić. Zostawię was samych, jeśli będzie chciała pani wyjść, to proszę się do mnie zgłosić. (Medyk)

-Dobrze. Dziękuję. (Junriri)

Lekarz wyszedł, natomiast Kazaki wszedł do środka, wziął krzesło i usiadł naprzeciwko koleżanki. Dziewczynka, bawiąc się ogonem Junriri, cały czas patrzyła na bohatera z powietrzem w policzkach.

-Cześć Junriri, jak się czujesz?

-Lepiej. Dzięki, że mnie tu przyniosłeś.

-Nie ma sprawy.

-Przyszedłeś mnie zabrać?

-Tak, Zerken chciał, żebyś już stąd wyszła, ale jeśli nie czujesz się na siłach, to możesz zostać u Hisashiego.

-N-nie jest już dobrze, mogę iść.

-Na pewno? Według mnie powinnaś jeszcze trochę odpocząć.

-T-tak, spokojnie, dam radę.

Wtem odezwała się dziewczynka.

-Zostawia mnie pani? (Dziewczynka)

-Tak, wybacz, ale muszę już wracać do domu. (Junriri)

-Ze swoim chłopakiem? (Dziewczynka)

-Nie jesteśmy razem!! (Kazaki i Junriri)

smug face -Tak, tak. (Dziewczynka)

Junriri zawstydziła się i spuściła głowę, jednocześnie odsuwając ją od Kazakiego w lewą stronę. Dziewczynka rzuciła się na lisiczkę i zaczęła ją łaskotać. Junriri zaczęła bardzo mocno się śmiać.

-Zaczekam na zewnątrz... (Kazaki)

Kazaki wyszedł z budynku, czekał na Junriri ponad dziesięć minut, jednak po czasie dziewczyna pojawiła się.

-Wybacz, że musiałeś czekać.

-Hyh... Idziemy?

Oboje udali się pod główną bramę Miasta Twierdzy. Po drodze rozmawiali.

-Widzę, że znalazłaś sobie nową koleżankę.

-Miła jest.

-Nie wątpię.

-Gdy medycy już wyleczyli moje rany, zanieśli mnie do tego samego pokoju, w którym była ta mała i tak się poznałyśmy.

-A jak twoje rany? Nie widzę żadnych bandaży ani nic.

-To zwyczajna magia, za każdym razem, gdy żołnierz odnosi ogromne rany, używana jest na nim dość skomplikowana i niebezpieczna magia.

-W jakim sensie skomplikowana?

-Hehe... He... Dokładnie to nie mam pojęcia, nigdy jej nie widziałam, tylko słyszałam.

-Oo... Najważniejsze jest to, że ci lepiej.

-Yhym... - z uśmiechem

-I co z tą małą?

-Dowiedziałam się, że jej rodzina miała wypadek i przetransportowali ich tutaj, w sensie matkę i ojca, włącznie z nią.

-Jaki wypadek?

-Z tego, co się dowiedziałam, to wracali z jakiegoś spotkania, ich koń się czegoś przestraszył i wjechał wraz z powozem do lasu, rozbijając się o drzewa.

-Wszyscy przeżyli?

-Tak.

-Tyle dobrego.

-Racja... Hmm...

-Coś nie tak?

-Kazaki, chciałbyś mieć kiedyś dzieci?

-Hę?! Co to za pytanie? - zakłopotany

-Nie odpowiadaj, jeśli nie chcesz, pytam z ciekawości.

-Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale chciałbym mieć przynajmniej jedno, chyba. A ty?

-Jeśli o mnie chodzi, to bardzo lubię dzieci i bardzo chciałabym mieć kilka, ale to zostawię sobie na przyszłość.

-Tak, to dobry pomysł.

Oboje zbliżali się do głównej bramy, a co za tym idzie, stajni.

-Hej czy to przypadkiem nie Mistrz Szabli?

-Co Hisashi tu robi?

Bohaterowie podeszli do trójki Mistrzów.

-Jesteście wreszcie. Junriri, wszystko w porządku? Dasz radę jechać. (Zerken)

-Tak, spokojnie. (Junriri)

-Cieszę się. Jeszcze raz, dzięki Hisashi, że pozwoliłeś nam u siebie zostać. (Zerken)

-Nie ma sprawy, tylko się nie przyzwyczajajcie. (Hisashi)

-Hyh... - z uśmiechem (Zerken)

-I pamiętaj, żeby zabrać się za pracę, gdy wrócicie do Miasta. Pozałatwiajcie swoje sprawy... (Hisashi)

Hisashi spojrzał na Kazakiego.

