Fifty six

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Zawsze mogę znaleźć inny sposób na to, aby dał ci spokój-powiedziałem do Rosie, kiedy staliśmy w holu w moim mieszkaniu.

-To będzie najbezpieczniejsze, dla ciebie-stwierdziła, patrząc w moje oczy, w których zobaczyła napięcie-Dla nas-poprawiła się, nie chcąc mnie martwić. Ale robiłem to-bardzo się o nią martwiłem. Mogło wydarzyć się wszystko.

-Gdyby doszło do czegoś więcej-westchnąłem, próbując dobrać odpowiednie słowa.

-Wiem, nie wybaczyłbyś sobie.

-Spróbujemy coś innego wymyślić-błagałem ją, ale ona pokręciła głową.

-Harry, muszę się z nim spotkać. Jeśli nie pojawię się w mieszkaniu, będzie jeszcze gorzej. Po prostu pilnuj Toby'ego.

-Chciałbym być przy tobie-szepnąłem, dotykajac jej policzka.

-Nie możesz. Jeśli tam będziesz, nic się nie wydarzy i nie będzie żadnych dowodów, żeby go powstrzymać. Bez tego nie zrobimy nic, to nie pierwszy raz.

-Wiem, ale czuję się winny. Nie powinienem cię na to wysyłać.

-Harry to jedyny sposób, aby coś z nim zrobić. Kocham cię i nie martw się, zadzwonię, gdy on już sobie pójdzie. Obiecuję-uśmiechnęła się lekko do mnie.

-Będziemy czekać na ciebie-powiedziałem, całując ją w usta. Najpierw delikatnie, potem namiętniej, co tylko odwzajemniała, przez co czułem się wspaniale. Chciałem ją mieć u swojego boku na zawsze-Kocham cię-szepnąłem w jej usta.

-Ja ciebie też-również szepnęła i uśmiechnęła się do mnie.

Tak bardzo chciałem ją chronic przed wszystkim, ale nie zawsze mogłem...

Zostały trzy(?) rozdzały do końca...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top