Rozdział 29 - Przeszłość Zerkena i Hisashiego

Kazaki i Junriri dotarli pod bramę. Na miejscu spotkali Zerkena, Sarana i Dwarga szykujących konie do ponownego wyruszenia. Wszystko było już prawie gotowe.

-I jak wrażenia? (Zerken)

-Jaja se robisz? (Kazaki)

-Coś nie tak? (Dwarg)

-To Miasto to jakiś żart nieśmieszny. (Kazaki)

-Czyli wam się nie podoba? (Zerken)

-No nie za bardzo. Wszędzie wygląda praktycznie tak samo, a strażników jest po prostu za dużo, nie ma tu prywatności. (Junriri)

-Czyli wam się nie podoba. (Zerken)

-No na co dzień bym tu nie mieszkała. (Junriri)

-A co za tym idzie... (Dwarg)

Zerken i Dwarg odwrócili się w stronę Sarana.

-Ta, ta wygraliście... (Saran)

-Hehe... (Zerken)

-O co chodzi? (Kazaki)

-Poszliśmy na mały zakład, ja i Dwarg stwierdziliśmy, że wam się tu nie spodoba, natomiast Saran wręcz przeciwnie. (Zerken)

W tym momencie Saran rzucił w Zerkena i Dwarga sakiewką. W środku były złote monety.

-Ostatni raz się z wami zakładam. (Saran)

-To był twój pomysł. (Zerken)

-No wiem. (Saran)

-Byłbym zapomniał, co z Hisashim? (Zerken)

-W sumie to sam nie wiem. (Kazaki)

-Nie znaleźliście go? (Zerken)

-Znaleźliśmy, ale ciężko się z nim rozmawia. Z tego, co udało nam się z niego wyciągnąć, to tak naprawdę on wcale ani się ciebie nie boi, ani nic do ciebie nie ma, w sensie nie uważa cię za wroga czy coś. (Kazaki)

-Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. No, ale co z walką? (Zerken)

-A co do tego to sam nie jestem pewien. (Kazaki)

-Powiedział, że nie ma mowy. (Junriri)

-A powiedział dlaczego? (Zerken)

-Stwierdził, że ta walka nie miałaby sensu. (Junriri)

Te słowa lekko zdziwiły wszystkich.

-Hisashi powiedział, że walka nie ma sensu? (Dwarg)

-Tak, co w tym dziwnego? (Junriri)

-Bo widzisz, Hisashi strasznie rzadko mówi, że coś nie ma sensu, jest najlepszym taktykiem tego Miasta, więc często coś planuje, ale za każdym razem ocenia trafnie, mówiąc za każdym, mam na myśli, naprawdę za każdym. To jest jakby, nigdy się nie mylił. (Dwarg)

-A skoro tak mówi, to musi być powód. Jestem pewien, że wiecie więcej. (Saran)

-Oczywiście. Powiedział też, że w tym momencie nie dałby rady cię pokonać. (Junriri)

-Hmm... Jeśli to prawda, to okazało się to prostsze, niż myślałem, ale i tak mu nie odpuszczę. Porozmawiamy o tym, jak wrócimy, ale póki co jedźmy, smok za moment się pojawi, no i jeszcze jedno, Junriri, nie zmieniaj się w lisa, spróbujecie zmieścić się na jednym koniu. (Zerken)

-Nie jestem gruba, zmieścimy się. (Junriri)

Gdy wszyscy weszli już na konie i mieli wyruszać, ktoś z oddali gwizdnął.

-Można? (???)

-Własnym oczom nie wierzę. (Zerken)

Był to Hisashi. Podszedł on do całej reszty.

-Saranie, Dwargu... - wziął głęboki wdech  - Zerken. (Hisashi)

Zerken i Hisashi przez pewien czas patrzyli sobie w oczy, pozostali milczeli, póki Kazaki nie przerwał tej ciszy.

-Co Mistrz tu robi?

Hisashi odpowiedział, wciąż patrząc Zerkenowi w oczy.

