Rozdział 27 - Miasto Twierdzy
-Więc to jest, to Miasto, tak? (Kazaki)
Cała czwórka oraz śpiąca Junriri stała przed ogromnymi murami Miasta Twierdzy. Jak już wcześniej wspominał Zerken, te mury są rzeczywiście potężne. Kazaki rozglądał się za wejściem, jednakże nigdzie nie mógł go dostrzec, więc spytał:
-Ymm... Gdzie jest wejście? (Kazaki)
-Stoisz przed nim. (Dwarg)
-Ale... Tu jest tylko mur. (Kazaki)
Chłopak nie mylił się, przed nimi rzeczywiście był tylko mur, widniejące na nim znaki Miasta, oraz szeroką na dziesięć metrów fosę, która otaczała całe Miasto. Nigdzie nie było śladu wejścia.
-Dam ci małą zagadkę. (Zerken)
-Jaką? (Kazaki)
-Pamiętasz, jak z Farengarem mówiliśmy ci o Miastach i Mistrzach? (Zerken)
-Tak. (Kazaki)
-Co wtedy powiedziałem ci na temat tego konkretnego Miasta? (Zerken)
-Że jest to Miasto stawiające w największej mierze na obronę i że jest to najbezpieczniejsze miejsce w całym świecie. (Kazaki)
-Więc co za tym idzie? (Zerken)
-Ymm... Wejście jest ukryte? (Kazaki)
-Zgadza się. (Zerken)
Po tych słowach Zerken gwizdnął. Znad muru było widać wychylającą się postać, która po chwili zniknęła.
-Możesz obudzić Junriri. (Zerken)
-Robi się. (Kazaki)
Kazaki poszedł obudzić lisiczkę. Natomiast Zerken, rozpoczął rozmowę z Mistrzami.
-Myślicie, że spotkamy Hisashiego? (Zerken)
-Wątpię, żeby sam od nas przyszedł. (Dwarg)
-Ze mną i Dwargiem możliwe, że porozmawia, ale do ciebie go raczej nie ciągnie, co nie? (Saran)
Saran przywołał swoje ostrza, Zerken zabrał swoje rękawice, a Dwarg dobył młota.
-Może i masz rację. Nie zmienia to jednak faktu, że nie potrafię go zrozumieć. (Zerken)
-Nie da się zrozumieć wszystkich. (Dwarg)
-To wygląda tak, jakby Hisashi był po prostu zazdrosny. Jak dla mnie nie ma innego wytłumaczenia. (Saran)
-Wiesz, Hisashiemu bardzo zależało, żeby zwyciężyć. W końcu, bycie na pierwszym miejscu w rankingu, to wielkie osiągnięcie, a Zerken zajął jego miejsce. (Dwarg)
-Nie przeproszę go za to, że wygrałem. (Zerken)
-Nie o to mi chodzi. Wiesz, Hisashi był najpotężniejszym Mistrzem przez przeszło sześć lat. W tym czasie odbyły się jeszcze dwie walki Mistrzów, obie zwyciężył, a potem pojawia się młody chłopak, który pokonuje go w ciągu kilku minut, bez najmniejszego problemu, czy choćby wysiłku. (Dwarg)
-Sądzisz, że dlatego może nienawidzić Zerkena? (Saran)
-To może być z tym powiązane, ale zastanawia mnie jedno. (Dwarg)
-Mianowicie? (Zerken)
-To odbiega od tematu, ale czy Hisashi wie, że nie jesteś z tego świata? (Dwarg)
Nastała chwila ciszy. Po pewnym czasie przerwał ją Saran.
-Znaczy, w wiadomości od Wyroczni nic o tym nie było, a król mówił, że każdy Mistrz dostał te same informacje. (Saran)
-W takim wypadku, nie widzę sposobu, w jaki miałby się dowiedzieć. (Zerken)
-Ja również. (Dwarg)
-Pozostaje nam myśleć dalej. (Zerken)
W trakcie, gdy Mistrzowie dyskutowali, Kazaki budził Junriri.
-Psst... Junriri.
Chłopak trącił lisiczkę palcem.
-Halo Junriri, pobudka.
