10.
Zaprosił ją do środka przytrzymując jej drzwi. Nieśmiało weszła rozglądając się po jasnym pomieszczeniu. Za oknem zapadał zmrok, ale dobrze rozstawione lampy pozwalały zobaczyć jak przytulne choć dość puste jest mieszkanie. Usłyszała zamykające się z łoskotem drzwi. Podskoczyła jak spłoszona łania. Łańcuch przy drzwiach zadzwonił kiedy Mike wkładał go na miejsce. Ten dźwięk sprawiał jej dyskomfort.
- Przepraszam - powiedział widząc jak ją wystraszył. Dziewczyna zaczynała pokazywać emocje, które w niej siedzą. A z doświadczenia wiedział jakiej traumy doświadczyła.
- Nic się nie stało - szepnęła z bladym uśmiechem. - Czyje to mieszkanie? - wchodząc w głąb stanęła w salonie rozglądając się. Na pierwszy rzut oka wyglądała zwyczajnie. Wyluzowana i szczera. Ale były to pozory. Mike wiedział, że na dłuższą metę to może skończyć się źle.
- Moje - wyjaśnił. - Możesz tu zostać. - Dziewczyna przekrzywiła głowę unosząc brew. Rozbawiła tym nieco Mika. - Spokojnie, jesteś tu bezpieczna. Zajmiesz sypialnię, ja zostanę na kanapie.
- Nic nie mówię, po prostu... - zamyśliła się. - Jesteś pewny, że chcesz mnie mieć na głowie dwadzieścia cztery godziny na dobę?
- Nie - odpowiedział idąc do sypialni. Zabrał z szafy koc i poduszę z łóżka. - Około piętnastu spędzam w kancelarii, więc zostaje tylko dziewięć. Z czego sześć to sen. - Rzucił na kanapę rzeczy i uśmiechnął się przy tym tak, że i ona to zrobiła.
- W takim razie nie ma potrzeby żebyś ustąpił mi łóżka - powiedziała. - Mnie wystarczy kanapa, a ty w końcu masz mnie bronić w sądzie. Musisz się wyspać.
- Ja jestem tylko do pomocy, Harvey będzie cię bronić. - Odpowiedział niszcząc tym jej humor. Zganił się za to w duchu. Dziewczyna zgarbiła się niewidocznie. - Zrobię coś do jedzenia, możesz wziąć prysznic. Łazienka jest w sypialni po lewej.
Gotując makaron postanowił zadzwonić do szefa. Był na niego zły. Nie mogło być tak, że Harvey nie rozmawia z Becką. Już nie chodziło o ich pokrewieństwo, a o to że była ich klientką. Mika zdaniem Specter źle zachował się w stosunku do Becki. Rozumiał, to całe zdarzenie było przytłaczające, ale żeby nie przywitać się chociaż z nią. Sygnał, drugi... czwarty. W końcu odebrał.
- Halo.
- Harvey gdzie jesteś? - zapytał napiętym jak struny gitary głosem.
- Coś się stało? - dopytał znudzony.
- Becka się stała. Dlaczego tak ją olałeś?
- Mike, odpuść sobie. Zachowaj się jak prawnik i nie wnikaj w życie osobiste klienta - powiedział to jałowo jak robot. - Panna Jankowski nie jest inna od twoich klienci.
- Jest inna , to twoja siostra! - upomniał go. Cisza odpowiedziała za Spectera. - Ale skoro twierdzisz, że to tylko klientka, to zacznij ją tak traktować. Harvey, mamy ją bronić w sądzie. Jej sprawa nie jest tak prosta. - Nawet to nie przekonało Harveya by przyznał Rossowi rację. - Ona się boi. Porozmawiaj z nią do cholery.
- Nie.
- Dlaczego? Co jest takiego złego w zwykłej rozmowie? - Nie odpowiedział, Mike nie rozumiał jego zachowania, nawet nie starał się zrozumieć. Usłyszał jak woda w łazience przestała się lać. - A z resztą nie ważne. Zrobisz jak będziesz chciał. Muszę kończyć. Dobrej nocy. - Rozłączył się zły. Sam do końca nie pojmował dlaczego tak bardzo się zezłościł. Może to przez minę Becki, gdy zobaczyła odjeżdżające auto Spectera. Wyglądała jak opuszczony szczeniak w rowie. Samo wspomnienie jej twarzy go smuciło.
