Rozdział 24 - Nowy, stary znajomy

Kazaki szedł na plac. Gdy przypomniał sobie o kartce, którą znalazł z Dwargiem w karczmie, zaczął się nad nią zastanawiać.

~"Pamiętaj Kazaki, obserwuję cię." Co to tam robiło i kto to tam zostawił? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Nie dość, że mam walczyć z Kinshim, czego prawdopodobnie i tak nie zrobię, to jeszcze ktoś mi grozi. No kurwa.

Chłopak spojrzał w niebo.

~Mam nadzieję, że dobrze się bawisz. - ironicznie

Swoją myśl kierował do Wyroczni. Gdy dotarł na plac, zauważyła go Junriri, natychmiast do niego podeszła.

-Jesteś wreszcie.

-Wreszcie? Dopiero co po mnie byłaś. - zdziwiony

-Czepiasz się słówek.

-Może trochę.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

-Swoją drogą, po co chciałaś, żebym tu przyszedł?

-Spójrz tam.

Junriri wskazała na chłopaka, który siedział na ławce i czytał książkę.

-No, jakiś dzieciak. Kto to?

-Porozmawiaj z nim, to się dowiesz.

-Co ty kombinujesz?

-Ehhhh... Chodź po prostu. - zażenowana

Dziewczyna złapała Kazakiego za rękę i zaprowadziła do wskazanego młodzieńca.

-Hejka, wróciłam. (Junriri)

-O, cześć. (???)

-Poznajesz już? (Junriri)

-Chwilą moment... Efr? (Kazaki)

-To ja. (Efr)

Efr jest drugim uczniem Sarana i przyjacielem Versa. Chłopak jest młodszy od swojego kolegi o rok, ma 14 lat. Ma krótkie, brązowe włosy i bursztynowe oczy. Jego wzrost wynosi 166 centymetrów. Bardzo lubi czytać i wiele swojego wolnego czasu poświęca na edukowanie się, stawia te rzeczy na pierwszym miejscu, treningi zaś na drugim.

-Miło cię w końcu poznać. (Kazaki)

-Niby poznaliśmy się wcześniej. (Efr)

-Ja was na razie zostawię. Wrócę później, pa. (Junriri)

-Pa. (Efr)

-Przyprowadziłaś mnie tu i se idziesz? (Kazaki)

-Tak, cześć. (Junriri)

Junriri przemieniła się w lisa i prędko wybiegła z placu. Efr rzekł:

-No i zostaliśmy sami.

-Ta.

-Więc masz na imię Kazaki.

-Teraz sobie przypomniałem, nie przedstawiłem ci się wcześniej.

-Jak tam twoja amnezja?

-Ee...

-Tak, tak, nie musisz nic mówić. Wiem, że to ściema, ale nie gniewam się, znam sytuację, wiem, czemu nic nam nie powiedziałeś.

-Dzięki, że nie masz do mnie pretensji.

-Niby czemu miałbym mieć?

-Nie wiem, teoretycznie was okłamałem.

-Hyh... Bez przesady. Usiądź, przecież nie będziesz tak stał.

Kazaki usiadł przy Efrze.

-Więc Junriri chciała, żebym przyszedł tu, żeby cię poznać?

-Najwidoczniej. Mnie również tu sprowadziła, ale po co? Dalej nie wiem.

-Czemu jej tak zależy?

-Nie wiem. Nie powiedziała mi, ale korzystając z okazji, możemy pogadać.

-Racja. Vers mówił, że nie lubisz wychodzić do ludzi.

-Zgadza się.

-Więc co tu robisz?

-Mówiłem już, że Junriri mnie wyciągnęła.

-Wybacz, że pytam, ale dlaczego nie lubisz trenować przy ludziach.

-Ahh... Ten Vers. To nie jest tak, że nie lubię, czy się wstydzę. Po prostu, jak widzisz wolę poczytać, pouczyć się, albo coś w ten deseń. Od czasu do czasu trenuję z nim i Mistrzem, ale to w zupełności mi wystarczy. Nie planuję być, jakimś nie wiadomo jakim, niepokonanym wojownikiem.

-Rozumiem, a dużo czytasz?

-Dość sporo.

-Czemu nie zostałeś magiem, czy kimś takim?

-Często słyszę to pytanie. Nie kręci mnie magia. Nie uważam, że jest bezużyteczna, po prostu, nie jest dla mnie.

-Yhym...

-Swoją drogą, widzę, że masz nowy miecz.

-A tak, racja.

-Mój ci się już znudził?

-Nie, po prostu dostałem pieniądze od Sarana, powiedział, żebym kupił sobie coś lepszego. Potrzebujesz go z powrotem?

-Nie, spokojnie. Zatrzymaj go na pamiątkę.

-Dzięki. Zmieniłeś broń czy coś?