Dziewczyna lekko otworzyła oczy, spojrzała na Kazakiego i wróciła do snu.
-Hmm... Jak ja mam ją obudzić? Nie chcę jej zrzucać z tego konia.
Chłopak ponownie trącił ją palcem. Tym razem podniosła ona głowę i wróciła do ludzkiej formy, wciąż siedząc na koniu.
-Dzień dobry. (Junriri)
Dziewczyna zaczęła ziewać i się przeciągać.
-No hej. Jak się spało?
-Czyli znowu zasnęłam?
-Tak.
-Hmm...
-Coś nie tak?
-Ostatnio często mi się to przytrafia, gdy no wiesz, przemieniam się w lisa.
-Zerken opowiadał nam o tym po drodze.
-Może jestem na coś chora?
-Nie wiem, wyglądasz na zdrową.
-I tak też się czuję, ale wcześniej mi się to nie przytrafiało.
-Coś wymyślimy, jesteśmy w końcu przyjaciółmi, prawda?
Junriri uśmiechnęła się i zeskoczyła z konia. Wraz z Kazakim wrócili do Mistrzów.
-Ymm... Czemu wyciągnęliście bronie? (Kazaki)
-Nie pytaj, po prostu też to zróbcie. (Zerken)
-A co, zabiją nas? (Kazaki)
Zerken tylko przewrócił oczami, a Kazaki i Junriri wyciągnęli swój oręż.
-Ymm... Kazaki, możesz to dla mnie potrzymać? (Junriri)
-Coś nie tak? (Kazaki)
-Trzy bronie, dwie ręce? (Junriri)
-No tak, podaj. (Kazaki)
-Dziękuję. (Junriri)
Junriri wręczyła Kazakiemu swoją mniejszą kuszę. W tym samym momencie środek muru zaczął się trząść.
-Co jest? Co się dzieje?! (Kazaki)
-Dołączam się do pytania. (Junriri)
-Zastanawiałeś się, gdzie jest wejście. Oto twoja odpowiedź. (Dwarg)
Środek muru schował się pod ziemie, a z fosy wysunął się most. Wrota otworzyły się, a z wnętrza Miasta wybiegło dwudziestu uzbrojonych strażników i otoczyli oni przyjezdnych. Natomiast na górze muru pojawiło się z obu stron po pięćdziesięciu kuszników, łącznie stu, oraz cztery balisty. Kazaki i Junriri nie kryli zdziwienia.
-WOOOOOOOOOOW!!! (Oboje)
Mistrzowie, słysząc ich zdziwienie, spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się, wtem odezwał się jeden ze strażników.
-Wasza godność? (Strażnik 1)
-Mistrz Miecza. (Zerken)
-Mistrz Młota. (Dwarg)
-Mistrz Ostrzy. (Saran)
-Chwała wam Mistrzowie! (Wszyscy strażnicy)
Strażnicy ukłonili się.
-Dobrze, a ta dwójka? (Strażnik 1)
-To mój uczeń i przyjaciel. - wskazując na Kazakiego (Zerken)
-Jestem Kazaki. (Kazaki)
-Natomiast ta dziewczyna, to dowódczymi mojego głównego zespołu zwiadowców. - wskazując na Junriri (Zerken)
-Junriri, miło poznać. (Junriri)
-Zatem w porządku. Proszę złożyć broń. (Strażnik 1)
Do przyjezdnych podeszło dziewięcioro strażników. Dwoje do Zerkena, jeden do Dwarga, dwoje do Sarana, dwoje do Kazakiego i dwoje do Junriri. Każdy z nich wziął jedną broń i wrócił do szyku.
~To serio potrzebne? (Kazaki)
-Mistrzu Miecza. (Strażnik 1)
-Tak? (Zerken)
-Macie prawo wejścia do Miasta, jednakże zostawiam wam dwoje strażników na wszelki wypadek. (Strażnik 1)
-Dobrze. (Zerken)
-Jak mniemam, udajecie się do króla tak jak wczoraj. (Strażnik 1)
-Taki był mój plan. (Zerken)
-W porządku. Zatem gdy król zezwoli, strażnicy po spotkaniu was opuszczą, jednakże broń odzyskacie, dopiero gdy będziecie wychodzić z Miasta, nie chcemy niepokoić mieszkańców. (Strażnik 1)
-Zrozumiałem. (Zerken)
~Jakie to wszystko dziwne. (Kazaki)
-W takim razie, zapraszam do środka. Zajmiemy się waszymi końmi. (Strażnik 1)
Kazaki wraz z resztą oraz dwoma strażnikami weszli do Miasta.
