20.
Mike otworzył oczy czując jak każda jego kość w ciele boli i jest cięższa niż zwykle. Jęknął przez dyskomfort jaki sprawiało mu oddychanie. Z wielkim wysiłkiem rozejrzał się po pokoju, dostrzegając jak zwinięta w kłębek Becka siedzi na fotelu. Spała. I wtedy dotarło do niego gdzie jest i co się stało, a przez to maszyna podpięta do jego klatki piersiowej zapiszczała nieprzyjemnie.
- Obudziłeś się - w drzwiach stanął Specter. Ubrany w czarną koszulkę i tego samego koloru spodnie. Trzymał w dłoniach kubek, pewnie z kawą. Wyglądał blado, jak nie on. - W końcu - dodał wzdychając - Napędziłeś nam strachu.
- Jak długo tu jestem? - zapytał z wysiłkiem Ross.
- Cztery dni. - odpowiedział przyjacielowi podchodząc bliżej.
- A ona? - skinął lekko głową w stronę siostry Spectera.
- Też - upił łyk kawy. - Kiedy tu przyjechała, nie chciała już wyjść.
- Na pewno śpi? - Ross i Specter rozmawiali dosyć głośno, mimo to kobieta nie obudziła się.
- Taaaa - Harvey zacisnął wargi i ściągnął brwi szukając wyjaśnienia. - Siedziała przy tobie prawie dwa dni nie mrużąc oka, nie chciała jeść, a wodę przyjęła z wielkim trudem więc... Poprosiłem pielęgniarki o jakieś środki nasenne.
- Dosypałeś jej do wody prochy? - Mike wydawał się oburzony tym faktem jednak gdzieś w głębi duszy był pełen podziwu dla czynu Harveya.
- Wiem, wiem nie wybaczy mi tego, ale nie mogłem patrzeć jak się gryzie.
- Myśli, że to jej wina? - Mike usiadł czując dyskomfort w żołądku. Poruszanie się sprawiało mu ból, jednak grymas z jego twarzy zniknął tak szybko jak się pojawił. Nie chciał bardziej martwić przyjaciela.
- Jest tego pewna. Uważa, że nas ostrzegała, i że to Harris stoi za tym.
- Przecież to przypadek - westchnął Ross. - Gościu chciał mój portfel. Wyjął broń spod kurtki, a potem...
- Myślisz, że to zwykły przypadek? - Specter coraz bardziej skłaniał się ku teorii Becki, szczególnie po tym jak mężczyzna, który postrzelił Mika został znaleziony martwy w alejce nieopodal miejsca ataku na Rossa.
- Nie mam pojęcia, ale to że będzie się obwiniać, wcale mi nie pasuje. Poza tym... - przerwał słysząc jak Becka porusza się na fotelu. Obaj patrzyli w jej kierunku jakby czekali aż z kokonu wyłoni się motyl. Blondynka w końcu otworzyła oczy. Zerkając w kierunku łóżka mrugała by się rozbudzić. Nastąpiło to momentalnie kiedy zdała sobie sprawę, że Mike nie śpi.
- O Boże - zawołała zduszonym głosem, a potem poderwała się na równe nogi i wpadła w ramiona adwokata. - Tak mi przykro Mike - powiedziała płacząc. - To moja wina - dodała.
- Spokojnie - pogładził ją po plecach czując wzrok Spectera na sobie. Ross zrobił minę niewiniątka i oczami dał znak, że nie jego winą jest ta lekko mówiąc kłopotliwa sytuacja. Unosząc brew Specter pomyślał o tym jak nieprzyjemna jest świadomość, że jego siostra w taki sposób reaguje na jego przyjaciela. Nie pomyślałby, że w wieku czterdziestu paru lat przyjdzie mu czuć braterską zazdrość o siostrę. W końcu nigdy nie miał siostry, a teraz...? Postanowił pomóc jakoś Rossowi. Złapał za ramię Becki i odciągnął ją lekko na bok.
- Ma już dziurę w klatce piersiowej, postarajmy się go nie udusić, dobrze - rzucił zabawnie.
- Przepraszam - powtórzyła ocierając łzy. - Jak się czujesz?
- Wyśmienicie - odpowiedział uśmiechając się. Patrzył w jej oczy czując nieodpartą chęć ponownego jej przytulenia. Mimowolnie sięgnął zbłąkanego kosmyka na jej policzku odsuwając go za ucho. Harvey chrząknął starając się przypomnieć o swojej obecności. - Już jest dobrze.