- Spalisz makaron. - Spojrzał na stojąca obok blatu kuchennego dziewczynę. Miała mokre włosy, które wycierała ręcznikiem. Ubrana w biały t-shirt i spodenki, to miły widok dla oczu adwokata.
- Cholera - odsunął garnek, który właśnie zaczął dziwnie pachnieć. - Już po? - zapytał. Zdziwił się, że tak szybko wzięła prysznic. Pamiętał swój pierwszy po powrocie. Stał chyba pół godziny pod ciepłą wodą.
- W akademii robiliśmy to na czas - wyjaśniła rumieniąc się, przeszła obok siadając przy stole. - Znaczy prysznic braliśmy na czas - doprecyzowała. - Wchodziliśmy pod prysznice równo z grupą chłopaków, ta grupa, której członek skończył ostatni przejmowała obowiązki pozostałych.
- Zawsze wygrywałyście?
- Raz przegrałyśmy, - wyjaśniła patrząc na końcówki włosów. - Przez to ścięłam je na krótko - zaśmiała się.
- Ty?
- Myślisz, że dlaczego byłam najlepsza na roku? - zwyczajna rozmowa była czymś świeżym dla niej, ale podobało jej się. Mike był miły, zabawny. Czuła się przy nim normalnie. Jakby znała go całe życie.
Jedząc wspólnie kolację opowiedział jej nawet trochę o sobie. Oczywiście nie wszystko, pewne fakty zostawił dla siebie. Wsłuchiwała się w jego opowieść zapamiętując drobne rzeczy. Uśmiechała się co jakiś czas uświadamiając sobie, że wciąż ma policyjnego nosa. Obracając ostatni makaron na talerzu jakby przestała kontaktować.
- Hey, jesteś zmęczona? Może powinnaś iść już spać?
- Myślisz, że Harvey kiedykolwiek mi wybaczy? - zapytała. Mike zmrużył oczy starając się znaleźć sens jej pytania. - Że niszczę mu życie?
- Becka, niczego nie niszczysz. Są pewne fakty, które Harvey musi zaakceptować. Jesteś córką jego ojca. Jeśli nie chciałby mieć z tobą nic wspólnego myślisz, że wyciągnął by cię z więzienia? - Becka spojrzała na Rossa pytająco. - To on poszedł do Sędziego, on cię wyciągnął. Musi się uporać z tym wszystkim, ale na pewno nie ma ci czego wybaczać.
- Dziękuję - powiedziała wstając od stołu. Ulżyło jej trochę. - Za wszystko.
Kolejne kilka dni upłynęło szybko. Za szybko jak dla Rossa, który w ciągłym stresie i niepewności czekał na wieści od Harveya. Adwokat przepadł jak kamień w wodę, nie dawał znaków życia oprócz wiadomości o treści "zadzwonię później", "Nie mogę gadać", "zajmij się sprawą panny Jankowski postaram się wrócić jak najszybciej". Mógłby zrobić cały album z jego wymówkami. Nawet interwencja Donny nie pomogła. Harvey odesłał ją do pilnowania Litt'a, który stał teraz na czele firmy. To był sygnał, że jest coś nie tak z głową Spectera. Osobiście zadzwonił do Louisa i przekazał mu pod skrzydła firmę. Zdrowy na umyśle nie zrobił by tego. A jedyną formą racjonalnego myślenia było oddelegowanie Donny do pilnowania by ten nie rozwalił firmy w kilka godzin po zniknięciu prawnika. Mike starał się z całych sił skontaktować z przyjacielem, ale na nic to się zdało. Co dzień musiał wracając do domu i tłumaczyć Rebecce, że Harvey się nie odezwał, ale to nie jej wina. Dziewczyna zamykała się w sobie. Znów ucinała rozmowy zawieszając się jak pierwszy raz gdy zobaczył ją w celi. A miał wyciągnąć z niej wszystkie informacje o sprawie. Miała powiedzieć mu co się stało wtedy nim zginął agent FBI. To było podstawą linii obrony dziewczyny. Jednak ona nie chciała mówić. Zostały trzy dni do rozprawy kiedy Ross wściekły ruszył do firmy. Usłyszał, że Specter wrócił, nie kontaktując się z nikim. Tego było za wiele.
