Po prostu rozdział 6
Adrien
- Marinette!
Szybko podbiegłem do dziewczyny która akurat wracała do domu. Mimo tego ,że byłem zmęczony po szermierce podbiegłem do niej jak najszybciej mogłem iż dziewczyna nawet na chwilę się nie zatrzymała a nawet przyspieszyła. Dziewczyna wyglądała tak jak wcześniej w szkole, szara skóra, zmęczone oczy, roztrzepane włosy. Na prawdę przykro było mi na nią patrzeć i na prawdę nie wiem jak wcześniej mogłem jej nie zauważyć.
By ją zatrzymać pociągnąłem za skrawek jej kurtki. Zatrzymała się jednak nie odwróciła w moją stronę.
- Ja chciałbym...
- Nie obchodzi mnie to. Szczerze cię nie rozumiem - szeptała a przez to ,że nie widziałem jej twarzy nie wiedziałem w jakim stanie teraz jest - Zawsze miałeś mnie w dupie zresztą jak każdego w szkole a teraz tak po prostu zatruwasz mi życie. Czemu nie zachowywałeś się tak wtedy kiedy byłam w tobie po uszy zakochana? Nie wiem jak mogłam cokolwiek do ciebie czuć. Żałosne prawda? - zaśmiała się lekko a ja nie miałem pojęcia co powiedzieć. Rzeczywiście wiedziałem ,że kiedyś w pierwszej klasie coś do mnie czuła ,ale nie wiedziałem ,że będzie do teraz o tym pamiętać - Proszę daj mi spokój - w końcu się odwróciła wyrywając z mojego uścisku, jej oczy płonęły - Nie mieszaj się w coś co ciebie nie dotyczy.
I po prostu odeszła. Jednak ja nie potrafiłem się poddać. Skoro nie chcę mi zaufać... Zaufa Czarnemu Kotu
...
Marinette
Po moim wywodzie do Adriena byłam jak emocjonalne gówno. Nie miałam już siły. Szłam powoli wcale nie spiesząc się do domu. Gdybym mogła już dawno bym się stamtąd wyprowadziła jednak co bym dalej zrobiła? Bez pracy? Bez domu? Wylądowała bym na ulicy w jeszcze bardziej gównianej sytuacji niż teraz.
Skręcając w kolejną uliczkę poczułam na plecach czyiś palący wzrok. Zatrzymałam się. Kroki za mną ucichły. Cholera. Nie mam nawet jak się zmienić. Cholera! Wypuściłam powietrze z ust powoli odwracając głowę do tyłu.
Nikogo nie ma.
Popadam w cholerną paranoje.
Zaśmiałam się lekko z swojej głupoty po czym zabrałam się do ruszenia dalej. Centralnie przede mną stał...
- O MÓJ CHOLERNY BOŻE JAK MNIE PRZESTRASZYŁEŚ.
I po prostu zaczęłam się śmiać. Przede mną stał Czarny Kot który z rozbawieniem wpatrywał się w moją twarz.
Chwila. Muszę pamiętać ,że nie jestem teraz biedronką... Chwila to po co on tu?
Kiedy przestałam się śmiać spojrzałam na niego z niemym pytaniem.
- Czarny Kot do usług księżniczko!
Po czym chwycił moją dłoń muskając jej wierz. On każdemu się tak przedstawia? Wyrwałam dłoń powstrzymując śmiech.
- Gdzie twoja biedronka?
Kot posłał mi piękny uśmiech.
- A kto ją wie... Co ty na to bym zabrał cię.. Gdzieś?
Zaśmiałam się.
- Czy to jakaś ukryta aluzja?
Wywrócił oczami biorąc moją rękę pod swoje ramię. Nie chciałam wracać do domu więc po prostu dałam mu się prowadzić, przez chwile po prostu szliśmy przez ciemnie uliczki aż w końcu Kot zatrzymał się odwracając do mnie przodem, jego dzikie oczy błyszczały zresztą jak zawszę. Chwycił mnie za rękę przez co momentalnie spięłam swoje ciało.
