15.

Przyszedł czas na obronę. Ich świadkowie byli dobrze dobrani, Harvey się o to postarał. Jednak mimo wszystko bał się zacząć od kogoś kto szybko może się złamać. Postanowił przesłuchać najpierw kogoś, kto będzie naprawdę wiarygodny dla ławników. Kogoś z nieposzlakowaną opinią i swego rodzaju zaufaniem publicznym.
- Panie Specter, proszę zaczynać. - Sędzia znów rozsiadł się wygodnie czując, że adwokat będzie w swoim żywiole przez kolejne kilkanaście minut.
- Obrona wzywa na świadka detektywa Jaya Halsteada - powiedział pewnie, a wtedy prokurator wstał na równe nogi.
- Sprzeciw wysoki sądzie. Już zgłaszałem, że ten świadek nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. Nie było go na miejscu zdarzenia i...
- Levis, przestań się tak trząść - przerwał mu Specter. - Świadkowie nie muszą być do końca związani z wydarzeniami tamtego dnia, chyba o tym wiesz? Detektyw ma prawo powiedzieć co wie o pannie Jankowski.
- Dziękuję Panie Specter, ale to była moja regułka do wygłoszenia. - przerwał mu sędzia. - Tak czy inaczej - westchnął. - Wysłuchamy detektywa.

Na salę wszedł wysoki, szczupły szatyn, ubrany w niebieską koszulę i czarny garnitur. Ruszył przed siebie dokładnie wiedząc co robić. Przechodząc obok stolika obrony uśmiechnął się do dziewczyny, którą ledwo poznał. Ona go także. Nie widzieli się dobre siedem lat, jednak zapamiętała ta piegowata twarz i jego poczucie humoru.
- Skąd go wytrzasnąłeś - szepnął Mike.
- Jessica mi pomogła - skłamał z uśmiechem, a potem podszedł do światka. - Proszę się przedstawić ławie przysięgłych.
- Nazywam się Jay Halstead, jestem detektywem policji w Chicago, pracuje w wydziale wywiadowczym. Jestem także byłym Rangerem.
- Świetnie. Czy zna pan oskarżoną?. - wskazał na ubraną w różową marynarkę kobietę, która nie mogła uwierzyć, że Jay pofatygował się dla niej z Chicago.
- Znam - westchnął z uśmiechem. - To Oficer Rebecca Jankowski, a przynajmniej była oficerem, gdy ją poznałem.
- W jakich okolicznościach się poznaliście.
- Dość niekorzystnych. Pierwszy raz zobaczyłem Rebeccę gdy z moim szefem przyjechaliśmy do Nowego Jorku. To było kilka lat temu. Próbowaliśmy rozwiązać sprawę seryjnego przestępcy, oficer Jankowski była jednym z policjantów, którzy nam pomagali.
- Co może Pan powiedzieć o waszej współpracy.
- Sprzeciw, co to ma za znaczenie? - prokurator był zły. Czuł jakiś podstęp w tym co robi Harvey. Jednak sędzia oddalił jego wniosek.
- Rebecca była nową funkcjonariuszką, ale naprawdę dobrą. Zauważyłem, że jest trochę odtrącona na bok przez swoich kolegów. Wszyscy widzieli w niej tylko ładną buzię a nie policjanta. Jednak udowadnia swój potencjał zwracając nam uwagę na kilka szczegółów dotyczących śledztwa, oraz pomogła w doprowadzeniu kluczowych świadków.
- Może pan powiedzieć więcej, detektywie?
- To była ciężka sprawa, zamieszany był w nią brat mojej ówczesnej partnerki, Becka - uśmiechał się co wywołało palpitacje serca u damskiej części zebranej na sali. - Przepraszam, oficer Jankowski pomogła nam znaleźć go co doprowadziło po części do zamknięcia sprawy.
- Detektywie, czy odniósł pan wrażenie, że panna Jankowski może robić coś niezgodnego z prawem?
- Sprzeciw!
- Zapytam inaczej. Czy z Pana doświadczenia panna Jankowski wyróżniała się jakoś?
- Sprzeciw detektyw nie jest ekspertem.