-Od razu udamy się do króla. Potem porozglądacie się po Mieście. (Zerken)
-Jeśli oczywiście się zgodzi. (Strażnik 2)
-Tak, wybacz. Pójdę z Dwargiem i Saranem gdzieś odpocząć i zostawimy was samych. (Zerken)
-Mnie i Junriri, tak? (Kazaki)
-Tak, pozwiedzacie sobie trochę i może uda wam się trafić na Hisashiego. (Zerken)
-Jeśli można. (Strażnik 3)
-Tak? (Zerken)
-Mistrz Szabli wspominał, że jeśli pan Kazaki chciałby z nim porozmawiać, to będzie przechadzać się po trzecim dystrykcie. (Strażnik 3)
-Miło to słyszeć. (Kazaki)
-Ale jeśli chodzi o mnie? (Zerken)
-Kategorycznie odmawia. (Strażnik 3)
-Hyh... Nie dziwi mnie to. (Zerken)
W trakcie, gdy bohaterowie szli w kierunku zamku, wiele osób zwracało na nich uwagę, głównie na Zerkena, Sarana oraz Dwarga. Każda osoba, która ich zauważyła, ukłoniła się. Było tak dosłownie przez całą drogę. Gdy dotarli już pod bramę zamkową, strażnicy otworzyli ją i zaprowadzili ich do sali tronowej, do króla. Na miejscu dostrzegli osobę siedzącą za murkiem, w którym można było zobaczyć małe dziury, przez które możliwa była rozmowa. Ten murek został wybudowany, aby chronić osobę siedzącą za nim, tudzież króla.
-Niech mi ktoś wyjaśni, jaki jest sens takich zabezpieczeń? (Kazaki)
-Ochrona króla, jak i mieszkańców jest naszym priorytetem, wszystkie zabezpieczenia są stworzone, aby nam w tym pomóc. (Strażnik 2)
-Nie podoba mi się tu. (Junriri)
-I wcale ci się nie dziwię. (???)
Strażnicy oraz Mistrzowie ukłonili się, Kazaki i Junriri patrząc na nich również.
-Ale widzisz to nie moja wina, a już zwłaszcza tych ludzi. (???)
Zza murku wyszedł król Miasta Twierdzy. Jest to dość młoda osoba, ma 32 lata i 188 centymetrów wzrostu. Jego włosy są długie koloru blond, a oczy siwe. Objął on rządy po swoim zmarłym ojcu.
-Chwała! (Strażnik 2 i 3)
-Wam już podziękujemy. Możecie odejść. (Król)
-Nie możemy zostawić króla samego, jest król zbyt narażony na niebezpieczeństwo. (Strażnik 2)
-Uważacie, że Mistrzowie zechcą mnie skrzywdzić? To rozkaz! (Król)
-Tak jest! (Strażnik 2 i 3)
Strażnicy opuścili pomieszczenie.
-Wstańcie. (Król)
Wszyscy wstali.
-Co król miał na myśli, mówiąc, że to nie pana wina? (Kazaki)
-Domyślam się, że wiesz, jakie jest zadanie tego miejsca. (Król)
-Mniej więcej. (Kazaki)
-Każdy król, który rządził przede mną, chciał uczynić z tego Miasta coś, czego nie da się zdobyć, jak dla mnie zrobili o wiele za dużo. Prawdę mówiąc, nie są tu potrzebne aż takie zabezpieczenia. Miasta i tak nie da się zniszczyć, ale dość o tym. Kazaki, tak? (Król)
-Zgadza się. (Kazaki)
-A to pewnie twoja urocza koleżanka Junriri. (Król)
-Tak. (Junriri)
-Zerken mi o was opowiadał. Miło mi was poznać. (Król)
-Król wybaczy, ale nie mamy zbyt wiele czasu. Czy pan pamięta, po co tu jesteśmy? (Zerken)
-Oczywiście, że pamiętam. Przybyliście tu, aby zabić smoka. (Król)
-Tak. Chcielibyśmy się odrobinę przygotować, czy moglibyśmy wejść do Miasta? (Zerken)
Król złapał się za głowę.
