Rozdział drugi
- Hello Eve. Czy wiesz, że w jednej łyżeczce wody jest osiem razy więcej atomów niż łyżeczek wody w Oceanie Atlantyckim?
Była godzina ósma jeden. Eve zdążyła właśnie wejść do szatni. Otwierała swoją szafkę, aby schować do niej torebkę i płaszcz, podczas gdy usłyszała za plecami głos Eda. W pierwszej chwili trochę się wystraszyła. Nie słyszała wcześniej żadnych kroków, a kiedy wchodziła do szatni, była ona pusta. Ed jak zwykle pojawił się nie wiadomo skąd. Nadal jeszcze nie przywykła do tego typu "niespodzianek" - w końcu pracowała tu dopiero tydzień. Jednak nie miała z tym najmniejszego problemu - polubiła go. Mimo że wydawał się trochę dziwny, to zawsze zachowywał się bardzo, czasem aż zbyt uprzejmie, co było na swój sposób urocze. Zawsze miał w zanadrzu mnóstwo zagadek lub ciekawostek. Tak było i tym razem.
- Och, Ed, good morning. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia - odwróciła się do mężczyzny, odpowiadając z uśmiechem.
- Fascynujące, prawda? - Edward także się uśmiechnął, poprawiając okulary.
Eve skinęła głową, zawieszając na szyi indentyfikator. Następnie wspólnie skierowali się w stronę wyjścia z szatni (Ed oczywiście przytrzymał jej drzwi), po czym ruszyli do gabinetu. Na początek czekała ich papierkowa robota. Po godzinie wypełniania oraz segregowania raportów do pomieszczenia wszedł młody policjant. Nie zaszczycił Eda nawet przelotnym spojrzeniem, za to od razu utkwił wzrok w Eve.
- Pani Sparkle?
- Tak, słucham? - zaskoczona kobieta wstała od biurka. Natomiast Ed z pochyloną głową wciąż wertował papiery, ale tak naprawdę przysłuchiwał się rozmowie.
- Przyszedł do pani jakiś mężczyzna.
Eve zmarszczyła brwi. Nie miała pojęcia, kto to mógłby być. Przecież ona ledwo się tu przeprowadziła, nie zawarła jeszcze z nikim żadnych bliższych znajomości.
- Przedstawił się?
- Andrew Vickrey. Mówi, że bardzo zależy mu, żeby się z panią zobaczyć.
Kobieta otworzyła na chwilę usta ze zdumienia. Zaraz jednak jej zdziwienie przerodziło się w złość. Ten dupek śmiał tu jeszcze przyjeżdżać i nachodzić ją w pracy?! Wzięła trzy głębokie wdechy. Policjant zauważył, że coś jest nie tak.
- Mogę mu przekazać, że nie życzy sobie pani spotkania.
- Nie, dziękuję, w porządku. Już idę - oznajmiła stanowczo, po czym opuściła pomieszczenie i wyszła energicznym krokiem na korytarz, stukając obcasami o płytki.
Policjant wzruszył ramionami, a następnie również odszedł. Ed tymczasem odczekał kilkanaście sekund, zamknął teczkę z papierami i skierował się w stronę sali głównej. Tuż przy drzwiach wejściowych stała Eve. Ale nie sama. Rozmawiała z ciemnowłosym mężczyzną trzymającym bukiet róż, wyraźnie podirytowana. W końcu wyszli przed komisariat, dlatego Edward stracił ich z pola widzenia. Wrócił więc do gabinetu. Przez głowę przewijały mu się setki najróżniejszych myśli.
"Kto to? Jej chłopak? Nie, wykluczone. Przecież mówiła, że dopiero co się tutaj przeprowadziła i że nikogo tu nie zna... W takim razie kim on jest? Dlaczego trzymał róże?"
***
- Co ty tu, do cholery, robisz? - syknęła Eve, podchodząc do swojego byłego narzeczonego.
Andrew przed chwilą podniósł się z ławki, a teraz stał z bukietem róż, wyciągając rękę w stronę kobiety.
- Boże, Eve, wyglądasz pięknie, nie wyobrażasz sobie, jak bardzo za tobą tęskniłem. Proszę, to dla ciebie.
Kobieta parsknęła krótkim, szyderczym śmiechem.
- Chyba sobie żartujesz. Nie potrzebuję od ciebie żadnych kwiatów. Dlaczego przyjechałeś do Gotham, skąd wiedziałeś, że tu pracuję, dlaczego mnie nachodzisz?! - rzuciła jednym tchem, patrząc z odrazą na mężczyznę.
