17.
Sala sądowa pękała w szwach. Dziś ma zapaść wyrok. Wszyscy świadkowie zostali przesłuchani. Nawet Dakota Hilton, kobieta która zleciła im tą sprawę. Słowa byłej skazanej nie są najlepszą linią obrony, jednak mimo jej przeszłości dobrze poradziła sobie z okiełznaniem prokuratora. Mieli duże szanse na wygraną. Harvey czekał na Rossa i Pannę Jankowski tuż przed salą. Kiedy zobaczył ją wyłaniająca się na schodach poprawił swój krawat, który nie wiedzieć czemu zaczął go dusić. Rozpuszczone ciemne orzechowe włosy układały się w delikatne fale na jej ramionach. Na sobie miała kremowy garnitur i czarny podkoszulek. W tym Donna pewnie też maczała palce. Becka szła obok Rossa co jakiś czas zerkając pod nogi. Widać wciąż szpilki to nie była jej bajka. Specter nie mógł się napatrzeć na nią, a szczególnie na jej twarz. Wyglądała jak jego ojciec. Wyglądała jak ich ojciec. I w tym momencie, przypomniał sobie coś jeszcze.
- To ty byłaś tą policjantką na balu? - rzucił gdy byli już blisko. Becka zaskoczona przystanęła i poprawiła włosy. Pamiętał? Przytaknęła na jego pytanie. - Dlaczego wtedy nie powiedziałaś mi kim jesteś?
- A uwierzyłbyś? - zapytała pewnie. Miło było mu usłyszeć jej głos. Przez ten czas zamienił z nią może kilka słów. Żałował teraz tego. - Nie chciałam Ci rujnować życia. Byłeś u szczytu swojej kariery, a ja...
- Rodzina nigdy cię nie zrujnuje. - wyznał. - To najcenniejsze co możesz mieć w życiu. - Powiedział to całkowicie bez krępacji. Spojrzał przy tym na Mika, bo on także był częścią jego rodziny.
- To prawda, ale czy to znaczy, że mamy się ściągać w dół tylko by być razem? - zapytała chcąc mu coś uświadomić. Ross z nią rozmawiał i jak przypuszczał jej jedyną obiekcją by wyznać prawdę było życie Harveya. Nie miała zamiaru ryzykować, dlatego nim tu przyszli pokłóciła się z Rossem. Pierwszy raz Mike widział ją tak waleczną.
- Może po prostu trzeba komuś zaufać na tyle, aby się przekonać, że jest w stanie przetrwać i pociągnąć cię w górę? - Odpowiedział. Metafory wychodziły im perfekcyjnie, jakby znaleźli swój unikalny sposób komunikacji. Stali przed salą nie przejmując się niczym, nawet uciekającym czasem, czy przechodzącym obok detektywem Harrisem. Becka wpatrzona w brata biła się z myślami. Nie potrafiła odpuścić. Bała się, że jeśli zacznie naprawdę się ratować, to jej bratu stanie się jakaś krzywda.
- Chcesz ryzykować? - oczy zaszły jej łzami, z każdą sekundą czuła się gorzej.
- Złego diabli nie biorą - zaśmiał się dumnie.
- Dlatego boję się, że oni wygrają - wyjaśniła. Na tym zamierzała zakończyć tą dyskusję. Chciała już pójść wysłuchać wyroku i mieć z głowy tą całą sprawę, jednak zatrzymał ją łapiąc jej dłoń.
- Pozwól mi pokazać jak bardzo jestem w stanie dla ciebie zaryzykować? - Zrozumiała co ma na myśli, nawet za bardzo. Nie chciała by to robił, ale świadomość, że chcę zrobić to dla niej przeważyła wszystko. Poza tym, miała przeświadczenie, że Harvey już ma plan i nie zrezygnuje z niego, nawet jeśli powie nie. Przytaknęła skinieniem głowy i ramię w ramię weszli na salę. Sędzia zasiadł na swoim miejscu i rozpoczął spotkanie.
- Wysoki sądzie - Harvey wstał czując niepewność. - Wiem, że to miał być koniec, ale mamy jeszcze jednego świadka.
- Panie Specter, mieliśmy już dość...