-W sumie tak, stwierdziłem, że wypróbuję coś innego, a mianowicie, wziąłem pomysł od Mistrza Zerkena.

-Czyli rękawice.

-Dokładnie. Jest twoim przyjacielem z waszego świata, prawda?

-Tak, przynajmniej ty wiesz. Kto przekazał?

-Mistrz Saran.

-No przecież.

-A ciebie skąd Junriri wyciągnęła?

-Bylem akurat z Dwargiem.

-No tak zapomniałem, Kazaki przyjaciel Mistrzów.

-Serio ktoś mnie tak nazywa?

-Nie, taki mały żarcik.

-Przeszkadza ci to, że z nimi gadam?

-Nie niby skąd ten pomysł? To nic złego, że z nimi rozmawiasz, wielu ludzi chciałoby być na twoim miejscu.

-Ciekawe czy dalej by chcieli, gdyby wiedzieli, że czeka mnie walka z Kinshim.

-A no tak. Zmiennokształtny smok. Uważasz, że dasz radę go pokonać?

-Sądzę, że potrzebuję więcej treningu. Zaraz... Skąd wiesz o Kinshim?

-Vers mówi mi o wszystkim, to co mu powiedziałeś, ja najprawdopodobniej również wiem.

-Dobrze wiedzieć. Coś nadal nie daje mi spokoju.

-Co dokładnie?

-Junriri na pewno chciała, żebyśmy pogadali w jakiejś konkretnej sprawie. Jesteś pewien, że nic ci nie mówiła?

-Hmm... Pomyślmy.

Efr zamknął książkę i odłożył ją na bok.

-Gdy przyszła do mojego domu pytała mnie o mój miecz. Odpowiedziałem jej, że już go nie używam, najwidoczniej trochę się zawiodła, bo ogon jej oklapł. Mimo to i tak chciała, żebym poszedł. Hmm...

-To nic mi nie mówi.

-Mi za to wręcz przeciwnie.

-Hę..?

-Serio się nie domyślasz?

-Nie za bardzo.

-To posłuchaj. O ile dobrze zakładam, Junriri sądzi, że potrzebujesz poćwiczyć przed walką z tym smokiem, prawda?

-Tak, rozmawialiśmy na ten temat, razem z Toko.

-Tak więc Junriri wpadła na plan, aby poznać cię ze mną, po to, abym nauczył cię paru ruchów, które sam kiedyś ćwiczyłem.

-Jesteś pewien?

-To jedyne logiczne wytłumaczenie, jeśli byś się porządnie nad tym zastanowił, to wpadłbyś na to samo.

-Skoro tak twierdzisz.

-Mogę spełnić jej prośbę, ale mamy mały problem.

-W sensie?

-Nie mam teraz swojego miecza, oddałem go tobie.

-No tak, mam po niego skoczyć?

-Nie ma potrzeby, mam ich więcej w domu, pożyczę od ojca.

-Twój ojciec też walczy mieczem? Są aż tak popularne? Co chwilę słyszę, że ktoś go używa.

-I tak i nie. To zależy od Miasta, w tym akurat miecz jest najpopularniejszy, wiesz, ludzie mają różne preferencje.

-Logiczne.

-Tak w sumie, czemu wybrałeś miecz?

-Wiesz, miecz to pierwsza broń, która wpadła mi w ręce, gdy tu trafiłem, postanowiłem przy nim zostać. Junriri też o to pytała.

-W porządku, nauczę cię paru ruchów, mam nadzieję, że ci się przydadzą.

-No dobra..

-Wrócę za jakiś czas. Co planujesz robić w tym czasie?

-Chyba pójdę zabrać swoje rzeczy z karczmy i zaniosę je do domu Zerkena.

-Mieszkacie razem?

-Na chwilę obecną, tak.

-Dobra to do zobaczenia później.

-Cześć.

Chłopaki poszli w swoje strony, Kazaki do karczmy, a Efr do domu. Po drodze Kazaki napotkał Junriri. Siedziała na dachu jednego z budynków.

-Hejka.

-Nie wiem czemu, ale miałem przeczucie, że cię spotkam.

-Hihi...

Junriri zeskoczyła z dachu, lądując na nogach, prosto przed Kazakim.

-Już skończyliście?

Kazaki chciał wprowadzić przyjaciółkę w niepewność.

-A co niby mięliśmy skończyć?

-No, to po co was zebrałam w jednym miejscu.

-Że porozmawiać? To tak, skończyliśmy.

-Nie, nie o to mi chodzi.

-To w takim razie nie wiem.

-Czy wy naprawdę nie zrozumieliście, po co was tam przyprowadziłam? Ehh...

-Nie za bardzo.

-Mówiłeś, że w siebie wątpisz, więc zorganizowałam to spotkanie, żeby Efr cię czegoś nauczył.