- Nie pytam o ekspertyzę a o prywatne odczucie detektywa - wyjaśnił. Sędzia oddalił sprzeciw.
- Tak, - detektyw odparł pewnie. - Była miliony razy bystrzejsza niż reszta oficerów i uczciwsza.
- Co to dla pana znaczy?
- Znaczy to tyle, że nie byłaby w stanie kłamać, handlować narkotykami i zabić agenta federalnego.
- Wysoki sądzie. To domysły - warknął prokurator.
- Ława przysięgłych nie weźmie pod uwagę ostatniego zdania detektywa. I proszę się powstrzymać od takich wniosków.
- Rozumiem, przepraszam - detektyw uśmiechnął się lekko wiedząc, że mimo wszystko zasiał jakieś ziarno niepewności w umysłach ławników, Harvey poklepał się mentalnie po ramieniu za ściągnięcie detektywa.
- Detektywie Halstead, czy chciałbyś coś dodać?
- Tylko tyle, że praca w tamtym czasie z panią oficer była jednym z lepszych doświadczeń jakie miałem. Poza tym uratowała mi życie, gdy byliśmy pod ostrzałem - wyznał. - W tak trudnej sprawie jak tamta, wykazała się wielkim sercem dla ofiar molestowania, dla narkomanów i dla osób, które tego potrzebowały. Becka nie była wtedy kimś kto mógłby przejść obojętnie wobec przestępstwa. Jedynym jej błędem była łatwowierność i uległość. W tej pracy dobre serce czasem jest zgubne.
- Dziękuję. Nie mam pytań. - Harvey odwrócił się zostawiając świadka na rzecz prokuratora.
- Detektywie, jak długo przebywał Pan z oskarżoną?
- Kilka dni? - zapytanie było oczywiste, bo nie poda dokładnej liczby godzin.
- Tylko kilka? - zamyślił się. - Wszystkie były związane z pracą, czy ...
- Sprzeciw, wiemy do czego dąży prokurator - Harvey wiedział, że sięgnie po ten oręż.
- Oddalam, proszę odpowiedzieć
- Sugeruje mi Pan, że zeznaje, bo chcę czegoś od Rebecci? - detektywa oburzyły insynuację prokuratora.
- Pytam, czy widywał się pan z oficer Jankowski tylko w pracy.
- Tak - wyjaśnił Jay czując że mógłby właśnie udusić tego prokuratora. - Przez te kilka dni pracowaliśmy nad poważną sprawą. Nie było czasu myśleć o tym by flirtować, kiedy chodziło o molestowanie.
- Nie proponował pan jej drinka po pracy? W końcu jak pan sam twierdzi była ładną policjantką.
- Pana prokuratora ponosi wyobraźnia. - westchnął. - Po pierwsze sam na tamten czas byłem w związku - ze smutkiem wyznał ten fakt. - Po drugie... Z tego co wiem Becka też w takim była. - Prowokacyjny ton zainteresował Harveya. Halstead nie wspominał mu o tym że Becka była w związku gdy ją poznał. - Nie wiem jakie standardy ma Pan, ale ja raczej nie jestem typem faceta, który zdradza.
- Detektywie... - ostrzegawczy to sędziego przełamany był uśmiechem.
- Czyli nie zeznaje pan na korzyść oskarżonej, bo ma Pan nadzieję na odnowienie relacji? - dopytywał.
- Nie Panie prokuratorze. Nie zeznaje nieprawdy w sądzie, bo chcę zaliczyć. Może pana świadkowie tego nie wiedzą, ale ja znam karę za krzywoprzysięstwo. Poza tym, nie zrobi pan złoczyńcy z dobrej duszy. Pracowałem z wieloma policjantami, często tymi złymi proszę mi wierzyć na słowo, Becka do nich się nie zalicza. Prędzej spojrzałbym na listę świadków oskarżenia. Szybko zamilkł. A prokurator odpuścił. Jednak Harvey z czystej ciekawości chciał zadać jeszcze jedno pytanie.
- Zna pan Detektywie dane ówczesnego partnera mojej klientki.