- Co tam się stało? - dopytywała. Chciała znać szczegóły, może coś z tego co pamiętam Mike pomoże jej połączyć ten atak z Harrisem. Bardzo chciała by tamten odpowiedział za to co zrobił.
- Niewiele pamiętam - z rezerwą w głosie przeciągał to zdanie, nie był pewny czy Becka powinna wiedzieć. - Policja pewnie się tym zajmuje.
- Nie mamy pewności, że dojdą prawdy. Pracowali z Harrisem ponad sześć lat, mają go za Boga. - wyznała odwracając się do Harveya. - Co jeśli oleją sprawę? Co jeśli nie znajdą sprawcy?
- Spokojnie. Zadzwoniłem gdzie trzeba - wyznał dumnie popijając kawę. Becka zmarszczyła czoło nie rozumiejąc co ma na myśli jej brat. - Nie martw się tym, najlepsi działają by to wyjaśnić. - Mike też nie rozumiał co ma na myśli Specter, jednak ufał, że jeśli zajął się sprawą
Trzy dni wcześniej
Specter wyszedł wstrząśnięty ze szpitala. Becka praktycznie wyrzuciła go, odepchnęła. To było przykre, ale i zrozumiałe. Stanął na chodniku czując jak załamuje się od środka. Co jeśli straci Mika? Już raz go strącił. Kiedy był w więzieniu to poniekąd wtedy go stracił. Adwokat obrywa rykoszetem przez Harveya, tak sobie to tłumaczył. Czy naprawdę jest taki zły dla Mike'a.? Czy naprawdę tak mu szkodzi? Myśli plątały się w jego głowie do czasu aż nie zobaczył szybko idącej w jego kierunku rudowłosej kobiety. Ubrana w luźne spodnie i bluzkę, na to narzucony miala szary kardigan. Włosy spięte w niechlujny kok zdawały się zaraz wyplątać z gumki. Musiała wyjść z domu jak stała, by dotrzeć tu dla niego jak najszybciej. Złapała dłonie Spectera i przytuliła go do siebie. Zrobiła jedyną rzecz jaka przyszła jej do głowy. Gładziła jego włosy i dawała czas na to by w końcu mógł się otworzyć. Nie trwało to długo. Jej wsparcie i komfort jaki czuł w jej ramionach pozwolił mu zerwać maskę twardego prawnika. Zaczął płakać czując jak wychodzi z niego wszystko to co nazbierało się przez ostatnie tygodnie, a może i lata.
Usiedli na krawężniku szpitalnego podjazdu. Jakby znów byli świeżo upieczonym adwokatem i jego sekretarką. Trzymał jej dłonie w swoich miarowo oddychając. Nic nie powiedział do tej pory, ale nie musieli rozmawiać. Rozumieli się bez słów.
- Nie mam pojęcia co zrobię jeśli Mike...
- Harvey, wszystko się ułoży. Mike jest śliny, wyjdzie z tego. - Donna starała się go pocieszyć, choć jej samej przez myśl przechodziły najgorsze scenariusze. - Becka jest w środku? - zapytała. Przytaknął nie mając siły na nic więcej. - Myśli, że to jej wina!? - znów potaknięcie. - Policja szuka przestępcy? - Kolejne skinieniem głowy. - Może powinniśmy dać im odczuć, że patrzymy im na ręce? - Harvey spojrzał na nią. Zobaczył jej uniesiony prawy kącik ust prostując się. Donna miała plan, a to znaczyło, że i on go ma. Po chwili zerwał się na równe nogi podając jej dłoń by także wstała. Czekała na to co zrobi. Wyjął telefon wybrał numer i przyłożył go sobie do ucha.
- Cześć, z tej strony Harvey Specter. - Rozmówca potwierdził, że go pamięta. - Potrzebna mi wasza pomoc.
Dzień ogłoszenia wyroku.
Becka wciąż odmawiała wyjścia ze szpitala. Chciała być przy Rossie jakby miał zniknąć zaraz gdy odwróci wzrok. Adwokat przekonał ją jednak, że dobrze zrobi jej prysznic oraz zmiana ciuchów. Obiecał, że nigdzie się nie wybiera i będzie mogła wrócić do niego, kiedy tylko zadba o siebie. Jego zapewnienia lekko uspokoiły Beckę. Pojechała z bratem do mieszkania, szybko wzięła prysznic, a później przebrała się w czarne spodnie i biały luźny t-shirt. Stanęła przed lustrem patrząc na swoje długie włosy. Były już przerośnięte. Powinna je ściąć nim wróci do więzienia, pomyślała. Wyszła do brata spinając je w wysoki kok.
