Rozdział 19
Postanowiłam, że sobota będzie moim dniem na zresetowanie się. Potrzebowałam trochę spokoju, ciszy i relaksu. W tym celu , gdy tylko wstałam z łóżka, od razu wyłączyłam telefon. Dzisiaj nie ma mnie dla nikogo.
Wreszcie miałam czas tylko dla siebie, co postanowiłam wykorzystać w stu procentach. Dzień zleciał mi na pozornie prostych, ale jakże satysfakcjonujący czynnościach, takich jak czytanie książki czy malowanie paznokci. Nie musiałam przejmować się niczym, ani nikim.
Wieczorem wyszłam na taras za domem i rozsiadłam się na leżaku, zaopatrzona w lemoniadę z lodem oraz jakieś kolorowe pisemko. Przede mną w oddali majaczył ocean, skąpany w czerwieni zachodzącego słońca. Uwielbiałam ten widok. Był kojący i bardzo wyciszający, nawet w tak dużym mieście, jak Miami. Otworzyłam gazetę i zaczęłam wędrować wzrokiem po co ciekawszych artykułach, co rusz popijając schłodzony napój. Na tyle wciągnęły mnie skandale gwiazd i ich modowe wtopy, że nie zauważyłam ani, że się ściemnia ani, że ktoś stoi za moimi plecami.
- Cześć piękna - usłyszałam ochrypły szept tuż nad moim uchem. Przerażona, automatycznie poderwałam się do góry, tłukąc przy tym smukłą szklankę z cienkiego szkła.
- Zwariowałeś?! Przestraszyłeś mnie! - fuknęłam, zerkając spode łba na niezrażonego tym Lucasa.
- To nie miałoby miejsca, gdybyś odpisywała na moje wiadomości - zarzucił mi, jednocześnie posyłając wymowne spojrzenie.
- Miałam przez cały dzień wyłączony telefon - odparłam, spoglądając na porozrzucane szczątki szkła. - Po za tym, jak ty się tu znalazłeś? - przeniosłam wzrok na bruneta, marszcząc brwi.
- Twoja babcia mnie wpuściła - wzruszył ramionami. No tak... Chyba muszę z nią poważnie porozmawiać o wpuszczaniu nieznajomych do domu, tym bardziej bez mojej wiedzy.
- Charlotta wpuściłaby cię nawet, gdybyś był seryjnym mordercą. Muszę ją chyba bardziej uczulić, bo jest zaskakująco naiwna - westchnęłam.
- Skąd wiesz, że nie jestem? - zaśmiał się, ale od razu spiorunowałam go spojrzeniem. Pokręciłam głową i przykucnęłam, chcąc przynajmniej z grubsza pozbierać pozostałości po szklance.
- Zostaw, bo się pokaleczysz. Ja to zrobię - zareagował niemalże od razu, kucając obok. Uniosłam dłonie w geście obronnym i posłusznie wróciłam na leżak. Toż to zbrodnia zabraniać facetowi sprzątać! Tak więc z bezpiecznej - zdaniem Lucasa - miejscówki, przyglądałam się jego poczynaniom. O dziwo uporał się ze sprzątaniem dość sprawnie i wtedy z czystym sumieniem mogliśmy przenieść się do mojego pokoju.
- Napijesz się czegoś? - zaproponowałam, zamykając za nami drzwi.
- Nie trzeba - odparł krótko, po czym sprawnie obrócił się na pięcie i ruszył w moim kierunku. Delikatnie ujął moją twarz w swoje duże dłonie i przyparłszy nas do drewnianej powłoki, złożył na moich ustach krótki, aczkolwiek namiętny pocałunek. Nie było w tym cienia agresji. Wiedział co robi, przez co nie poczułam się ani osaczona ani przestraszona. Nie kontynuował pieszczoty, tylko posłał mi łobuzerski uśmieszek i ruszył w kierunku łóżka. Usiadł na jego skraju i oparłszy łokcie na kolanach, zaczął mi się przyglądać. Odczekałam chwilę, aż moje myśli powrócą na prawidłowy tor i wtedy dołączyłam do bruneta, zajmując miejsce obok niego.
- Jak tam było wczoraj na domówce? - zagadnął, zmieniając swoją pozycję na nieco swobodniejszą.
- Domówka jak domówka - odpowiedziałam.