-Widzisz Kazaki, pomyślałem przez moment nad naszą rozmową i stwierdziłem, że udam się z wami, mam po prostu złe przeczucie. (Hisashi)

-Jak to złe? (Saran)

-Nie mam pojęcia. Mogę się zabrać? (Hisashi)

~Dwarg mówił, że Hisashi nigdy się nie myli. (Kazaki)

-Jasne bierz konia i jedziemy, ale z tego, co pamiętam, wcześniej nie chciałeś jechać, gdy Zerken ci to zaproponował. (Dwarg)

-Tak to prawda, jednak tamta odpowiedź była spontaniczna i nie przemyślałem jej wtedy do końca. (Hisashi)

-Bądź z nami szczery. Kazaki cię namówił. (Dwarg)

-Może nie namówił, ale nie mogę się nie zgodzić. Miał w tym swój wkład. (Hisashi)

-Hyh... Cieszę się, że zmieniłeś zdanie, ale znając cię, prawdopodobne jest coś jeszcze. (Dwarg)

-Mówiłem, mam przeczucie, że coś może pójść nie tak... (Hisashi)

~Martwi się o nas? (Zerken)

-... Nie chcę, aby Miasto Twierdzy było zagrożone. (Hisashi)

~No tak. (Zerken)

-Co masz na myśli, mówiąc, że coś może pójść nie tak? (Saran)

-Jeszcze nie wiem. (Hisashi)

-W takim razie bierz konia i jedziemy. Zgaduję, że i tak byś pojechał bez naszej zgody. (Zerken)

Hisashi nie odpowiedział. Podszedł do stajni, wsiadł na swojego konia i wrócił do reszty.

-Ruszajmy. (Zerken)

Zerken szarpnął za wodze, jego koń odwrócił się, stanął na tylnych nogach, zarżał i wracając na cztery kończyny, popędził przed siebie, a cała reszta za nim. W trakcie podróży w góry, jedyne co można było usłyszeć to dźwięk kopyt uderzających w ziemię. Jedyne osoby, które rozmawiały ze sobą to Kazaki i Junriri. Dwarg nie mógł znieść tego, że jest okazja, aby Zerken porozmawiał z Hisashim. Podjechał więc do niego i powiedział: 

-Ej, Zerken.

Po czym kiwnął głową w stronę Hisashiego. Zerken odpowiedział:

-Co?

-No pogadaj z nim.

-Przecież to nie ma sensu. 

-No, ale sam powiedziałeś, że mu nie odpuścisz.

-Fakt, ale nie mówiłem, że pogadam z nim teraz.

-Ehh... I tak dziś będziemy współpracować, tak czy siak będziecie musieli się ze sobą komunikować.

-Nigdy nie mieliśmy problemów z kontaktem w trakcie walki, obaj wiemy, że w jej trakcie nie ma czasu na nasze spory. To, co nas dzieli, nie powinno przeszkadzać nam walczyć.

-Skoro w trakcie walki potraficie rozmawiać, to co za problem spróbować? Ja na twoim miejscu nie odtrącałbym osoby, która kiedyś była twoim nauczycielem.

-Nieważne czy mnie uczył, czy nie. Szanuję go, bo zasługuje na szacunek, ale nie dam rady z nim rozmawiać, jeśli on tego nie chce.

-Zrobisz, jak chcesz.

Dwarg odjechał od Zerkena, ten zaczął mówić do siebie.

-Przecież nie przeszkadza mi to, że mam z nim rozmawiać, ale bardziej to, że z nim nie da się rozmawiać. Spróbuję, ale jeśli mnie spławi, to słabo.

Jak powiedział, tak zrobił. Szarpnął konia za wodze i podjechał jak najbliżej Hisashiego.

-Hisashi.

-Zerken.

Chwila ciszy.

-Możemy pogadać?

~Zaczyna się. -Czego chcesz?

-Tylko pogadać.

-Nie mamy o czym.

-Mamy.

-Tch...

-Nie mógłbyś mi odpuścić?

-Kazaki już ci pewnie wszystko opowiedział.

-W skrócie. Podobno uważasz, że nie dasz mi rady. Czy to prawda?