- Wysoki sądzie, wiem... Rozumiem, że to niekonwencjonalne. Jednak to najważniejszy świadek - wyjaśnił. Sędzia zezwolił na ostatnie przesłuchanie mimo sprzeciwu prokuratora. Z uśmiechem Specter powiedział. - Wzywam na świadka Rebeccę Jankowski. - Po sali podniósł się szmer zaskoczenia. Rebecca wstała, poprawiła spodnie i ruszyła na miejsce dla świadków. Była wystraszona a jej przygarbiona postawa odsłania to całkowicie, mimo iż starała się to ukryć. Siadając na miejscu dostrzegła Harrisa na widowni. Patrzył na nią prowokacyjnie, jakby chciał jej powiedzieć, że ma trzymać gębę na kłódkę. Przeraziła się, jednak widok przysłonił jej Harvey. Stanął na wprost niej, uśmiechnął się ściągając jej całą uwagę i zaczął.
- Rebecco, powiedz nam swoją wersję wydarzeń - rzucił zachęcając ją do otwarcia się.
- Nie wiem od czego zacząć - szepnęła.
- Mów odrobinę głośniej - poprawił ją. - I zacznij może od początku.
- Początek - potarła dłonią czoło starając się ubrać w słowa to co krążyło po jej głowie. - W roku mojego zdania egzaminu od razu dostałam przydział. Nie zaskoczyło mnie to, byłam naprawdę dobrym funkcjonariuszem. - Przyznała nie skromnie, co od razu wywołało uśmiech na jej twarzy. - Poznałam tam detektywa Harrisa. Znaczy wtedy był także oficerem. Dostałam go jako partnera. Na początku jeździliśmy na patrole, potem Harris dostał awans i przejął nas wydział dochodzeniowy. Nasz szef nie był zbytnio nami zainteresowany, więc stery szybko przejął Harris. Ściągnął tam mnie i chociaż detektywi pracujący z nami mieli z tym problem on nie chciał odpuścić. Tym mi imponował. Był... naprawdę dobrym policjantem. - Spojrzała na ławników. - Tyle, że z czasem zaczęłam dostrzegać, że coś w nim się zmienia. Stał się wściekły i szybko tracił kontrolę. Pomyślałam, że to brak urlopu, czy przepracowanie daje w kość, w końcu to nie jest łatwy zawód, ale niestety nie to było powodem. Tłumaczyłam go przed sobą i innymi, a to wszystko dlatego, że żywiłam do niego uczucia. Od momentu, odkąd byliśmy partnerami zaczęło iskrzyć między nami. Wpadłam w ten romans i nie mogłam samej siebie przekonać, że to złe, dlatego na początku lekceważyłam znaki.
- Ktoś wiedział o was? - zapytał Harvey.
- Ukrywaliśmy się. Myślałam, że będę postrzegana w mojej pracy przez pryzmat mojej relacji z partnerem. To niezbyt fajne. Niestety, po jakimś czasie zaczęły krążyć plotki o nas i się wydało - wzruszyła ramionami.
- Co było dalej?
- Kiedy w końcu zrozumiałam, że zachowanie Matta jest złe chciałam go zgłosić. Napomknęłam mu nawet o tym, ale on stwierdził, że jeśli nie będę po jego stronie, każdy mój argument zbije informacją o nieudanym romansie i moim zranionym sercem. Byłam na gorszej pozycji. Tak to w policji bywa. Kobiety obrywają za romanse w pracy bardziej niż faceci - wyjaśniła ławie przysięgłych.
- Czyli detektyw wiedział, że masz problem z jego zachowaniem? - zapytał Specter. Słuchał siostry i zaczynał czuć złość. By nie ulec temu uczuciu skupił się na niej.
- Tak, ale to go nie powstrzymało. Dalej było tylko gorzej. Matt zaczął być agresywny nie tylko wobec rzeczy. Jednego zatrzymanego mężczyznę pobił, a potem wpisał w papiery, że ten bił się ze swoim kolesiem, gdy go zatrzymywaliśmy. Widziałam to jak kłamię i przekracza granice, więc zaczęłam to dokumentować.
- Wysoki sądzie to są wszystkie akta jakie zebrała przez te lata panna Jankowski. - Mike wstał i podał sędziemu grubą teczkę z dowodami.