-Ehh... Te wszystkie procedury mnie kiedyś wykończą, będę musiał je zmienić. Mistrzu Zerkenie, Miasto stoi przed wami otworem, strażnicy zostaną poinformowani, żeby wam nie przeszkadzać. Możecie swobodnie się rozglądać. Życzę miłego dnia oraz powodzenia z zadaniem. (Król)
-Dziękujemy. Chodźcie, idziemy. (Zerken)
Piątka znajomych opuściła zamek i stanęli przed zamkową bramą.
-To ile dokładnie mamy czasu? (Dwarg)
-Na moje oko jest trochę po dziesiątej, więc niecałe cztery godziny. (Zerken)
-To co, tam gdzie zwykle? (Saran)
-Chyba tak. (Zerken)
-Ymm... To znaczy, gdzie? (Junriri)
-Porozglądać się. Czyli krócej mówiąc, zostajecie sami, cześć. (Zerken)
Zerken wraz z Saranem i Dwargiem odeszli od Kazakiego i Junriri.
-To co? Gdzie idziemy?
-A co ty byś chciał zrobić?
-A bo ja wiem? Możemy pokrótce rozejrzeć się po Mieście. Ani mnie, ani ciebie nigdy tu nie było więc to chyba dobry pomysł.
-No, niech będzie. To gdzie najpierw?
-Wróćmy na początek, chodź.
-Czemu na początek? Przecież i tak będziemy musieli tam wrócić. Chce ci się tak latać?
-Jeden ze strażników mówił, że Mistrz Hisashi będzie gdzieś tutaj. Wolę spotkać go na koniec, już po tym, jak się porozglądamy.
-Chyba że.
-Więc chodźmy już.
Chłopak złapał przyjaciółkę za rękę, ta zaczerwieniła się. Udali się na sam początek Miasta, czyli do głównej bramy w pierwszym dystrykcie, a gdy już tam dotarli, bohater rzekł:
-Czyli, mamy wolną rękę.
-No, tylko co my tak naprawdę chcemy robić?
-A bo ja wiem, mamy dużo czasu.
-Nie do końca. Zerken mówił, że mamy niecałe cztery godziny, a chciałeś jeszcze porozmawiać z Mistrzem Szabli.
-Fakt.
-To może pozwiedzajmy tylko przy głównej drodze?
-Niech będzie.
Przyjaciele udali się na spacer.
-Junriri, nie wydaje ci się, że to Miasto jest jakieś mniejsze, niż Miasto Orła?
-Masz rację, ale tak naprawdę idziemy tylko główną drogą, więc to chyba normalne.
-Niby tak, ale...
-Zauważyłeś te wieże strażnicze?
-Tak, jest ich tu sporo.
-Jak myślisz, po co ich tu tak wiele?
-To chyba oczywiste, że żeby zapewnić bezpieczeństwo.
-Ale to jest aż takie potrzebne?
-Biorąc pod uwagę to, co powiedział tamten strażnik przy królu, to jakoś mnie to nie dziwi.
-Naprawdę? Dla mnie to bez sensu.
-Dla mnie też, ale w sumie co z tego? Skoro to im pomaga, to nie ma czego się czepiać.
-Hmm...
-Ale nie oszukujmy się, tu wieżyczka jest co piąty dom, to serio za dużo. U nas nie ma ani jednej.
-O tym mówię, w ogóle mnie nie słuchasz, pff...
-No odpuść już. Spójrz na rozmieszczenie domów.
-Są bardzo blisko siebie.
-Yhym... Ludzi też jest tu sporo, ale wszyscy się uśmiechają.
-Myślisz, że odpowiadają im takie warunki?
-Patrząc na nich, chyba tak.
-Jak dla mnie to bardziej więzienie niż Miasto, w którym można zamieszkać. Sprawdźmy drugi dystrykt.
