Rozdział piąty
- Lee, moje gratulacje! I'm so happy for you - Eve przytuliła kobietę ze szczerym uśmiechem.
Po około sześciu miesiącach nieobecności Leslie Thompkins niespodziewanie powróciła do Gotham z zamiarem zamieszkania tam na stałe. Ponownie objęła swoją dawną posadę na komisariacie jako lekarz sądowy. Jak się okazało, w ciągu swojej nieobecności zdążyła się zaręczyć.
- Jak ma na imię ten szczęśliwiec? - wyszczerzyła się Eve, siadając przy biurku. Zaraz jednak zerwała się z krzesła i kiedy Leslie otwierała usta, dodała - Albo nie, poczekaj, przyniosę nam kawę.
***
Historia Lee była długa i wzruszająca. Kobietę spotkało ostatnio wiele cierpienia - straciła dziecko, podczas gdy Jim przebywał w więzieniu. Dlatego też postanowiła opuścić to miasto, aby uciec od złych wspomnień. W Atlancie poznała Mario Calvi, lekarza, w którym się zakochała. Wkrótce zamieszkali razem. Następnie zdecydowali przeprowadzić się do Gotham, ponieważ mieszkał w nim ojciec mężczyzny. Lee zakończyła swoją opowieść wzmianką o zbliżającym się ślubie.
- A co wydarzyło się u ciebie, Eve?
- Hmm... - kobieta dopiła kawę, po czym powoli odstawiła kubek na stół. - Raczej w porządku. Na pewno nie żadne historie miłosne - zaśmiała się krótko.
Lee pogłaskała ją po ramieniu.
- Nie masz się o co martwić, jesteś piękną i mądrą kobietą, na pewno znajdziesz kogoś równie wspaniałego.
- Lee, nie trzeba - wzruszyła ramionami Eve. - Oczywiście bardzo ci dziękuję, mam na myśli to, że nie ubolewam nad tym, że aktualnie z nikim nie jestem. Poza tym ostatnio bardzo wstrząsnęła mną sprawa Eda i do tej pory...
Już żałowała, że to powiedziała. Po co w ogóle się odezwała, po co bezmyślnie wspomniała o Edzie?!
Leslie zmarszczyła brwi i wpatrywała się w Eve w milczeniu. Po dłuższej chwili odezwała się z namysłem.
- Eve... Ja też wciąż nie mogę w to uwierzyć. Ta sytuacja z Kristen, ja... obwiniam siebie, że mogłam przecież coś zauważyć. Ale nic na to nie wskazywało! - przetarła dłonią twarz. - On prosił mnie nawet o radę, kiedy to rzekomo się pokłócili! A Kristen już wtedy nie żyła...
Uff.
Eve odetchnęła z ulgą w duchu. Dobrze, że Lee nie podejrzewała, co jej koleżanka w rzeczywistości miała na myśli, a jeszcze lepiej, że nie miała pojęcia o tym, że tamta regularnie odwiedzała Edwarda w Arkham Asylum. W innym wypadku potraktowałaby ją jak niepoczytalną.
Z drugiej strony irytował ją fakt, że każdy, dosłownie każdy, kogo znała, traktował Eda jak szaleńca, który do końca życia powinien pozostać zamknięty w pomieszczeniu bez klamek. Nikt nie zastanawiał się, co spowodowało, że ten człowiek posunął się do podwójnego morderstwa. Jak zdegradowana była jego psychika. Prawdę mówiąc, na pewno się zastanawiali. Nikt jednak nie robił tego we właściwy sposób, nikt nie obwiniał siebie za to, jak traktował Eda, kiedy ten pracował jeszcze na komisariacie. Straszne rzeczy zauważa się za późno.
Jednak była przecież jeszcze jedna osoba, która rozumiała Eda tak samo jak Eve.
Oswald Cobblepot, którego ludzie pokochali jeszcze bardziej, gdy w ostatnich dniach pozbył się Fish z miasta. Jej "gang" został unicestwiony, a sama Fish - nie wiadomo było, co stało się z nią ani z Hugo Strange'em, ale po tym jakże znaczącym wydarzeniu słuch po nich zaginął.
Zaraz po ostatecznej rozgrywce Pingwin obiecał (po tym, jak zaproponował Eve miejsce w swoim sztabie wyborczym, jednak kobieta odmówiła, gdyż za bardzo kochała swoją pracę), że podejmie odpowiednie działania, aby Eda wypuszczono z Arkham. Eve wyczekiwała tego dnia, jakby miał być najważniejszym w jej życiu, lecz w tej chwili po raz pierwszy prawdziwie się nad tym zastanowiła.
Co to by zmieniło? Co w takim układzie zmieniłby dla niej fakt, że Ed nie był już zamknięty w tym zakładzie?
Pierwsza ważna rzecz. Ona nadal pracowała jako specjalistka w dziedzinie medycyny sądowej, nie zamierzała odejść z pracy ot tak. Po drugie wiadomą rzeczą było, że Eda nie zatrudniono by ponownie na komisariacie, o ile w ogóle gdziekolwiek indziej. Jak więc miałaby się z nim widywać tak często jak dawniej? No i trzecia podstawowa rzecz - Eve nie była pewna, czy mężczyzna odwzajemniał jej uczucia.
