Rozdział 22 - Ruria i statystyki

Jest ranek. Kazaki leży na swoim łóżku w karczmie i rozmyśla o tym, co wydarzyło się wczoraj.

-Z początku ta cała Wyrocznia była inna. Wydawała się spoko, ale rozmowa, jaką wczoraj prowadziliśmy, zmieniła moje zdanie. W tym momencie nie widzę sensu, aby do niej iść. Swoją drogą, czy potrzebuję w tym momencie tej umiejętności od Farengara? Chyba mogę się trochę pobawić, zanim powiem wszystkim, że nie mam zamiaru walczyć z Kinshim. Chociaż, czy chcę, żeby cały świat patrzył na mnie jak na debila? W końcu spędzę tu raczej resztę życia. Hmm... No nic, pora wstawać.

Kazaki wstał z łóżka i zszedł na dół. Zanim jednak wyszedł z budynku, podszedł do karczmarza.

-Przepraszam bardzo.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

-Miałbym do pana prośbę.

-Słucham.

-Czy jeśli przyszedłby tu Mistrz Młota, powiedziałby mu pan, że jestem w zamku?

-Oczywiście, nie ma problemu.

-Dziękuję, do widzenia.

-Do widzenia.

Chłopak wyszedł i ruszył w stronę zamku. Nie potrzebował dużo czasu, aby na kogoś wpaść, był to Zerken.

-Cześć Kazaki.

-Siema. Nie miałeś dzisiaj iść na zwiad?

-Właśnie idę, ale chciałem najpierw wpaść do ciebie.

-Do mnie? Po co?

-Chciałem ci to dać.

Zerken wręczył przyjacielowi klucze.

-Do czego to?

-Do mojego domu, wydaję mi się, że wygodniej będzie ci mieszkać u mnie, zamiast w tej karczmie.

-No dobra, dzięki stary.

-Nie ma za co. Tylko, czasem może tam przesiadywać Ruria.

-Nie przeszkadza mi to, z resztą, to twój dom.

Obaj uśmiechnęli się.

-Ale Zerken, powiedz mi, jak to jest z tobą i Rurią?

-Hmm..?

-No bo jesteście razem. Dlaczego mi nic wcześniej nie powiedziałeś?

-Nie chciałem ci tego mówić, bo i tak byś nie uwierzył, zwłaszcza że to księżniczka. Przecież całe życie siedziałem przed kompem, co nie?

-Coś w tym jest, ale teraz skoro widziałem to na własne oczy, gratki.

-Dzięki, opowiem ci, jak się poznaliśmy, gdy tylko wrócę. Wiesz, trochę mi się śpieszy.

-Wiem. Poza tym mi również.

-Masz dziś spotkanie z Dwargiem, prawda?

-Tak, ale najpierw idę do Farengara.

-A no tak, zapomniałem, statystyki. Gdy je zatwierdzicie, stanie się coś ciekawego.

Zerken puścił Kazakiemu oczko.

-To znaczy?

-Nie wiem, zobaczysz.

-Tym razem ci odpuszczę. Widzimy się później.

-Cześć.

Przyjaciele uścisnęli sobie dłonie i poszli w swoich kierunkach. Gdy Kazaki dotarł do zamku, wszedł do środka. Przeszedł kawałek w poszukiwaniu Farengara, jednakże nigdzie nie mógł go znaleźć, zamiast niego spotkał Rurię.

-O... Cześć Kazaki. - zaskoczona

-Dzień dobry księżniczko.

-Weź, bo się obrażę. Przywitaj się ze mną jak z koleżanką.

-Ymm... Cześć, Ruria.

-No, od razu lepiej.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

-Co tu robisz?

-Przyszedłem do Farengara, miał mi zatwierdzić statystyki, ale nigdzie nie mogę go znaleźć. Wiesz może, gdzie jest?

-Oj...

-Coś się stało?

-Farengara nie ma, powiedział, że idzie po jakiś zwój i wróci za jakiś czas.

-Hmm... To chyba będę musiał na niego poczekać.

