Rozdział 25

Wróciwszy ze szkoły, ucięłam sobie godzinną drzemkę, chcąc zregenerować siły przed tą cholerną imprezą. Muszę przyznać, że byłam trochę spokojniejsza ze świadomością, że wreszcie nastały wakacje i nie muszę na każdym kroku oglądać tych wszystkich, fałszywych twarzy. 

Lucas miał przyjechać po mnie o 20, więc dwie godziny wcześniej przystąpiłam do szykowania. Może i nie potrzebowałam aż tyle czasu, ale nie chciałam robić wszystkiego w pośpiechu ani się spóźnić. Samo znalezienie odpowiedniego stroju pochłonęło mnie na dłuższą chwilę. Chyba każda dziewczyna zna to uczycie, gdy szafa pełna a i tak nie ma co na siebie włożyć, prawda? W końcu zdecydowałam się na biały crop top i rozkloszowaną spódnicę. Po namyślę założyłam jeszcze pozłacany łańcuszek i poszłam ogarnąć moją twarz. Po zmyciu porannego makijażu, nałożyłam nowy, nieco mocniejszy. Oczy podkreśliłam eyelinerem, wytuszowałam rzęsy i nałożyłam na usta matową, czerwoną szminkę. Upewniwszy się, że całość dobrze wygląda, wyprostowałam swoje długie blond włosy i zrosiłam szyję ulubionymi perfumami. Ostatni raz ze zrezygnowaniem przejrzałam się w lustrze, po czym chwyciłam małą, czarną torebeczkę, telefon i zbiegłam na dół. Luc powinien być za kilka minut, więc przysiadłam na jednym ze schodków i nie pośpiesznie zaczęłam sznurować bordowe, niskie conversy. Tak jak się spodziewałam, punktualnie o 20 rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

- Babciu, wychodzę! - krzyknęłam na odchodne i opuściłam budynek. 

- Cześć Piękna - przywitał się, czekając na mnie pod drzwiami. 

- Cześć - odparłam cicho i u jego boku ruszyłam w kierunku samochodu. Wspominałam już, że wolałabym zostać w domu? - Gdzie tak w ogóle jedziemy? - zagaiłam, zapinając pasy bezpieczeństwa.

- Do Shine Clubu - odpowiedział krótko i odpalił silnik, który od razu zaczął przyjemnie mruczeć. Pokiwałam jedynie głową i zaczęłam wpatrywać się w drogę przed nami. Wątpię żeby cokolwiek zdołało poprawić mi humor, aczkolwiek nadzieja matką głupich. Luc nie starał się na siłę poprawiać mi samopoczucia, co mi odpowiadało. Nie znosiłam litości.

- No i jesteśmy - mruknął mój towarzysz, zajeżdżając pod mocno oświetlony budynek, z którego wylewały się tłumy ludzi. 

- Miejmy to już za sobą - westchnęłam i cierpliwie poczekałam, aż kawałek dalej zaparkuje drogi samochód. Ruszyliśmy w kierunku klubu, a Wayford delikatnie wplótł palce w moją dłoń. Poczułam się lekko zdezorientowana, aczkolwiek nie odrzuciłam jego gestu. To było całkiem... miłe. Poprowadził mnie prosto do wejścia, omijając kolejkę gromiących nas spojrzeniami ludzi, aż zatrzymaliśmy się przed barczystym ochroniarzem. Bez żadnego słowa Luc pokazał mu swój dowód, w reakcji na co mężczyzna pośpiesznie ustąpił nam miejsca. Nie miałam siły zadawać pytań, chociaż szczerze powiedziawszy wydało mi się to odrobinę dziwne.

Tak jak się spodziewałam, w środku panował tłum. Głośna muzyka od razu zaczęła drażnić moje uszy, a w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach dymu, alkoholu i spoconych ludzi. Kurczowo trzymałam się czarnookiego, nie chcąc przez przypadek go gdzieś zapodziać. Ostatnie czego było mi trzeba to szukanie go w tym chaosie. 

