Rozdział 6
Właśnie wracałam z zajęć biologii, gdy ktoś nagle złapał mnie za nadgarstek. Zdezorientowała odkręciłam się przez ramię i niemalże od razu przewróciłam oczami w geście zażenowania.
- Znowu ty? - westchnęłam na widok Lucasa, w tym samym momencie wyszarpując uwięzioną w jego palcach rękę.
- Więcej entuzjazmu kochanie - uśmiechnął się łobuzersko, co niemalże przyprawiło mnie o mdłości.
- Serio, nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Spieszę się - mruknęłam i już miałam odkręcić się na pięcie, gdy ten ponownie mnie zatrzymał.
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Zabieram Cię jutro na randkę - powiedział swoim lekko ochrypłym głosem i puścił mi zalotne oczko. W pierwszym momencie trochę mnie wmurowało i minęło dobre parę sekund, zanim mój głos postanowił wrócić na swoje miejsce.
- Pff, chyba zwariowałeś jeżeli myślisz, że gdziekolwiek z tobą pójdę - parsknęłam, w dalszym ciągu patrząc na bruneta z niedowierzaniem. Okej, może i większość dziewczyn dałaby się poćwiartować za taką propozycję, ale ja nie należałam do tej grupy. Nie myślcie, że jestem jakąś buntowniczką, która za wszelką cenę nie chce popłynąć wraz z nurtem społeczeństwa.
Nie, nie nie.
Ja po prostu, cóż, być może byłam trochę staroświecka, ale kompletnie inaczej wyobrażałam sobie relacje damsko-męskie. Marzyłam o troskliwym, kochającym facecie, który będzie o mnie dbał, kupował mi kwiatki i takie tam. A nie o typku, który praktycznie każdą laskę ma na skinienie palca, a i tak traktuje je jak szybko nudzące się zabawki.
- A to się jeszcze okaże - odparł, w ogóle nie przejęty moją niechęcią. Na tym nasza konwersacja się zakończyła, a Lucas odszedł w swoim kierunku. Odprowadziłam go spojrzeniem, zachodząc w głowę o co mogło mu chodzić. Jeżeli myślał, że do czegokolwiek mógł mnie zmusić, to grubo się mylił.
Westchnęłam i już miałam wznowić swoją podróż do klasy matematycznej, gdy na mojej drodze pojawiła się kolejna przeszkoda. Tym razem o kolorze tlenionego blondu i ilorazie inteligencji równemu szyszce (nie ubliżając oczywiście szyszkom). Zgadza się, mowa o naszej kochanej Ashley.
- Odwal się od niego - złapała mnie za ramię i wlepiła w moją osobę rozzłoszczone spojrzenie.
- Okej, po pierwsze mnie nie dotykaj - zaczęłam spokojnie i strąciłam jej dłoń zakończoną długimi, paskudnymi pazurami. - A po drugie, nie mam pojęcia o co ci chodzi - postanowiłam zgrywać idiotkę.
- Lucas jest mój, jasne? I radzę ci żebyś się w to nie wpierdalała - syknęła, posyłając mi fałszywy uśmiech. Uniosłam do góry brew, zastanawiając się czy powinnam wybuchnąć śmiechem, czy może trochę się z nią podroczyć. Ostatecznie, postanowiłam wybrać trzecią opcję, bo wiadomo - ,,Nie dyskutuj z głupszym, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem''.
- Bierz go sobie. Mogę cię zapewnić, że nie jestem nim zainteresowana - odpowiedziałam jej z takim samym, sztucznym uśmiechem. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała, więc przez chwilę stała oniemiała i jedynie lustrowała mnie spojrzeniem. Gdy jej przeszło, zarzuciła włosami i odeszła, zamiatając tyłkiem na boki.
Debilka.
***
Od razu po szkole udałyśmy się z dziewczynami do pewnej uroczej kawiarni, ulokowanej na wybrzeżu. Przychodziłyśmy tu stosunkowo często, jako że miała swój wyjątkowy klimat i nie była oblegana przez turystów. Budynek był dwupiętrowy, a z okien rozciągał się widok na ocean. Nic tylko zamówić sobie coś do picia, rozsiąść się w wiklinowym fotelu i wyciszyć po długim dniu w szkole...
- Wiedziałam, że ta Ashley to jest ostro poryta - westchnęła Jess chwilę po tym, gdy opowiedziałam im wydarzenia z dzisiaj.
- Mówiłam wam, że ta zdzira na niego poluje - dodała Alexis, mając wypisane na twarzy ''a nie mówiłam?''.
- Są siebie warci - wtrąciłam pod nosem, uświadamiając sobie jak wiele cech ich łączy.
- Możliwe. Ale to ciebie Lucas zaprosił na randkę - stwierdziła lekko zamyślona Jessie. Oho.
- No i? - uniosłam do góry brwi, nie do końca rozumiejąc to, co właśnie zrodziło się w głowie brunetki.
- Pomyśl jaką minę by miała, gdyby zobaczyła wasze wspólne zdjęcie w jakiejś knajpce czy coś.
- Jezu, tak! Padłaby z zazdrości - zaszczebiotała Alexis, zachwycona pomysłem równie mocno co Jess. Niestety, ja nie podzielałam ich entuzjazmu. Co prawda wizja utarcia Ashley nosa była niezwykle kusząca, ale nie zamierzałam z własnej woli przebywać w towarzystwie Lucasa dłużej, niżeli było to konieczne.
- Nic z tego - mruknęłam, przenosząc wzrok na kelnerkę, która przyniosła nam zamówione parę chwil temu napoje. Wiedziałam, że dziewczyny tak łatwo nie odpuszczą. Z czasem jednak zaczęłam przekonywać się do ich pomysłu, zachęcona coraz to nowymi, lepszymi argumentami.
- A pamiętasz jak Ashley rozgadała w przedszkolu, że masz wszy i dzieci nie chciały się z tobą bawić? - w dalszym ciągu drążyła temat Jessie, wyciągając wszystkie brudy z przeszłości. Jak widać nawet te z naprawdę odległych czasów.
- Dobra, skończcie już. Pójdę na tą randkę, ale tylko raz i tylko ze względu na was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top