19.
"Proszę wstać, sąd idzie" rozeszło się głośnym echem po sali. Wszyscy ponieśli się czekając na sędziego. Chwilę później zjawił się, zapytał o samopoczucie i zawołał ławę przysięgłych. Wydali wyrok, trzeba go było teraz ogłosić.
Tydzień wcześniej.
Po mowach końcowych wszyscy byli w szoku. Prokurator wygłosił to czego spodziewał się Specter. Dalej obstawał przy swoim. Mówił o Rebecce jako zawziętej, zranionej i mściwej policjantce, która przez złamane serce zrzuca winę na byłego partnera. Co lepsze ominął wszystkie dowody które potwierdzały słowa Becki a przywołał te które były niejasne i dawały pewne wątpliwości co do wiarygodności byłej pani oficer. Nadeszła kolej Harveya. Wstał, zapiął marynarkę I podszedł do ławy. Uśmiechnął się do ludzi po czym zamyślił się głęboko.
- Panie i panowie ławnicy, mam siostrę - zaczął wywołując konsternację. - Siostrę, o której istnieniu nie wiedziałem, a moment w którym to odkryłem, był najgorszym z dni mojego życia. Dlaczego? Bo uświadomiło mi to jak mało znałem mojego ojca. Jak źle odebrałem to jak się zachowywał. Był cudownym muzykiem, moim idolem. Miałem go za świętego, bo tak bardzo kochał moją matkę, że wybaczył jej zdradę. Do tamtego dnia, myślałem, że tylko ona jest tą złą postacią naszej historii. Myślałem, że to ona zniszczyła rodzinę, a co gorsza nie byłem w stanie przebywać z nią w jednym pokoju przez dłużej niż kilka minut, bo wściekłość za to co zrobiła rozrywała mnie od środka. Aż w końcu dostrzegłem drugą stronę tej sprawy. Moja matka, kobieta, popełniła błąd. Tym błędem była miłość. Była zakochana i to dwa razy. Najpierw w moim ojcu, który ją zranił, a potem w mężczyźnie, który poniekąd odebrał ją nam. Zakochani ludzie nie widzą tego co robi drugą osoba. Często miłość przysłania świat i paraliżuje zdrowy rozsądek. - Zamilkł na chwilę. Właśnie uświadomił sobie to czego boi się najbardzij. Zerknął w kierunku widowni. Siedziała tam rudowłosa, z którą chciałby być. Jednak boi się, że ta miłość przesłoni mu świat w którym razi sobie cudownie. Odwrócił wzrok od niej, po czym znów się uśmiechnął i kontynuował. - Rebecca Jankowski także popełniła ten błąd. Zaufała i oddała swoje serce mężczyźnie, który na to nie zasługiwał. Dała się wykorzystać, a potem skończyła na sześć lat w celi nie rozmawiając z nikim tylko dlatego, że człowiek którego kochała szantażował ją. Groził jej, że skrzywdzi jedyną rodzinę jaką ma jeśli zdradzi prawdę o tamtym dniu. Groził, że zrobi krzywdę mnie, jej bratu. - Odetchnął głęboko czując jak bardzo to wszystko wpływa emocjonalnie na niego. Musiał powstrzymać tą falę i zacząć być adwokatem, na jakiego zasługuje jego siostra. - Ale nie jestem tu jako brat Rebecci Jankowski. Jestem tu jako jej adwokat, i jako jej adwokat muszę wam przedstawić wszystkie dowody jakie istnieją, na jej niewinność. Słuchaliście świadków, którzy potwierdzili charakter Rebecci w tamtym czasie. Była dobra i uczynna, jak powiedziała jej sąsiadka. Była prawdomówna i oddana swojej pracy, jak zeznał detektyw Halstead. Czuwała nad ludźmi w potrzebie, oraz dawała oparcie tym, których