Postanowiła, że porozmawia z nim szczerze, gdy będą mieli okazję spotkać się poza murami Arkham. Dlatego liczyłam na jak najszybszą interwencję kandydata na burmistrza.
- Eve, listen up! - z zamyślenia wyrwał ją głos Harveya Bullocka, który wpadł do pomieszczenia. - Jesteś nam potrzebna, jedziesz z nami. Morderstwo w kawiarni, Ozone Street.
Te słowa sprawiły, że momentalnie otrzeźwiała. Bez zastanowienia skinęła głową i w pośpiechu ruszyła do szatni po płaszcz.
Po upływie pięciu minut siedziała już w radiowozie i jechała wraz z policjantami na miejsce zbrodni. Robiła to już nie raz, gdy była potrzebna policji do oceny ciała ofiary, czasu zgonu, znalezienia dodatkowych poszlak. Niestety wcześniej, jakkolwiek by to nie brzmiało, sprawiało jej to więcej przyjemności, ponieważ towarzyszył jej Ed. Teraz jego miejsce zajął Lucjusz Fox, który co prawda bardzo miły, ale... No właśnie, "co prawda".
***
Ofiarą okazał się dwudziestodziewięcioletni mężczyzna, James Faren, który tego ranka siedział przy stoliku wraz ze swoją ukochaną. Według relacji zapłakanej kobiety oraz kilku innych osób będących świadkami zabójstwa nieznany mężczyzna, przechodząc obok szyby, po prostu wyjął pistolet i bezceremonialnie strzelił przez nią do Jamesa, a następnie uciekł.
Kilka osób próbowało podać rysopis sprawcy i wspólnie ustaliły, że miał on ciemne włosy, był szczupły, nosił szarą kurtkę z kapturem oraz jasne jeansy. Bullock przewracał oczami, powstrzymując się, w mniemaniu Eve, przed stwierdzeniem, że tak ubranymi chodzi jedna trzecia Gotham, jednak najwidoczniej nie chciało mu się nawet otwierać ust. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest szczęśliwy z tego powodu, że od rana musi analizować zastrzelenie pierwszego lepszego człowieka w jakiejś kawiarence.
Eve zmarszczyła brwi, spoglądając pytająco na Lucjusza. Nie miała tu wiele roboty, nie musiała ustalać daty zgonu, gdyż wokół siedzieli wtedy naoczni świadkowie - cóż, zwykła śmierć przez postrzał, jak na Gotham to norma. Przeprowadzenie śledztwa należało więc do policji.
Jak się po chwili okazało, niezupełnie. Roztrzęsiona blondynka, narzeczona Farena przypomniała sobie, że przed wejściem do kawiarni mówił jej, że słabo się czuł, bolała go głowa i miał mdłości. Poinformowała o tym policję, a Bullock od razu zawołał Eve i przedstawił jej całą sytuację. To zmieniałoby postać rzeczy. W tym momencie zadaniem Eve stało się przeprowadzenie sekcji ofiary.
- Czy to możliwe, że ktoś mógł coś podać pani narzeczonemu? - spytała z troską, kładąc dłoń na ramieniu kobiety.
Tamta wytarła mokrą, czarną od rozmazanego tuszu chusteczką oczy, namyślała się przez chwilę, wciąż łkając, a następnie udzieliła odpowiedzi.
- Nie, ja-a... Nie mam pojęcia, nigdy się nad czymś takim nie zastanawiałam, p-przepraszam... -rozpłakała się ponownie.
- W porządku, rozumiem, proszę się nie przejmować - na ten widok Eve objęła ją lekko ramieniem.
- Pojedzie pani z nami na komisariat, żeby złożyć zeznania i odpowiedzieć nam na kilka pytań - Bullock, który znienacka pojawił się obok, wskazał w kierunku radiowozu. - Eve, zajmij się panią - dodał przez ramię, wyprzedzając kobiety z zamiarem dogonienia Lucjusza, gdyż najwidoczniej chciał go poinformować o tym, o czym przed chwilą rozmawiały.
Eve uśmiechnęła się smutno.
- Usiądzie pani z nami z tyłu, dobrze?
- Ta-ak, oczywiście... - odpowiedziała słabo, kiedy Eve otworzyła jej drzwi.
- Właśnie, przy okazji, mam na imię Eve.
- Isabella.
***
Przepraszam za ten rozdział. XDD Ale mam nadal wypalony mózg po wczorajszym odcinku "Gotham". ;__; Tzn. domyślałam się, że od razu się nie pogodzą, no i Oswald nie umarł ofc, ale ugh, ja tak kocham ich razem i cholernie boli samo patrzenie na to. ;__; A kolejny odcinek 24.04. :')))))))))))))
Jeżeli chcecie podyskutować w komentarzach na temat Eddie'ego i Ozzie'go w ostatnim odcinku, zapraszam!
Co do historii - również byłoby mi bardzo miło, gdybyście wyrazili swoją opinię. :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top