Rozdział 20
Zaspane mruknięcie wydostało się z moich ust. Sięgnęłam po jedną z aksamitnych poduszek by zakryć nią twarz, jednak zamiast niej natchnęłam się na coś ciepłego i twardego. Zmieszałam się i szeroko otworzyłam oczy, kiedy głęboki śmiech dotarł do moich uszu.
- No dzień dobry, piękna.
Gwałtownie dźwignęłam się na rękach, uświadamiając sobie, że spałam przytulona do torsu Lucasa.
- Cholera... Przecież Ci mówiłam, że nie możesz tu spać! - powiedziałam z wyrzutem, już na dobre uzmysławiając sobie co się stało i jak Wayford się tu znalazł.
- To nie moja wina. Było mi ciepło i wygodnie, więc przysnąłem. A gdy przebudziłemsię w nocy, byłaś tak wtulona, że nie miałem serca cię budzić - wyjaśnił, w dalszym ciągu się uśmiechając. Nie widział w tym najmniejszego problemu. Ja widziałam jeden i to dość poważny - babcie.
- Dobra, nie ważne - westchnęłam i zaczęłam się podnosić - Jeżeli masz ochotę, możesz wziąć prysznic. Tam jest łazienka, ręczniki powinny być na szafce - wskazałam brunetowi drzwi i powoli zaczęłam kierować się do wyjścia.
- A weźmiesz go ze mną? - zapytał.
- Nie, pójdę zrobić coś do jedzenia - odparłam krótko i zbiegłam po schodach na dół, zostawiając Lucasa samego.
Dzięki Bogu babci nie było w domu. Poczułam ulgę, bo chociaż przez chwilę mogłam odciągnąć niezręczne pytania.Wydobyłam z szafek wszystkie składniki potrzebne do zrobienia naleśników i sprawnie przygotowałam ciasto. W między czasie usłyszałam kroki zbiegającego po schodach Wayforda, który w mgnieniu oka znalazł się tuż za mną. Poruszał się niczym drapieżny kot - cicho, sprawnie i z gracją. Ułożył silne dłonie na moich biodrach i przytulając się od tyłu, powiódł ustami po odkrytym skrawku szyi. Zachichotałam cicho, nawet na moment nie przerywając przygotowywania posiłku. Czarnookiemu najwidoczniej się to nie spodobało, bo jednym ruchem odkręcił mnie przodem do siebie i zanim zdążyłam zareagować, złączył nasze usta w pocałunku.Moja dłoń mimowolnie powędrowała na jego policzek, delikatnie go gładząc. Miał kilkudniowy zarost, ale to tylko dodawało mu uroku. Odkleił się ode mnie, ale tylko po to, by z łatwością unieść mnie do góry i posadzić na blacie jednej z szafek. Sam stanął zaś pomiędzy moimi rozchylonymi udami i lekko mnie przytrzymując, ponownie zaczął pieścić moje wargi. Zaśmiałam się pod nosem i delikatnie go od siebie odepchnęłam.
- Naleśnik mi się spali - usprawiedliwiłam się i chwyciłam za łopatkę, w celu zdjęcia placka z patelni.
- Oj tam... - ponownie przylgnął do moich pleców i zaczął podgryzać płatek mojego ucha. Zadrżałam lekko, aczkolwiek z uporem maniaka dalej przygotowywałam śniadanie.
- Luc, rozpraszasz mnie - mruknęłam, gdy odrobina ciasta kapnęła na podłogę. I w tym momencie nie wytrzymał. Podłożył umięśnione przedramię pod moje kolana i już po chwili dyndałam w powietrzu.
- I co teraz cwaniaku? - uniosłam do góry brew. Nie odpowiadając, z łatwością przeniósł mnie w okolice stołu, który znajdował się na drugim końcu pomieszczenia i usadził mnie na jego blacie.
- Teraz przynajmniej nic nie będzie cię rozpraszać - długie palce Lucasa błądziły po moim odkrytym ramieniu. Poczułam zimne powietrze, które wydmuchiwał na moją skórę, by za chwilę umieścić tam swoje usta, tworząc gęsią skórkę. Odchyliłam głowę, oddając się pieszczocie, co jeszcze bardziej pobudziło chłopaka. Mozolnie przeniósł się na szyję, tworząc na niej wilgotny od namiętnych pocałunku szlaczek. I w tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się, a do domu weszła babcia, taszcząc wielką siatkę z zakupami. Speszona zeskoczyłam na ziemie i powędrowałam do patelni, by zdjąć z niej już lekko przypalonego naleśnika. Lucas zaś rzucił się starszej kobiecie z pomocą, co wyjątkowo przypadło jej do gustu. Zmęczona weszła do kuchni i ciężko zasiadła na jednym z krzeseł. Wiedziałam, że zaraz...
- Jak ci się spało gołąbeczku? - zagadnęła do czarnookiego, łagodnie mu się przyglądając. Właśnie, o to mi chodziło.
- A bardzo dobrze, dziękuję - odparł uśmiechnięty i oparł się o wysepkę.
- Elizabeth, co ty tam przypalasz? - rzuciła w moim kierunku, wyczuwając lekki swąd unoszący się w powietrzu.
- Wszystko pod kontrolą - odpowiedziałam, wykładając na talerz złocisty krążek. Te słowa jednak nie zaspokoiły ciekawości mojej babuszki, która postanowiła ocenić sytuacje swoim fachowym okiem. Podeszła powoli i zza ramienia zaczęła patrzeć mi na ręce.
- Zajmij się lepiej gościem, ja to zrobię - nie wytrzymała i przepchnęła mnie biodrem ze stanowiska.
- Ja będę się już zbierał - wtrącił się brunet i powoli zaczął zmierzać w kierunku wyjścia - Do widzenia Pani White
- Do widzenia, do widzenia. Odwiedzaj nas częściej - posłała mu znaczący uśmiech, który pomimo jej starań nie umknął mojej uwadze
- Z wielką przyjemnością - zaśmiał się z korytarza, a ja spiorunowałam staruszkę spojrzeniem i mozolnie ruszyłam w jego ślady.
- Do zobaczenia, piękna - pożegnał się i musnął mój policzek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top