Rozdział 15

Sporo myślałam o tym, co zdarzyło się podczas ostatniego spotkania z Lucasem. Czy tego żałowałam? Raczej nie. Brunet potrafił być naprawdę pociągający, aczkolwiek nie byłam pewna, czy zmierzam w odpowiednim kierunku. Nadal go nie znałam, a on sprawiał wrażenie jakby wcale nie chciał zostać poznany. No i te głupie teksty, którymi cały czas sypał, ugh

- El! - spokojnym krokiem przemierzałam szkolny korytarz, gdy nagle ktoś postanowił mnie zawołać. Obejrzałam się przez ramię i wtem ujrzałam śpieszące w moim kierunku dziewczyny. Były czymś wyraźnie podekscytowane, co najprawdopodobniej oznaczało jakąś gorącą nowinkę. 

- Danny robi imprezę urodzinową w piątek! - zaczęła obwieszczać Alexis. 

- Kazał przekazać, że oczywiście jesteś zaproszona - zawtórowała jej Jess. Kącik moich ust nieznacznie drgnął ku górze. Wspominałam już, że chłopak robił największe balangi w okolicy? Jedno było pewne - dziewczyny nie wyjdą stamtąd trzeźwe. 

- Idziesz z nami, prawda? - zapytała po chwili Jessie, wlepiając we mnie swoje niebieskie tęczówki. 

- A mam inne wyjście? - zażartowałam. 

- Nie! - odparły równocześnie i zaczęły świergotać o swoich pomysłach na prezent. 

***

Po powrocie do domu zjadłam przygotowany przez babcię obiad i udałam się do mojego pokoju. Mówiąc krótko - czułam się zmęczona. Szkołą, porannym wstawaniem i walką o dobre oceny na koniec. Pocieszał mnie jednak fakt, że zostały niecałe dwa tygodnie do wakacji. 

Długie ciepłe noce, imprezy do rana i totalny chillout.

Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon, który nieoczekiwanie zawibrował. Niemrawo po niego sięgnęłam i odczytałam dostarczoną wiadomość. 

Od: Lucas Co tam? xx

Mimowolnie na moje usta wskoczył delikatny uśmieszek. 

Do: Lucas W porządku, a tam? x

Od: Lucas Nudzi mi się jak cholera, piszesz się na przejażdżkę? 

Przeczytałam zlepek liter i spojrzałam w kierunku okna, przez które do pokoju wpadały strugi popołudniowego słońca. 

Do: Lucas Czemu nie;) 

Od: Lucas Będę o 18, do zobaczenia xx

***

Ubrana w jeansowe, postrzępione spodenki i szarą, trochę luźniejszą koszulkę z kieszonką na piersi, wyszłam przed dom i usiadłam na jednym ze schodków. Wyjęłam telefon i zaczęłam przeglądać portale społecznościowe, doskonale wiedząc, że Wayford i tak pojawi się punktualnie o osiemnastej. Nie myliłam się.

Po pewnym czasie usłyszałam pomruk sportowego auta, więc podniosłam wzrok i ujrzałam wysiadającego z samochodu Luca. Posłał mi uśmiech i swobodnym krokiem ruszył w moim kierunku. 

- Ty się nigdy nie spóźniasz, huh? - zagadnęłam, zerkając na zegarek. 

- Lepiej być pół godziny wcześniej niż minutę na późno - skwitował i na przywitanie delikatnie musnął ustami mój policzek. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego znad moich przyciemnianych okularów. 

- Racja - pokiwałam z uznaniem głową i powoli zaczęłam się podnosić - To co? Jedziemy? - zapytałam po chwili, otrzepując otwartą dłonią spodenki. Brunet w odpowiedzi skinął jedynie głową i gestem ręki zaprosił mnie w kierunku auta. Tak jak to zwykle bywało, usadowiłam się w fotelu pasażera i zapięłam pasy bezpieczeństwa. 

- To gdzie mnie zabierasz? - rzuciłam czarnookiemu pytające spojrzenie. 

- Zobaczysz. Powiedzmy, że będzie to niespodzianka - odparł i posłał mu tajemniczy uśmieszek. 

- Eh, ty i te twoje tajemnice. Czy chociaż raz możesz nie trzymać mnie w niepewności? - westchnęłam. 

- Przestań, tak jest zabawniej. 

- Tak? Ciekawe dla kogo? 

- Dla mnie - zaśmiał się i przełączył piosenkę, która zdawała się być nieco smętna i kompletnie nie pasowała do atmosfery. 

Przemierzaliśmy tłoczne ulice Miami, zmierzając... gdzieś. Z głośników płynęła głośna muzyka, a ja rozkoszując się chłodem, jaki dawała klimatyzacja, obserwowałam przechodniów. Tylko co jakiś czas zerkałam na skupionego na drodze mężczyznę. Swoją drogą, miał bardzo ładny profil - wyraźnie zarysowana linia żuchwy, pełne usta i co ważniejsze, niegarbaty nos. Włosy jak zawsze ułożone były w artystycznym, ale jakże pasującym mu nieładzie. 

Przestań Elizabeth... 

Skarciłam się w myślach, uświadamiając sobie, że trochę nader intensywnie pożeram go spojrzeniem.  

- Idziesz na piątkową imprezę do Dannego? - zagadnęłam, wystukując palcami rytm piosenki. 

- Hmm... raczej nie - odparł po chwili zastanowienia - Mam coś do załatwienia - dodał, uprzedzając tym samym ciąg niewygodnych pytań. Pokiwałam głową i spojrzałam przez boczną szybę. Znajdowaliśmy się na obrzeżach, ale mimo to Lucas nieustannie kierował samochód poza miasto. 

- Co ty znowu wymyśliłeś? - zapytałam, kompletnie nie rozumiejąc działań chłopaka.

- Jeju, czy ty musisz być taka męcząca? Zrelaksuj się - drażnił go fakt, że coraz bardziej się niecierpliwiłam. To nie moja wina, że cholernie nie lubiłam niespodzianek. 

Zanim się obejrzałam, byliśmy na miejscu... 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top