- Możemy wrócić do Mika? - zapytała siedzącego na sofie Spectera.
- A mogę najpierw zadać Ci pytanie? - przytaknęła. - Czy ty i Mike... no wiesz, czy coś się stało między wami? - był zmieszany pytając o to, ale musiał wiedzieć. Jako brat i jako przyjaciel Rossa.
- Pytasz czy spaliśmy ze sobą? - Przekrzywila głowę zastanawiając się do czego dąży. Harvey potwierdził z miną niewiniątka, a potem czekał na jej odpowiedz. Opuściła ręce czując politowanie. - Nie, kochany bracie, nie spałam z Mikem, moim adwokatem - podkreśliła. - Myślisz, że byłabym na tyle głupia by zniszczyć mu karierę takim wyskokiem? - Jej odpowiedź wywołała uśmiech na jego twarzy.
- Wydawało mi się, że jesteście dość blisko? - dopytywał.
- Mike przygarnął mnie do domu, walczy o moją wolność jak lew, dał mi możliwość poznania brata i przyjął kulkę przez mojego ex. Chyba mam prawo być mu wdzięczna.?
- Wdzięczna tak, ale te wasze spojrzenia...
- Harvey, błagam cię - westchnęła poirytowana zamykając oczy. Sama nie chciała przyznać, że coś jest na rzeczy. - Jesteś zajebistym adwokatem, świetnym bratem jak do tej pory i miłym facetem. Pies ogrodnika do ciebie za cholerę nie pasuje, więc daj sobie na wstrzymanie z tym braterskim "moja siostra nie dla mojego kumpla" - zaznaczyła cudzysłowie w powietrzu kończąc wypowiedź.
- Ja się tylko martwię - bronił się.
- Jasne, martw się o D... - nie dokończyła. Przerwało im głośne stukanie do drzwi. Becka otwarła pospiesznie wpuszczając gości do środka.
- Sierżant i detektyw tutaj? - zapytała zaskoczona.
- Harvey nas zaprosił - powiedział szatyn. - Wy się nie znacie jeszcze. Mój szef sierżant Voight - dodał. Harvey uścisnął silna dłoń siwego mężczyzny niegrzeszacego wzrostem. Jednak biła od niego aura zakapiora.
- Harvey Specter - przedstawił się. - Macie coś?
- Chwilę! - Becka przerwała im miłe powitanie. - Wyjaśnisz mi to?
- Mówiłem, że zorganizowałem pomóc. Nie ufasz tutejszej policji, więc poprosiłem detektywa aby przyjrzał się sprawie.
- Kiedy Hank dowiedział się o tym, że potrzebujesz pomocy od razu zgodził się tu przyjechać - Jay uśmiechnął się do kobiety co zauważył Specter. Kolejny?, pomyślał. Zastanawiał się, ilu jeszcze absztyfikantów będzie musiał odganiać od siostry?
- Ale jak chcecie wmieszać się w tą sprawę. NYPD nie pozwoli CPD na akcję tutaj. To szalone.
- Od tego jest stara znajoma - wyjaśnił dumnie Jay, szybko jednak zamilkł widząc morderczy wzrok szefa.
- Sierżancie nic z tego nie rozumiem - westchnęła Becka.
- Usiądźmy zaraz ci wszystko wyjaśnię.
Przeszli do kuchni. Usiedli przy stole i zaczęli tłumaczyć, że Olivia Benson znana śledcza w nowym Jorku, współpracowała z nimi przy sprawie sprzed lat. Ona pomogła im teraz z nowojorską policją, a dzięki temu dowiedzieli się, że Mike został postrzelony na życzenie jakiegoś gliny. Wyznał im to bezdomny kolega tego, który zginął w alejce i postrzelił Mika. Dość skomplikowane, ale Becka zrozumiała to w mig.
- Jak to z niego wyciągnęliście? - zapytała pełna podziwu.
- Nie pytaj - rzucił szybko Jay uśmiechając się. Dał tym jej do zrozumienia, że nie był to do końca legalny wyczyn.
- Przekazaliśmy dowody Benson, gdyby policja chciała ukryć wszystko będzie waszą przewagą - wyjaśnił Hank.
- Jak ja się wam odwdzięczę? - zapytała wzruszona. Teraz miała już pewność, że Harris się nie wywinie.
- Dołącz do nas - Hank uśmiechnął się mówiąc to. Dlatego na początku myślała, że to żart, Harvey także. Potem jednak spojrzała na Jaya i zrozumiała.