-Chyba tak, czuj się, jak u siebie, ale uważaj na moją matkę, jest jakby to powiedzieć, troszeczkę zła.

-Ktoś ją wkurzył?

-N-nie, po prostu, wstała lewą nogą. ~Tak naprawdę, nie chce cię widzieć.

-A ty gdzie idziesz?

-Odwiedzić Zerkena. Mówił, że dziś wychodzi poza Miasto, więc chciałam życzyć mu udanej podróży.

-W takim razie, mam dla ciebie złe wieści.

-Nie mów...

-No, troszkę się spóźniłaś.

-Ehh... - zasmucona

-Farengara nie ma, Zerkena nie ma, więc chyba oboje nie mamy co robić.

-Ano. Zatem zapraszam cię do mnie, nie masz nic przeciwko, żebym poznała cię ciut bliżej?

-Pójdę z przyjemnością.

-Miło mi to słyszeć, zapraszam.

Ruria ma długie blond włosy i niebieskie oczy. Nie lubi robić sobie fryzur jednak gdy sytuacja tego wymaga, jak na przykład spotkania ze szlachtą, lubi wkładać między włosy kwiaty. Ma szczupłą sylwetkę, 164 centymetry wzrostu i 17 lat. Jak na księżniczkę przystało, uwielbia nosić różnorakie suknie. Dziewczyna zabrała Kazakiego do swojego pokoju, usiedli przy stole i kontynuowali rozmowę.

-Chciałbyś może się czegoś napić?

-Nie, dziękuję, ale chciałem cię o coś spytać.

-Tak? A o co?

-O ciebie i Zerkena.

-A co chciałbyś wiedzieć?

-W sumie, wszystko.

-Zerken nic ci nie powiedział?

-Nic, a nic.

-Ohh...

-Coś nie tak?

-Czy Zerken się mnie wstydzi?

-C-co? Nie nie nie nie. Nie o to mi chodziło.

Księżniczka wpadła w śmiech.

-Hahaha... Wiem przecież.

-Oboje macie podobny humor.

-Hyhy... Wiem. Pytaj, o co chcesz.

-Zastanawiam się, jak to się stało, że jesteście razem, Zerken nigdy nie miał dziewczyny.

-Wiele osób myśli, że jesteśmy razem tylko i wyłącznie dlatego, że ja jestem księżniczką, a on Mistrzem.

-W jakim sensie?

-Twierdzą, że gdyby nie nasze stanowiska, to nigdy byśmy na siebie nie spojrzeli.

-Wybacz, że spytam, ale ile masz lat?

-Co złego w tym pytaniu?

-W naszym świecie, pytanie kobiet o wiek było niekulturalne.

-Zapomniałam, że jesteście nietutejsi. No nic, jestem w waszym wieku, mam siedemnaście lat.

-To znaczy tyle lat co ja. Zerken jest teraz chyba starszy.

-Co masz na myśli?

-Gdy spotkałem Zerkena, powiedział mi, że jest tu dwa lata, ale w naszym świecie minęły dwa miesiące.

-Zerken coś mi mówił na ten temat. Na początek nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale wygląda na to, że u nas rok, to u was miesiąc.

-Hę..?

-Zerkenowi również nie dawało to spokoju, spędził kilka godzin w bibliotece, w Mieście Księgi. Tam znalazł księgę, w której spisane są najważniejsze rzeczy dotyczące tego świata. Ja ty i on mamy tyle samo lat, wasz wiek jest taki sam, nie ważne, w którym świecie jesteście.

-Dalej ma siedemnaście?

-Tak.

-Tyle dobrego, nie wiem, jak to ma działać, ale nie mam zamiaru kłócić się z zasadami świata.

-No widzisz, człowiek uczy się całe życie.

-Opowiesz mi jeszcze, jak się poznaliście?