- Sprzeciw, wysoki sądzie, co to ma być?
- Cisza - sędzia założył okulary i spojrzał do wnętrza teczki. Chwile później poprosił by oskarżona kontynuowała.
- Rozstanie nie wchodziło w grę, bo bałam się, że mnie przejrzy. Zaczęłam udawać, że to praca pod przykrywką. Jednak w tym nie byłam najlepsza. Kilka razy go odepchnęłam, a on... - zamilkła wspominając tę traumę. Mimo jej milczenia Specter, Ross oraz cała reszta domyśliła się co zrobił dziewczynie jej ówczesny partner. - Udobruchał mnie mówiąc, że przestanie i się zmieni. Mówił, że już wie, zna swój błąd i teraz będzie lepiej. Powiedział, że już nigdy mnie nie skrzywdzi. Zorganizował dla nas nawet kolację tego samego dnia. Było romantycznie, ale dosypał mi do wina narkotyk. Amfetaminę. - Wyznanie tego kosztowało ją wiele. - Następnego ranka, kiedy się obudziłam czułam się dziwnie. Nigdy wcześniej nie miałam takiego kaca. Pojechaliśmy do pracy, gdzie znów przy zatrzymaniu był agresywny. Wtedy puściły mi nerwy i wykrzyczałam mu wszystko. Uznałam, że to koniec i wystarczy mi dowodów. Powiedziałam,że zgłoszę go, a wtedy on powiedział, że jeśli ja go zgłoszę on zgłosi moje ćpanie. Nie zrozumiałam, ale wyjaśnił mi co zrobił. Bałam się. Wtedy naprawdę zaczęłam się bać tego co jeszcze może zrobić. Skoro był zdolny by mnie naćpać i pobić, jaki problem w tym by mnie usunąć całkowicie? - jej ton głosu zniżał się. Była przerażona mówiąc to, a co dopiero musiała czuć w tamtym momencie? Ross siedzący przy biurku zerknął w kierunku Harrisa. Widząc go, siedzącego bez krztyny szacunku, miał ochotę pobić go. Niestety nie byłoby to dobre dla Becki.
- Potrzebujesz przerwy? - zapytał ją Harvey stojący cały czas w jednym miejscu. Zaprzeczyła.
- Czułam, jakbym była uzależniona od niego. Dlatego zapisałam się na terapię - oznajmiła. - Jeździłam na Brooklyn, by tam zacząć leczyć się z tego co czułam do detektywa. Ciężko było mi zrozumieć, że mógł mnie tak wykorzystać i skrzywdzić. Kiedy w końcu doszłam do siebie, zaczęłam pracować nad tym by zapłacił za swoje czyny. Skontaktowałam się z wewnętrznym, chciałam przekazać im dowody, ale że u nas w policji nie lubi się donosicieli podrzuciłam im tylko jedną z notatek. Anonimowo. Wtedy się za niego zabrali. Mimo to, nie znaleźli niezbitych dowodów, a ja wciąż milczałam. Nie wiedzieli o jego interesach z dilerami, ale ja wiedziałam. Musiałam działać na własną rękę. Wykradłam jego telefon, znalazłam kilka kontaktów i zaczęłam kopać. Jeden diler po drugim i żaden nie wydawał się odpowiedni by sypnąć, aż w końcu natrafiłam na chłopaka, Oliviera, który zgodził się zeznać, z kim prowadzi interesy. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, znaleźliśmy go martwego w melinie.
- Skąd mieliście adres z dnia zabójstwa agenta?
- Od Oliviera. Gdy zginął miał przy sobie telefon, a w nim ostatnia wiadomość dotyczyła właśnie tego budynku.
- Gdzie był wtedy detektyw Harris?
- Robiłam to poza naszą zmianą, więc nie było go na komisariacie, ale dowiedział się o akcji i był wściekły. Nie mógł mnie zrugać za to, że wykonałam dobrą śledczą robotę, ale postanowił, że pomoże nam w tej akcji. Badał każdy mój ruch, był jak mój cień. Ruszyliśmy do budynku, a Harris przejął dowodzenie. Co było dziwne, bo przecież było z nami FBI oni mieli pierwszeństwo. Nikt nie kwestionował jego dowodzenia, co także wzbudziło moje wątpliwości. Robiłam swoje, mając nadzieję, że znajdę coś i w końcu zakończę tę sprawę.
