Fourteen
Po miłym po południu z Rosie, byłem przeszczęśliwy. W końcu mogłem z nią wyjść, sam na sam, nawet na tak krótką chwilę. Bo godzina przy niej mija jak minuta.
Nie mogłem się doczekać, aż znowu uda mi się ją wyciągnąć na trochę.
Kilka dni później wszedłem do kawiarni po pracy, z wielką nadzieją, że zastanę tam Rosie. Nie myliłem się, miała teraz zmianę. Ale oprócz niej był ktoś jeszcze, jedna jedyna osoba w tym pomieszczeniu. Brunet, którego tak często ostatnio widziałem. Nie podobało mi się to i momentalnie zacisnąłem ręce w pięści.
-To miał być ostatni raz, Rosalie!-krzyknął-Jeszcze jedna taka sytuacja, a pożałujesz.
-Przepraszam, nie mogłam wyjść wcześniej-usłyszałem jej cichy głos.
-Dlaczego? Bo znowu się z kimś spotykałaś, co?-walnął pięścią w blat i już wiedziałem, że muszę zareagować. Podszedłem do nich, a Rosie dopiero teraz mnie zauważyła. Jej wyraz twarzy zmienił się z przerażonej na obojętną.
-Odpowiedz mi!-krzyknął.
-Ona nie musi tego robić. Za to Ty teraz bez słowa opuścisz tą kawiarnie-warknąłem.
-Harry, nie...-pokręciła głową.
-Twój nowy kumpel, co?-zaśmiał się mi w twarz-Wiedziałeś jaka z niej dziwka?
-Wynoś się stąd, póki masz szansę ujść z tego cały.
-Harry, proszę...
-Zamknij się, szmato!-warknął.
Tego było za wiele, ta sytuacja nie mogła się skończyć dobrze. Nie miał prawa tak o niej mówić, nigdy. Ona nie zasługiwała na to, za to on zasługiwał na to, żeby dostało mu się w twarz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top