Rozdział czwarty

Moi drodzy, witam Was tutaj po dziesięciu miesiącach przerwy! Pozwólcie, że zrobię z tym opowiadaniem, co mi się żywnie podoba i automatycznie od tego rozdziału przenosimy się w czasie z około połowy drugiego sezonu do początku trzeciego. Dlaczego? Bo sądzę, że tak będzie po prostu ciekawiej. :v Oczywiście nie znaczy to, że nie będę starała się uzupełnić "luk", czyli nie wspominać o tym, co wydarzyło się w moim ff bazującym na akcji serialu, rozumiecie? Dobra, mniejsza o to, zaczynamy. X'D

***

Około pół roku później

Wytłumaczenie kapitanowi Barnesowi, dlaczego chciało się wyjść wcześniej z pracy, podczas gdy Lucjusz Fox miał pełne ręce roboty, nie należało do najłatwiejszych zadań. Wręcz przeciwnie - był to piekielnie twardy orzech do zgryzienia, ale jej się udało. Eve opuściła posterunek, po czym ruszyła w stronę najbliższego postoju taksówek. Miała zamiar odwiedzić zakład dla osób psychicznie chorych - Arkham Asylum. 

Jeszcze kilka miesięcy temu dyrektorem instytucji był niejaki Hugo Strange - szalony profesor, którego projekt - Indian Hill - sprowadził na Gotham falę kolejnych nieszczęść. Ów człowiek potrafił ożywiać zmarłych, co Eve, jak i większości społeczeństwa, nie mogło się pomieścić w głowie. Dodatkowo modyfikował ich DNA w taki sposób, że zyskiwali nadludzkie zdolności, na przykład ogromną siłę, odporność na wszelkiego rodzaju rany i kontuzje. Zmieniał ich w potwory, po czym wypuszczał na ulice miasta, jak było między innymi ze zmartwychwstałym Theo Galavanem. 

Gdy dowiedziano się, kto za wszystko odpowiada, a profesora Strange'a schwytano, w czasie obławy na niego oraz ofiary jego eksperymentów, ci ostatni uciekli pod przewodnictwem Fish Mooney. Nie wiedziano, gdzie obecnie przebywali, nie znano zdolności żadnego z nich, jednak jedno byli pewne - nie wróżyło to dla Gotham niczego dobrego.

Eve była świadkiem dzisiejszej konferencji prasowej na komisariacie, którą przerwał Oswald Cobblepot znany pod pseudonimem "Pingwin". Obiecał on milion dolarów nagrody za żywą lub martwą Fish Mooney, która według niego była właśnie największym zagrożeniem.

Kobieta, przysłuchując się temu niskiemu człowiekowi, który wyglądem faktycznie przypominał ptaka, w głębi duszy podziwiała jego charyzmatyczność, mimo że dowiedziała się wcześniej, iż mężczyzna miał szemraną przeszłość, na którą składały się gangsterskie życie, a także krótki pobyt w Arkham. 

Jednak to wszystko wydawało jej się niczym w porównaniu z tym, jak bardzo wstrząsnęły nią wydarzenia związane z Edwardem Nygmą, którego w tej chwili jechała zobaczyć.

Od kiedy tylko się poznali, znaleźli wspólny język. 

Po pewnym czasie na jaw wyszło wiele rzeczy.

Okazało się, że młody geniusz i miłośnik wszelkiego rodzaju zagadek kilka miesięcy wcześniej zamordował swoją dawną dziewczynę, Kristen Kringle, która pracowała na tym posterunku w archiwum, a chcąc pozbyć się dowodu, pokroił jej ciało na kawałki, włożył do skrzyni i zakopał w lesie. Tym samym sprawca został zamknięty w zakładzie dla obłąkanych. Zwolniło się jego miejsce w pracy, a Eve, którą cała sytuacja bardzo wstrząsnęła, miała wraz z Leslie Thompkins pełne ręce roboty. Wkrótce po tym, gdy Jamesa Gordona wtrącono do więzienia za udowodnione zabójstwo Theo Galavana (kiedy ten jeszcze nie umarł ani razu), Lee także wyjechała z miasta. 

Wtedy to zastąpił ją pracujący wcześniej w Wayne Enterprises w dziale techniki Lucjusz Fox. Nie był on wprawdzie lekarzem sądowym, ale miał doświadczenie, jeżeli chodziło o wszelkiego rodzaju materiały, przy pomocy których dana zbrodnia mogła zostać popełniona. Znał też dokładnie miejsca ich produkcji. 

Niestety Eve zwyczajnie brakowało towarzystwa Eda. To z nim uwielbiała pracować oraz rozmawiać. Ponadto jej silny związek emocjonalny zaczął się przeradzać w uczucie, a ona nie mogła temu zapobiec. Nie potrafiła dostrzec w Edwardzie Nygmie złych stron, na które (o, ironio) składał się fakt, że zamordował człowieka. Kiedy Eve zaczynała o tym myśleć, natychmiastowo znajdowała argumenty przemawiające na jego korzyść. Człowiek o jakże genialnym umyśle, niedoceniany, zupełnie niezrozumiany oraz wyśmiewany przez otoczenie - każdy mógłby w pewnym momencie nie wytrzymać tego psychicznie. Co więcej, Ed powiedział jej, że śmierć Kringle była wypadkiem. I Eve mu uwierzyła.

