16.

- Becka! - zawołał Mike wchodząc do mieszkania. Właśnie wrócił ze spotkania z klientem. Mimo całego zaangażowania w sprawę siostry Spectera, musieli dbać także o interesy firmy. Zbliżała się osiemnasta, a o tej godzinie mieli być już w kancelarii aby Harvey w końcu mógł spełnić jedną z obietnic i porozmawiać ze swoją przyrodnią siostrą. Ross czuł, że będzie to wielka sprawa dla obojga, więc postanowił być tam i wesprzeć ich. W końcu zależy mu na szczęściu przyjaciela. Dziś w sądzie było całkiem dobrze. Świadkowie jakich powołali przedstawili obraz Rebecki, która była miła uczynna i dobra. Tego było im trzeba. Słowa byłej sąsiadki czy detektywa z Chicago miały znaczenie. Pytanie tylko jak rozpatrzy to ława przysięgłych. - Becka! - powtórzył czekając aż jego lokatorka wyjdzie z sypialni. Zamknęła się tam zaraz po powrocie do domu. Nie wyszła ani razu gdy był jeszcze w domu, czy wyszła gdy zniknął? Nie miał pojęcia. Bał się trochę, ale nie zamierzał interweniować. Pewnie jest zestresowana sprawą no i rozmową jaką ma odbyć z bratem. Mimo to pewnie się cieszy. Mike był przekonany, że w końcu zobaczy uśmiech na jej twarzy. Potrzebował tego. Niestety, musiał się zawieść. Becka wyszła ubrana w dres i ze spiętymi włosami w wysoki niechlujny kok. Miała napięta twarz i intensywne spojrzenie. - Ty nie gotowa!? - zapytał widząc ją w drzwiach.
- Nie jadę.
- Co? - zaśmiał się myśląc, że nerwy ją zżerają i potrzebuje zachęty. - Dlaczego?
- Nie będę się mu spowiadała.
- Becka, ale przecież tego właśnie chciałaś. Rozmowy z nim, wyjaśnienia mu..
- Ale Harvey nie chce rozmowy. Chce spowiedzi. Mam mu powiedzieć wszystko, bo chcę wygrać tą cholerna sprawę. Tylko to się dla niego liczy! - powiedziała z wyrzutem. - Nie ja, nie moje życie czy wolność. Chodzi o cholerną wygraną odhaczoną w tym jego pieprzonym planie na życie. Nie może ponieść klęski, bo przestanie być najlepszym prawnikiem w Nowym Jorku. Tylko na tym mu zależy.
- Becka, to nie prawda on chce cię po prostu uratować przed powrotem do więzienia.
- Nie, Mike. Ty chcesz mnie uratować przed powrotem do więzienia. On chce wygrać. Właśnie dziś to zobaczyłam. Liczy się dla niego wygrana. Nie ja - powtórzyła. - Tak, że nie jadę. Możesz mu przekazać, że nie będę się mu spowiadać, a wszystko co musi wiedzieć jako prawnik powiem tobie. Tylko tobie ufam.

Te słowa wiele znaczyły dla Mika. Odetchnął głęboko po tym co usłyszał szukając jakiegoś dobrego argumentu za pojechaniem na spotkanie, ale wytrąciła mu prawie wszystkie z rąk. Czuł się wyróżniony, wyjątkowy i to połechtało jego ego, bo ostatnim razem czuł się tak kiedy Rachel zgodziła się za niego wyjść. Te wspomnienie pojawiło się w jego głowie bardzo szybko. Jego analityczny mózg porównał to co czuł teraz do tamtego dnia i postanowił to właśnie mu pokazać. Był to najpiękniejszy moment jego życia, a potem poszedł siedzieć i przez to stracił to uczucie. Teraz odzyskał je dzięki niej. Tyle, że wydawało mu się to nieprawdziwe i nieodpowiednie, bo kobieta stojąca przed nim nie była kimś, przy kim powinien czuć się wyjątkowo. Była jego klienta a przede wszystkim siostra jego najlepszego przyjaciela. Przyrodnią, ale siostrą. Jej reakcje były oparte o żal i złość do Harveya, dlatego nie chciał pozwolić sobie na przyjęcie tego beż analizy.
