Rozdział 24

Ostatni tydzień mocno nadwyrężył moją psychikę. Plotka okrążyła szkołę, a ja musiałam mierzyć się z niekrytymi szeptami na mój temat i ukradkowymi spojrzeniami przepełnionymi pogardą. Alexis i Jess starały się wspierać mnie jak tylko mogły, Lucas również nie pozostawał obojętny. O dziwo czułam się przy nim bezpiecznie, zważając na to, że budził pośród uczniów placówki pewnego rodzaju respekt i podziw. Nawet fakt, że zadawał się ze mną - puszczalską i odbierającą innym chłopaków Elizabeth - nie zdołał naruszyć jego nienagannej reputacji. Dziewczyny nadal wzdychały na jego widok, tylko że teraz doszły jeszcze wszelakie docinki skierowane oczywiście w stronę mojej osoby. Najdziwniejszy był fakt, że czułam się nieustannie obserwowana. I to przez osobę, o której jakiś czas temu nawet bym nie pomyślała, czyli Tonego. Stosunkowo często widywałam go w pobliżu i zazwyczaj w takiej sytuacji przyłapywałam go na bezwstydnym gapieniu się w moim kierunku. Było to nie tyle niezręczne, co uciążliwe. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.

Wraz z piątkiem nadeszło ukojenie moich zszarganych nerwów, czyli upragnione zakończenie roku szkolnego. Pomimo świadomości, że odetnę się od tych wszystkich, znienawidzonych mi osób, od rana miałam podły humor. Siódmy zmysł podpowiadał mi, że wraz z dzisiejszym dniem nie skończy się dla mnie zła passa. Najchętniej zostałabym w łóżku i pospała jeszcze kilka godzin, ale babcia postawiła mnie na nogi praktycznie siłą, usprawiedliwiając się faktem, że od jutra będę mogła spać do południa. Niechętnie powędrowałam do łazienki. Odprawiwszy poranną toaletę, wcisnęłam się w elegancki outfit, który przygotowałam wczorajszego wieczoru. W jego skład wchodziły czarne jeansy z wyższym stanem, długa, zwiewna, biała koszula z podwiniętymi rękawami, mała, beżowa, pikowana torebki i sandałki tego samego koloru. Na twarz nałożyłam lekki, naturalny makijaż, podkreślając akwamarynowe oczy kreską eyelinera. Tak wyszykowana wyszłam z domu i mozolnie ruszyłam w kierunku szkoły. Po przebyciu kilku metrów brukowanym chodnikiem, usłyszałam jak tuż za mną zwalnia samochód. Mimowolnie odkręciłam głowę, a moim oczom ukazało się dobrze mi znane, czarne audi.

- Zapraszam - zagaił przez uchyloną szybę Luc, subtelnie się uśmiechając. Nie zwlekając, rozejrzałam się czy nic nie jedzie znad przeciwka i obiegłam samochód, zajmując miejsce od strony pasażera. W środku panował przyjemny chłód płynący z włączonej klimatyzacji, co było niczym zbawienie, zważając na wysokie temperatury na zewnątrz.

- Pamiętasz o dzisiejszej imprezie? - zapytał brunet, nie odrywając wzroku od drogi.

- Tak - westchnęłam, podpierając podbródek dłonią. Perspektywa spotkania się ze znajomymi w głośnym i przepełnionym pijanymi osobami miejscu wcale mnie nie cieszyła. Dużo bardziej wolałabym posiedzieć w domu, wyciszyć się i zrelaksować w wannie z dobrą książką. Niestety, obiecałam. A trzeba zaznaczyć, że Elizabeth White nigdy nie łamie obietnic.

- Rozchmurz się, będzie fajnie - nadaremnie próbował rozbudzić mój entuzjazm.

- Jasne - mruknęłam z rezygnacją, spoglądając przez boczną szybę. Po chwili wjechaliśmy na parking zlokalizowany przed szkołą, a ja poczułam jak twarze zgromadzonych przed budynkiem osób zwracają się w naszym kierunku. Reagowali tak za każdym razem, kiedy drogi samochód Wayforda pojawiał się na horyzoncie, pomimo tego  iż widywali go praktycznie codziennie. Poczułam się jeszcze bardziej przytłoczona, ale wiedziałam, że muszę być twarda. Wysiadłam z wehikułu i u boku czarnookiego ruszyłam w kierunku hali, na której miała odbywać się akademia. Stanęliśmy przed dużymi, przeszklonymi drzwiami, gdy nagle telefon Luca zawibrował w kieszeni jego spodni. Spojrzałam na niego zmęczonymi oczyma, a on tradycyjnie pośpiesznie wydobył smartfona i rzucił mi przepraszające spojrzenie.

- Tak, tak wiem. Musisz odebrać - sparodiowałam go.

- Zajmij miejsca na trybunach, a ja zaraz wracam - odparł, po czym sprawnie obrócił się na pięcie i żwawym krokiem ruszył przed siebie, chcąc oddalić się od osób trzecich. Odprowadziłam go wzrokiem, po czym postanowiłam zastosować się do jego zaleceń i niepewnie ruszyłam przed siebie. Część uczniów zdążyła już przyjść, jednak w dalszym ciągu pozostało sporo wolnych miejsc. Nie mogąc odszukać żadnej z moich przyjaciółek, usiadłam w praktycznie pustym rzędzie. Odosobniona czułam się nieco pewniej i zmniejszałam szanse na jakąś nieprzyjemną konwersację. Założywszy nogę na nogę, wyjęłam z torebki telefon i zaczęłam przeglądać facebooka. W pewnym momencie poczułam na sobie czyjś uporczywy wzrok. Nie mogąc znieść dłużej tego okropnego uczucia, zaczęłam rozglądać się za jego źródłem. Wcale się nie zdziwiłam, gdy ujrzałam Tonego stojącego z grupką chłopaków. Nie rozmawiał jednak z nimi, a obserwował mnie niczym w amoku. Zorientowawszy się, że przyłapałam go na gorącym uczynku, pośpiesznie wmieszał się w tłum, przysparzając mnie swoim zachowaniem o gęsią skórkę. 


__________________________________

Maraton 2/3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top