- Ahm... - Jay się zawahał, spojrzał na Rebece, która miała wypisany na twarzy strach. Nie miał pojęcia czy dobrze zrobi jeśli powie co wie, ale dopiero co mówił, że zna zasady panujące w sądzie... jak mógłby teraz je złamać. - Nie wiem czy dobrze pamiętam jego nazwisko. Wiem, że Becka była w związku z kimś, kto z nią pracował - po sali rozszedł się pogłos zainteresowania.
- Pracowała? To znaczy policjant?
- Jej partner służbowy.
- Zastępca sierżanta, Detektyw Harris?
- Wtedy nie był jeszcze niczyim zastępcą, ale tak, wydaje mi się, że o nim mowa.
Harvey posłał Becce zimne spojrzenie, podziękował detektywowi i usiadł. Wiele miał do powiedzenia teraz, ale nie mógł tego zrobić. Detektyw został zwolniony, a sędzia ogłosił przerwę. Becka odepchnęła, ale szybko znów spięła się widząc wzrok Harveya.
Mimo, iż w sądzie chyba wygrywają, to definitywnie przegrywa drugą bitwę jaką toczy. Harvey jej nienawidzi. Wie to i zaczyna ją to przytłaczać bardziej niż by tego chciała. Wychodząc na korytarz dostrzegła detektywa stojącego pod ścianą z dłońmi schowanymi w kieszeniach. Wyglądał przystojnie. Podeszła do niego chcąc mu podziękować.
- Detektyw wciąż w Chicago - powiedziała pewnie. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, aż mięśnie rozbolały ją od tego.
- Utknąłem - westchnął z nostalgia. - Ty widzę też? - posmutniała spuszczając wzrok. - Mam jednak nadzieję, że moje zeznania ci nie zaszkodzą - dodał.
- Nie, na pewno nie. Nie bardziej niż całą reszta. - Czując jak oczy zachodzą jej łzami podniosła głowę i wymusiła uśmiech. - Naprawdę doceniam to, że przyjechałeś taki kawał dla randomowej dziewczyny.
- Nie dla randomowej dziewczyny, a dla oficer, która uratowała mi życie. Kiedy Specter zadzwonił, nie zawahałem się ani minuty - wyznał.
- Harvey dzwonił osobiście? - zapytała niedowierzając
- Tak, cholerny arogant, ale potrafi robić swoją robotę. Masz naprawdę najlepszego prawnika w Nowym Jorku. Wygra to za wszelką cenę.
- Tak - spojrzała za siebie, na stojącego niedaleko Spectera i Rossa. Prawnika miała najlepszego, ale co z jej bratem?
- Becka, muszę lecieć. Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Trzymam kciuki. I jakby co, daj znać. Znajdziemy coś co pomoże ci się z tego wykaraskać.
- Dziękuję. - Nie mogła go przytulić, ale przybić piąstkę z nim mogła. Pożegnał się skinieniem głowy w kierunku jej adwokatów i odszedł.
Becka wróciła do swoich obrońców. Widząc jak Harvey mierzy ją wzrokiem poczuła coś czego wcześniej nie znała. Złość. Dlaczego ją ocenia? Dlaczego patrzy na nią jakby zrobiła coś złego. Nie zna jej, i nie chce poznać. Więc jakim prawem to robi?
- Wracamy na salę, mamy jeszcze paru świadków do przesłuchania - powiedział do Rossa. - A potem, chce cię widzieć w moim gabinecie. - Zwrócił się do Rebecci. - Chcę wiedzieć wszystko, każdą drobnostkę, która może zniszczyć to co do tej pory osiągnęliśmy. - Po tych słowach odszedł. Becka wodziła za nim wzrokiem chcąc dosłownie pobiec za nim i trzasnąć go w łeb. Jednak dłoń Mika sprowadziła ją na ziemię.
- Chodźmy - Odsunął dłoń z jej ramienia kiedy przeszyła go wzrokiem. Czuł niepokój i wydawało mu się że ta niewielka zmiana jej zachowania to krok ku jakiejś katastrofie.



ko_ko_ryczka chodź, Halsteada wpisałam! XD
Masz, nie męcz się już <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top