-Ymm... No dobrze. Poznaliśmy się zupełnie przypadkiem. Pewnego dnia, gdy wracałam do domu z Miasta Księgi, moja kareta została zaatakowana przez bandytów. Zaczęli oni zabijać wszystkich moich strażników, a gdy już to zrobili i nie został nikt więcej, dorwali się do mnie. Zaczęłam krzyczeć i błagać o litość, na moje szczęście, właśnie Zerken był w pobliżu. Nie myślał nawet chwili, od razu pośpieszył mi z pomocą. Zabił wszystkich bandytów i zabrał mnie z powrotem do domu. Gdy już byliśmy przy bramie Miasta, strażnicy podbiegli do nas, wyciągnęli bronie w stronę mojego wybawcy i natychmiast posłali po króla. Gdy mój tata już się pojawił, kazał go pojmać, za rzekomy napad na księżniczkę, oczywiście stanęłam w jego obronie, a on, na całe szczęście mi uwierzył. Zerken dostał podziękowania i został puszczony wolno.

-Nie wiedziałem, że Zerken miał takie przygody. Powiedz mi, używał jeszcze wtedy miecza?

-Owszem.

-Więc musiało to być dość dawno. Tak sobie teraz przypomniałem, czy Zerken mówił ci, czemu go nie używa?

-N-nie, nikomu o tym nie powiedział.

-Hmm... Skoro nawet ty nie wiesz, to rzeczywiście musi to być coś ważnego.

-Też tak sądzę, lecz pozwól, że będę kontynuować. Pewnego dnia, gdy przechadzałam się po Mieście, udało mi się wpaść na Zerkena i poszliśmy na spacer. Opowiedział mi wtedy o sobie i że planuje zostać Mistrzem Miecza. Początkowo pomyślałam, że zwariował, jednak zauważyłam, że bardzo mu na tym zależy, więc zaczęłam go wspierać, nie tylko przez dodawanie mu otuchy, ale od czasu do czasu dawałam mu trochę pieniędzy, nigdy nie chciał ich brać, ale i tak mu je wciskałam. Z czasem zaczęliśmy spotykać się coraz częściej, ale życie nie jest kolorowe. Któregoś dnia mój ojciec dowiedział się, że często się widujemy, do dziś nie wiem jak, ale zabronił nam się spotykać, a jemu groził śmiercią, jeżeli jeszcze raz się do mnie zbliży. Wtedy przez dłuższy czas go nie widziałam, a do mojego ojca, w ogóle się nie odzywałam. Któregoś dnia mój ojciec wyruszył za Miasto, aby walczyć ze smokami. Korzystając z okazji, wyszłam szukać Zerkena, jednak nie mogłam go nigdzie znaleźć. Gdy mój ojciec wrócił, nie był sam, wrócił z Mistrzem Miecza, wiesz, o kogo mi chodzi. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To był dzień, w którym zostaliśmy parą, wtedy już nikt nie miał nic przeciwko.

-W-wow.

-Zerken jest wspaniałym człowiekiem.

-Wiem. Wróćmy na chwilę do końcówki. Mówisz, że wrócił jako Mistrz.

-Tak.

-Opowiadał mi o tym, to on zabił tamte smoki, na które wyruszył twój tata.

-Tak, zgadza się. Więc jednak coś ci mówił.

-Mówił, ale nic o tobie.

-Ja się z nim policzę.

-Bardzo go kochasz. Ehh... Szkoda, że mi się tak nie poszczęściło.

-Nawet nie wiesz jak bardzo, moje uczucia są prawdziwe, nie odejdę od niego. Jeśli chodzi o ciebie, to nie jesteś z Junriri?

-Co? Nie.

-Zerken coś mi naopowiadał. No nic.

-Co za...

Rozmowę przerwało im pukanie do drzwi.

-Ruria? Jesteś u siebie?

Była to królowa.

-Tak jestem, wejdź.

Królowa z uśmiechem weszła do pokoju córki, przestała się uśmiechać, gdy tylko zauważyła Kazakiego.

-Ohh... Też tu jesteś Kazaki. - bez entuzjazmu

-Dzień dobry wasza wysokość. - kłaniając się

Ruria zauważyła, że to nie będzie zbyt ciekawa rozmowa, jak najszybciej chciała ją zakończyć.

