Rozdział 11
Wzięłam głęboki oddech, próbując zebrać w sobie nieco odwagi, po czym uchyliłam drzwi i cicho wślizgnęłam się do środka.
- Elizabeth? - do moich uszu dobiegł głos babci. Skrzywiłam się i zamknęłam na chwilę oczy, szczerze powiedziawszy licząc, że dostanę się na górę niezauważona. Charlotta wyłoniła się z kuchni i zlustrowała mnie spojrzeniem. Widząc, że to faktycznie ja, wzięła się pod boki i zrobiła groźną minę. To znaczy - dla sprostowania - usiłowała ją zrobić, ale w jej przypadku było to praktycznie niemożliwe.
- Tyle razy cię prosiłam, żebyś uprzedzała jak nie wracasz na noc! - zaczęła lekko podniesionym tonem głosu, a ja już wiedziałam, że tak szybko nie skończy swojego wywodu.
- Martwiłam się o ciebie! - dodała, a jej oczy nieco posmutniały. Odkąd moi rodzice zginęli, stała się odrobinę nadopiekuńcza. W sumie wcale się jej nie dziwiłam. Tylko ja jej zostałam, jako że dziadek umarł dość młodo na raka płuc.
Nie mogąc zmieść jej zmartwionego wyrazu twarzy, podeszłam bliżej i mocno oplotłam ją swoimi ramionami w uścisku.
- Wiem babciu, przepraszam. Następnym razem zadzwonię, obiecuję! - zapewniłam i krótko cmoknęłam jej przeorany zmarszczkami policzek.
- Tak w ogóle, to co ci się stało? - zapytała, wskazując na mój zabandażowany łokieć.
- Nic takiego, przewróciłam się. Przecież wiesz, jaka niezdarna potrafię być - lekko się spięłam i zerknęłam na starannie opatrzone zadrapanie, na szczęście nie musząc w tej kwestii kłamać. Charlotta pokiwała z pobłażaniem głową i głęboko westchnęła, dzięki Bogu nie zaczynając rozwodzić się nad tym, że powinnam bardziej na siebie uważać. I gdy już myślałam, że przebrnęłam przez najgorsze, na jej usta wpełzł niebezpieczny, niezwiastujący nic dobrego uśmieszek.
- Mam nadzieję, że przynajmniej się zabezpieczacie... - mruknęła i posłała mi nadto wymowne spojrzenie. Moje oczy momentalnie przybrały rozmiar pięciozłotówek. Skąd jej to w ogóle przyszło do głowy?
- Co? My nie... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
- Tak, tak wiem. Grzecznie spaliście w oddzielnych pokojach - zaśmiała się i przewróciła oczami - Czy ty naprawdę myślisz, że ja nigdy młoda nie byłam? - dodała i ponownie skierowała się do kuchni. Odprowadziłam ją spojrzeniem, czując się bynajmniej speszona. To było... dziwne.
Będąc dużo spokojniejsza niżeli przed paroma chwilami, powędrowałam na górę i rzuciłam się na łóżko. Przez moment nawet zapomniałam, że czekało mnie jeszcze tłumaczenie się przed dziewczynami. Nie miałam jednak ani siły ani ochoty, by teraz wysłuchiwać ich kazań.
Do: Alexis; Jessie Żyję, nic mi nie jest. Pogadamy jutro xx
Wystukałam, nie chcąc by dalej niepotrzebnie się martwiły. Z nadzieją, że nie zaczną drążyć tematu i do mnie dzwonić, weszłam na instagrama by sprawdzić zdjęcie, które dodałam wczorajszego wieczoru. Oczywiście. Wśród polubień nie mogło zabraknąć kochanej Ashley, która na pewno zagotowała się na samą myśl, że spotkałam się z Lucasem. Cudownie, cel został osiągnięty. W moim napawaniu się zwycięstwem przerwał mi sms, który ze względu na autora nieco mnie zaskoczył.
Od: Czarnooki dupek Zostawiłaś coś u mnie <załącznik>
Zmarszczyłam brwi, kompletnie nie wiedząc o co mu może chodzić. Sytuacja stała się jednak bardzo klarowna wraz z momentem, gdy otworzyłam dołączone zdjęcie. Moim oczom ukazał się dobrze znany mi wisiorek - małe serduszko z lapis lazuli, kunsztownie oprawione w białe złoto. Nie był to ''byle jaki wisiorek'', a moja jedyna i najważniejsza pamiątka po mamie. Mimowolnie sięgnęłam ręką dekoltu, jakby chcąc się upewnić, że faktycznie nie ma go na swoim miejscu. I niestety nie było. Kompletnie nie wiedziałam, kiedy mogłam go zgubić i to mnie najbardziej przerażało.
Do: Czarnooki dupek Nawet nie wiesz, jak ważny dla mnie jest...
Zaczęłam niewinnie, nie znając zamiarów bruneta. Nie sądziłam bowiem, że od tak po prostu mi go odda.
Od: Czarnooki dupek Spokojnie piękna, przecież Ci go zwrócę xx Ale...
Do: Czarnooki dupek Ale?
Od: Czarnooki dupek Pogadamy w szkole xx Do zobaczenia
Ze zdenerwowania zacisnęłam zęby i odrzuciłam telefon na poduszkę obok. Czemu zawsze muszę mieć po górę? Czemu po prostu nie może oddać mi tego cholernego łańcuszka i zakończyć sprawę? Nawet nie chciałam myśleć o tym, czego będzie oczekiwał w zamian. Jedno było pewne - muszę go odzyskać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top