- Poczekaj tu, a ja pójdę po coś do picia - powiedział w moim kierunku na tyle głośno, co by przekrzyczeć muzykę i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, zniknął pośród bawiących się osób. Pięknie. Rozejrzałam się, ale nie dostrzegłam nikogo znajomego. Może to i lepiej, brakowało tu jeszcze tylko Ashley, albo którejś z jej koleżanek - idiotek. Nagle poczułam jak czyjeś dłonie zasłaniają mi oczy. 

- Lucas, nie mam dzisiaj ochoty na takie gierki... - mruknęłam z niezadowoleniem.

- To nie Lucas - usłyszałam znajomy głos tuż za moim uchem, a przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz.

- Czego chcesz Tony? - warknęłam, odwracając się do napastnika przodem. Na jego ustach zagościł nieprzyjemny uśmieszek i wcale mi się to nie podobało. 

- Pójdziesz ze mną - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i chwycił za mój nadgarstek.

- Co? Zwariowałeś? Nigdzie z tobą nie idę! - krzyknęłam, próbując mu się wyrwać. Był ode mnie sporo silniejsze i na niedomiar złego zdążył obezwładnić mi również drugą rękę. Trzymając mnie plecami do siebie, zaczął ciągnąć gdzieś w głąb budynku. Byłam tu pierwszy raz, nie wiedziałam nawet dokąd miałabym uciekać, co stawiało mnie w jeszcze gorszej sytuacji. Nadaremnie próbowałam również wołać o pomoc - muzyka skutecznie mnie zagłuszała. Poczułam, jak ogarnia mnie wściekłość. Co ten dupek sobie myśli? Że może mnie od tak porywać? Nie chciałam się tak łatwo poddać, ze wszystkich sił utrudniałam mu zadanie, szamocąc się na wszystkie strony. Zaczęłam tracić jakąkolwiek nadzieję, gdy nagle sytuacja obróciła o sto osiemdziesiąt stopni. 

- Puść ją Hudson - ledwie usłyszałam charakterystyczny, zachrypnięty głos Lucasa. 

- Bo co? - żachnął się zielonooki, czym jeszcze bardziej zdenerwował mojego przyjaciela. Momentalnie poczułam, że moje dłonie są wolne, a gdy się obróciłam, ujrzałam tylko jak Tony leży na podłodze. To co działo się potem było jeszcze gorsze. W oczach Luca pojawiła się żądza mordu. Rzucił się na przeciwnika niczym lew, siadając na nim okrakiem i z zaciętością okładając go pięściami. Z jednej strony chciałam, żeby go porządnie stłukł, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że będą z tego same kłopoty. Szybko do nich podbiegłam i zaczęłam odciągać ogarniętego furią mężczyznę, narażając się na przypadkowe uderzenie.

- Lucas przestań, proszę - powiedziałam załamującym się od płaczu głosem. Na szczęście zdecydował się mnie posłuchać i nie chętnie zostawił już i tak poobijanego chłopaka.

- Chodźmy skąd - złapał mnie za ramię i pośpiesznie wyprowadził na zewnątrz. Był widocznie zdenerwowany, chociaż starał się tego po sobie nie okazywać. Wsiedliśmy do samochodu, po czym mój towarzysz odjechał z piskiem opon, od razu obierając zabójczo szybkie tempo. Jego klatka piersiowa ciężko unosiła się i opadała, a ja nie śmiałam zapytać nawet o miejsce docelowe naszej podróży. Byłam zbyt mocno rozbita, żeby wydobyć z siebie jakiekolwiek, głupie słowo. 


_______________________________________

Trzecia i zarazem ostatnia część maratonu! Dziękuję Wam i do usłyszenia wkrótce xoxo!

P.S. Wiem, że jest już po północy, ale cholernie nie lubię i nie umiem pisać pod presją czasu.

P.S.2 Dajcie znać jak podobały Wam się dzisiejsze rozdziały <33

~ Ola xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top