Rozdział 26

Po kilkunastu minutach dość dynamicznej jazdy znaleźliśmy się pod domem Lucasa. Przez cały ten czas, pomiędzy nami panowała nieprzyjemna cisza, która powoli zaczęła mnie sobą przytłaczać. Bez słowa weszliśmy do wnętrza budynku, gdzie śladami mężczyzny ruszyłam w kierunku salonu. Widząc, że poszedł po coś do szafki, z lekkim zdezorientowaniem zasiadłam na brzegu jednej ze skórzanych kanap. Wlepiwszy w niego akwamarynowe oczy, patrzyłam jak bierze kryształową karafkę z bursztynowym płynem, dwie szklaneczki od kompletu i idzie w moim kierunku. Ustawił całość na niskim stoliku do kawy i dopiero wtedy zaszczycił mnie krótkim spojrzeniem.

- Lucas... Co jest? - zapytałam, widząc jak nienaturalnie się zachowuje.

- Nic. Nie ważne, po prostu o tym zapomnijmy - odparł szybko i zaczął rozlewać trunek.

- Przecież widzę... - przewróciłam oczami.

- Ehh... Nie powinienem cię tam zostawiać samej - mruknął, siadając obok i pociągając łyka whisky, jak mniemam. 

- Przestań... Kto by pomyślał, że Tony okaże się jakimś psycholem. Grunt, że wróciłeś w porę i zdołałeś mnie od niego uwolnić.

- A gdybym nie wrócił w porę? Gdyby ten sukinsyn zdołał cię stamtąd zabrać? - podniósł ton swojego głosu, ale już chwilę później się opanował i pokręcił z rezygnacją głową. - Nie chce myśleć, co mogłoby się stać. Nie wybaczył bym sobie tego, El. 

- Tony czaił się na mnie już od dłuższego czasu. To, że zaatakował dopiero teraz było zwykłym przypadkiem. Nie poleciałam na jego tandetną gadkę, więc chciał posiąść mnie siłą. Nie ma tu ani krzty twojej winy. 

- Czemu nic  wcześniej mi nie powiedziałaś do cholery? - niespodziewanie na mnie naskoczył. 

- Boże. A skąd miałam wiedzieć, że planuje coś takiego? Pomyśl! To tylko Tony Hudson! - odparłam, a w moim oczach zaczęły zbierać się łzy, które za wszelką cenę usiłowałam powstrzymać. 

- No już, spokojnie - westchnął, delikatnie ujmując moją dłoń, która dotychczas luźno spoczywała na kanapie. - Nie pozwolę cię skrzywdzić, pamiętaj - dodał, po raz pierwszy od wyjścia z klubu spoglądając mi prosto w oczy. W jego głosie nie było już agresji, zdenerwowania, a jedynie... troska? Po za tym, co niby miało mi się stać? 

- Nie chce już o tym mówić, Luc - szepnęłam, wlepiając wzrok w kryształową zastawę przed sobą. Chyba dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę się wydarzyło i co się wydarzyć mogło, gdyby nie interwencja Lucasa. Wzięłam przygotowaną dla mnie szklaneczkę i duszkiem wypiłam całą jej zawartość, krzywiąc się od palącego smaku alkoholu. Wtedy odłożyłam ją na miejsce, a brunet przyciągnął mnie do siebie sprawiając, że wtuliłam się w jego tors. I znowu zapanowała cisza, podczas której miział opuszkami palców moje włosy i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że w tym momencie czułam się po prostu bezpiecznie. 

- Muszę wyjechać na tydzień - zagaił w końcu, przywracając mnie do rzeczywistości. 

- Gdzie? - zapytałam, marszcząc brwi. 

- Obiecałem rodzicom, że ich odwiedzę - odparł po chwili zawahania - No wiesz, nie widzieli mnie odkąd się tu przeprowadziłem - dodał, jakby chciał zabrzmieć bardziej przekonywująco. 

Miałam nieodparte wrażenie, że coś kręci. 

- Ah, rozumiem - przytaknęłam - Daleko mieszkają? - postanowiłam pociągnąć go trochę za język, jako że sam nie był zbyt wylewny w słowach. 

- W Spring Hill - powiedział i dopił swoje whisky. - Uważaj na siebie, proszę.

- Będę - obiecałam i mocniej wtuliłam się w jego ciało, przyjmując bardziej leżącą niżeli siedzącą pozycję. 

Trwaliśmy tak jeszcze jakiś czas, rozmawiając na wszelakie tematy. Ja czułam się jednak coraz bardziej śpiąca i wykończona dzisiejszymi zdarzeniami, aż nie wiedzieć kiedy moje oczy stały się na tyle ciężkie, że zasnęłam. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top