Dziewczyna złapała Kazakiego za rękę i przyśpieszyła kroku, a w drugim dystrykcie:
-Ymm... Kazaki?
-Tak?
-Dlaczego ten dystrykt wygląda identycznie jak ten poprzedni?
Junriri miała rację. W pierwszym dystrykcie domy były położone bardzo blisko siebie, tak samo, jak inne budynki. Gdziekolwiek by nie spojrzeli, można było dostrzec wieżyczki strażnicze. Drugi dystrykt wyglądał dosłownie identycznie, domy, sklepy i wieżyczki, nic poza tym.
-Skąd mam wiedzieć? Jednak nie mogę się nie zgodzić, tu dosłownie wszystko wygląda tak samo. Zastanawiam się, czy ci ludzie zapamiętują, gdzie mieszkają.
-Te miejsca niczym się nie różnią. Dosłownie niczym.
-Ta... Więc może chodźmy od razu dalej.
-To dobry pomysł.
Przyjaciele udali się do trzeciego dystryktu.
-No Kazaki, przynajmniej tu jest inaczej, mniej domów.
-Mniej domów, ale więcej ludzi.
-To strażnicy, prawda?
-Na to wygląda. Nie ma zwykłych mieszkańców. Sądzisz, że może to mieć związek z królem?
-W pewnym sensie, tak, ale czy nie wpuszczają tu mieszkańców w ogóle?
-Skoro nie możemy tu żadnego dostrzec, to pewnie tak.
-Coraz bardziej mi się tu nie podoba.
-Mi też.
Rozmowę przerwał im głośny krzyk wydobywający się zza jednego z domów.
-Junriri, chodźmy sprawdzić, co się stało.
Oboje pobiegli do miejsca, z którego wydobywał się krzyk. Gdy dotarli na miejsce, zauważyli kobietę, trzymaną przez strażników, a obok nich leżało bardzo dużo żywności.
-Proszę! Zostawcie mnie! Moja rodzina tego potrzebuje! (Kobieta)
-Zostanie pani postawiona przed królem oraz przed sądem, za łamanie zasad Miasta. (Strażnik 4)
-Proszę nie! Nie stać nas na jedzenie! Podatki zabrały nam wszystko! (Kobieta)
-Proszę się nie opierać i iść z nami. (Strażnik 5)
-Proszę! - ze łzami w oczach (Kobieta)
Kazaki zebrał w sobie siły i ruszył kobiecie na pomoc. Jednak zanim zdążył do niej dojść, za ramię złapał go jakiś mężczyzna i rzekł:
-Zostaw ich, to nie ma sensu.
-Ale trzeba jej pomóc!
-Nie rozumiesz Kazaki? To miejsce jest bezpieczne, ale każdy błąd, albo złamana zasada, źle się kończy. Jeśli nie chcesz mieć problemów, odpuść. Bo nie narobisz problemów tylko sobie, ale Zerkenowi również i całej reszcie swoich przyjaciół.
~Skąd ten typ nas zna?
Kazaki odpuścił, a straże zabrały kobietę do zamku. Akcja na moment przenosi się do Miasta Orła, do zamku. Ruria jest u siebie w pokoju i pakuje swoje rzeczy. Do jej pokoju wchodzi jej matka.
-O cześć córciu. Już wróciłaś?
-Tak, ale zaraz wychodzę, pakuję tylko swoje rzeczy.
-Wychodzisz? Gdzie?
-Znalazłam sobie dom. Nie musisz się martwić.
Ruria stanęła w drzwiach.
-A i jeszcze jedno, później przyjdę tu po Toko, wyprowadzamy się.
-O... Czyżby?
W drzwiach stanęli strażnicy i zablokowali Rurii wyjście.
-Mamo! Co ty robisz!?
-Nigdzie się nie wybierasz, poza tym przyszłej władczyni nie przystoi uciekać z zamku.
-Zaczekaj tylko, aż Zerken wróci.
-O to się nie martw. Nie da rady cię stąd zabrać.
-Jeszcze zobaczysz.
Matka Rurii wyszła z jej pokoju i zaczęła się śmiać. Natomiast Ruria rzuciła się na łóżko, twarzą do poduszki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top