12.
Wielka sala sądowa wypełniła się wolno ludźmi, którzy byli zainteresowani czasem tylko pojedynczymi aspektami tej sprawy. Nie każdy kto zasiadał na trybunach był związany ze sprawą. Czasem w sali pojawiali się ludzie, którzy z czystej ciekawości chcieli dowiedzieć się jak rozwiąże się sprawą. Było tak że sprawy Harveya Spectera były oblegane bardziej niż inne, bo widownia chciała zobaczyć mistrza w akcji. Studenci prawa zabijali się o miejsce jak najbliżej najlepszego prawnika tego miasta by choć trochę uczesać z lekcji jaką pokazywał im broniąc swoich klientów. Nierzadko sprawy z udziałem Spectera były mało interesujące i kończyły się szybko. Jednak dalej ludzie chcieli go oglądać. Tym razem wielu przyszło, bo dowiedziało się że sprawa z kilu lat wstecz znów jest otwarta, a że było o niej dość głośno w Nowym Jorku to grono ludzi chciało znać wynik tego sporu.
- Beca? - Mike gotowy do wyjścia stanął w progu sypialni widząc jak dziewczyna siedzi na kanapie patrząc tępo w swoją bransoletkę elektroniczną i nie ma kontaktu ze światem. Była ubrana w czarny damski garnitur, i na jednej ze stop już zdążyła ubrać zabudowany damski pantofel na obcasie. - Beca? - podszedł do niej. Powtórzył jej imię jeszcze raz ale nie reagowała. Gdy dotknął jej ramienia oprzytomniała. - Dobrze się czujesz? - zapytał zmartwiony.
- Tak - odpowiedziała. - Trochę... - nabrała nerwowo powietrza, po czym dotknęła klatki piersiowej. Zaczynała panikować.
- Hej, hej... - usiadł obok niej łapiąc jej dłonie w swoje. - Spójrz na mnie. - Dziewczyna swymi dużymi oczami patrzyła na prawnika, prawie płacząc. - Wdech i wydech. Spokojnie. Wszystko się jakoś ułoży. Dasz radę.
- Nie, Mike - szepnęła trzesac sie jak osika. - Nie mogę. On tam będzie... - wymamrotała. Mike czuł, że tak właśnie może być. To jak Harvey podszedł do Becki a właściwie nie podszedł bo całkowicie zignorował swoją siostrę a co gorsza nie spotkał się z nią ani na moment, zniszczy całą sprawę.
- Harvey zrobił wszystko by cię z tego wyciągnąć. - odparł z pewnością. Rebecca zaczynała się uspokajać widząc jak Mike przekonany o zdolnościach swojego przyjaciela wierzy w to co mowi. - Dasz radę, musisz tylko tam przyjść. Tyle. - Jej lekki uśmiech sprawił, że ulżyło mu. - Idziemy?
Weszła do sali sądowej czując jak wracają wspomnienia. Wtedy była skuta kajdankami na kostkach i nadgarstkach, dziś na szpilkach i damskim czarnym garniturze wchodzi pewnie w te mury z nadzieją, że nigdy więcej nie będzie musiała przebierać się w pasiak koloru orange.
Mike kroczył obok wspierając ją. Kiedy doszła do barierki zobaczyła jak prokurator stoi zadowolony uśmiechając się szyderczo. Przełknęła strach przekroczyła barierę i usiadła na swoim miejscu. Czekała kilka minut ale miała wrażenie, że trwa to lata. Drapała skórki przy paznokciach powodując małe ranki. Widząc krew na swojej dłoni zaczęła się trząść. Ross dostrzegł to i szybkim ruchem złapał jej dłonie.
- Beca, uspokój się - poprosił dosadnie. - Będzie dobrze, ta rozprawa będzie trwała krótko. Przedstawia swoje strony i tyle. Sędzia przyklepie nasz wniosek, a później pojedziemy na lunch, Zgoda?
Przytaknęła. Kątem oka dostrzegła jak dostojnie do sali wchodzi jej pierwszy prawnik. Poprawił krawat i mankiet prawej ręki która trzymał aktówkę.