-Serio?

-Tak.

-Ok. Czyli jednak Efr miał rację.

Junriri lekko się zezłościła.

-Robisz mnie w konia?

Kazaki wybuchnął śmiechem.

-Oczywiście, że tak.

Junriri odwróciła się do Kazakiego plecami.

-Czemu żadnemu z nas nic nie powiedziałaś, tylko kazałaś nam się domyślać?

Dziewczyna milczała.

-Ehh... Skoro tak. To chyba będę musiał zabrać cię ze mną, póki się nie odezwiesz.

-Hmm..?

Kazaki wziął Junriri na ręce, gdy ją podniósł, dziewczyna zaskoczona, pisknęła. Bohater zaczął iść w stronę karczmy. Gdy już byli blisko, dziewczyna odezwała się:

-Dobra... Możesz mnie odstawić.

-Jak sobie życzysz.

Kazaki postawił przyjaciółkę na ziemi, nie była już wtedy taka wściekła.

-Więc trenowaliście?

-Jeszcze nie. Efr poszedł po miecz, więc stwierdziłem, że zabiorę swoje rzeczy z karczmy i zaniosę do domu Zerkena.

-Po co?

-Rano dał mi klucze i zaproponował, żebym zamieszkał u niego.

-Czyli będzie teraz mieszkać we dwoje?

-Na to wygląda. Swoją drogą, na kogo czekałaś na tym dachu?

-Na ciebie, chciałam z tobą porozmawiać, we dwoje, ale skoro jeszcze nie skończyliście trenować, to mogę zaczekać.

-No, dobra.

Kazaki wraz z Junriri, weszli do jego pokoju. Chłopak zaczął zbierać swoje rzeczy.

-Pomóc ci?

-Nie, nie trzeba, nie mam tego zbyt dużo.

-Jakieś ciuchy na zmianę?

-Hehhhh... Nie mam.

-Czy ty cały czas chodzisz w tej zbroi?!

-T-tak?

-Ughh...

-Rzeczywiście jestem jedyną osobą, która chodzi w tym Mieście w zbroi, reszta ma normalne ubrania, jakoś się nad tym nie zastanawiałem.

-Po co mamy chodzić w zbrojach po Mieście?

-Słusznie.

-Gdy wrócimy z tej wyprawy, idziesz ze mną na zakupy.

~Nie, proszę nie. -Muszę?

-Wolisz cały czas chodzić w tym samym? Będziesz śmierdział jak świnia.

~Nie lubię zakupów. -Ehh... No dobra.

-To chciałam usłyszeć. Zabieraj to i chodź.

-Już, już, nie poganiaj mnie.

W trakcie, gdy ta dwójka urządzała Kazakiemu przeprowadzkę, Efr wszedł do swojego domu.

-Wróciłem. (Efr)

-Spodziewałem się, że zbyt długo nie wytrzymasz na dworze. (Starszy brat Efra)

-Weź, przestań. (Starsza siostra Efra)

-Nie martw się bracie, przyszedłem tylko po miecz i od razu wychodzę. (Efr)

-Po co ci? Nie zmieniłeś broni przypadkiem? (Starszy brat Efra)

-Zmieniłem, ale Junriri poprosiła mnie, żebym pokazał kilka ruchów koledze. (Efr)

Brat Efra zaczął się śmiać.

-Kogo ty chcesz niby uczyć. (Starszy brat Efra)

-Wiesz, z naszej trójki wydaję się najbardziej kompetentny, chyba że mam ci przypomnieć, ile razy cię pokonałem. (Efr)

Brat zdenerwował się.

-Weź mnie trzymaj bo mu jebnę! (Starszy brat Efra)

Starszy brat wstał, jego siostra stała za nim. Złapała go za ramiona i posadziła z powrotem na krześle.

-Uspokójcie się! Oboje! (Starsza siostra Efra)

Do salonu wszedł ojciec i matka Efra.

-Co tu się dzieje? (Ojciec)

-Ehh... Nic, znowu się kłócą. (Starsza siostra Efra)

-Ohh... Synku, wróciłeś. (Matka)

-Na chwilkę, zaraz wychodzę. (Efr)

-Gdzie ty w ogóle idziesz? (Ojciec)

-Na plac, szkolić kolegę. (Efr)

-A ten kolega ma imię? (Matka)

-Kazaki. (Efr)

-To ten Kazaki, który ma niby uratować nasz świat? (Ojciec)

-Tak, ale skąd o tym wiesz? (Efr)

-Braciszku, Vers tu był. Wszystko wygadał. (Starsza siostra Efra)

-Lepiej go ogarnij, zanim całe Miasto się dowie. Kazaki nie potrzebuje takiego rozgłosu. (Starszy brat Efra)

-Zrobię to. (Efr)

