Twenty eight
Wszedłem do kawiarni około piętnastej. Uwolniłem się w końcu od Annabeth, która nie dała się zwieść moim wymówkom i skończyło się na tym, że wylądowaliśmy w restauracji na obiedzie. Naprawdę tej kobiecie ciężko było odmówić, ona nie pozwalała na to. Chciałem porozmawiać z Rosie i ją przeprosić za moje zachowanie, naprawdę czułem się z tym źle i nie potrafiłem sobie wybaczyć tego, że zraniłem tą cudowną istotkę.
Podchodziłem do lady, ale coś mi kazało się zatrzymać, a raczej ktoś. Przy ladzie stał George, był opart rękami o blat i wystukiwał palcami rytm w niego. Zapewne czekał na Rosie. Nie myliłem się. Po chwili brunetka wyszła od strony pomieszczenia dla pracowników. Za pewne już skończyła pracę. Ubrana była w zwiewnną blado-żółtą sukienkę i balerinki, wyglądała pięknie. Podeszła do Georga i coś mu powiedziała. Chwilę później ruszyli w moją stronę, a raczej w stronę wyjścia.
Kiedy przechodzili koło mnie Rosie tylko przelotnie na mnie spojrzała, ale zdążyłem zauważyć, że jej oczy były smutne, ale chwile potem zamieniły się w te obojętne, które były dla mnie zawsze zagadką.
-Rosie-szepnąłem, ale nie zareagowała. Trudno, żeby mogła mnie usłyszeć w tym gwarze. Czułem się jak najgorszy dupek. Ale to nie była moja wina. Byłem przekonany, że Annabeth była sprawką mojego ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top