Rozdział trzeci

Eve jęknęła. Właśnie została brutalnie wyrwana ze słodkiego snu. W weekendy pozwalała sobie na spanie dłużej, żeby zregenerować siły po całym tygodniu pracy. Teraz przeklinała w myślach, na czym świat stoi, podnosząc się z łóżka. Narzuciła na ramiona szlafrok, po czym pobiegła do drzwi. Nie miała pojęcia, kto to mógł być. Ku jej jeszcze większemu zaskoczeniu w progu stał kurier z bukietem kwiatów. Kobieta poczuła napływającą wściekłość. Te kwiaty mogła przysłać tylko jedna osoba.

- Dzień dobry, pani Eve Sparkle?

- Nie, przepraszam, to musi być pomyłka - odpowiedziała niezbyt grzecznie, ponownie kładąc rękę na klamce z zamiarem zamknięcia drzwi.

- Ale ten adres...

- Bardzo przepraszam, nie mam czasu, jestem zajęta. To pomyłka. Do widzenia - powtórzyła, nie dając mężczyźnie dojść do słowa, po czym zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

Następnie oparła się o nie, normując oddech, starając się uspokoić. Jej były narzeczony jako jedyna osoba potrafił ją wyprowadzić z równowagi. Więc miał skądś także jej adres! Eve przysięgła sobie, że jeżeli jeszcze raz dojdzie do podobnej sytuacji, bez wątpienia zgłosi go na policję. Niech lepiej trzyma się od niej z daleka.

Wiedziała, że nici z dalszego spania - ta poranna "poczta" za bardzo ją rozbudziła. Z drugiej strony, szczerze mówiąc, perspektywa leżenia w łóżku również do niej nie przemawiała. Eve była już wyspana.

Poszła do łazienki, aby wziąć gorący prysznic. Następnie postanowiła zjeść śniadanie. Zaparzyła sobie kawy oraz zrobiła tosty z dżemem. Przyniosła laptop z salonu, gdzie zostawiła go poprzedniego wieczoru, po czym włączyła go, by sprawdzić mail oraz poranne wiadomości. Jedząc, przewijała stronę, ale nic nie zatrzymało jej wzroku na dłużej. Tu mowa o jakimś nowym projekcie, w który zainwestowało Wayne Enterprises, tam zdjęcia z wczorajszego balu dobroczynnego, zorganizowanego przez tę samą firmę, wzmianka o spadku akcji na giełdzie, szerzącym się bezrobociu...

Kobieta uśpiła komputer, po czym wstała od stołu. Wstawiła talerz oraz kubek do zmywarki i zdecydowała, że poczyta książkę. Nie musiała nic robić. Dodatkowo w Gotham było ostatnio nad wyraz spokojnie. Przynajmniej można było tak stwierdzić na podstawie informacji posiadanych przez policję.

Za to wcześniej... wiele się działo.

Kilka dni temu złapano poszukiwanego człowieka z ogłoszeń, Oswalda Cobblepota, który przyznał się do morderstwa Theo Galavana. Wysłano go prosto do zakładu psychiatrycznego, Arkham Asylum, ponieważ orzeczono, że sprawca jest niepoczytalny. Jednak jeszcze wcześniej mieli do czynienia z niejakim Victorem Friesem - młodym naukowcem, który wynalazł sposób na zamrażanie ludzi ciekłym helem oraz ponowne wybudzanie ich z tego rodzaju hibernacji. Nie od razu. Najpierw ofiar nie udawało się uratować - następowała natychmiastowa śmierć związana z gwałtownym, ogromnym wychłodzeniem organizmu. Ale kiedy pewien człowiek, potraktowany bronią Friesa, przewieziony na komisariat w celu badań (Eve oraz Edward byli ogromnie podekscytowani, że mają okazję nad czymś takim popracować!), dosłownie zmartwychwstał na oczach policjantów... Sprawca stał się sławny w całym mieście, a gazety dały mu przydomek "Mr. Freeze". Poszukiwany przez policję, Freeze himself został złapany we własnym domu, w piwnicy, gdzie mieściło się jego laboratorium. Jego żona, Nora Fries, przesłuchiwana, wyznała wcześniej, że robił to dla niej, by uratować ją przed śmiercią z powodu nieuleczalnej w dzisiejszych czasach choroby - wierzył, że jeśli zamrozi Norę na x lat, wynajdzie w międzyczasie lekarstwo na jej chorobę i będzie mógł ją później uratować. Tak się nie stało. Według policyjnego raportu kobieta, dowiedziawszy się, że Fries poświęcił do celów eksperymentowania życie tylu niewinnych osób, zdecydowała, że nie chce być sama na świecie, nawet jeśli potem miałaby wyzdrowieć, gdy jej mąż będzie w więzieniu. Podmieniła substancję w urządzeniu Victora Friesa na wcześniejszy, niedoskonały wynalazek, co sprawiło, że kiedy mąż zamroził żonę, pewien, że kiedyś będzie mogła się wybudzić, chwilę po tym... po prostu rozpadła się na kawałki. Fries był zrozpaczony, dlatego zaaplikował sobie olbrzymią dawkę swojego wynalazku - czyli popełnił samobójstwo.

