Twenty seven
Wszedłem do kawiarni równo o umówionej godzinie. Miałem zabrać Rosie na obiad, do pobliskiej restauracji, którą lubiłem. Pomachałem do dziewczyny, która tego nie odwzajemniła. Nawet się nie uśmiechnęła, a Rosie zawsze się uśmiechała.
-Harry-usłyszałem za sobą znajomy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem Annabeth. Była ona moją znajomą, kiedyś między nami coś było, ale zakończyło się tak szybko, jak zaczęło. Po prostu do siebie nie pasowaliśmy charakterami. Miała ona długie rude włosy, bladą cerę i chyba nigdy nie widziałem jej w spodniach. Była typową kobietą biznesu-Podejdź tu-przywołała mnie do stolika.
-Witaj-przywitałem się, siadając na przeciwko niej.
-Co u ciebie, Harry? Dawno się nie widzieliśmy-uśmiechnęła się szeroko.
-W porządku-wzruszyłem ramionami-A co u ciebie?-spytałem.
Kiedy Annabeth zaczęła opowiadać o jakże swojej cudownej pracy, ja spoglądałem na Rosie, która mnie po prostu ignorowała. Kiedy nie obsługiwała klienta, patrzyła zawsze w inną stronę. Chciałem ją jakoś przeprosić, albo zachęcić, żeby poczekała na mnie.
-Wiesz co pomyślałam, że powinniśmy kiedyś znowu razem wyjść-powiedziała nagle Annabeth, a mnie zamurowało-Wiesz, jak za starych czasów-zaśmiała się krótko.
-Annabeth, ja...-zacząłem, ale nie dała mi dojść do słowa.
-Nie daj się prosić, chodź pójdziemy na obiad-wstała z krzesła, a ja na nią patrzyłem zszokowany.
-To chyba nie jest dobry pomysł-odpowiedziałem-Ja muszę iść-wstałem i patrzyłem na Rosie, która wyszła na zaplecze.
-Nie daj się prosić, Harry. W końcu dawno się nie widzieliśmy-chwyciła mnie pod rękę i nawet nie wiem, w którym momencie wyprowadziła mnie z kawiarni, kiedy ja oglądałem się za Rosie.
Annabeth jest zła ;-;
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top