- Rebecca, ja... - zaczął. Nie chciał jej urazić, ale musiał powiedzieć cokolwiek, by namówić ją do pójścia na to spotkanie. - Jest mi naprawdę miło, że mi ufasz. To coś czego każdy prawnik chce od swojego klienta, ale jestem przekonany, że będziesz żałować jeśli nie porozmawiasz z bratem.
- Będę żałować jeśli to zrobię. Miałeś rację, Mike. Muszę zawalczyć o siebie. Muszę w końcu stanąć na nogi, bo nie mam na kogo liczyć, oprócz ciebie - znów szarpnęła jego czuła struną. Patrzył na pełne bólu oczy i smutną jej twarz marząc by zmienić ten wyraz na bardziej pogodny. - Zadzwoń do niego, powiedz, że źle się czuję. Wyjaśnij mu wszystko, albo powiedz cokolwiek. Jest mi wszystko jedno. Nie spotkam się z Harveyem. - Zawróciła do pokoju zamykając drzwi. Rossowi pozostało tylko spełnić jej prośbę i trzymać nerwy na wodzy, by przy okazji nie wydrzeć się na szefa.

Leżąc na kanapie znów usłyszał to co słyszy prawie każdej nocy. Krzyk, głośny, przerażający. Jednak dziś wydawał się mu bardziej przerażony i dłuższy niż zwykle. Becka krzyczała przez koszmary jakie się jej śniły. Szybko jednak wybudzała się z nich płacząc cicho, a potem znów zasypiała. Prawie co noc powtarzało się to kilkukrotnie. Po pierwszym takim incydencie zapytał ją o koszmary. Odparła, że śni jej się więzienie. Dobrze to zna. Jednak słuchanie tego, a doświadczanie to dwie inne rzeczy. Tej nocy jego sumienie nie pozwoliło mu przejść obojętnie. Wstał z kanapy podszedł do drzwi, w które delikatnie zapukał. Ze środka wciąż dobiegały odgłosy rzucania się po łóżku i jęki jak z horroru. Nie mógł się powstrzymać. Coś pchało go, by pomógł jej w tej katordze. Gdy uchylił drzwi dostrzegł w ciemnościach wijącą się Beckę na łóżku. Zawiniętą w pomiętą pościel jakby miała ją osłonić przed wszystkim dookoła. W świetle wpadającym z salonu dostrzegł grymas bólu na jej twarzy, a to przełamało cały jego opór. Ruszył w jej stronę zapalając lampkę na stoliku. Przysiadł na łóżku łapiąc ramiona blondynki.
- Becka - potrząsnął lekko nią by się obudziła. - Rebecca! - powtórzył głośniej i wtedy otworzyła oczy. Szeroko, tak że był w stanie zobaczyć jej przerażoną duszę. - To tylko koszmar, już dobrze - uspokajał ją widząc jak łzy zbierają się na jej dolnej powiece.
- Przepraszam - wyszeptała zaciskając powieki. Powtarzała to kilka razy, aż Mike przestał się opierać i przytulił ją do siebie. Nie mogła się uspokoić. Mike nie widząc innego rozwiązania usiadł wygodniej opierając się o zagłówek przyciągnął ją bliżej siebie i przykrył kołdrą ich oboje. Czuł się przez moment niekomfortowo, jakby robił coś zakazanego. Szybko zmienił swoje nastawienie myśląc o dziewczynie w swoich ramionach i słysząc jak się uspokaja. Chciał by zasnęła przy nim, miał nadzieję, że to pozwoli jej nie mieć koszmarów choć przez tą jedną noc. Jedyne co osiągnął to jej spokój, przez to po kilku chwilach jej oddech stał się miarowy, a ona przygotowała się by wyznać mu prawdę.