Od tamtej pory regularnie składała mu wizyty, gdyż była przekonana, że Eda osądzono niesłusznie. Próbowała porozmawiać o tym z kapitanem Barnesem, ale ten stanowczo zaprzeczył, mówiąc, że powinna zrozumieć, że tu, w Gotham, zaufanie do kogoś, na pozór na wagę złota, może zostać zburzone w jednej chwili. Następnie położył jej rękę na ramieniu i stwierdził (co wprawiło Eve w furię), że jeżeli miałby być szczery, Ed nigdy nie wydawał mu się dla Eve odpowiednim kandydatem. Kobieta przełknęła ślinę, skinęła głową i zawdzięczając to jedynie stalowym nerwom, wyszła z gabinetu bez trzaśnięcia drzwiami. 

***

Budynek był odrapany zewnątrz oraz zaniedbany w środku. Kobiecie wydawało się, że z każdą jej wizytą całość wyglądała jeszcze gorzej. Sprawiało to, że Eve martwił nie tylko fakt, że Edward przebywa w miejscu pełnym lunatics, ale też, że może się tutaj czymś zarazić.

Podeszła do pielęgniarki, standardowo przedstawiając się i mówiąc, do kogo przyszła. Po niezbyt uprzejmym mruknięciu: "proszę za mną" kobieta stanęła przed strażnikiem, który otworzył pustą salę. W milczeniu zajęła miejsce przy jednym ze stolików. Strażnik poszedł przyprowadzić Eda, a Eve wygładzała w międzyczasie naelektryzowane od siedzenia w samochodzie włosy, które fruwały wokół jej twarzy. Zdjęła też płaszcz, wygładziła żakiet, a także wyciągnęła z torebki lusterko oraz szminkę i błyskawicznie poprawiła, i tak wciąż idealny, makijaż. 

"Czego to stan zakochania nie robi z ludźmi..."

Na widok Eda twarz kobiety rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. Mężczyzna jak zawsze go odwzajemnił, mówiąc, że miło ją widzieć, jednak zaraz na jego bladej twarzy pojawił się ten sam grymas rozdrażnienia. Co prawda wymuszał śmiech i grzecznie odpowiadał na jej pytania, które były zresztą te same lub niewiele się różniły, jednak Eve widziała w jego oczach, jak bardzo męczy go pobyt w Arkham Asylum. Po raz kolejny poczuła ukłucie w sercu. Widok geniusza zamkniętego w tym zakładzie jak jakieś zwierzę sprawiał, że po raz kolejny postanowiła, że zrobi wszystko, aby go stąd wyciągnąć. 

Niestety sama nie była w stanie nic zdziałać. Ta myśl była dla niej niczym siarczysty policzek umożliwiający kobiecie powrót do racjonalnego myślenia. Eve nie należała do osób wpływowych ani nie posiadała takich znajomości. Gdyby jednak sytuacja prezentowała się inaczej, istniałaby szansa, że mogłaby zrobić coś w tym kierunku. Po raz kolejny prześledziła w myślach nazwiska takich osób, która kojarzyła, gdy nagle...

Do drzwi rozległo się energiczne pukanie, lecz osoba znajdująca się za nimi, nie czekała na odpowiedź i szybko pociągnęła za klamkę. Strażnik stojący w rogu sali drgnął, a Eve wraz z Edwardem odruchowo spojrzeli na osobę, która zakłóciła ich rozmowę. 

Kobieta spojrzała na tę znajomą twarz. Krzywy nos, czarne włosy, elegancki strój, specyficzny chód oraz laska z rękojeścią w kształcie ptaka. 

- Ed, my friend... Hello - uśmiechnął się Cobblepot. 

- Mr. Penguin - odrzekł Ed.

Że też Eve nie przyszło to wcześniej do głowy! Przecież doskonale wiedziała, że ci dwaj się znają. 

- Och, pamiętaj, "Oswald." Powiedziano mi, że znajdę cię w tej sali, co mnie trochę zaskoczyło, gdyż nie uprzedzałem nikogo, że złożę ci wizytę, więc tym samym nie mogłeś na mnie czekać. A tu, jak widzę, masz już gościa. Witam panią - musnął ustami dłoń Eve, która wcześniej podniosła się z krzesła. - Oswald Cobblepot. 

- Eve Sparkle, pleasure - uśmiechnęła się kobieta. W zasadzie wiem, kim pan jest -  dodała. - Ostatnio wiele się o panu mówi. O panu oraz o nagrodzie, którą wyznaczył pan za Fish Mooney - poprawiła się. - Widziałam dziś na żywo pańskie przemówienie na komisariacie, ponieważ tam pracuję i muszę przyznać, że świetnie panu poszło. Ludzie za panem pójdą, a ja, nie ukrywam, jestem pełna podziwu - stwierdziła szczerze.

Machnął ręką, uśmiechając się pobłażliwie.

- To drobiazg, ja tylko wypełniam swój obowiązek. Robię to, ponieważ kocham to miasto. A dzisiaj przyszedłem do mojego przyjaciela, aby mu oznajmić - wskazał palcem na Eda - że nie zabawi tutaj długo. 

***

Mam nadzieję, że to coś chociaż w jakimś stopniu się podoba. XD

Ach, i zapomniałam spytać: co sądzicie o trzecim sezonie? Ja szipuję Eda z Oswaldem całym sercem, oni na koniec sezonu m-u-s-z-ą się pogodzić!! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top