Rozdział 29
Ocknęłam się ze straszliwym bólem głowy. Kompletnie nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam i co się stało. W stanie lekkiego otumanienia próbowałam rozprostować zdrętwiałe ręce, jednak już po chwili uświadomiłam sobie, że są przykute do czegoś tuż za moimi plecami. Przez lekko uchylone powieki, do moich oczu wdzierało się mocne, drażniące światło. Zwilżyłam końcem języka spierzchnięte usta i ponownie zwiesiłam luźno głowę, w której okropnie mi się kręciło. Czułam się fatalnie.
Wkrótce zebrałam w sobie wszystkie siły i mrużąc ślepia, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdowałam. Pokój zdawał się przypominać te, które w filmach były wykorzystywane do przesłuchiwania więźniów. Podłoga i ściany ułożone z dużych, białych płytek, ledowe lampy o surowym, prostym wyglądzie i duże lustro ulokowane naprzeciwko mnie. Westchnęłam ciężko i starałam się trochę poprawić na metalowym krześle, które już zdążyło doprowadzić moje pośladki oraz plecy do dyskomfortu, jeśli nie mówić tutaj nawet o bólu.
O co tu chodziło?
Nie miałam przy sobie ani torebki, ani telefonu. Obejrzałam się przez ramię, ze smutkiem stwierdzając, że jestem przykuta do rury jakimiś kajdankami, które boleśnie wbijały mi się w skórę. Nagle masywne drzwi do pokoju otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Tony, z triumfalnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Tuż za nim pojawił się jakiś osiłek o tępym wyrazie twarzy, a na końcu - ku mojemu zdziwieniu - mężczyzna do złudzenia przypominający Lucasa. Co prawda był starszy i niższy, ale miał te same czarne oczy, ścianą cerę i ten sam, charakterystyczny uśmieszek. Odznaczał się jednakże dużo większą elegancją, niżeli Luc - ciemne włosy miał starannie zaczesane do tyłu, a na sobie nic innego, jak dobrze skrojony, granatowy garnitur. Wzdłuż kręgosłupa momentalnie poczułam nieprzyjemny dreszcz, a dotąd spokojne serce, zaczęło tłuc się w piersi jak oszalałe.
- Witaj Elizabeth - powiedział, zatrzymując się kawałek przede mną. - Wybacz za brak delikatności ze strony Tonego, ale trochę puściły mu nerwy po ostatniej akcji w klubie.
- Skąd wiesz jak się nazywam? I czego ode mnie chcesz? - zmarszczyłam brwi w geście zdezorientowania.
- Wiem o tobie wszystko moja droga. Jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, jaki masz numer telefonu, do jakiej szkoły chodzisz. Wiem nawet o której biegasz wieczorami i gdzie spotykasz się ze swoimi przyjaciółkami. Jessie i Alexis, mam racje? - odparł ze spokojem, a ton jego głosu zaczął mnie przerażać.
- Ah wybacz, nie przedstawiłem Ci się - ocknął się na nagle, rzucając mi przepraszające spojrzenie. - Nazywam się Christian Wayford i jak już pewnie zdążyłaś się domyślić, jestem starszym bratem naszego kochanego Lucasa.
Rozchyliłam usta, w pierwszym momencie nie mogąc uwierzyć w jego słowa. To wszystko zdawało się tak nieprawdopodobne i tak dziwne, że czułam się jak podczas jednego z moich sennych koszmarów.
- Mój braciszek zawsze lubował się w pięknych kobietach, ale ty kompletnie nie przypominasz tych wszystkich wywłok, które przyprowadzał do domu. Ah, trochę szkoda, no ale cóż... - kontynuował swój monolog, zaczynając wędrować po pomieszczeniu, z dłońmi luźno splecionymi tuż za plecami.
- Szkoda? - znowu nie rozumiałam co do mnie mówi. Nie wiedzieć czemu, trochę zabolała mnie informacja o podbojach miłosnych Luca, choć szybko zignorowałam to uczucie.