- Z Mattem miałam romans od momentu, gdy go poznałam. - powiedziała zaskakując Rossa. Opowiedziała mu wszystko, ze szczegółami. To co usłyszał od niej wcześniej było tylko suchymi faktami i obrazem jak doszło do tej całej tragedii. Teraz zna prawdę. Wszystko to wstrząsnęło nim na tyle, że nie mógł już zasnąć. Aż do poranka, kiedy zostawił śpiącą w jego łóżku Beckę i ruszył do kancelarii. Zawiadomił Harveya, że tam chce się z nim spotkać. Usiadł na jednym z foteli chowając twarz w dłoniach. Poradzenie sobie z tą sprawą na początku wydawało się mu proste. Uniewinnienie niewinnego, tak miało to wyglądać. Tyle, że teraz chodzi o ratowanie kogoś więcej niż tylko człowieka, który wpakował się w kłopoty.
- Mike - Harvey zdeterminowany na poważną konwersacje wszedł do biura. W ręku miał kawę i na widok swojego przyjaciela żałował, że nie kupił jednej i dla niego. - Wyglądasz okropnie, nie spałeś w nocy?
- Musimy ją wezwać na świadka. - powiedział Ross zerkając na Harveya. Adwokat zdumiony tym co powiedział jego przyjaciel odstawił wszystko co miał w rękach, rozpiął marynarkę i usiadł na wprost niego.
- Oszalałaś? - Nie wierzył, że tak świetny adwokat chce popełnić taki błąd.
- Wszystko mi powiedziała - wyjaśnił. - Wszystko - powtórzył dosadnie. - Musi zeznać...
- Przestań Mike, wczoraj mówiłeś, że jest niestabilna, że boi się i jest zdenerwowana na mnie, a dziś chcesz ja posadzić na najbardziej stresującym miejscu jakie istnieje na sali sądowej?
- Tylko ona powie wszystko co wie. Tylko jej prawda może wyciągnąć ją z tego gówna. - Ross miał jeszcze wiele do powiedzenia, ale najważniejsze było jedno. - Musisz namówić ją na to.
- Ja? - zaśmiał się. Czując jak uczucia duszą go, wstał i przeszedł pod okno. - Jak niby?
- To twoja siostra.
- Która nie chce ze mną rozmawiać.
- A dziwisz jej się? - żal wylewał się z głosu Rossa. Specter nie odpowiedział. Milczeli chwilę, a gdy ta cisza stała się nieznośna Harvey spojrzał na Mika. Gapił się tępo przed siebie, bijąc się z myślami. Specter zmrużył oczy snując pewne wnioski.
- Zależy Ci na niej - powiedział w końcu. Ross zjeżył się na te słowa, odwrócił za siebie marszcząc czoło. Chciał się bronić mówiąc, że od początku mu zależy, ale Specter nie dał się nabrać. - Mike, możesz być ze mną szczery. Zależy Ci na niej? - powtórzył, tym razem pytając. Mike bez nadziei pokręcił twierdząco głową. - To dobrze. Prawnik powinien dbać o swojego klienta - rzucił całkowicie zadzierając z emocji to co miał na myśli naprawdę. - Dla jej dobra ty powinieneś ją namówić na to...
- Przekonaj ją, że będziesz bezpieczny, wtedy powie prawdę. - przerwa mu Mike wstając. - Bo z was dwojga to ona dba o Twoje bezpieczeństwo bardziej. - Ruszył do drzwi zostawiając Harveya samego. Cios po tych słowach byłby mniej bolesny niż ostatnie zdanie wypowiedziane przez Rossa. Wróci do patrzenia na panoramę miasta zastanawiając się, czy tak czuje się właśnie jego siostra.

- To takie złe, że staram się być najlepsza wersją prawnika na jakiego zasługuje. - Rzucił w eter wiedząc, że ktoś słucha. Chwilę później dostał odpowiedź.
- Nie, to nic złego. - Donna stanęła w drzwiach. - Jednak Rebecca nie rozumie twojego zachowania, bo cię nie zna. Masz jedyną szansę by pokazać jej, jaki jesteś naprawdę.
- A co jeśli przez to przegramy sprawę?
- Przegrasz ją tylko wtedy, gdy stracisz siostrzane zaufanie. Ona cię potrzebuje. Ciebie, Harvey. Nie najlepszego prawnika w Nowym Jorku. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top