-Taaaak więc, co cię do mnie sprowadza mamo?

-Farengar cię szukał.

-Dobrze to my z Kazakim pójdziemy, pa.

-P-pa.

Ruria wzięła Kazakiego za rękę i czym prędzej wybiegła z pokoju. Kazaki zdziwiony spytał:

-Czemu biegniemy?

-Jeszcze się nie domyśliłeś?

-Ale czego?

-Ehh... Kazaki. Moja matka cię nienawidzi, nie chcę, abyście przebywali zbyt długo przy sobie.

-Czemu?

-Nie obraź się, ale uważa cię za kogoś, na kim nie warto polegać i na którego nie warto marnować czasu.

-Co ja jej zrobiłem? ~Ale w pewnym sensie ma rację.

-Nic, ale według niej z niczym sobie nie poradzisz. ~Kompletnie nie ma racji.

Ruria puściła rękę Kazakiego. Resztę drogi przeszli wolniejszy krokiem. Gdy dotarli już do laboratorium, przywitał ich Farengar.

-Witam księżniczko, widzę, że Kazaki jest z tobą. (Farengar)

-Tak. Szukał cię wcześniej, powiedziałam mu, że wyszedłeś, więc porozmawialiśmy trochę. Swoją drogą, po jaki zwój poszedłeś? (Ruria)

-Byłem w wieży, aby wziąć zwój wojownika. (Farengar)

-Jeśli dobrze pamiętam, to takie zwoje bierze się z wież klasowych. Czyli gdy mówiłeś, że idziesz do wieży, miałeś na myśli konkretnie wieżę wojownika. (Ruria)

-Dokładnie. (Farengar)

-Ymm... Brzmi, jakby ten zwój był dla mnie. (Kazaki)

-I tak jest. (Farengar)

-Zgaduję, że jest potrzebny do tego, o co cię poprosiłem wczoraj. (Kazaki)

-To dobrze zgadłeś. (Farengar)

-Wytłumaczysz mi co mam robić? (Kazaki)

-Jeżeli o ciebie chodzi, to wystarczy, że przyłożysz swoją kartę statystyk do lewej piersi i będziesz stał w miejscu, ja zajmę się resztą. (Farengar)

-No dobra. (Kazaki)

Kazaki wyciągnął swoją kartę i zrobił, co kazał mu Farengar.

-Farengarze? (Ruria)

-Słucham księżniczko. (Farengar)

-Czy mogę ja to zrobić? (Ruria)

-Nie widzę przeciwwskazań, o ile Kazaki się zgodzi. (Farengar)

-To nie jest tak, że to królewski czarodziej musi to zrobić? (Kazaki)

-Mówił ci to Zerken? (Farengar)

-Tak. (Kazaki)

-Nie powiedział ci wszystkiego. (Ruria)

-Królewski czarodziej musi uaktywnić zwój, ale samo zatwierdzenie statystyk może zrobić ktokolwiek. (Farengar)

-No dobra. W takim razie Ruria nie krępuj się. (Kazaki)

-Jej! - ze szczęściem (Ruria)

-Więc zaczynam. (Farengar)

Farengar rozwinął zwój i zaczął czytać jego zawartość.

-Ja, królewski czarodziej Farengar, daję tobie Kazaki, możliwość korzystania z twoich umiejętności i ich dalszego rozwoju.

Zwój w jednej chwili zaczął świecić się na czerwono, a czarodziej rzekł do Kazakiego:

-Teraz się nie przestrasz.

-Niby czego? Nic mnie już nie zaskoczy.

Farengar zwinął zwój.

-Rurio, Kazaki korzysta z miecza. Wiesz, jak masz złapać zwój?

-Wiem, wiem. Daj.

Farengar wręczył zwój Rurii, ta złapała go oburącz jak rękojeść miecza. Zwój zniknął, a na jego miejscu pojawił się duchowy miecz.