- Wy tak na poważnie?
- To tylko propozycją, jeśli tutejszą policja odrzuci twój powrót, możesz przyjechać do Chicago. Miejsce w wydziale się znajdzie, a mnie brakuje takich osób jak ty - wyjaśnił. Becka zerknęła na brata, który z nietęgą miną przysłuchiwał się tylko.
- Jeszcze nawet nie ogłosili wyroku, nie wiem czy mnie uniewinnią. - Przerwał jej dzwonek Harveya. Voight uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób jakoby już wszystko wiedział. Specter odebrał słuchając co rozmówca ma do powiedzenia po czym się rozłączył.
- Mają werdykt. Musimy jechać do sądu. - oznajmił.
To było jak sen. Czuła się dziwnie. Spokojnie. Jakby nigdy wcześniej nie zaznała tego uczucia. Może właśnie pierwszy raz czuję je w pełni? Idąc wolno korytarzem szpitalnym mijała pielęgniarki i lekarzy oraz pacjentów z rodzinami. Patrząc na nich widziała różne etapy jakie i ona przeżywała przez ostatnie lata. W końcu doszła do miejsca docelowego. Stanęła na chwilę by móc poprawić włosy i nałożyć na twarz uśmiech na jaki zasłużył Ross. Jednak kiedy spojrzała do sali zbladła. Łóżko szpitalne było puste. Wyglądało na świeżo sprzątnięte, a monitory zostały wyłączone. Uczucie spokoju odeszło, a zastąpił je strach.
- Przepraszam - zaczepiła ją pielęgniarka. - Czy wszystko w porządku?
- Gdzie jest Mike Ross? - zapytała przerażona nie odrywając wzroku od pustej sali.
- Oh, pan Ross wypisał się na życzenie. - oznajmiła jej kobieta. Zaskoczona blondynka usiadła na krzesło stojące pod ścianą. - Wszystko w porządku? Halo, proszę pani, czy dobrze się pani czuję? - zapytała widząc jak blada się stała. Becka podniosła wzrok na pielęgniarkę po czym zacisnęłam szczękę ze złości i wybiegła ze szpitala.
Weszła do mieszkania trzaskając drzwiami. Wystraszyła tym Mika, który jedną ręką próbował powiesić w salonie jakieś ozdoby.
- Co ty tu... - zaczął, ale nie skończył.
- Czyś ty oszalał? - warknęła zła. - Wyszedłeś ze szpitala na własne życzenie? Pamiętasz, że omal nie umarłeś? Po co wyszedłeś? By wieszać jakieś durne ozdoby?
- Dla ciebie... - szepnął szybko wiedząc, że zaraz Becka zacznie znów krzyczeć. - Miało być powitanie i... - zmieszany zwątpił w to co planował.
- A nie pomyślałeś jak wygląda puste łóżko szpitalne po pacjencie, który zarobił kulkę?? - zapytała podchodząc do niego. Nie mogla powstrzymać swojego gniewu. Obiecał jej, że będzie w szpitalu, że na nią poczeka, a potem po prostu zniknął. Czuła jak złość ściska jej żołądek. Okłamała ją!
- Przepraszam... - szepnął. Bał się jej, ale nie w taki mroczny sposób jak na początku bał się Harveya, po prostu była straszna, a nie wiedział co zamierza.
- Masz szczęście, że nic ci nie jest bo bym się udusiła - dodała symulując chęć położenia mu rąk na gardle. Odepchnęła głęboko starając się uspokoić.
- Czy ty aby nie uniknęła dopiero co więzienia za morderstwo? - drwił ryzykując strzał z liścia, jednak dzięki temu rozluźniła się trochę atmosfera i Becka przestała się pieklić.
- Wystraszyłeś mnie - wyznała po chwili z kwaśnym miną.
- Przepraszam - powtórzył wzruszając ramionami. Przeczesała dłońmi włosy odgarniając je sobie z twarzy. Spojrzała na mieszkanie obwieszone balonami i innymi drobiazgami, które mają symbolizować radość i imprezę. Czyżby wiedział? A może to ta jego optymistyczna natura? Podparła się na boki unosząc jedna z brwi.
- Wiesz już ? - dopytała. Przytaknął uśmiechając się szeroko. - Donna? - znów przytaknął. - Mogłam się domyślić.
- A nie mówiłem? Jesteś wolna. - Spojrzeli sobie w oczy czując przyciąganie. Oboje lekko się uśmiechnęli myśląc to samo. Jednak to ona pierwsza spuściła wzrok. Zrozumiała, że to nieodpowiedni czas.