- Mike - przywitał się, - Rebecca - kiwnął do niej, ale szybko odwrócił wzrok. Ona jednak nie mogła zrobić tego samego. Patrzyła na brata jak na święty obraz. To był pierwszy raz gdy ma z nim kontakt odkąd wyszła z więzienia. Serce waliło jej jak oszalałe. Nadała go jak dzieło sztuki. Chciała wiedzieć jak bardzo się zmienił od ostatniego spotkania. Był pewny siebie i dostojny, ale coś w nim było co Rebecca odczytała jako oznakę strachu. Miała ochotę uciec. Podskoczyła gdy sędzia uderzył młotkiem. Zauważył to nie tylko Ross, ale także Specter i reszta zebranych. Dziewczyna nawet nie zanotowała kiedy sędzia wszedł na salę. Dlatego też musiał użyć młotka, by Rebecca Jankowski wstała z fotela. To jej pierwszy błąd.
- Wysoki sądzie - zaczął prokurator. Szybko jednak został zgaszony.
- Panie Levis, niech Pan mi daruje te mowy początkowe w moim kierunku. Jestem zbyt stary by mnie tu agitować. Zebraliśmy się rozpatrzyć ponownie sprawę panny Jakowski - spod okularów zerknął na dziewczynę. - Która odsiadywała wyrok za morderstwo agenta FBI. Kancelaria Pearson Specter Litt wniosła o zwolnienie i ponowne rozpatrzenie w związku z niedopuszczalnymi uchybieniami w śledztwie. - Sędzia spojrzał na obie strony. - Mógłbym już w tym momencie rozpatrzyć ten wniosek i zmienić wyrok na uniewinniający. To co przeczytałem to istne szaleństwo. Ktoś kto podsunął pannie Jankowski ugodę był wyrachowany. - Dodał pewnie. - Jednakże, zginął agent i nic nie zostało wyjaśnione. - Specter czuł że tak może się stać. - Rozpocznijmy w Poniedziałek o ósmej. Prokurator będzie musiał udowodnić winę pannie Jankowski. Żadne ugody i porozumienia nie wchodzą w grę. Nie będę się bawić w wasze prawnicze gierki. Mam dostać dowody, a ława przysięgłych wyda wyrok. Do zobaczenia. - Znów uderzył ciężkim młotkiem w drewnianą podstawkę. Specter wymienił spojrzenia z prokuratorem a potem spojrzał na Beccę. Liczył na inne zakończenie, ale cóż. Był gotowy i na to.
- Zabierz ją do domu. Spisz w końcu jej zeznania i dostarcz mi do biura. Musimy zebrać świadków i dobrać sobie odpowiednich ludzi na ławę przysięgłych. Ta sprawa będzie chwilę trwać.
- Harvey....
- Mike, zrób o co cię proszę. - ton jego głosu przekonał Rossa. Zniknął tak szybko jak się pojawił. Rebecca siedziała niewzruszona. Patrzyła tępo w przestrzeń. Mike chciałby coś na to poradzić, ale był rozdarty.
Wrócili do mieszkania. Ross by trochę ją rozweselić zaproponował by wybrała lunch. Rozłożył jej kilka ulotek z pobliskich restauracji i kazał wybrać na co ma ochotę.
- Mike - zatrzymała jego wywód. - Możesz mi powiedzieć jak to będzie wyglądać?
- Co masz na myśli? - usiadł obok niej na kanapie.
- Co zrobi prokurator? Wezwie mnie na świadka? Ściągnie kogoś konkretnie? - dopytywała.
- Nie mam pojęcia - westchnął. - Dopóki nie usłyszę całej historii od ciebie nie wiem czego się spodziewać. - Becka zaśmiała się pod nosem.
- To wszystko nie ma sensu.
- Ma sens, tylko Ty go jeszcze nie widzisz. - wyjaśnił jej. - Pomóż mi to zrozumieć. Mam tylko ogólny zarys sytuacji. Wiem, że cię w to wrobili, ale jak? Po co? Porozmawiaj ze mną...
- Powiem Ci wszystko, ale najpierw, przekażesz coś Harveyowi?
Z listem w kopercie wkroczył do biura szefa. Był zdeterminowany, by skonfrontować się z nim, ale nie chciał wszczynać kolejnej kłótni.
- Masz dla mnie zeznania - zapytał na pozór wyluzowany prawnik.
- Nie, mam list - oznajmił kładąc przed Spacerem kopertę.
- List?
- Nie chcesz z nią porozmawiać, więc napisała do ciebie. - wyjaśnił. Czekał aż otworzy kopertę I znacznie czytać, on nie miał jednak zamiaru robić tego przy nim. - Jasne. Będę w domu, gdybyś jednak zdecydował się porozmawiać z siostrą.
Po jego wyjściu śmiało złapał za kopertę. Otworzył ją ale gdy tylko zobaczył pierwsze słowa zatrzymał się. Bał się tego co mu napisała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top