- Witamy serdecznie! - krzyknął z oburzeniem - Miło, że w końcu zjawiłeś się we własnej firmie. - Harvey lekko rozbawiony teatralnym wejściem przyjaciela dopijał kawę. - Masz zamiar coś powiedzieć, czy będziesz tak stał i gapił się?
- Też cię miło widzieć Mike - odparł pogodnie.
- Tyle? Nie zapytasz o nic.
- O co na przykład? - wydawał się wyluzowany. Jakby wygrał kolejna sprawę, albo zaliczył modelkę na backstage'u.
- O Beckę na przykład? - mina Spectera zrzedła. - Nie wiem jak to jest dowiedzieć się ze ma się siostrę, o której nie wiedział nikt przez ponad trzydzieści lat, ale do jasnej cholery mógłbyś chociaż zachować profesjonalizm!? - wygarnąć mu. - Traktuj to jak kolejna sprawę skoro nie potrafisz okazać odrobiny emocji.
- Mike, - do gabinetu weszła Donna przerywając jego monolog. - Mogę prosić cię na słówko ?- Ross wymienił z nią spojrzenia wiedząc, że odmowa nie wchodzi w grę. Odciągnęła go na bok z dala od oczu Spectera, a potem zaczęła:
- Odpuść mu - poprosiła łagodnie.
- Widzisz jak się zachowuje? Zostały nam trzy dni, a my nie mamy nic na obronę Becki, bo on nie chce z nią rozmawiać. - oburzony Ross machał rękoma jakby chciał się wzbić w powietrze. Donna musiała go utemperować.
- Mike, on robi to co zawsze! - powiedziała mocno. - Pamiętasz co zrobił żeby ratować mój tyłek? Odsunął mnie, nie kontaktował się ze mną. Czułam się wtedy winna i odtrącona, ale wiem dlaczego to zrobił. Kiedy chodzi o kogoś ważnego musi się zamknąć w sobie by emocje nie zaburzyły mu osądu.
- Rozumiem, ale...
- On już wie, przyjął do wiadomości. Becka jest jego siostrą. Teraz daj mu spokój. Bo z pewnością stara się zaleźć sposób by ją wyciągnąć z tego bagna.
***
Z bijącym jak oszalała serce stał patrząc na wychodzącą z Mikem kobietę. Była niewysoka, miała orzechowe włosy powiewające na wierzę w nieładzie, ubrana w zwyczajne ciuchy nie przypominała nikogo znajomego. Przysłoniła twarz dłonią, ale kiedy Ross powiedział jej, że czeka ktoś na nią spojrzała i w tym momencie jego świat staną. Znał tą twarz, widział ją wcześniej. Nie pamiętał gdzie, ale na pewno ją znał. Szła wolno krok za krokiem w jego stronę, a z każdym jej ruchem jego głową krzyczała by uciekał. Dusił go strach. Nie mógł teraz z nią rozmawiać. Musiał zrobić coś by tego uniknąć. Schował się do auta, ale nim odjechał Mike do niego podszedł. Polecił mu zajęcie się nią. W lusterku bocznym zobaczył jak Mike rozmawia z kobietą. Czy tłumaczy się jej jego zachowanie? Albo wyjaśniał coś zupełnie innego? Z pewnością ta pierwsza opcja była bardziej prawdopodobna. To Mike, jego najlepszy przyjaciel. Na pewno stara się racjonalnie wytłumaczyć zachowanie, które racjonalne nie było. Pojechał do swojego apartamentu, zabrał torbę i ruszył do Riverside. Musiał zmierzyć się z prawdą chociaż bardzo tego nie chciał. Jedynym wyjściem było porozmawiać z bratem, przeczytać list i przyjąć prawdę jak mężczyzna.
Ale czy na pewno???
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top