- Znalazłaś? - dopytywał adwokat.
- Tak - odparła. - Matt wysłał mnie na trzecie piętro, a tam zastałam dilera i agent Lance, kłócili się nie mam pojęcia o co, ale gdy mnie zobaczyli przestali. Wyjęłam broń, diller zaczął uciekać. Krzyczałam żeby stanął, ale Lance zastawił mi drogę. Błagał mnie bym go nie wydała. Mówił o dzieciach i żonie, o problemach finansowych, o wszystkim co go niby usprawiedliwiało. Nie rozumiałam go. Nagle na drugim końcu pomieszczenia pojawił się Harris. Lance odwrócił się do niego chcąc coś powiedzieć, ale nie zdążył bo ten wpakował dwie kule prost w korpus. Agent padł a ja... Zamarłam, nie byłam w stanie zareagować. Zobaczyłam jak mężczyzna, którego kochałam zabija człowieka. Nawet nie wiem kiedy Harris podszedł do mnie, zabrał z mojej dłoni broń i wcisnął mi swoją. Poczułam jak gorąca lufa trąca moje palce. To mnie otrzeźwiło. Chciałam użyć jej by móc go zatrzymać, ale byłam za wolna. Wyrwał mi ją z powrotem i odszedł na bok. Spojrzałam na Lanca i zrozumiałam, że żyje.
- Co było dalej? - milczała jakby skończyła swój wywód na dobre. Dla Spectera to jednak nie był koniec. - Rebecca, co było dalej?
- Podbiegłam do rannego. Widziałam... - łzy zaczęły spływać po jej policzkach. - Krew, wszędzie. Chyba trafił w jakąś żyłę główną, nie mam pojęcia, ale litrami z Lanca wydobywa się czerwona ciecz. Po chwili jakby zaczynała go dusić, może dostał w płuca... nie potrafiłam mu pomóc. - wydukała. Specter chciałby ją przytulić, ale jeszcze nie był to ten czas. - Złapałam za radio. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a już usłyszałam nad sobą Harrisa mówiącego, że policjant nie żyje i złapał sprawcę, czyli mnie. Wstałam na równe nogi niedowierzając, że chce zwalić wszystko na mnie. Zrobiłam krok w tył i potknęłam się o jakiś kamień chyba, bo upadłam całą swoją masą w tył uderzając głową o posadzkę. Kiedy otwarłam oczy byłam już skuta. Wyprowadzili mnie mówiąc mi moje prawa, a kiedy już byłam w karetce i jedyne co mogłam powiedzieć, to że nie ja zabiłam Lanca, Matt wpadł do ambulansu i ...
- Co powiedział Harris? - Specter wiedział, że zbliżają się do końca.
- Powiedział, że jeśli pisnę chodź słowo, że jeśli go wydam on zajmie się moją jedyną rodziną. - wyznała zapłakana. Harvey podał jej chusteczkę. Przyjęła ją ocierając łzy.
- Co działo się dalej? - zapytał, a sala milczała jak grób. Nie było słychać najmniejszego szmeru.
- Mimo zaleceń medyka, wyciągnął mnie z karetki, zabrał na komisariat i posadził w pokoju przesłuchań. Wszyscy po drodze patrzyli na mnie jak na mordercę i zdrajcę. Nie miałam odwagi i siły tego tłumaczyć. Po kilku minutach zjawił się Harris. Usiadł na wprost i nacisnął przycisk wyłączający kamery. Powtórzył groźbę i zaproponował ugodę. Powiedział, że nie dostanę dożywocia, jeśli podpiszę ugodę nie wyjaśniając niczego. Mam się tylko przyznać.
- Zrobiłaś to ze strachu? - przytaknęła. - Czym cię szantażował? - Spojrzała na brata nie chcąc mówić tego na głos, wciąż się bała. W dodatku Specter odsunął się lekko i napotkała wkurwiony już wzrok detektywa. Nabrała głęboko powietrza w płuca, drżała. Ross z daleka dostrzegł symptomy ataku paniki. Miał ochotę to przerwać - Becka, powiedz, czym szantażował cię Harris?
- Groził, że zabije mojego brata.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top