-Wowowow... (Kazaki)

-Mówiłem, nie przestrasz się. (Farengar)

-C-co chcesz z tym zrobić? (Kazaki)

-Nie ruszaj się. (Ruria)

-Cz-cz-czekaj, nie chcesz chyba?! (Kazaki)

Ruria pobiegła na Kazakiego i wbiła mu miecz w serce, przebijając przy tym jego kartę statystyk.

-Nieeeeeeeee! (Kazaki)

Chłopak ze strachu stał w bezruchu.

-T-t-t-t-t-t-to tyle? (Kazaki)

-Oczywi... (Ruria)

Miecz sam wyleciał z chłopaka i wyparował, natomiast Kazaki wzleciał w górę i zaczął świecić się oślepiającym światłem. Ruria była przerażona, natomiast Farengar spokojny.

-F-F-Farengar, zrobiłam coś źle? Tak nie powinno się dziać.

-Spokojnie, nic mu nie będzie. ~Ahh... Zerken.

Po chwili Kazaki zaczął opadać na ziemię, a światło zaczęło zanikać. Chłopak ledwo stał na nogach, jednak nie ze strachu, po prostu kręciło mu się w głowie, nie wiedział, co się stało.

-Yyyyy... Mam kilka pytań. (Kazaki)

-Nie pytaj, już wszystko ci wyjaśniam. Spójrz na swoją prawą rękę. (Farengar)

-Masz ładną bransoletkę. (Ruria)

-Dzięki, coś z nią nie tak? Miałem ją, gdy trafiłem na ten świat. (Kazaki)

-A teraz spójrz na kartę. (Farengar)

-No widzę i c... Ooooo... (Kazaki)

-Właśnie. (Farengar)

-Ale co, pochwal się. (Ruria)

-Moje wszystkie statystyki urosły do stu. (Kazaki)

-Dokładnie. Razem z Zerkenem badaliśmy tę bransoletę, on ma taką samą, prawda? (Farengar)

-Tak, ale jego statystyki przecież są już maksymalne, miało to na niego efekt? (Kazaki)

-Efektu nie miało albo po prostu jeszcze tego nie odkryliśmy. (Farengar)

-Nie wiedziałem, że to coś może mieć wpływ na takie rzeczy. (Kazaki)

-Teraz już wiesz. Jest wiele przedmiotów, które mają różne efekty, jednakże te bransolety są z waszego świata, nie wiem, dlaczego działają tutaj. (Farengar)

-Mam jeszcze jedno pytanie, takie od czapy. (Kazaki)

-Słucham. (Farengar)

-Czy dużo osób zaczyna ze statystykami sto albo wyżej? (Kazaki)

-Jeśli dobrze pamiętam, to nie ma takich osób. (Ruria)

-Księżniczka ma rację. Nawet Zerken takich nie miał. (Farengar)

-Aha, czyli znowu robił sobie ze mnie jaja. (Kazaki)

-Na to wygląda. (Farengar)

-Ehh... (Kazaki)

-To by było tyle Kazaki, teraz możesz używać umiejętności, ulepszać je etc. Miłej zabawy i przy okazji powodzenia z Kinshim. Nie zawiedź nas. (Farengar)

-Postaram się. ~Trochę niezręcznie. (Kazaki)

-Ja też na ciebie liczę. (Ruria)

~Bardziej niezręcznie. (Kazaki)

-I ja również. (???)

~Jeszcze bardziej niezręcznie. Zaraz, kto to? (Kazaki)

W laboratorium pojawił się Dwarg.

-Witam wszystkich. (Dwarg)

-Cześć Dwarg. (Kazaki)

-Dzień dobry. (Ruria)

Księżniczka ukłoniła się.

-Ja cię szukam, a ty w zamku. (Dwarg)

-Właśnie miałem wracać. (Kazaki)

-Idziesz już? (Ruria)

-No. (Kazaki)

-No dobrze. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś porozmawiamy. (Ruria)

-Ja również. Byłbym zapomniał, pozdrowisz ode mnie Toko? (Kazaki)

-Pozdrowię, nie martw się. (Ruria)

-Dzięki, to cześć. (Kazaki)

-Pa. (Ruria)

-Żegnam. (Farengar)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top