-... i idźcie do Wyroczni. (Hisashi)

-Tak zrobimy. O to nie musisz się martwić. (Zerken)

-Wiem, ale wolę się upewnić. (Hisashi)

-No nic, Hisashi miło było się znowu spotkać, ale chyba będziemy już jechać. (Dwarg)

-Udanej podróży. (Hisashi)

Zerken, Dwarg, Junriri i Kazaki weszli na konie i ustawili się przed bramą. Hisashi odchodząc, rzekł:

-A i Zerken, nie zapomnij o mojej propozycji. (Hisashi)

-Będę pamiętał. (Zerken)

Hisashi odszedł i udał się do siebie. Cała reszta natomiast ruszyła w podróż. Po drodze Kazaki spytał Zerkena:

-Hej Zerken, o czym mówił Hisashi? Co miał na myśli, mówiąc o pracy? (Kazaki)

-Wraz z Hisashim postanowiliśmy, że zwołamy naradę Mistrzów. (Zerken)

-Ho..? Czyli znowu będzie co robić. (Dwarg)

-Emm... Co to za narada? Domyślam się, po nazwie, że chodzi o Mistrzów, ale to tyle. (Kazaki)

-Taką naradę zwołuje się tylko w nagłych przypadkach. Wtedy wszyscy Mistrzowie spotykają się w sali w Mieście Księgi i rozmawiają o planach etc. (Junriri)

-Zgaduję, że to w sprawie Sarana. (Kazaki)

-... (Junriri)

-Niestety, tak. (Zerken)

-No dobra, a co z tą Wyrocznią? (Kazaki)

-Wszystko w swoim czasie, Hisashi chciał się pośpieszyć, ale mamy czas. Nie trzeba pędzić na urwanie głowy. (Zerken)

-Czyli Saran nie jest na tyle ważny?! (Kazaki)

-Nie o to chodzi. Sam bardzo to przeżywam. (Zerken)

-Zerkenowi bardziej chodzi o to, że Hisashi za bardzo się śpieszy, podziwiamy jego zapał, inteligencję, ale według nas wszystko za szybko się dzieje. Potrzebujemy odpoczynku. (Dwarg)

-Rozumiem. (Kazaki)

Bohaterowie dotarli do Miasta Orła, odprowadzili konie do stajni i rozstali się z Dwargiem, który poszedł do siebie, a gdy się pożegnali, drogę zastawił im strażnik z zamku.

-Dzień dobry Mistrzu Miecza! (Strażnik)

-Dzień dobry, coś nie tak? (Zerken)

-Ymm... Jakby to powiedzieć, ymm... Królowa przetrzymuje w zamku księżniczkę. (Strażnik)

-Chwila moment, po kolei, jak to przetrzymuje? (Zerken)

-Królowa zamknęła księżniczkę Rurię w zamku i nie chce jej wypuścić, kazała nam jej pilnować, ale stwierdziłem, że powinien pan o tym wiedzieć. (Strażnik)

-Dziękuję za informacje. (Zerken)

-To nic, każe pan aresztować królową? Od razu zabiorę się za pracę. (Strażnik)

-Teoretycznie powinienem, ale nie chcę, żeby Ruria miała mi to za złe, ona by tego nie chciała. Sam to załatwię, jeszcze raz dziękuję. (Zerken)

-Do usług. (Strażnik)

Strażnik ukłonił się, po czym odszedł.

-Królowa przetrzymuje Rurię?! (Junriri)

-Jak słyszałaś. (Zerken)

-Idź po nią, księciu na białym rumaku. (Kazaki)

-Wiem przecież. (Zerken)

-Miłej pogawędki z królową. (Kazaki)

-Dzięki Kazaki, miło z twojej strony. - z ironicznym uśmiechem i głosem (Zerken)

-Hyh... Widzimy się później. (Kazaki)

Zerken, w pośpiechu, udał się do zamku.

-To, co Junriri, zostaliśmy sami. Jakieś plany?

-Mieliśmy kupić ci coś ładnego, co nie?

-No.

-Idziemy na zakupy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top