Jeszcze pół roku temu była w nim szaleńczo zakochana. Poznali się na studiach - Andrew był przystojny, zabawny, inteligentny - jednym słowem prawdziwy męski ideał. Dopiero po trzech latach wyszły na jaw jego liczne zdrady. Eve wybaczyła mu to, ponieważ bardzo go kochała. Jednak kiedy sytuacja zaczęła się powtarzać, postanowiła, że nie ma zamiaru marnować dłużej życia ani nerwów. Na początku bolało, bardzo bolało. Ale z czasem zrozumiała, że ten związek nie był nic wart.
- Wyjdźmy na zewnątrz, porozmawiajmy...
- Nie mamy raczej o czym rozmawiać - stwierdziła sucho, ale po chwili namysłu postanowiła rzeczywiście wyjść na zewnątrz. Czuła, że ta sytuacja wyprowadzała ją coraz bardziej z równowagi, a nie chciała być obiektem zainteresowania wśród policjantów - część i tak już ukradkiem się im przyglądała.
- Wiedziałem, że mogę cię tutaj znaleźć dzięki mojej znajomości z... - tu wymienił jakieś nazwisko, które nic jej nie mówiło. W sumie jej to nie zdziwiło. Andrew i jego liczne znajomości...
- Eve, proszę... Daj mi jeszcze jedną szansę! Zrozumiałem, że cię straciłem! Nie odbierałaś ode mnie telefonów...
- ...nie dało ci to przypadkiem do myślenia, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego? - przerwała mu Eve. - Tych szans było stanowczo za dużo. A teraz przepraszam, ale jestem w pracy - odwróciła się na pięcie z zamiarem otworzenia drzwi. Nagle poczuła, że Andrew łapie ją za ramię.
- Eve, posłuchaj! Ja się zmieniłem! Przyleciałem tu specjalnie, żeby ci to powiedzieć.
Kobieta wyszarpnęła się z jego uścisku.
- Godne podziwu, jak mogłam tego wcześniej nie docenić? - prychnęła. - Jeśli jeszcze raz tu przyjdziesz, podam cię za stalking. Akurat tak się składa, że na policję mam dość blisko - po tej ironicznej uwadze zostawiła mężczyznę na zewnątrz.
Zirytowana, szybko wróciła do gabinetu. Fakt, że zobaczyła swojego byłego narzeczonego (a co za tym szło - zdenerwowanie), sprawił, że nie mogła się na niczym skupić. Oczywiście nie uszło to uwadze Eda, który tylko czekał na odpowiedni moment, by zacząć rozmowę.
Kiedy po przerwie na lunch zobaczył, że Eve siedzi zamyślona przy biurku, podpierając głowę ręką, uznał, że jest to ta chwila.
Chrząknął.
- Eve... Wszystko w porządku?
- Słucham...? Tak, tak - kobieta przeniosła wzrok na Edwarda po kilku sekundach, po czym gwałtownie podniosła się z miejsca. - Przepraszam cię, Ed, po prostu ktoś namieszał mi dziś w głowie... Już idę zanieść te raporty...
- Może mógłbym jakoś pomóc? - uśmiechnął się. - Oczywiście, nie chciałem być wścibski. Jeżeli tak to wygląda, przepraszam, może nie powinienem w ogóle... - zaskoczony, poczuł nagle dłoń na swoim ramieniu.
Eve stała przy nim, uśmiechając się szczerze. Pokręciła głową.
- Nie chciałabym cię obarczać moimi problemami, naprawdę - westchnęła lekko. - Ale dziękuję za wyrozumiałość - obdarzyła Eda kolejnym uśmiechem.
- Nie ma sprawy, zawsze tu jestem - przeczesał palcami włosy, a gdy kobieta wyszła, powtórzył na głos:
- Nie ma sprawy - zachichotał. - Myślę, Eve, że wkrótce sama zdecydujesz się mi o tym powiedzieć. Ja zawsze jestem wyrozumiały.
***
Jestem, żyję, wróciłam! Mam nadzieję... :')
Jeśli nie widzieliście jeszcze gifa z Edem, który dodałam kilka dni temu do poprzedniego rozdziału, spójrzcie koniecznie - jest piękny i bardzo pasuje!
A tutaj mamy trochę przeszłości bohaterki, ukazanie jej relacji z Edem po wspólnym tygodniu pracy... oraz oczywiście mroczna strona Riddlera! :> Jak tam, oglądacie "Gotham", moi mili? Jeśli chodzi głównie o Eda, to po najnowszym odcinku dosłownie opadła mi szczęka, taki jest genialny! :O Te jego gierki, ach, mistrzostwo :')
Aha, wiecie co, dzięki Edowi stanę się mądra! Dziś, zanim wybrałam tę wzmiankę o atomach, przejrzałam już tyle stron z ciekawostkami naukowymi, żeby wybrać coś ciekawego, co mógłby powiedzieć XD W końcu on zna tysiące takich ciekawostek!
Co myślicie o rozdziale/Edzie/Eve/wszystkim?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top