- Pozwolisz ,że zmienię tępo naszej wycieczki?
Od razu wiedziałam o co chodzi więc po prostu skinęłam delikatnie głową. Czarny Kot w szybkim tępię wziął mnie na swoje ręce mocno zaciskając mnie w żelaznym uścisku tak bym przypadkiem nie spadła po czym jednym susem wskoczył na pobliski dach by potem z zawrotną prędkością ruszyć przed siebie przeskakując z dachu na dach.
Moją twarz owiewał przyjemnie letni wietrzyk co po prostu przynosiło mi ulgę, po minucie biegu przestałam być spięta. Przymknęłam oczy z cichym westchnięciem opierając się o ramię Czarnego Kota. Gdyby nie to ,że znałam go jako Biedronka nigdy bym się na to wszystko nie zgodziła jednak wiem ,że przy Kocie nic mi nie grozi i czułam się... Bezpiecznie. A co najważniejsze myślę ,że mu po prostu ufałam.
Blondyn w końcu zwolnił bieg by po chwili całkowicie się zatrzymać. Otworzyłam oczy czując przy swoim uchu jego ciepły przyjemny oddech. Nie patrząc na kota rozejrzałam się dookoła, byliśmy na jednym z tych dachów gdzie był piękny widok na wieże Eiffla która teraz kiedy było już ciemno świeciła niczym bożonarodzeniowa choinka. Westchnęłam wpatrując się w piękny widok jednak właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę ,że Kot przez cały czas trzymał mnie na rękach. Niezręcznie na niego zerknęłam, chłopak w tym czasie sam wpatrywał się w widok przed nami.
- Czarny Kocie... - odwrócił głowę w moją stronę posyłając mi zaciekawione spojrzenie - Mógłbyś mnie... Postawić na nogi?
Blondyn zdaje się ,że dopiero teraz zdał sobie o tym sprawę iż zakłopotany delikatnie postawił mnie na dachówki.
- Sorry..
Burknął drapiąc się niezręcznie po karku. Posłałam mu półuśmiech po czym starając się by nie spaść usiadłam po turecku niedaleko skraju dachu, poczułam ,że i kot przysiadł koło mnie. Przez dłuższą chwile po prostu milczeliśmy wpatrując się w wieże Eiffla.
- Tak właściwie... Co ode mnie chcesz?
Mój głos przerwał niekończącą się ciszę, zaskoczony chłopak zerknął na mnie kontem oka po czym cicho westchnął.
- Właściwie to... Sam nie wiem - zagryzł wargę spuszczając wzrok na swoje palce którymi zaczął się bawić. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch - Ja po prostu... Od pewnego czasu natykam się na ciebie i..
Urwał. Zaciekawiona całym swoim ciałem odwróciłam się dzięki czemu widziałam go w całej okazałości.
- I..?
Podparłam się o ręce czekając na odpowiedź.
- Nie wiem czemu ,ale... Chciałbym cię poznać.
W końcu na mnie spojrzał. Byłam za bardzo zdziwiona by cokolwiek powiedzieć.
Czemu akurat ja? Czy on domyśla się ,że to ja jestem Biedronką? Czy w ogóle powinnam się na to wszystko godzić? Czemu nagle wszyscy chcą mnie poznawać?!
Odkaszlnęłam powoli się prostując, Kot wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem czekając pewnie na moją odpowiedź.
Czy potrafiła bym się pilnować?
Przecież on w końcu może się zorientować.
Zmarszczyłam brwi.
Chociaż w jeden sposób było by mi łatwiej. Nie musiała bym wszystkiego tak kryć. Poznał by mnie jako Marinette.
Czy mogę zaufać mu aż w takiej sprawię?
- Właściwie... Nie przedstawiłam ci się - wystawiłam w jego kierunku dłoń - Marinette Cheng.
Gwiazdka?Komentarz?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top