-A jak sądzisz? Bądźmy szczerzy, nie raz udało ci się mnie pokonać.

-Chodzi ci o nasze treningi?

-Pokonałeś mnie raz na pojedynku Mistrzów, ale nigdy nie słyszałem, żebyś mówił o tym, że pokonywałeś mnie w trakcie treningów.

-To były treningi, uczyłeś mnie, dawałeś mi fory.

-Tak sądzisz?

-Mylę się?

-Hyh... Bardziej niż myślisz. Widzisz, na samym początku, rzeczywiście tak to wyglądało. Jednak z czasem stwierdziłem, że nie ma to żadnego sensu. Czego niby mogłeś nauczyć się od kogoś, kto daje ci wygrać?

-Walczyłeś na poważnie?

-Nie zawsze, tak abyś się nie zorientował.

-Czy to było wtedy, gdy pokazałeś mi swoją szablę?

-Tak, wtedy się to zaczęło.

-Ale to było miesiąc po tym, jak zaczęliśmy.

-Twoja nauka przebiegała sprawnie i bez problemowo. Nie bez powodu Farengar przyprowadził cię do mnie miesiąc po rozpoczęcia twojej własnej, samodzielnej nauki.

Krótki powrót do przeszłości. Na placu szkoleniowym w Mieście Twierdzy znajduje się wielu wojowników oraz strażników, poza nimi jest tam również Zerken oraz Hisashi.

-Zerkenie, dziś również zawalczymy.

-Znów chce Mistrz przegrać?

-Przegram czy nie, to część twego treningu.

-Eee tam, wygrać z Mistrzem powinno być ciężej, jestem po prostu lepszy.

Zerken zaczął się śmiać, Hisashi natomiast jedynie westchnął.

-Nie mówił ci nikt, że jesteś zbyt pewny siebie?

-Nie za bardzo.

~Ehh... Spokojnie Hisashi, Zerken to tylko dzieciak. -Posłuchaj młody, dzisiejsza walka będzie wyglądać nieco inaczej.

-Niby czym się będzie różnić od pozostałych? Przywoła Mistrz swoją szablę czy coś?

Nim Zerken zdążył się zorientować, Hisashi trzymał już w dłoni swą broń. Chłopak się zdziwił.

-Ooooo.....

-Szykuj się.

-No dobra. Jestem Zerken, uczeń nadwornego maga Farengara oraz Mistrza Szabli. Akceptuję pojedynek.

-Nazywam się Hisashi, jestem obrońcą Miasta Twierdzy, jego ludzi, jak i jego króla. Jako Mistrz jestem najwyżej w rankingu...

-No szybciej, nudno tu trochę.

~Jak tu być spokojnym? -... Akceptuję pojedynek.

Okrąg pojedynku zamknął się w jednej chwili.

-Swoją drogą, jak to jest, że po wygranym pojedynku nie zabieram panu tytułu Mistrza? Tak to przecież działa.

-To zasługa Wyroczni.

-W jakim sensie?

-W takim, że zanim do mnie przyszedłeś, ja poszedłem do niej, poprosiłem ją o to, aby nasze pojedynki wyglądały jak najzwyczajniejsze. Jak możesz się domyślić, zgodziła się.

-Aaa... No dobra.

Zerken momentalnie zaatakował Hisashiego, jego miecz skrzyżował się z jego szablą. Mistrz Szabli pchnął chłopaka, a następnie kopnął go i zaatakował ponownie. Obaj walczyli, nie odnosząc żadnych obrażeń, a sama walka trwała bardzo długo, na tyle długo, że ledwo trzymali się na nogach, byli strasznie zmęczeni. Walka przebiegała bez używania umiejętności, Hisashi nie przepadał za nimi, używał ich tylko i wyłącznie w ostateczności. Zdyszany Zerken powiedział:

-Pora to... Chyba... Zakończyć... Muszę przyznać, że z szablą idzie panu... lepiej.

-Dziękuję.