-Jak raz, powiedział coś mądrego. (Starsza siostra Efra)

-Czy ty mnie obraziłaś? (Starszy brat Efra)

-Ehh... Będę leciał, cześć. (Efr)

Nim Efr zdołał opuścić dom, odezwał się jego brat:

-Tylko się nie zakochaj w tym koledze. (Starszy brat Efra)

-Znowu zaczynasz? (Starsza siostra Efra)

-Odpuść mu, przyzwyczaiłem się. (Efr)

-No, dobrze, ale nie możesz dawać mu się tak nękać. To, że jesteś gejem, to nic złego. (Starsza siostra Efra)

-Nic nie poradzę na takich idiotów. Pa! (Efr)

Efr czym prędzej wybiegł z domu. Jego brat, wstając z krzesła i podbiegając do drzwi, krzyknął:

-Tylko tu wróć gnoju!

Efr kierował się na plac treningowy, gdy nagle spotkał Versa.

-O, hej Efr.

-Cześć Vers.

-Gdzie idziesz?

-Znasz odpowiedź na to pytanie.

-Eee... A no tak, Kazaki.

-Mam do ciebie takie pytanie.

-Jakie?

-Czemu gadasz wszystkim, kim jest Kazaki?

-Jak to wszystkim? Powiedziałem tylko twojej i mojej rodzinie.

-Lepiej przestań, plotki szybko się rozchodzą, moja rodzina raczej tego nikomu nie powie, ale ogarnij się ziom.

-No, dobra przepraszam.

-Nie przepraszaj, po prostu nie mów nikomu więcej. Osoby, które powinny wiedzieć, wiedzą, nie ma sensu mówić komuś jeszcze.

-Ok, spoko.

-Dobra to ja lecę, Kazaki pewnie już na mnie czeka.

-Zanim pójdziesz.

-No?

-Dla własnego dobra, jeśli wiesz, że wygrasz, nie wygrywaj.

-Ta składnia jest bez sensu, ale mówisz, że mam się poddać? Dlaczego?

-Uwierz mi, gdy Kazaki przegra będzie próbował cię zabić.

-W jakim sensie? Będzie zły po prostu, tak?

-Właśnie nie, on nie będzie zły, będzie o wiele gorzej. Gdy z nim walczyłem i wygrałem, rzucił się na mnie z łapami. Gdyby nie Mistrz Zerken i Mistrz Saran, nie byłoby tak kolorowo.

-Dzięki za ostrzeżenie. Zweryfikuję to, zanim go pokonam. Tymczasem cześć.

-Cześć. Widzimy się jutro na treningu?

-Nie, Mistrza Sarana jutro nie ma, wychodzi na jakąś wyprawę, nie będzie go kilka dni, nie wiem jak ty, ale ja spędzę ten czas w domu.

-A no tak, dzięki, że przypominasz. Cześć.

-Elo.

Efr powolnym krokiem wrócił na plac. Na miejscu czekał na niego już Kazaki, a wraz z nim Junriri.

-Jesteś wreszcie. (Kazaki)

-Wybacz, że musiałeś czekać. (Efr)

-Bez przesady. Sami dopiero co tu przyszliśmy. (Junriri)

-To jak, zaczynamy? (Kazaki)

-Jasne. (Efr)

-To ja stanę z boku. (Junriri)

W tym samym momencie na plac przyszła Ruria i podeszła do reszty. Była strasznie przygnębiona.

-Cześć wszystkim. - smutnym, zmarnowanym głosem (Ruria)

-Cześć Ruria. (Kazaki i Junriri)

-Dzień dobry, co księżniczka tu robi? Źle pani wygląda. (Efr)

-Dzięki, dziewczyny lubią to słyszeć. (Ruria)

-P-przepraszam, nie to miałem na myśli. (Efr)

-Wiem, wybacz. Wszystko w porządku, dziękuję za troskę. Zerken wyruszył, więc szukałam Kazakiego, żeby z nim porozmawiać, domyśliłam się, że będzie na placu, ale widzę, że jesteś zajęty. (Ruria)

-Znaczy, jeśli to coś ważnego, to mogę potrenować później. (Kazaki)

-Nie żartuj sobie, twój trening jest teraz najważniejszy. Porozmawiamy, jak skończycie. (Ruria)

-Skoro nie masz nic przeciwko. (Kazaki)

-Chodź Ruria, usiądziemy sobie. (Junriri)

Junriri i Ruria usiadły na ławce z boku, natomiast Kazaki i Efr ustawili się kawałek od nich i rozpoczęli przygotowania do treningu, a raczej, pojedynku.

-To jak Efr, mam zacząć?

-Zaczynaj, mi to nie robi.

-Będziesz walczył z tą książką?

-Jest przypięta do pasa, nie martw się.

-Jak chcesz.

-Pokaż, co potrafisz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top