- Tak, jestem wolna. A ty zarobiłeś kulkę za mnie. - Mike spojrzał na swój temblakiem, a potem na nią.
- W sumie... - zamyślił się. - Czy to nie znaczy, że jesteś mi coś winna?
- A nie możesz dorzucić tego do sprawy? W końcu wziąłeś ją pro bono więc...
- Nie - pokiwał przecząco głową. - Chcę kolacji i to dopiero początek.
Kilka tygodni później czekała na widzenie. Patrzyła w brudną szybę bez emocji. Nigdy nie korzystała z tego miejsca. Nie miała gości, ani nie czekała na nich. To wydawało się dziwnie normalne, że jest po tej stronie pleksi, odseparowana od tego, który ma się tu zjawić za moment. Dźwięk otwieranej kraty przyprawił ją o ciarki, a potem jej zamknięcie, które zbiegło się w czasie z jego pojawieniem się sprawił, że prawie niewidocznie podskoczyła. Jednak on to zauważył uśmiechając się bezczelnie. Złapała za słuchawkę i przyłożyła ją sobie do ucha. Ten po drugiej stronie nie przypominał szalenie przystojnego detektywa, którego znała lata temu. Ani tego, którego nienawidziła patrząc na niego w sądzie.
- Przyjęli cię ciepło jak widzę - rzuciła patrząc na siniaki oraz inne otarcia. Chyba nawet nie miał zęba, uśmiech wyglądał jakby inaczej. Że też miał jeszcze powody do uśmiechu.
- Szkoda, że kazałem Ci siedzieć w odosobnieniu. Jestem ciekaw co zrobiłyby twoje koleżanki z bloku. - Odparł jej bez cienia skruchy. W oczach miał tylko nienawiść.
- Powinnam być ci wdzięczna za to? - zastanawiała się. - Nie - odpowiedziała sobie kiwając głową. - Odzyskałam swoje życie, nie dzięki tobie. Nie dzięki tobie też odzyskałam pracę i nie dzięki tobie dostałam awans. Wiesz co jeszcze osiągnęłam nie dzięki tobie? - nachyliła się bliżej pleksi by spojrzeć mu w oczy. - Mam rodzinę... - rzuciła z uśmiechem. - A ty? Co masz?
- Dojadę cię kiedyś suko! - warknął uderzając dłonią w szybę miedzy nimi.- Nie będziesz szczęśliwa.
- A to kolejne groźby do aktu oskarżenia czy raczej wróżby andrzejkowe ćwiczysz? - Mike wyłonił się z cienia chowając telefon. Położył Becce na ramieniu dłoń chcąc wesprzeć ją w tej chwili.
- Teraz jemu dajesz się...
- Zamknij się - przerwała mu zniesmaczona. - Nie jesteś w stanie niczego zrobić. Ani mnie skrzywdzić, ani obrazić. Nie masz już żadnej władzy nade mną. Rozumiesz? - wyjaśniła. - Więc jeśli jeszcze raz wyślesz mi prośbę o widzenie to ciebie dojedzie, ale mój brat. Pamiętasz Harveya? Ten, którego groziłeś zabić jeśli się będę bronić? - Mina więźnia zrzedła. - Właśnie. Miłego dożywocia. - Wstała wychodząc mimo iż mężczyzna jeszcze coś krzyczał. Mike poszedł w ślady swojej dziewczyny czując dumę. Wyszli przed budynek gdzie czekał na nich samochód.
- To co kolacja? - zapytała go zakładając płaszcz.
- Nie mogę, Harvey chce bym zajął się kolejna szychą - wyjaśnił.
- Dość spraw pro bono? - zadrwiła.
- Harvey nie chce słyszeć o kolejnej. Boi się, że znów okaże się, że ma siostrę. Albo brata... albo ktoś zostawił mu w spadku chomika. - Śmiali się z żartu, a potem Becka zamknęła usta adwokatowi pocałunkiem.
- Mamy miesięcznicę. Wybaczy ci chyba jak pójdziemy na kolację.
- Tylko jeśli sama do niego zadzwonisz i mnie przed nim uratujesz.
- Da się zrobić. - Odpowiedziała znów całując swojego chłopaka.
Koniec.
Dziękuję za te 20 rozdziałów, które przeczytaliście! Za każdą gwiazdkę i komentarz z całego serca jestem wdzięczna.
❤️
Jesteście najlepsi!
Nes.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top