- Kochana, chyba nie sądzisz, że po wszystkim od tak cię wypuszczę? - zaśmiał się, spoglądając na mnie z pobłażaniem. - No ale gdzie moje maniery! Pozwól, że pokrótce wytłumaczę ci czemu się tu znalazłaś. - westchnął i zatrzymał się na chwilę, jakby zbierając do kupy wszystkie myśli.
- Parę lat temu wraz z Lucasem wkręciliśmy się w drobną dilerkę. Nikt wtedy nie pomyślał, że może się to przerodzić w coś większego. W naszym domu nigdy się nie przelewało, więc chęć łatwego i szybkiego zarobku przyćmiła nam zdrowy rozsądek. Początkowo sprzedawaliśmy dzieciakom zioło pod szkołą. Nie spodziewaliśmy się nawet, jak bardzo dochodowy jest to interes. W ciągu paru miesięcy dorobiliśmy się całkiem pokaźnej sumki, ale wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Postanowiliśmy odciąć się od naszego dotychczasowego dostawcy i założyć własny biznes. Sprowadzaliśmy dragi z całego świata, od największych producentów. Mieliśmy najlepszy jakościowo towar, więc wkrótce staliśmy się jednym z największych dilerów na Florydzie. Wszystko było pięknie, aż do czasu, gdy pojawiły się problemy - zatrzymał się w tym momencie, na chwilę zawieszając spojrzenie na podłodze.
- Policja siedziała nam na dupie, a kochany Lucas stwierdził, że on się od tego odcina i zostawił mnie ze wszystkim samego - powiedział nieco ostrzej i zacisnął szczękę, w ten sam sposób, w jaki robił to młodszy z Wayfordów.
- Narobił mi sporo kłopotów, więc nie mogłem od tak tego zostawić. Nieustannie mi gdzie umykał, cały czas zmieniając miejsce swojego zamieszkania. Pozwól, że nie będę zanudzać cię historią jak go odnalazłem, bo był to żmudny proces. Obserwowałem go od kilku tygodni i wtedy na horyzoncie pojawiłaś się ty - ciągnął dalej, a ja siłą rzeczy wsłuchiwałam się w jego słowa, teraz już totalnie nie mogąc uwierzyć w to, co się tu wyprawiało.
- Jeżeli ty go tutaj nie zwabisz, nie zrobi tego nikt - wzruszył ramionami, i spojrzał na mnie, brwi lekko unosząc do góry. Głos uwiązł mi gdzieś w gardle, a mój mózg próbował poskładać wszystkie puzzle do kupy.
- A on? - po dłuższej chwili milczenia, ruchem głowy wskazałam na stojącego pod ścianą Tonego.
- On? - zdziwił się Christian. - Kupował u mnie amfę, ale biedakowi zaczęło brakować forsy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, co uzależnienie potrafi zrobić z człowiekiem - pokręcił z rozbawieniem głową.
Zatrzymał się przodem do mnie, a tyłem do dwóch pozostałych mężczyzn i sięgnął dłonią za pazuchę marynarki.
- Z tego tytułu wynikł nasz mały interes. Miał cię do mnie przyprowadzić, chociaż łudziłem się, że jest mniejszym nieudacznikiem... - westchnął, ostentacyjnie przewracając oczami.
- Teraz nie jest mi już do niczego potrzebny... - mruknął bardziej do siebie niżeli do mnie i wydobył pozłacany pistolet.
To, co działo się potem, było istnym szaleństwem. Odkręcił się w stronę Tonego, przymierzył i oddał dwa strzały, jeden po drugim. Obydwa ugodziły mojego prześladowcę w klatkę piersiową, a z ran momentalnie wypłynął potok szkarłatnej substancji, brudząc zarówno nieskazitelną posadzkę jak i ściany. Zamarłam w niemym krzyku, mimowolnie zawieszając spojrzenie na twarzy Hudsona. Jego oczy, które jeszcze przez chwilą wyrażały przerażenie, były teraz przeraźliwie puste. Złapał się na serce i powoli osunął na ziemię, co nie wywarło na Christianie żadnego wrażenia. Momentalnie poczułam, że robi mi się słabo. Chwilę później zemdlałam.
_________________________________________
No i mamy kolejny rozdział!
Tęsknił ktoś za mną? ;>
~ Ola
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top