Rozdział 16: Tren Krom
POV(Punkt widzenia Surelemexa'y):
Kilkanaście dni pływania po tym długim morzu. I znalazłem. Dawną wyspę na której przebywał on. Tren Krom. Nie było łatwo natomiast. Sztorm i fale były okropne. Nie mam ciało wodoodporne,więc dobrze,że też wypożyczyłem płaszcz. Kilka razy poczułem iskry małe w moim ciele,bo woda przedostała się miedzy niektóre moje części. Ale wszystko jest teraz ok. Czuje się osłabiony,to fakt,ale nadal mam siły się z nim spotkać. Z tym jednym Tren Krom'em.
Szczerze pomyśleliby,że ja wariat. Dobrze,że ten Ga-Matoran zrobił,ze mną tą umowę. Uffff,powiało grozą. Byłoby to przeciwko prawu,żeby przedostać się na tą wyspę jakimkolwiek transportem. Ale jak się okazuje czasami trzeba zrobić pakt,który przeczy zasadom... Heh. Miejmy nadzieję,że Turaga Dume nie wyśle na mnie jakichkolwiek Vahki.
Auć! O popatrzajta! Jestem przy brzegu tej małej wysepki. Zamyśliłem się nie co myśląc o tych bzdurach. No cóż,czas ruszyć.
POV(Punkt widzenia Narratora):
Mały statek,którym podróżował nas szybki robot wreszcie uderzył o brzeg. Surelemexa fikołkiem wyskakuje z statku. Widać natomiast,że upada na kolana,co sprawia mu ogromnym ból. Chrząka po czym wstaje. To prawdopodobnie spowodowane tym,że nie zasilał siebie prądem od połowy tygodnia. Też może być tym,że woda mogła lekko uszkodzić jego wnętrze silniki.
Pomimo tego Surelemexa zbliża się do ogromnej jaskini. Jest ogromna,zbudowana z marmuru i innych typów skał. Wejście jest ogromne i ma też szpiczaste obramowanie. Surelemexa nigdy nie słyszał opowieści o Tren Krom'ie. Wiadome jest jedno:w porównaniu do Matoran lub Toa, Tren Krom jest istotą w 100% organiczną i żył w czasach przez Wielkimi Istotami. Pomagał akurat też dawniej Matoran'om przez pojawieniem się Mata Nui'ego. Dużo osób postrzega go jako potwora pomimo jego dawnych dobrych intencji. Głównie to przez jego wygląd. Jest powiedziane,że każdy kto na niego spojrzy może wpadnąć w szaleństwo. Jego szkarłatna skóra jest śliska i wypełniona odstającymi żyłami,które ciągle pompują krwinki przez ciało. Jego macki mają ogromna ilość kolców przypominające łuski aligatora. Macki jego są zakończone hakami. A jego czaszka. Ah,jego czaszka to istna wisienka na torcie lukrowym. Jest wielka i koloru rubinowego. Nie wygląda jakby posiadało skóry,tak jak reszta jego ciała. Jego oczy są wepchnięte głęboko w czaszkę. Jego twarz wygląda jakby została ogrzana blisko słońca tak bardzo,że posiada wiele zmarszczek oraz "kresek spalenizny". Jego żeby świecą niczym gwiazdy na niebie. Jest ogólnie przerażającą istotą.
Pomimo iż wielu Matoran zna powieść o nim,to Surelemexa mało wie o nim. Pochodzi z innego wymiaru i wciąż się uczy o różnicach w tym wszechświecie. Wie jedno,spotkanie z nim nie będzie łatwe.
-Jak dobrze,że znalazłem tu grubą gałąź. Mogę z tego zrobić pochodnie.
Oznajmia Surelemexa po czym blisko patyka pstryka palcami. Mała iskra dotyka gałąź. Kawałek drewna przy swoim górnej części zapala się dość lekko. Natomiast wydaje ogromną ilość światłą,która wystarczy idealnie,by podróżować po tego typu ogromnych wielu metrowych jaskiniach. Surelemexa nie wie co go czeka,ale pomimo tego podchodzi do tego na luzie. Co? Zaatakuje go wielki ośmiornicowy potwór,który potrafi mu umysł zniszczyć? Napewno nie.
-Kim jesteś...Ty śmiertelniku,który wchodzisz w moją własność
Ochrypły przerażający głos wydaje swoje echo po całej jaskini. Surelemexa podskakuje z lekkiego strachu.
-Ej ziom,weź nie strasz. Co jak teściowa wchodzi do twego domu,który wygląda jak buda psa po deszczu,to też tak ją straszysz. Chociaż szczerze ciekawe czy masz teściową.
Mówi żartobliwie Surelemexa. Tren Krom odpowiada:
-Wyjdź z tego miejsca,jeśli chcesz przeżyć mniejsza istoto. Jeśli nie,czeka cię zguba gorsza od śmierci...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top