- To znaczy?
- Było super - dodałam, ale w moim głosie dało się wyczuć nutkę sarkazmu.
- Mam nadzieję, że zgodnie z naszą umową byłaś grzeczna? - zapytał, a jego uśmiech momentalnie się poszerzył.
- Okeeej, po pierwsze na nic się z tobą nie umawiałam - otworzyłam szerzej oczy, zaskoczona tym, że zdecydował się dalej to wałkować. - A po drugie, zawsze jestem grzeczna, uświadom to sobie wreszcie.
- Spokojnie, tylko zapytałem. Nie musisz się unosić. Słyszałem, że wcześnie wróciłaś do domu?
- Śledzisz mnie? - zmrużyłam oczy, starając się wyczytać z jego wyrazu twarzy coś więcej.
- Nie, po prostu Danny wspominał. Byłem u niego rano z prezentem - odparł, kompletnie nie wzruszony moim atakiem.
- Tak, trochę źle się czułam - skłamałam, ubierając na usta sztuczny uśmieszek. Chcąc uniknąć dalszego przesłuchania podniosłam się i powoli skierowałam w kierunku drzwi.
- Jednak pójdę po coś do picia - rzuciłam na odchodne i zbiegłam na dół, do kuchni. Żeby nie rzucać słów na wiatr, wzięłam stojący na stole dzbanek z resztą cytrusowego napoju, dwie szklanki i wróciłam na górę. Wślizgnęłam się do pomieszczenia, a cały balast ustawiłam na komodzie.
Luc nieustannie pożerał mnie spojrzeniem, czułam to. Skierowałam się z powrotem na łóżko, jednak zanim zdążyłam na nim usiąść, złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Nie chcąc stracić równowagi, oparłam się dłońmi o umięśnione ramiona, ale to nie był koniec. Dla odmiany jego ręce znalazły się na moich biodrach, w efekcie czego już po chwili siedziałam na kolanach Wayforda. Posłałam mu nieco zdezorientowane spojrzenie, jednak on bez nuty speszenia wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, prawą dłoń wplatając w ciemną czuprynę. Namiętnie pieścił moje wargi, a ja starałam się nie pozostawać mu dłużna. Po pewnym czasie z łatwością zmienił nasze położenie tak, że dla odmiany ja znalazłam się na miękkiej pościeli, a on wisiał tuż nade mną. Otarł ustami o moją szczękę, kiedy zwinnym ruchem lekko zsuwał koszulkę z mojego ramienia. Delikatnie szczypał zębami nowo odkrytą skórę, co przyprawiało mnie o dreszcze. Zamarłam, kiedy jego duża dłoń zjechała w dół ciała, niebezpiecznie zbliżając się do mojego krocza, ale zdążyłam odsunąć się do tyłu, zanim mnie dotknął. Zaśmiał się pod nosem, ale nie zaprzestał swoich działań. Jako swój kolejny cel obrał szyję, która aktualnie była odkryta i aż sama prosiła się o dotyk. Powiódł po niej pełnymi ustami, zaczynając od obojczyka i kończąc na jej zagłębieniu. Moja klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała, a ja czułam jak stado motyli tańczy w moim brzuchu. Gorący oddech owiewał moją delikatną skórę sprawiając, że rozpływałam się pod naporem pieszczot.
- Przestań... - mruknęłam, odzyskując resztki zdrowego rozsądku. Co prawda moje ciało pragnęło więcej, ale umysł podpowiadał mi, że to wcale nie jest dobre. Odkręciłam spojrzenie, wiedząc, że mi się przygląda. Z cichym westchnięciem zszedł ze mnie i położył się obok. Czułam się źle, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogę pozwolić mu na więcej.
- Nic się nie dzieje, przepraszam - zapewnił i oplótł mnie silnymi ramionami, przyciągając do swojego torsu. Automatycznie wtuliłam się w jego rozgrzane ciało, bezkarnie zaciągając się wonią drogich perfum. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, nie odzywając się do siebie ani półsłówkiem.
- Wiesz, że nie możesz u mnie spać? - zapytałam w końcu.
- Chwilę poleżymy i zmywam się do domu - mruknął w odpowiedzi i poprawił głowę na poduszce. Przytaknęłam, jednocześnie zamykając oczy i na nowo się wyciszając.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top