Fifty seven

Wszedłem do mieszkania Rosie, po tym jak nie odbierała moich telefonów. Zostawiłem Toby'ego pod opieką Addie i jej chłopaka i od razu wsiadłem do auta, aby sprawdzić co z nią. Okropnie się bałem, czułem, że George posunął się za daleko i zbyt mocno skrzywdził moje największe szczęście, jeśli nie zrobił tego wystarczając do tej pory. Rozejrzałem się po mieszkaniu, ale w kuchni, ani w holu nie znalazłam żadnej z tej dwójki. W salonie też ich nie było, w pokoju Toby'ego również, oraz w łazience. Została mi tylko jej sypialnia do, której wbiegłem. Od razu zauważyłem ją, leżała na łóżku posiniaczona, wargi były rozchylone, a włosy rozsypane na poduszcze. Była przykryta kołdrą, ale wiedziałem, że jest naga.

Spojrzałem w bok, widząc George'a, który dumnie patrzył na "swoje dzieło". Czułem takie obrzydzenie do niego, oraz nie panowałem nad emocjami. Zranił ją, a ona była moja.

-Co ty jej zrobiłeś? Jak śmiałeś ją dotknąć?-rzuciłem się na niego z pięściami, okładając mu twarz, czemu nie był dłużny.

-Należało jej się!-krczyał-Musi się nauczyć, że nie ma szans na wydostanie się ode mnie!

-Naprawdę?-zaśmiałem się z kpiną, powalając go na podłogę-W całym domu były kamery, mam dowody, że coś jej zrobiłeś i wykorzystam to przeciwko tobie. Naprawdę nie obchodzą mnie twoi rodzice, ja też mam wysoką pozycję w tym mieście, a teraz mogę cię zniszczyć w jednej sekundzie. Więc teraz wycofasz się i więcej jej nie dotkniesz, bo z moimi dowodami trafisz za kratki na wiele lat.

-Nie zrobisz tego-zaśmiał się gorzko-Nie jesteś do tego zdolny. Z resztą czy ty myślisz, że ci w to uwierzę?

-Nie musisz, wystarczy, że oni są już w drodzę-wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się w duchu, kiedy usłyszałem dźwięk nadjeżdżającej pomocy.

Dwa rozdziały do końca...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top