Eve mocno poruszyła ta sytuacja. Każdy, nawet najmniejszy szczegół znała od świadka całego wydarzenia, doktor Leslie Thompkins, z którą wraz z Edem pracowali. Kobieta zaskarbiła sobie sympatię Eve z powodu swojej życzliwości. Była to atrakcyjna, młoda kobieta o ciemnych włosach i oczach, narzeczona komisarza Jima Gordona, którego Eve miała okazję poznać w zeszłym tygodniu, gdyż powrócił do pracy. Szczerze mówiąc, nie wiedziała dokładnie, dlaczego wcześniej był nieobecny, jedynie, że sprawa miała związek z morderstwem Theo Galavana. W sumie niewiele ją to interesowało. Od niedawna myślała głównie o Victorze Fries'ie, jego żonie, ofiarach oraz wynalazku. A teraz jeszcze Andrew...

Energicznie zamknęła książkę. To nie ma sensu, od dziesięciu minut czytała to samo zdanie. Powinna zrobić coś, co pozwoli jej zapomnieć o jej cudownym eks-narzeczonym. Tylko co?

Wyjrzała przez okno. Pogoda, jak na Gotham City, była naprawdę ładna. Zza chmur przeświecało słońce.

"Wyjście na spacer! Tak, to jest myśl! Ale sama...? Rusz się, musisz poznać tu więcej ludzi! Tylko kto normalny wyjdzie z tobą na spacer o jedenastej w sobotę, jeśli mu to zaproponujesz bez wcześniejszej zapowiedzi... Już wiem, Ed!"

Uśmiechnęła się pod nosem, po czym wybrała numer do Eda. Wymienili się nimi wcześniej, aby w razie potrzeby mieć ze sobą kontakt. Do celów zawodowych, oczywiście...

Ale teraz Eve czuła, że nie wysiedzi ani chwili dłużej w domu, zwłaszcza że do pokoju wpadły przez szybę promienie słoneczne. Cóż, warto spróbować! Ed to osoba, z którą z przyjemnością spędziłaby czas i na pewno mieliby o czym rozmawiać.

Wzięła do ręki leżący na kanapie telefon, po czym wybrała jego numer. Odebrał natychmiastowo, już po pierwszym sygnale.

- Yes? - odezwał się służbowym głosem z nutą zaskoczenia.

Eve na ten dźwięk mimo woli stłumiła chichot.

- Hey. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - spytała nieśmiało.

- Not at all - była pewna, że Ed się uśmiecha.

- Na pewno? Nie obudziłam cię?

Edward zaśmiał się uprzejmie.

- Trust me, Eve, nie należę do osób, które śpią do późna.

- Ah, okay...

Wzięła głęboki wdech, po czym dość szybko oznajmiła, w jakim celu dzwoni.

- Anyway, Ed, słuchaj, czy miałbyś dziś trochę wolnego czasu, powiedzmy, za godzinę? Jest taka ładna pogoda, chyba po raz pierwszy, odkąd się tu przeprowadziłam... Dlatego pomyślałam, żeby pójść na spacer, co ty na to?

- A walk? Yes, of course! Sounds like fun. Przyjdę po ciebie za... czterdzieści, czterdzieści trzy minuty, okie?

Edward i jego precyzja.

- To świetnie! Jasne! To do zoba... - już miała kończyć rozmowę, kiedy przypomniała sobie, że przecież nie podała mu swojego adresu...

- Ed? Jesteś tam jeszcze?

- Tak, a co się stało?

- Przecież nie znasz mojego adresu! - zaśmiała się Eve. - To jak, mam mówić, zapamiętasz, czy może poczekam, aż pójdziesz po coś do pisania?

Cisza po drugiej stronie trwająca ułamek sekundy dłużej niż normalny czas reakcji.

- Masz rację! - Ed także zaczął się śmiać. - Akurat tak się składa, że mam pod ręką długopis i kartkę. Więc słucham!

Kobieta podyktowała mu swój adres. Następnie rzucili sobie krótkie "see you", Eve weszła do łazienki, aby się umalować, narzuciła na podkoszulkę czarny sweter, po czym stanęła przed lustrem. Chciała wyglądać bardziej "na luzie" - brak obcasów, koszulowych bluzek i czarnych spódnic. Poza tym nie wybierała się na randkę, tylko na spotkanie ze znajomym, więc nie starała się wyglądać jak milion dolarów. Jeansy, sweter i trampki to było to! Spojrzała na zegarek. Za mniej więcej dwadzieścia minut przybędzie pan Nygma! Mimo woli przypomniał jej się moment z ich rozmowy telefonicznej z podaniem adresu. Ed wydawał się... zakłopotany? A ta cisza?

"Jaka cisza, kobieto?! Trzy sekundy nazywasz ciszą? Tak, pewnie to twój następny stalker! Ech, przez Andrew zupełnie tracę głowę..." - skrzywiła się, podchodząc do okna.
***
"Proszę, proszę" - pomyślał Ed - "ktoś tu ma szczęście! Well, nie przypuszczałbym, że to rozwinie się tak szybko, Miss Sparkle. Och, twój adres? Dawno zakodowany" - parsknął na wspomnienie wyimaginowanego długopisu wraz z kartką.

***

Jestem z nowym rozdziałem, proszę bardzo! :D Z grubsza zrobiłam w nim to, co chciałam - opisałam wydarzenia z "Gotham". Fries "nie żyje", Pingwin siedzi w Arkham, Jim wrócił...

I jak? :>

Ech, btw. skończyłam dziś 18 lat! Jestem stara jak nie wiem! ;____; Ja nie chcę!

Z TEJ OKAZJI, BARDZO PROSZĘ, ADORUJCIE RAZEM ZE MNĄ ZDJĘCIE CORY'EGO I JEGO NAJPIĘKNIEJSZE I NAJSEKSOWNIEJSZE KOŚCI POLICZKOWE NA ŚWIECIE! <333

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top