ciężar nałogu przygniatał. Była dobrym człowiekiem. Demoniczna strona jaką przedstawił pan prokurator był potwierdzona, tylko i wyłącznie, przez detektywa Harrisa. To on wmówił wdowie po agencie, że jego partnerka była mordercą. To on przekonywał przez lata kolegów, że Becka jest zła. Panie i panowie przysięgli. Macie dowody. Zebrane akta, które pokazują prawdziwy obraz człowieka jakim jest Detektyw Harris. Czy według was Rebecca Jankowski miała prawo czuć się zastraszona? Czy miała prawo bać się, że agresywny już wcześniej człowiek zrobi krzywdę jedynej osobie, na której jej zależy? Ten człowiek zastrzelił agenta i był wyrachowany na tyle by kobietę, która go kochała zamknąć na lata w więzieniu za pomocą ugody, a samemu piąć się po szczeblach kariery. On ułożył sobie życie, założył rodzinę, a Becka? Rebecca Jankowski nie zabiła agenta Lanca. Panie i Panowie przysięgli, zdecydujcie, czy ta kobieta zasłużyła sobie na to? Czy może najwyższy czas oddać jej wolność i wskazać prawdziwy zły charakter w tej historii. Dziękuję.
Kiedy zwrócił się do swojego stolika zobaczył dwie pary oczu skierowane na niego. Rossa oraz Becki, która nie potrafiła ukryć wzruszenia. Sędzia szybko zakończył tą część ogłaszając, że jak tylko ława dojdzie do porozumienia, zostaną poinformowani o tym.
Harvey przekonał siostrę, że najbezpieczniejsza będzie jeśli pojadą do jego mieszkania. Skoro nie chciała być w publicznym miejscu postanowił, że kolację zorganizuje u siebie. Duży salon na to pozwolił. Zadzwonił do przyjaciela, do człowieka któremu ufał. Poprosił o organizację całego wieczoru, a ten bez namysłu się zgodził. Gdy dotarli do mieszkania czekał już na nich ustawiony stół, krzesła, piękna zastawą i mężczyzna, który miał być ich kelnerem. Zapach pysznych dań rozchodził się od wejścia. Planowo miała być ich piątka jednak Ross stwierdził, że rodzina powinna wyjaśnić sobie wszystko na osobności, a potem mogą spotkać się wszyscy razem. Donna także odpuściła. Mimo namowy ze strony Harveya oraz jego matki, chciała dać Specterowi przestrzeń. Sam musiał ułożyć sprawy rodzinne.
Tak więc zostali we trójkę. Usiedli przy stole czekając na pierwsze danie.
- Rebecca, cieszę się, że mogę cię poznać - rzuciła Lili z pogodnym uśmiechem. Kobieta ani trochę nie wyglądała na przejętą czy speszoną. Była miła, uśmiechała się, jakby nie miała do czynienia z owocem zdrady swojego męża. Becce ciężko było to przyjąć. Szczególnie, że cały czas martwiła się o to co planuje Harris.
- Dziękuję - odparła. - Za te słowa - dodała roztargniona. - I za to podejście. Nie oczekiwałam takiego traktowania - westchnęła wymieniając spojrzenia z bratem. Wciąż pamiętała jak odjechał tamtego dnia widząc ją wychodząca z więzienia. Liczyła na gorsze traktowanie ze strony matki Harveya.
- Oj, kochana. To co się działo przed twoim narodzeniem nie jest twoją winą - wyjaśniła jej. - Poza tym, nie ma w tym pomieszczeniu osoby, która nie popełniła w życiu błędu. - Spojrzała na kładącego przed nią talerz kelnera. - No może oprócz tego młodzieńca - zaśmiała się.
- A ja? - oburzył się Harvey.