Przy kolejnych uderzeniach, Zerken szukał jakiegoś miejsca na ciele przeciwka, które zaatakować, aby zwyciężyć. Hisashi pomimo zmęczenia walczył zwinnie i szybko, na jego nieszczęście, jego uczeń również. W momencie, gdy Hisashi wyprowadzał atak z góry, Zerken podciął mu nogi i gdy jego nauczyciel upadał na ziemie, chłopak ściął mu głowę. Gdy ciało Mistrza upadło, okrąg się zamknął. Hisashi wstał, oczywiście z głową na miejscu.

-Hyh... Możemy kiedyś zawalczyć na serio? No wie Mistrz, już bez forów.

~Bez? Dzisiaj było, bez. -Skoro tego chcesz, zastanowię się. Wystarczy na dzisiaj, wracaj do siebie.

-Dobra, do jutra.

Zerken odszedł, zostawiając Hisashiego samego. Mistrz Szabli podszedł do pierwszego lepszego budynku i uderzył w niego, z pieści.

-Dlaczego nie mogę z nim wygrać?!

Akcja z powrotem powraca do teraźniejszości. Zerken spytał:

-Czyli, wtedy walczyłeś na poważnie?

-I wtedy i za każdym następnym razem.

-A czy... ?

-Wtedy też. W momencie, gdy zaatakowałeś mnie na straganie, również.

-Stragan... To przez tę sytuację masz do mnie żal.

-Dopiero teraz sobie to uświadamiasz? Po tak długim czasie nie wpadłeś na to?

-Wybacz.

-Zerken, upokorzyłeś mnie przed całym Miastem.

-Wybacz, myślałem, że...

-Że co? Że no skoro byłeś Mistrzem to będziesz się spodziewać, że ktoś losowo może zacząć cię atakować, gdy kupujesz jabłko. To tak nie działa, nie jestem zwiadowcą, zabójcą ani nikim z umiejętnościami wykrywania życia.

Zerken milczał.

-Yhym... Teraz ci dopiero głupio, co? Szkoda, że nie było wtedy. Byłeś totalnie inną osobą.

-Ja... Nie myślałem tak wtedy o tym. Wiesz, kiedy zaczęliśmy trenować, ja nie za bardzo znałem się na relacjach ludzi. Czy wiesz, że wraz z Kazakim pochodzimy z innego świata?

-Tak wiem, dowiedziałem się niedawno, ale co to ma do rzeczy?

-Czyli król ci powiedział, to dobrze. Posłuchaj...

Zerken opowiedział Hisashiemu o swoim życiu, gdy jeszcze żył w swoim świecie. Nie dało się ukryć, że Mistrza Szabli lekko to zdziwiło.

-Nie rozmawiałeś z nikim?

-Poza Kazakim, nie.

-A rodzina?

-Nie.

-Dlaczego?

-Taki już byłem, nie zmienię swojej przeszłości, nawet gdybym chciał.

-...

-Wybacz za wtedy. Ja... Ja nie wiedziałem. ~Zresztą to moja wina, teraz jak tak na to spojrzę. Po co mi to było? -Zaraz będziemy na miejscu, wrócę do szyku.

Gdy Zerken odjeżdżał od Hisashiego, ten krzyknął do niego, aby podjechał jeszcze na moment. Zrobił to.

-Coś jeszcze?

-Posłuchaj, nigdy nie zapomnę ci tego upokorzenia i nigdy ci tego nie wybaczę, ale skoro zrozumiałeś swój błąd...

-Nie musisz mówić nic więcej. Dzięki.

-Jeśli będziecie czegoś potrzebować, znajdźcie mnie, ale jeszcze jedna taka akcja.

-Nie martw się, nie mam zamiaru tego powtarzać.

-Mam nadzieję.

Zerken wrócił do swojego oryginalnego miejsca w szyku. Ponownie podjechał do niego Dwarg.

-I jak?

Zerken spojrzał na Dwarga z uśmiechem, ten widząc jego uśmiech, również się uśmiechnął.

-Tyle dobrego.

Zerken gwizdnął i krzyknął, aby każdy usłyszał.

-Ludziska, jesteśmy na miejscu!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top