Rozdział 10
Po przebudzeniu się, dłuższą chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, że to wcale nie był jeden z moich pokręconych snów. Niemrawo sięgnęłam po telefon w celu sprawdzenia godziny, ale na ekranie od razu wyskoczyło mi siedemnaście nieodebranych połączeń i dwadzieściadwa sms'y.
Super, mam przerąbane.
Wstałam, sprawnie zaścieliłam łóżko i odbyłam krótką, poranną toaletę. Na nowo ubrałam sukienkę, a ubrania Lucasa złożyłam w kostkę i odłożyłam na komodę. Teraz musiałam dostać się do domu i jakoś wytłumaczyć babci oraz dziewczynom...
Trochę niepewnie wychyliłam się z pokoju, zamierzając odszukać Lucasa. Apetyczny zapach zwabił mnie na dół, aż do kuchni. Widząc jak brunet w skupieniu krząta się przy kuchence, cicho podeszłam bliżej. Stał do mnie tyłem i miał na sobie jedynie sportowe szorty. Jego mięśnie leniwie wędrowały pod opaloną skórą, gdy mieszał coś na patelni i trzeba przyznać, że był to całkiem satysfakcjonujący widok.
- Dzień dobry Piękna - mruknął swoim głębokim głosem, nawet na moment nie odrywając się od aktualnego zajęcia. Skąd wiedział, że tu jestem? Przecież starałam się zachowywać cicho.
- Cześć - odparłam po chwili, teraz już bez krępacji zmniejszając dzielący nas dystans. Biodrem oparłam się o jedną z szafek, wzrokiem leniwie śledząc poczynania czarnookiego.
- Głodna? - zagadnął, wyjmując z półki dwa talerze.
- Jak wilk - odparłam zgodnie z prawdą, bo choć nie wyglądałam, to jadłam całkiem sporo.
W reakcji na moją odpowiedź, Luc jedynie uniósł kącik ust ku górze i zaczął wykładać pysznie wyglądającą jajecznicę ze szczypiorkiem i pomidorkami. Gdy wszystko było gotowe, przeszliśmy do jadalni, gdzie zasiadłam na jednym z lakierowanych krzeseł i zabrałam się za pałaszowanie śniadania.
- Nie spodziewałam się, że tak dobrze gotujesz - stwierdziłam, spoglądając na bruneta znad talerza i biorąc gryza grzanki.
- To tylko jedna z moich licznych zalet - uśmiechnął się i puścił mi zalotne oczko, na co zareagowałam przewróceniem oczami. Co jak co, ale do skromnych to on nie należał.
Po skończeniu posiłku podziękowałam i powoli podniosłam się z krzesła, wyciągając rękę po talerz Lucasa. Skoro już pokwapił się by zrobić mi śniadanie to stwierdziłam, że chociaż pozmywam.
- Zostaw El, jesteś moim gościem - zareagował błyskawicznie, również wstając i zabierając wszystkie brudne naczynia do kuchni. Westchnęłam ciężko i ruszyłam jego śladami, oczekując chwili atencji.
- Odwieziesz mnie teraz do domu? - zapytałam z nadzieją w głosie, przypatrując się jak ładuje talerze do zmywarki. W ramach odpowiedzi skinął głową, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Szybko powędrowałam na górę, chcąc zabrać pozostawione tam szpargały i z Lucasem spotkałam się przy wyjściu. Załadowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy nagrzanymi ulicami Miami w kierunku mojego mieszkania. O dziwo wcale mi się nie spieszyło. Dużo gorsza niżeli obecność Lucasa była zbliżająca się konfrontacja z babcią. Nie miałam pojęcia co mam jej powiedzieć, a jednocześnie nie chciałam kłamać.
- Wiesz o mnie tyle rzeczy, a ja o tobie praktycznie nic - zauważyłam, spoglądając na skupionego na drodze czarnookiego.
- Tak jest bezpieczniej - mruknął, nawet na mnie nie spoglądając. Na nosie miał czarne Ray Ban'y i muszę przyznać, że wyglądał w nich całkiem nieźle.
- Mieszkasz sam? - nie dawałam za wygraną, chcąc nieco dalej pociągnąć naszą rozmowę.
- Tak, niedawno się przeprowadziłem
- Ten dom musiał kosztować kupę kasy - stwierdziłam bardziej do siebie niżeli do bruneta.
- Po prostu mam bogatych rodziców - westchnął, najwyraźniej zmęczony nawałem moich pytań. Wczoraj był bardziej rozgadany, a teraz gdy ja o coś pytam to od razu wielkie halo. Aczkolwiek ten krótki wywiad po części wyjaśniał skąd miał pieniądze na samochód, markowe ubrania i drogie jedzenie.
- Jesteśmy na miejscu - oświadczył po chwili milczenia. Nawet nie zauważyłam, kiedy wjechaliśmy na moją ulicę, ale to bynajmniej nie napawało mnie optymizmem. Wlepił we mnie spojrzenie, a ja sprawnie odpięłam pas bezpieczeństwa i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Już miałam chwytać za klamkę, gdy usłyszałam charakterystyczne kliknięcie i wszystkie drzwi się zablokowały. Posłałam chłopakowi zdezorientowane spojrzenie, nie do końca wiedząc, co znowu wymyślił.
- Tak bez pożegnania? - zapytał ze smutną minką, po czym odkręcił się do mnie profilem i wskazał palcem na swój policzek. Parsknęłam śmiechem, nie zamierzając spełniać jego prośby. W dalszym ciągu był irytującym, zadufanym w sobie cwaniaczkiem, a to że spędziłam u niego noc nic nie zmieniało. Boże, jak to brzmi...
- Chyba śnisz - mruknęłam, w reakcji na co uśmiechnął się łobuzersko.
- Zobaczymy następnym razem - odparł i odblokował zamek, umożliwiając mi opuszczenie samochodu. Tylko szkoda, że następnego razu nie będzie.
- Ta, cześć - powiedziałam i wydostałam się na zewnątrz.
- Do zobaczenia Piękna - odpowiedział zanim zdążyłam zamknąć drzwi i już chwilę później go nie było. Super, teraz pozostało wytłumaczyć się Jessie, Alexis no i babci...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top