- Oj, nie karz mi teraz wymieniać wszystkiego kochany. Jedzenie nam wystygnie i zanudzę Beccę na śmierć. - Specter przytaknął i oboje wybuchnęli śmiechem. Becca natomiast tylko uniosła kąciki ust, bo słowo śmierć spowodowało ciarki na jej plecach. Czuła, że coś się wydarzy. Czy Harvey ucierpi przez nią? Czy może Harris zaatakuje jego firmę? W końcu Pearson Specter Litt dopiero co stanęli na nogi. A jeśli postanowi wygrzebać jakieś brudy na nich? Może już jej ma? Co jeśli zniszczy życie Harveya???
- Becka - Harvey dotknął dłoni siostry widząc jak rozszerzają się jej źrenice. Bała się, widział to wyraźnie. - Wszystko w porządku? - zaprzeczyła kiwnięciem głowy. - Co się dzieje?
- Nie chcę psuć tej chwili - szepnęła naprawdę czując się źle.
- Martwi cię ta sprawa z Harrisem - skwitował. - Nic się nie stanie Becka, siedzi w więzieniu. Poza tym, jeśli cokolwiek mi zrobi pójdzie to na jego konto! Chyba aż taki głupi nie jest.
- Nie chcę sprawdzać - oznajmiła. - Harvey, - zamilkła czując, że emocje jakie jej towarzyszą doprowadzą ją zaraz do łez. - Odkąd dowiedziałam się, że mam braci... - zaczęła. - A wiedziałam od małego, bo mama nigdy tego przede mną nie ukrywała, zawsze chciałam was poznać. Tyle, że kiedy miałam okazję, zrozumiałam jak moje pojawienie się może wpłynąć na was. - uUoniła kilka łez, a serce Spectera pękło. - Nie chciałam rozdrapywać ran, to wszystko co się stało potem...
- Niczego nie rozdrapałaś dziecko - mama Harveya przusunela się bliżej Becki. Złapała jej dłoń w swoje i z uśmiechem dodała. - Dzięki tobie mój syn może usiąść ze mną przy jednym stole. Mogę być częścią jego życia, poznałam jego dziewczynę...
- Jaką dziewczynę? - dopytywała przerywając nostalgiczny nastrój.
- Jak to, a Donna?
- Ona nie jest... - nie dokończył, bo nie chciał mówić tego głośno, ale wytłumaczenie relacji z Donna nie było łatwe. Obie kobiety czekały na jego wyjaśnienie, nie miał pojęcia jak to ubrać w słowa. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenie po czym wybuchnęły śmiechem.
- Harvey, byłam w więzieniu przez sześć lat, ale wciąż potrafię powiedzieć, kiedy kobieta jest zakochana w facecie. A Donna, cóż... Która inna odważyłaby się ukraść własność zakładu karnego, żeby zrobić testy DNA?
- Donna dba o ciebie od lat, a ty o nią. Co rusz słyszę Donna to, Donna tamto... - wtórowała jej Lili. - Kochasz ją synku i wiem, że to nie moje miejsce, ale radzę ci byś szybko coś z tym zrobił.
- Taka kobieta jak Donna długo nie będzie czekać - dodała Becka.
- Dobrze, może zacznijmy jeść. Ja w tym czasie odepchnę od tego spisku jajników.
Jadąc samochodem do mieszkania zadzwoniła do Rossa. Po dwóch sygnałach odebrał.
- Jesteś w mieszkaniu? - zapytała w znacznie lepszym nastroju, niż gdy ją zostawił ze Specterami.
- Nie, wyszedłem po jakiegoś szampana - oznajmił.
- Coś świętujesz? - zaśmiała się.
- Jeszcze nie, ale kiedy cię uniewinnią...
- Jeśli mnie uniewinnią, Mike. - przerwała mu.
- Kiedy! - powiedział dosadnie. - To tylko kwestia czasu aż usłyszysz to od ławników. Więc, kiedy już w końcu cię uniewinnią, musimy to oblać. A potem dasz się zaprosić na jakąś kolację.
