Fifteen

-Tak mi przykro, Harry-mówiła brunetka, owijając moje dłonie bandażem. Sam nie wiem czy więcej było tam krwi tego kolesia, czy mojej, ale nie obchodziło mnie to. Na razie Rosie była bezpieczna i to było moim priorytetem-Gdybym coś zrobiła, nie byłbyś w takim stanie. Powinnam go wyprosić z kawiarni, albo porozmawiać gdzie indziej. Nie w pracy, proszę Cię nie mów nic swojemu ojcu. Tak mi przykro-mówiła bardzo szybko, a ja tylko się uśmiechałem lekko.

Nie miała racji, w porównaniu do jego obrażeń, moje to nic. Mam tylko rozciętą wargę i łuk brwiowy.

-Rosie, spójrz na mnie-chwyciłem jej malutkie dłonie, przerywając jej czynność-Nic się nie stało i nic mi nie jest. Gdybym musiał zrobiłbym to po raz drugi, bez zawachania. Dobrze, że stało się to tutaj, przynajmniej byłem ja, żeby Ci pomóc-uśmiechnąłem się do niej.

-On nie jest taki zawsze. Nie zrobi mi krzywdy-odpowiedziała z lekkim uśmiechem.

-I tak nie sądzę, że to mądre, żebyś wracała sama.

-Poradzę sobie, ale i tak dziękuję-przytuliła mnie-Mój bohater.

Dla niej na początku, był to tylko żart, nie wiedziała, że potraktuję to poważnie.

Co Wy macie z tym alfonsem? :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top