- Już wszystko masz obmyślone. - Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Jego słowa sprawiły, że w żołądku trzepotało jej stado motyli.
- Mam bardzo dobrą pamięć, wiem co mówiłaś, gdy zamówiłem jedzenie z Santino. Chcę spełnić to twoje małe marzenie i zabrać cię tam osobiście. - wyjawił.
- Dziękuję Mike, ale ty już spełniłeś moje marzenie.
- To znaczy?
- Harvey - odpowiedziała. - Dzięki tobie mam brata. Będę Ci za to wdzięczna do końca życia.
- Oj tam, wystarczy, że dasz się zaprosić na tą kolację, bo już zamówiłem stolik na weekend. - Rozbawił ją tym. Nie mogła uwierzyć, że od tak flirtuje z Mikem. On także był zaskoczony jak swobodna stała się w relacjach z nim po tym jak porozmawiała ze Specterem.
- Dobrze, dam się zaprosić o ile mnie uniewinnią.
- Znów zaczynasz?? - Ross był niepocieszony jej brakiem wiary w swoją wolność. - Wytłumaczę ci to jak wrócę, jestem już prawie w sklepie. Potrzebujesz czegoś jeszcze? - Na to pytanie prawie wymsknęło jej się to co czuła. Jednak zdrowy rozsądek wrócił, a ona odparła, że nic. Na tym zakończyli konwersację.
Minęła godzina, potem kolejna. Czytała książkę zerkając co chwila na zegar. Nie wytrzymała w końcu i wybrała ostatni numer. Sygnału brak, tylko abonent chwilowo ma wyłączony telefon. Ta informacja sprawiła, że zacisnął jej się żołądek. Starała się myśleć racjonalnie. Mike nie ma samochodu, nie ma nawet prawa jazdy. Nie zapytała gdzie dokładnie jest. Może pojechał do centrum, a o tej porze ciężko złapać taksówkę. Pewnie wraca pieszo, lub komunikacją miejską. W końcu to nie Harvey. Mike jest z tych, którzy do pracy jeździ rowerem. Komunikacja miejska nie jest mu obca. To normalny facet z klasy średniej. A telefon? Wylądował się. To możliwe. Zdarza się. Żadna z tych wymówek nie uspokoiła jej na tyle by przestać się trząść od środka. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Ruszyła w ich kierunku uderzając się o stolik i półkę. Za drzwiami stal Harvey. Jego mina mówiła wiele. Zbyt wiele.- Nie - oczy zaszły jej łzami. - Mike? - łamiący się głos zdołał wydukać tylko imię adwokata.- Napadli go - oznajmił wstrząśnięty, mimo swojego stanu bardziej niepokoiło go stan Rebecki. - Strzelili raz w.... Zabrało go pogotowie, jest w szpitalu. - Nie potrafił powiedzieć nic więcej. Sam cierpiał przez to co usłyszał. Był pierwszą osobą, do której zadzwoniono ze szpitala. Pojechał tam i zobaczył, jak ratują jego życie. W jednej chwili pomyślał o siostrze i tym gdzie ona jest. Ruszył w drogę tu, by upewnić się, że jest cała. Becka nie mogła normalnie oddychać. Ta wiadomość zniszczyła to co przez ostatnie godziny urodziło się w jej głowie. Te dobre emocje, wszystkie zniszczone przez strach, żal i rozpacz. - Czy on przeżyje? - zapytała z szeroko otwartymi oczami.- Walczy, ale lekarz nie jest pewny - odparł.- Chcę tam pojechać. - W jednej chwili stała już ubrana do wyjścia.- Becka, to nie ma sensu teraz.- Nie mówi mi co ma sens! Ostrzegałam cię Harvey, ostrzegałam, że Harrisa ma plan... - warknęła wściekła. Zamknęła drzwi, a potem zostawiając brata na klatce schodowej i udała się do jego auta.
Jeszcze jeden i koniec!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top